Bolońska tyrada Franciszka

(fot. Grzegorz Gałązka/galazka.deon.pl)

Jeśli na początku tego pontyfikatu można było sobie stawiać pytanie, czy papież z drugiego końca świata nie zaniedba Starego Kontynentu, dzisiaj mamy pewność, że Europa stanowi dla niego punkt odniesienia wciąż niezwykle ważny, a może nawet kluczowy.

W 1222 r św. Franciszek przybył do Bolonii - miasta słynnego z pierwszego na świecie uniwersytetu, a wtedy z ciągnących się latami konfliktów - jak choćby Fryderyka Rudobrodego z Ligą Lombardzką czy Gwelfów z Gobelinami. Nieustanna wojna wszystkich ze wszystkimi…

Biedaczyna stanął na głównym placu i wygłosił tam słynną "tyradę", która tonem i konstrukcją chyba odbiegała od powszechnie wtedy przyjętych standardów. W zapisach tamtego wydarzenia używa się określenia "modus concionandi" w odróżnieniu od "modus praedicandi", co zapewne miało oznaczać sięgnięcie przez kaznodzieję do formuły bardziej trafiającej do wyobraźni i serca słuchaczy niż klasyczne kazanie. Jakkolwiek by nie było ze św. Franciszkiem, w 795 lat później pojawił się w tym samym miejscu jego imiennik, papież.

Bergoglio zaczął od wizyty w regionalnym centrum przyjęcia imigrantów. Nazwał je ich "portem", do którego przybyli za cenę niewypowiedzialnych cierpień. Miał na przegubie prawej ręki - podobnie jak imigranci - żółtą bransoletkę ze swym imieniem i numerem 390003 (bransoletki były pewno ich identyfikatorami). Powiedział tam coś oczywistego ewangelicznie, ale najwyraźniej nieoczywistego dla wielu polityków: "Sądzę, że naprawdę konieczne jest, aby większa liczba krajów przyjęła programy prywatnego i wspólnotowego wsparcia dla przyjęcia i otworzyło korytarze humanitarne dla uchodźców". Papież mówił o lękach miejscowej ludności wynikających z nieznajomości przybyszów i o tym, ile "strasznych słów i zniewag" płynie pod ich adresem z internetu. Dziękował osobom przyjmującym imigrantów, a imigrantom powiedział: "Jesteście <bojownikami nadziei>. Niektórzy nie dotarli, bo zostali pochłonięci przez pustynię lub morze." To ważne i pokrzepiające słowa dla tych Polaków, którzy zaangażowali się w niedawną akcję "Umrzeć z nadziei". Może powinniśmy, wzorem papieża Franciszka, nałożyć sobie na rękę żółtą bransoletkę i tak dawać publicznie świadectwo, że jesteśmy po stronie uchodźców?

DEON.PL POLECA

Właśnie tutaj papież odwołał się do wydarzeń, które w kilkadziesiąt lat po słynnej tyradzie św. Franciszka miały miejsce w Bolonii. Było to pierwsze miasto, które zaangażowało się w zorganizowany wykup niewolników - wolność odzyskało wtedy 5855 osób - mniej więcej tyle samo, ilu uchodźców cała Polska miała przyjąć w ramach - świętej pamięci - kwot relokacji… "A jednak" - powiedział papież - "Bolonia się nie bała" Trudno Polakowi uwolnić się od myśli o paraleli miedzy ówczesnym wykupem niewolników i dzisiejszym przyjmowaniem uchodźców!

Bergoglio od dawna daje wyraz przekornemu przekonaniu, że nie samym duchem człowiek żyje, więc drugim punktem programu był "obiad solidarności". Menu nie zostało ogłoszone, ale znamy listę gości: ubodzy, uchodźcy i więźniowie - franciszkowa klasyka. Wiemy też, że obiad został wydany w miejscowej bazylice, symbolizującej centrum Kościoła - bo przecież dla ubogich Kościół "nie przygotowuje miejsca byle jakiego."

Śladem swego świętego poprzednika Franciszek spotkał się następnie na tym samym co wtedy Piazza Maggiore z robotnikami, pracodawcami i bezrobotnymi, którym często z naturalnych powodów nie jest razem po drodze. Papież odwołał się właśnie do sporu i sprzeczności interesów, apelując o docenienie "tego humanizmu, którego jesteście depozytariuszami, aby poszukiwać mądrych i dalekowzrocznych rozwiązań złożonych problemów naszych czasów, traktując je jako trudność, ale także jako szansę na rozwój i udoskonalenie. To, co mówię, dotyczy także Włoch jako całości i całej Europy."

Jest dramatycznym faktem, że żyjemy dziś w cywilizacji sporu, cywilizacji konfliktu. Wszyscy z tego powodu cierpimy, a jednak nie umiemy lub nie chcemy korzystać z doświadczenia cywilizacji dialogu. Wyznawana wiara nie determinuje naszych postaw w tej sprawie, wystarczyłoby elementarne poczucie humanizmu. Chrześcijanie mają jakby prościej, mogąc odwołać się do Ewangelii, ale kategoria godności osoby jest przecież obecna także w innych obszarach kulturowych.

Tradycją uniwersytecką jest październikowa inauguracja nowego roku akademickiego. Także i w Bolonii odbyła się taka inauguracja, tym razem z udziałem papieża Franciszka. Znów powróciła sprawa Europy. "Nie lękajcie się jedności! Logiki partykularne i nacjonalistyczne nie zniweczą odważnych marzeń założycieli zjednoczonej Europy". Papież przypomniał o swoim własnym i osobistym "europejskim marzeniu", marzeniu o "nowym humanizmie europejskim, potrzebującym pamięci, odwagi, zdrowej i ludzkiej utopii" (Nagroda Karola Wielkiego).

Jeśli na początku tego pontyfikatu można było sobie stawiać pytanie, czy papież z drugiego końca świata nie zaniedba Starego Kontynentu, dzisiaj mamy pewność, że Europa stanowi dla niego punkt odniesienia wciąż niezwykle ważny, a może nawet kluczowy. Wiele, jeśli nie większość obecnych globalnych dylematów musi znaleźć początek odpowiedzi właśnie tutaj.

Uniwersytet w Bolonii znany jest historykom Kościoła także z tego, że wejście w życie bulli papieskich związane było nie tyle z datą ich podpisania przez pontifeksa, ile raczej wtedy, gdy zaczęły być one studiowane właśnie na uniwersytecie w Bolonii. Profesor Alberto Melloni żartobliwie sugeruje, że z tej racji Franciszek przemawiał na "swoim" uniwersytecie. Może dlatego, idąc tropem misji uniwersyteckiej, wygłosił tutaj tezę bardziej "profesorską" niż "kaznodziejską". Przypomniał uniwersytecką misję jedności i wspólnoty oraz gościnności okazywanej "studentom pochodzącym z sytuacji odległych i trudnych". A zatem "niech Bolonia, wielowiekowe skrzyżowanie spotkań, dyskusji i relacji, a w ostatnich czasach kolebka projektu Erasmus, zawsze kultywuje to powołanie!"). To nie był apel skierowany jedynie do Alma Mater Bolonensis…

* * *

"W kręgu Franciszka" to cykl felietonów autorstwa Piotra Nowiny-Konopki. Kolejne części tylko na DEON.pl

Moje 3-letnie ambasadorowanie przy Watykanie było niespodziewanym przywilejem i okazją do codziennego śledzenia niezwykłego pontyfikatu sprawowanego przez jezuitę "z drugiego końca świata". Niemal każdego dnia patrzyłem na zwierzchnika Kościoła, który postanowił pozostać "zwykłym człowiekiem", jak każdy z nas. Od 13 marca 2013 roku Franciszek zaskakuje, a nawet szokuje, wciąż przecież gromadząc wokół siebie osoby i grupy znajdujące w nim inspirację, autorytet i wzór pasterza na nowe czasy. Chcę Państwu o tym opowiadać w sposób w miarę możności regularny, odwołując się do słów Papieża i pokazując ludzi, o których można powiedzieć, że znalazły się "w kręgu Franciszka". Stąd nadtytuł mojej pisaniny.

* * *

Piotr Nowina-Konopka - działacz katolicki, w latach 1980-1989 w opozycji demokratycznej, w latach 1991-2001 poseł, kilkukrotny minister, negocjator członkostwa RP w UE, przewodniczący Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana, były ambasador RP przy Stolicy Apostolskiej, obecnie na emeryturze

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bolońska tyrada Franciszka
Komentarze (2)
13 października 2017, 12:26
Skoro pana ambasadora wzruszyła Franciszkowa imprezka zorganizowana w Bolońskiej bazylice przy aktywnym współudziale obecnego ordynariusza to proponuję wypić kieliszeczek (mniejsza czego) za spokój duszy św.pamięci kard.Caffarra poprzednika miejscowego imprezowicza, bowiem DUBIA W DALSZYM CIĄGU CZEKAJĄ NA ODPOWIEDŹ. Co zaś się tyczy porównań Franciszka ze św.Franciszkiem to nie będę zbyt odkrywczy gdy przypomnę jedną z opinii charakteryzujących jego pontyfikat. Franciszek mianowicie uparł się stać się Franciszkiem z Asyżu podczas gdy św.Franciszek nigdy nie miał zamiaru stać się papieżem. Obecny papież to bowiem papież pomieszania ról,szkoda tylko,że wierni katoliccy muszą cierpieć tego skutki.  
15 października 2017, 13:15
Słowa plotkarza, są, jak smakowite kąski, docierają do samych wnętrzności.