Co głosimy na ambonie?

(fot. Julie Falk / flickr.com / CC BY-NC 2.0)

Wierni mają prawo być czasem zmęczeni kazaniami, bo jest w nich po prostu za dużo "kazania". Za mało jest w polskim (nie boję się użyć tego przymiotnika) głoszeniu Słowa objawiania biblijnego Boga, za dużo napominania, moralizowania i besztania.

Zadziwiła mnie emocjonalna reakcja ks. Wojciecha Węgrzyniaka ( Problem polskich kazań?) na teksty Małgorzaty Wałejko (Nie-Dobra Nowina) i Piotra Żyłki (Do seminarzystów i księży), jakby poczuł się wywołany do tablicy, bo wszyscy uwzięli się na biednych księży. Zwłaszcza publicystka "Więzi" nie tyle pisze o kaznodziejach, co o przesłaniu, które dociera przez nasze (księży) usta do wiernych. To jest sedno sprawy.

Wbrew pozorom problem polskich kazań istnieje, tak jak istnieje problem ze Służbą Zdrowia, ZUS-em czy alkoholizmem w społeczeństwie. W każdym przypadku można krytykę odeprzeć nazywając ją "narzekaniem". I bywa tak, że niektórzy narzekanie mają we krwi. I zawsze widzą tylko braki, a nie potrafią dostrzec tego, co jest. Ale jest też dobra krytyka. I tak właśnie odbieram tekst M. Wałejko.

Rozumiem argument ks. Wojciecha, że potrzebne byłyby badania, by uniknąć generalizacji. Racja. Tylko gdybyśmy we wszystkim opierali się wyłącznie na badaniach opinii publicznej, musielibyśmy z dyskusji wykluczyć całe mnóstwo tematów. Wiadomo, że im więcej danych, faktów i dowodów, tym lepiej. Oprócz badań są jeszcze obserwacje, bezpośrednie doświadczenie, które oczywiście nie musi być reprezentatywne, ale doszlibyśmy do absurdu, gdybyśmy polegali tylko na badaniach. W końca sama wiara nie opiera się na badaniach, lecz na zaufaniu i świadectwach apostołów. Niemniej, takie badania istnieją. Na przykład, CBOS w grudniu zeszłego roku zapytał grupę Polaków o kazania. I co się okazało? 23% Polaków twierdzi, że księża podczas kazań ujawniają swoje sympatie partyjne. A więc jakąś próbkę mamy.

DEON.PL POLECA

Ale do rzeczy. Mnie jako księdzu i słuchaczowi kazań, bo nigdy nim nie przestałem być, bliższa jest diagnoza Małgorzaty Wałejko aniżeli ks. Wojciecha Węgrzyniaka. I nawet jestem jej za to wdzięczny, za szczery głos z zewnątrz, bo dzięki niemu mam materiał do kaznodziejskiej pracy. Uważam, że problemu słabej jakości kazań nie należy wiązać głównie z tym, jak długo ten lub tamten ksiądz się do nich przygotowuje, czy ma dar przemawiania czy nie, czy pracuje dobrze w innych działkach duszpasterstwa. Choć niewątpliwie te czynniki mają pewien wpływ. Bardziej chodzi o mentalność, myślenie, założenia, które regulują kaznodziejstwo.

Myślę, że wierni mają prawo być czasem zmęczeni kazaniami, bo jest w nich po prostu za dużo "kazania". Za mało jest w polskim (nie boję się użyć tego przymiotnika) głoszeniu Słowa objawiania biblijnego Boga, za dużo napominania, moralizowania i besztania. Za mało mówi się o tym, kim jest Bóg i co dla nas czyni, a za dużo o tym, co my najpierw powinniśmy uczynić dla Boga. Poprzestawiana jest hierarchia prawd.

Wychodzi na to, że albo w seminariach uczy się zbyt uproszczonej teologii, nieco mechanicznego podejścia do Pisma świętego i wyolbrzymia się znaczenie wysiłków człowieka w osiąganiu zbawienia albo po seminarium wykształcony ksiądz wchodzi w jakieś dziwne koleiny. A może jedno i drugie. Dlaczego jest za dużo "kazania", a za mało "objawiania"?

Zastanówmy się najpierw, po co przychodzimy słuchać Słowa Bożego? Powody mogą być różne. Część (duża czy mała?) wiernych przychodzi do kościoła, bo musi - spełnia niedzielny obowiązek - zgodnie zresztą z wdrukowanym w dzieciństwie przez nas księży nakazem. Jeśli tylko obowiązek motywuje, to wtedy wszystko będzie drażnić, bo trzeba odstać godzinę, a jeśli ksiądz jeszcze powie coś, co mi się nie podoba to….No ale mus to mus. Jakoś trzeba ścierpieć, czasem ponarzekać.

Wielu jednak (ilu?) z tych, którzy pojawiają się w kościołach, chyba pragnie czegoś innego niż spełnienie musu. Chcą lepiej zrozumieć, co się aktualnie dzieje na ich oczach; pragną poznać, jak Bóg działa w ich życiu; szukają najpierw umocnienia i pociechy, czasem chcą usłyszeć też mocne słowa, ale przede wszystkim wierni pragną doświadczyć tego, że Bóg jest im bliski. I wiele z tych osób chce stać się lepszymi ludźmi, starają się. Nie zawsze im wychodzi, ale próbują. Natomiast często im się obrywa za tych, których w kościele nie ma i budzi się w nich poczucie winy wobec bezsilności samych duszpasterzy, którzy nie wiedzą, jak dotrzeć do nieobecnych.

Wydaje mi się, że jakość kazań zależy także od tego, jak postrzegamy wiernych w Kościele. Czy w oczach duszpasterzy większość wiernych stanowią ci, którzy "muszą", czy ci, którzy "chcą"? Jeszcze są tacy, którym się chce lub się nie chce. Jeśli większość to ci, co "muszą", wtedy ciągle trzeba ich przymuszać, by im się w ogóle chciało chcieć, a więc napominać, straszyć, podkreślać, że nie ma zbawienia za darmo. Wtedy częstotliwość słów "trzeba" i "powinniśmy" w kazaniach wzrasta. W ten sposób inwestuje się ciągle w motywację zewnętrzną. To dość pracochłonne i mało-efektywne zajęcie. Ale cóż, jakoś trzeba sobie radzić.

Skutek jest jednak taki, że ci, którzy "muszą" przez całe życie tylko "muszą". I dlatego w kazaniach obiera się program minimum, czyli okraja Dobrą Nowinę, nawet się ją wypacza albo nagina, niektóre ważne sprawy przemilcza, byleby zachować człowieka w Kościele, nawet jeśli tylko ze strachu przed karą.

Zilustruję to przykładem.

Pewnego razu w jednej z parafii wygłosiłem homilię na temat świętości każdego chrześcijanina, czyli także każdego obecnego wówczas w kościele parafialnym. Rozróżniłem wyraźnie na świętość moralną ("wypracowaną" z Bożą pomocą i widoczną w czynach i słowach) i świętość podarowaną nam przez Chrystusa w chrzcie świętym (podarowaną i niezasłużoną).

Po mszy świętej ksiądz proboszcz upomniał mnie na plebanii. - Nie powinno się ludziom tak mieszać w głowach, bo dojdą do wniosku, że nic nie muszą robić i będą zbawieni - powiedział. A ja po prostu skomentowałem fragmenty z listów św. Pawła i krótki tekst z Soboru Watykańskiego II, który nazywa wszystkich ochrzczonych "rzeczywiście świętymi" i myślałem, że głoszę wspaniałą Dobrą Nowinę…

Na drugi dzień podeszło do mnie kilka osób i powiedziało, że nigdy nie słyszało o czymś takim. Byli zdziwieni, że Pismo święte tak mówi o świętości. Zresztą, ja też byłem zdziwiony, że oni to usłyszeli pierwszy raz…

Jeśli jednak człowiekowi, który nie doświadczył "wewnętrznego" ognia i spotkania z Bogiem, lecz tylko "mus", powiemy, że już jest święty i zbawiony, to on rzeczywiście może zrozumieć, że skoro tak jest, to po co w ogóle chodzić do kościoła?... No to lepiej ten temat dyskretnie przemilczeć, bo będzie mniejsza szkoda. Czy to jednak właściwe rozwiązanie? Czy zafałszowanie tak istotnej ewangelicznej prawdy spowoduje, że będzie więcej ludzi w kościołach i czy tylko o to chodzi, by w nich byli?

Na ogół kazania w Polsce kręcą się wokół świętości moralnej - wokół naszych wysiłków, a to, że już jesteśmy zbawieni kompletnie się pomija albo używa jako teologiczny slogan bez głębszego wyjaśnienia. W myśl tej teologii wszystko dopiero przed nami. W sumie nic wielkiego się nie dokonało. Nadal żyjemy w grzechach, ale zawsze możemy się starać, czynić dobrze. Kto wie, może osiągniemy zbawienie. Jeden ze współbraci powiedział mi, że na Jasnej Górze w oktawie Zmartwychwstania czytano na apelu rozważanie, gdzie padło zdanie: "Chociaż Jezus zmartwychwstał, to jednak szatan ciągle zwodzi…". Najciekawsze tutaj jest słowo "chociaż".

Takie podejście to wykrzywianie Dobrej Nowiny, które bierze się z jednej strony z oporu ludzkiego serca: nie ma nic za darmo, więc i na miłość Bożą trzeba sobie zasłużyć. Z drugiej, wynika z nieumiejętności ukazania jak w życiu chrześcijańskim darmowość zbawienia ma przenikać się z ludzką wolnością i odpowiedzią w słowach i uczynkach, ale tak, by nie odwoływać się jedynie do logiki kary i nagrody. Wybiera się więc drogę na skróty, wylewając przy tym dziecko z kąpielą.

Druga przyczyna słabej jakości kazań to zadziwiające podejście do samego Słowa Bożego, które, niestety, często bywa traktowane instrumentalnie. Jest taka pokusa, by Słowo Boże nagiąć do swoich własnych poglądów i potrzeb. Oczywiście, nie wszystko, co ksiądz mówi, pochodzi tylko z natchnienia. Przecież jest żywym człowiekiem, a nie tubą. Niemniej ważne jest nastawienie.

Parę miesięcy temu prowadziłem inne rekolekcje w wiejskiej parafii. Zanim je zacząłem, ksiądz proboszcz poinstruował mnie, jakie tematy powinienem poruszyć, jakich problemów dotknąć, za co ludzi objechać (oczywiście anonimowo, żeby się nikt nie domyślił). No i w ogóle mam ich przywołać do porządku. Trochę się zdziwiłem i powiedziałem mu, że najważniejsze jest to, co mówi do nas Bóg w codziennych czytaniach. I na tym się zwykle skupiam. Przecież po to je czytamy, by je zrozumieć, a nie tylko przeczytać. Pan Bóg swoje, a ksiądz swoje. Jakoś nie zaiskrzyło między mną a proboszczem. Chciałbym wierzyć, że to odosobniony przypadek.

Myślę więc, że jest ciągle nad czym pracować w kwestii głoszenia kazań. Gdyby było tak dobrze z teologią i homiletyką w naszych seminariach, to czemu w praktyce głosimy często wręcz herezje? Bo przecież wzywanie do zapracowywania na zbawienie jest herezją, a przynajmniej półprawdą. Jeśli moralność wysuwa się na czoło i głównie ten apel dociera do ludzi, to czy nie sprzeciwiamy się podstawowej prawdzie objawionej przez Boga, że to On jest pierwszy w miłości, że On zawiera przymierze, daje się poznać, a my tylko odpowiadamy?

Pozostaje więc zrewidować, do kogo zwracamy się w naszych kazaniach i czy wierzymy, że nawet ci, którzy teraz "muszą" i ograniczają się do minimum, zmienią zdanie, jeśli w końcu usłyszą, że tak naprawdę nic nie "muszą" i mają przed sobą dostęp do ogromnego bogactwa za darmo?

To naprawdę zależy od tego, co głosimy na ambonie. Nie tylko jak.

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Co głosimy na ambonie?
Komentarze (106)
C
czytelnik
20 kwietnia 2015, 18:44
Ale się szef deonu napracowal żeby cenzurować komentarze do swojego artykuliku - ciekawe ile procent skasował - myślę że około 50 % , licząc w tym powtórki i kopie z innych portali jak GN czy RV.
E
eryk
20 kwietnia 2015, 18:50
Napracował się, bo jak się ma do czynienia z takim trollem jak ty, to trzeba się napracować. I chyba masz czytelników za głupich, sądząc, że te rózne wpisy pochodzą od różnych ludzi. Tak właśnie działa chory troll, podszywa się, bo jest tchórzem i nie potrafi pokazać twarzy. Wielki obrońca wiary i bohater.
P
parafianin
20 kwietnia 2015, 18:58
No a te kopie z GN i RV jak kwalifikujesz? A to że ks. Piórkowski pisze że nie cenzuruje bo to pisze psychiatryczny - i tylko przeprasza ? Bo przecież cenzurował licznie i mimo że fakty, którym zaprzecza szef deonu nadal wiszą na deonie ? Jak takie działanie szefa sie nazywa? Bo pomówienia szefa nadal wiszą jednak na deonie? 
S
strada
20 kwietnia 2015, 12:27
W kazianiach- nie pracujcie tak bardzo, drodzy, księża, nad naszym świadectwem moralności- by było celujące. Nie besztajcie za "jedynki". Pomóżcie nam odkrywać miłującą obecność Jezusa- wtedy motywacja nasza wzrośnie. I nie straszcie. Strach nie wychowuje ku dojrzałym decyzjom. Może ochronić tylko na chwilkę. Wielokrotnie i na różne sposoby głoście, że "tak Bóg umiłował świat, że Syna Swego dał...".
O
olle
20 kwietnia 2015, 12:31
Mówisz poważnie? Gdzie są te kazania o moralności? Od dawna ich nie ma. Wszak króluje nam MIłOSIERDZIE dla wszystkich.
S
strada
20 kwietnia 2015, 13:29
....a masz coś przeciw królowaniu miłosiedzia dla wszystkich?
K
klara
20 kwietnia 2015, 13:49
A tobie się wydaje, że głoszenie oznacza królowanie? Że jak "teologowie" będą wytrwale zaprzeczać pewnym niewygodnym faktom, to one przestaną istnieć? O, ludzka naiwności...
S
strada
20 kwietnia 2015, 14:02
ale o czym Ty piszesz, Klaro, bo nie bardzo rozumiem. Królowanie miłosierdzia to przekaz Ewangelii. I którzy teologowie zaprzeczają jakim faktom? Znajdź mi takiego, który przeczy królowaniu miłosierdzia w historii zbawienia człowieka? Czy orędzie o miłosierdzi, coraz głośniejsze, Twoim zdaniem przeczy Bożej sprawiedliwości czy obwiązkom człowieka, by starał się żyć Bozymi przykazaniami? Co Cie drażni w głoszeniu Bozego miłosierdzia? To, że i tak nigdy nikt zasługami swoimi nie zasłuży na zbawienie, bo ono jest darmowe?
K
klara
20 kwietnia 2015, 14:04
No co ty nie powiesz? A wyobraź sobie, że św. Jan Maria Vianney tak skutecznie straszył na kazaniach, że skłaniał ku "dojrzałym decyzjom" nawrócenia całe prowincje. A i z sąsiednich jeszcze przyjeżdżali. Natomiast liberalne omijanie tematyki moralności we wspólczesnym Kościele przynisło puste świątynie - i nie pomaga nawet odmienianie przez wszystkie przypadki "miłości" i "miłosierdzia". Niestety głusi i ślepi na fakty kaznodzieje dalej karmią wiernych taką mdłą papką. Zapomnieli, że mają być solą ziemi.
K
klara
20 kwietnia 2015, 14:31
To, że i tak nigdy nikt zasługami swoimi nie zasłuży na zbawienie, bo ono jest darmowe? Darmowe zbawienie oznacza otwarcie dla wszystkich bramy do nieba.  Ale żeby tam wejść, trzeba ruszyć doopsko i "przejść przez ciasną bramę". Psim obowiązkiem kaznodziejów jest nieustanne przypominanie o tym. A także przypominanie, ze wielu jest takich, którzy idą na zatracenie drogą szeroką i przestronną. Pomimo Bożego Miłosierdzia. Co Cie drażni w głoszeniu Bozego miłosierdzia? Kłamstwo, że jest ono gwarantowane każdemu za friko. Nawet jak się na nie wypina, albo traktuje jako gwarant bezkarności. A prawda o Bożym Miłosierdziu jest taka, że może go dostąpić każdy NAWRÓCONY grzesznik. Dlatego kaznodzieja, który "głosi miłosiedzie", pomijając zagadnienia moralności i wezwania dio skruchy i nawrócenia jest niestety sługą złym i nieużytecznym.
S
strada
20 kwietnia 2015, 15:03
Nawrócenie nie jest dziełem nawet najlepszego kaznodziei. Nawrócenie jest dziełem Bożego miłosierdzia. Jest łaską. Nawet to, że człowiek z nią współpacuje, to też łaska. Zęby chcieć się nawrócić, nie wystarczy ganić człowieka, napominać. To ważne, ale nalezy mu ukazac cel nawrócenia. A nie jest nim piękne "świadectwo moralności", ale obraz Boga. Jesli w przekazie kazania obraz Boga będzie prawdziwy (Bóg miłosierdzia, który syna swego dał....), droga do nawrócenia otwatra. Jesli tylko napomnienia- nici z nawrócenia, bo to nie jest głooszenie Dobrej Nowiny. I wyluzuj w emocjach, pisząc komentarze.
K
klara
20 kwietnia 2015, 15:09
Nawrócenie nie jest dziełem nawet najlepszego kaznodziei. Nawrócenie jest dziełem Bożego miłosierdzia. Jest łaską. W takim razie wniosek jest prosty - kaznodzieje na traktory! A nie zabierać ludziom czas przez pół Mszy św.
S
strada
20 kwietnia 2015, 15:15
Nie rób przepychanki słownej. Szkoda czasu. To nie jest rozmowa
K
klara
20 kwietnia 2015, 15:34
No dobrze. Wracamy do twojej tezy, że: Nawrócenie nie jest dziełem nawet najlepszego kaznodziei. Nawrócenie jest dziełem Bożego miłosierdzia. Jest łaską. Nawet to, że człowiek z nią współpacuje, to też łaska. Skoro tak jest jak piszesz, to rodzi się pytanie na jakich zasadach jest ta łaska rozdzielana. Bo wiemy i z Pisma Świętego i z wielu objawień, że wielu greszników idzie na wieczne potępienie. Czyżby Bóg kapryśnie jednym udzielał łaski nawrócenia a innym nie? Albo "łaska współpracy z łaską nawrócenia" była jakoś reglamentowana?
20 kwietnia 2015, 16:14
"Zęby chcieć się nawrócić, nie wystarczy ganić człowieka, napominać. To ważne, ale nalezy mu ukazac cel nawrócenia. A nie jest nim piękne "świadectwo moralności", ale obraz Boga. Jesli w przekazie kazania obraz Boga będzie prawdziwy (Bóg miłosierdzia, który syna swego dał....), droga do nawrócenia otwatra. Jesli tylko napomnienia- nici z nawrócenia, bo to nie jest głooszenie Dobrej Nowiny." Cóż, wieki kiedy ludzi tylko ganiono z abon nie skutkowały nawróceniami. Biedni ci wszyscy, co słyszeli tylko napomnienia a nie o miłosierdziu. Bo nici z ich nawrócenia.
20 kwietnia 2015, 16:17
"Skoro tak jest jak piszesz, to rodzi się pytanie na jakich zasadach jest ta łaska rozdzielana." Każdy dostaje taka samą Łaskę. Darmo. Naprawdę nie musi na Łaske jakoś zasłużyć. Co oczywiscie nie oznacza, iż każdy Łaskę przyjmie i zechce w Niej wzrastać. Dramat jest, gdy mimo godziny smierci nadal Łaskę nawrócenia sie odrzuca.
K
klara
20 kwietnia 2015, 17:08
Cóż, wieki kiedy ludzi tylko ganiono z abon nie skutkowały nawróceniami. Biedni ci wszyscy, co słyszeli tylko napomnienia a nie o miłosierdziu. Bo nici z ich nawrócenia. TomaszuL, nie umieściłeś żadnej emotki z przymrużonym okiem i ktoś może sądzić, że ty tak serio piszesz. I gotów uwierzyć, że surowe moralizatorstwo św. Jana Vianneya, św.Jana Bosko czy św.ojca Pio nikogo nie nawróciły i dopiero dzisiejsi "miłosierni" ustawiają kolejki nawróconych do konfesjonałów. :)))
20 kwietnia 2015, 20:55
Klaro - jeżli ktoś pisze iż z napomnień nie ma nawrócenia, to znaczy iż nie zna historii swojego Koscioła. To że obecnie zapanowala swoista moda na miłosierdzie, nie przekreśla dorobku wieków Koscioła, w tym wielu swiętych. Ale "kapłani (kapłanki) tej mody tego nie rozumieją. I o ile mówienie o miłości i miłosierdziu ma sens wobec pogan, to dla osób ochrzczonych, które poznały już naukę Kościoła przesłanie z abon musi być takze inna.  Nie polega ona na straszeniu, lecz przypominaniu, ile tracą odrzucając Boga. Oczywiscie bez sensu jest też puste moralizowanie, czyli np. mówienie nie kradnij bez odniesienia tego do Boga. Ważne, aby sluchacz uslyszal ze to miłosierny Bóg powiedział wprost nie kradnij, czyli jak uwierzysz, to nie będziesz kradł.
20 kwietnia 2015, 08:52
W zeszłym roku w jednym z miast w Polsce rozdawano darmowe lamki rowerowe (takie warte pewnie z 5-10 zł) Tłum nieprzebrany, lampek było z 500szt, po kilku minutach zabrakło. Sceny z otwarcia nowych marketów, tam nie dają za darmo, lecz tylko trochę taniej. Tłumy. Gazetki promocyjne, wyprzedaże – tłumy. Tu też nie ma nic za darmo. Przyjeżdża ksiądz do kościoła parafialnego. Wchodzi ma mównicę i obiecuje ludziom dostanie, ba bardzo dostanie życie i to wieczne. Nieskończenie wieczne. Głosi iż to wszystko za darmo, ze nic człowieku nie musisz. Jak jest radykałem, to głosi wręcz zgromadzonym, że i tu na ziemi pozbędą się problemów, przestaną tak często grzeszyć. Mogą zostać już tutaj świętym. Jak ukochany JPII Ksiądz odjeżdża – ile osób uwierzyło (i to nie księdzu, ale Jemu). A ile uwierzyło w „darmowe” czy tylko „tańsze” cokolwiek kupowane w sklepie? O. Dariuszu – tu leży problem.
W
WDR
20 kwietnia 2015, 07:11
@ Dariusz Piórkowski SJ "Myślę więc, że jest ciągle nad czym pracować w kwestii głoszenia kazań." Zgadzam się i powiem szczerze, że lepiej księdza czytać, nawet jak się nie zgadzam, niż słuchać. Piszę to na podstawie 3 kazań, które znalazłem w sieci z rok temu. Nie dotrwałem do końca. Być może na żywo to lepiej wypada.
PN
prawdziwy nauczyciel homilii
20 kwietnia 2015, 07:08
Innym ważnym owocem jest szczególny wkład Josepha Ratzingera - Benedykta XVI w relacje między wiarą i rozumem, widoczny w jego „wielkich encyklikach”. Ponadto w adhortacji apostolskiej „Verbum Domini”, a zwłaszcza w trylogii o Jezusie z Nazaretu zbliżył on do siebie egzegezę i teologię - w teorii i praktyce. Trzecim owocem jest „skarb jego mistagogicznych homilii”, które są „szkołą kaznodziejstwa”. - Wiele z tych homilii będzie czytanych przez stulecia - podkreślił kard. Ouellet.
ZP
z peryferii?
20 kwietnia 2015, 06:59
Do wszystkich czytających komentarze: proszę się nie przejmować osobą, która wypisuje bez końca bzdury boldem o doktoraciku, dysydenctwie itp. pod różnymi nickami. To jest jedna i ta sama osoba, ale niestety bardzo cierpi. Usuwanie tych komentarzy powoduje, że choroba się wzmaga. Dlatego przepraszam innych czytelników, że nie usuwamy wszystkich tych wpisów, wybierając mniejsze zło. A za tę osobę trzeba się tylko modlić, bo nie wiem, czy można jej inaczej pomóc. A CZY TO PRAWDA ? - CAŁY DZIEŃ SZEF DEONU USUWAŁ JEDNAK TE WPISY - BO PODAWAŁY FAKTY NADAL WISZĄCE NA DEONIE ŻE TEN POMÓWIONY (NIBY PSYCHIATRYCZNY) POKAZUJE JEDNAK FAKTY NIEWYGODNE I NIECHLUBNE DLA DEONU I KS. pIÓRKOWSKIEGO? JAK NAZAWĆ PUBLICZNE MIJANIE SIĘ Z PRAWDA SZEFA DEONU?
W
wierny
20 kwietnia 2015, 06:55
Fajny ten szef deonu. Ocenzurował nawet podane przez RV, KAI i Gościa Niedzielnego informacje p papieżu emerycie Benedykcie XVI - że jest najwybitniejszym nauczycielem homiili ? Ciekawe dlaczego to nie pasowało ks. Piórkowskiemu? Musicie to przeczytać z podanych portali bo deon tego nie lubi
K
klara
19 kwietnia 2015, 16:59
Niemniej, takie badania istnieją. Na przykład, CBOS w grudniu zeszłego roku zapytał grupę Polaków o kazania. I co się okazało?  23% Polaków twierdzi, że księża podczas kazań ujawniają swoje sympatie partyjne. A więc jakąś próbkę mamy. I na tym chciałam zakończyć lekturę, ale jednak zerknęłam dalej. I co widzę? - Za mało jest w polskim (nie boję się użyć tego przymiotnika) głoszeniu Słowa objawiania biblijnego Boga, za dużo napominania, moralizowania i besztania. I pytam ze zdumieniem - czy Autor szanowny nie zna "objawienia biblijnego Boga"?  Wszak tenże biblijny Bóg przez swoich proroków nieustannie napominał, moralizował i beształ swój lud! Chyba jednak trzeba  było dać sobie spokój z lekturą po przeczytaniu samego tytułu i nazwiska autora - są bowiem na deonie bardzo przewidywalni.
Dariusz Piórkowski SJ
19 kwietnia 2015, 17:27
Szanowna Pani lub Pan daje się ponieść emocjom. I to nie pozwala przeczytać tekstu ze zrozumieniem. Gdzie ja napisałem, żeby nie napominać i nie besztać? "Za dużo" oznacza, że brakuje tutaj równowagi. Nie jest prawdą, jak Pani sugeruje, że prorocy nieustannie napominali, bo także pocieszali, dodawali odwagi, ogłaszali miłość Boga i miłosierdzie, chociaż dużo mówili o Bożym gniewie. Oczywiście, że czasem trzeba zganić, tylko też trzeba wiedzieć kogo i kiedy. Kiedy Jezus opowiadał przypowieść o synu marnotrawnym, to chociaż mówił ją do faryzeuszów, również starał się pokazać, że ojciec stara się z miłością dotrzeć do obu synów, także tego zagniewanego. A według kryteriów niektórych komentatorów powinien obu objechać. Chodzi z jednej strony o treść, a z drugiej o proporcje. I te proporcje są moim zdaniem często zachwiane.
K
klara
19 kwietnia 2015, 18:12
Wprawdzie nie emocje a zdrowy rozsądek powstrzymał mnie od dalszej lektury, ale wbrew jego dobrym radom zapoznałam się z dalszym ciągiem. I cóż tam znajduję?  Bo przecież wzywanie do zapracowywania na zbawienie jest herezją, a przynajmniej półprawdą. Jeśli moralność wysuwa się na czoło i głównie ten apel dociera do ludzi, to czy nie sprzeciwiamy się podstawowej prawdzie objawionej przez Boga Wobec powyższego pozostaje Ojcu jeszcze przywołanie do porządku Matki Bożej. która w licznych (uznanych przez Kościół) objawieniach nieustannie nawołuje do nawrócenia i pokuty. I do modlitwy i ofiary za biednych grzeszników, których czeka wieczne potępienie. Niech Ojciec jakoś tam skruszy ten Jej "opór ludzkiego serca" na "dobrą nowinę" o darmowej świętości dla wszystkich.
C
celnik
19 kwietnia 2015, 18:49
Droga  "klaro". Czy potrafi Pani czytać ze zrozumieniem, czy ma Pani jakąś chorobliwą obsesję, skrajnie patologiczną alergię na Ojca? Kim Pani jest, że w tak  małomerytoryczny sposób usiłuje  polemizować?  Za kogo Pani się uważa, że tak pisze? Czy po  przeczytaniu tylułu artykułu można znać jego treść? Przecież to skrajna patologia i po prostu bezczelność.
K
klara
19 kwietnia 2015, 19:02
Za kogo Pani się uważa, że tak pisze? Czy po  przeczytaniu tylułu artykułu można znać jego treść? Chłe, chłe... Uważam się za "darmową świętą". A święci tak mają :))))
Dariusz Piórkowski SJ
19 kwietnia 2015, 20:18
Dziękuję za radę. Jutro zadzwonię do Matki Bożej i wyjaśnię jej, co ma mówić, no bo Ona rzeczywiście mogła nie czytać Pisma świętego:)
Z
zakonnik?
20 kwietnia 2015, 07:02
Nie wolno pisać że postawa wyśmiewająca piszących i pełna buty (bo ma za soba cenzurę) to raczej do zakonnika nie pasuje?
O
owieczka_
19 kwietnia 2015, 13:20
Duch wieje kędy chce. W ostatnim czasie powiał nas od akcentowania Jakubowego, że wiara bez uczynków jest martwa do Pawłowego o tym, że przez wiarę otrzymujemy usprawiedliwienie, a nie przez uczynki. W moim dzieciństwie i do teraz księża starszego pokolenia w czasie kazań są bardziej Jakubowi, a księża młodzego pokolenia z tego co widzę są bardziej Pawłowi. Jedno drugiemu nie przeczy, tak jak Apostoł Jakub i Apostoł Paweł należą do Jezusa. Zbawienie nasze już się dokonało na krzyżu dzięki Chrystusowi, naszym zadaniem jest je przyjąć i współpracować z łaską, bo miłość działa poprzez czyny. Nasze dobre uczynki czyli zasługi powiększają chwałę Boga, ale nikt dzięki temu nie zdoła się samozbawić, bo jedyną prawdziwą zasługą jest męka i śmierć naszego Pana dla odpuszczenia nam grzechów.  Jezus w widzeniach siostry Faustyny mówi, że dobrze jest zbierać zasługi i wcale nie gani podkreślania, że ważne jest dążenie do moralnej doskonałości ze względu na nowe przykazanie miłości, które nam przekazał. Moralne życie chrześcijan sprawia, że Nowa Ziemia i Nowe Niebo jest coraz bliżej, co powinno nas cieszyć i może nie warto ganić księży starszego pokolenia, że przypominając o tym, straszą biedne owieczki, które są tak słabe, że się rozpłyną w deszczu napomnień. Owieczki nie są z cukru księże Dariuszu.
M
Marek
19 kwietnia 2015, 10:51
Art. Ks. Dariusza jest rzeczowy, spokojny, wyjaśniający. Zapytać się trzeba skąd się wzięli w Polsce katolicy, którzy tylko osądzają, oskarżają i potępiają. To są właśnie ci, którzy "zaliczają" Mszę św., którym kompletnie nie zależy na słuchaniu Bożego słowa, bo gdyby je słyszeli, to wzieliby pod uwagę słowa Jezusa: "Nie sądźcie a nie będziecie sądzeni", bo każdy umrzeć musi i kiedyś stanie na boskim sądzie. W ilu katolikich domach czyta się Ewangelię? Leży nowiusieńka na półce i raz do roku na kolędę kładzie się ją na stole. Za to karmienie się kłamliwymi mediami, pustymi serialami, godzinnymi rozmowami o niczym jest na porządku dziennym. Katolicy z nazwy, a wierzących może kilkanaście procent. Tyle możliwości, choćby wysłuchanie Bożego słowa czy katechezy w radiu Maryja  i ilu z tego korzysta?! Stąd i na Deonie katolików tylko ochrzczonych nie brakuje. W rodzinach tylko ten świat: bożek mamony, seksu, władzy, używania życia, szukania szczęścia w alkoholu, narkotykach, używakch, rozrywkach itd. Kto szuka szczęścia w Ewangelii? Nie czarujmy się i nie nazywajmy Polskę, że jest katolicką, bo to wielka ściema. Katolicką może będzie jak się Polacy nawrócą i zaczną szukać w Ewangelii przwdziwego życia czyli własnego szczęścia. Na szczęście Bóg jest wieczny i ma czas czekając cierpliwie na powrót swoich dzieci. 
M
Mike
18 kwietnia 2015, 22:30
Ale jaja, znowu artykul goscia, i w dodatku ksiedza, ktory jest przekonany ze jego punk widzenia na sprawe jest doskonaly. I taki potem glosi kazania i jest przekonany ze robi to dobrze, i ze nikt mu juz nie powinien zwrocic uwagi...  
P
poldek
18 kwietnia 2015, 21:15
Jak ktoś autentycznie szuka Boga, to nawet po kiepskim kazaniu pomodli się do Boga o wiarę - jeśli jej szuka. A jak ktoś jest zdeterminowany w szukaniu, to sobie wygogluje piękne świadectwa wiary i uzdrowienia nawróconych jak i znakomite konferencje takich księży jak bp. Ryś, ks.Pawlukiewicz, o.Augustyn Pelanowski, o.Adam Szustak, śp.o.Joachim Badeni i wielu innych.  Szukajcie a znajdziecie zamist psioczyć. A jak kumuś sie nie chce to i Ksiądz mu nie pomoże i najlepsze kazanie. Mowa o księżach czasem staje się szukaniem usprawiedliwienia własnej gnuśności. Pozdrawiam,
S
senior
19 kwietnia 2015, 13:40
Czy Pan w ogóle zrozumiał treść artykułu?  Czy we wszystkich polskich kościołach kapałni głoszą Dobrą Nowinę o Chrystusie Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym, czy głoszą to pasją, wiarą i radością, milością bliźniego, czy  też,  jako zimny, oschły, bezrefleksyjny, bez serca sędzia (kat) zajmują się głównie  straszeniem, dołowaniem, flekowaniem uczestników Eucharystii? Czy treść kazań jest zawsze dostosowana do poziomu  uczestników Mszy Świętej? Czy często treść kazań nie  jest skierowano do tych, którzy w ogóle nie uczestniczą w  Eucharystii? Trzeba być ślepym i cynicznym, aby mówić, że wszystko jest w parządku. Kazanie nie jest jedyną metodą formowania chrześcijanina, ale Ci, którzy  uczestniczą we Mszy Świętej mają prawo oczekiwać, że w Kościele usłyszą (przynajmniej od czasu do czasu) Dobrą Nowinę,  Nadzieję, słowa o Bożym  Miłosierdziu, że zostaną potraktowani poważnie. Ludzie mają w życiu tyle  problemów i nie chcą, aby na każdym kazaniu mówiono im, jakimi to są nieudacznikami, strasznymi grzesznikami, dla których poza piekłem nie ma miejsca.  Czy w grzeszniku są wyłącznie same grzeszne uczynki, czy można jednak w  Nim zauważyć coś dobrego, dającego nadzieję na Zbawienie? Ćzy Chrystus został ukrzyżowany i zmartwychwstał  za świętych,  ludzi bezgrzesznych, czy jednak  za grzeszników? Co ma zrobić  ten, który nie ma pojęcia o tym, że kazanie naprawdę może być kazaniem, a nie  odwaleniem   pańszczyzny? Czy to zachęca ludzi do  liczniejszego udziału w Eucharystii? Czy dziwi   kogoś, że nasze Kościoły pustoszeją?
P
poldek
20 kwietnia 2015, 00:18
Obecność ludzi w Kościele na eucharystii to wypadkowa wielu zmiennych  a więc nie tylko jakości kazań. Jak mówi klasyk, do tańca trzeba dwojga a tego nie przeskoczy nawet Pan Bóg. 
ZW
zawsze wierni
18 kwietnia 2015, 20:18
 tekst kolekty na niedziele adwentowe : "Wszechmogący Boże, spraw, abyśmy przez dobre uczynki przygotowali się na spotkanie przychodzącego Chrystusa, a w dniu sądu, zaliczeni do Jego wybranych, mogli posiąść Królestwo niebieskie.. '' Jak się ma powyższa modlitwa do głoszonej tu w artykule herezji ,że ".. już jesteśmy zbawieni.." ( w domyśle: bez naszych starań i wysiłków Jezus za darmo załatwił nam wszystkim bez wyjątku zbawienie)
S
Staszek
18 kwietnia 2015, 17:57
Istotnie część kazań jest dobra, część słaba. Jestem wdzięczny Księdzu za to, że nie próbuje Ksiądz zamieść problemu pod dywan. Szczególnie trafił do mnie ten akapit: Druga przyczyna słabej jakości kazań to zadziwiające podejście do samego Słowa Bożego, które, niestety, często bywa traktowane instrumentalnie.  Jest taka pokusa, by Słowo Boże nagiąć do swoich własnych poglądów i potrzeb. Oczywiście, nie wszystko, co ksiądz mówi, pochodzi tylko z natchnienia. Przecież jest żywym człowiekiem, a nie tubą. Niemniej ważne jest nastawienie.
O
opodal
18 kwietnia 2015, 17:31
Po przeczytaniu komentarzy : Mogę się zgadzać lub nie, ale to jest wspólne , to przekonanie sz. Internautów ,że to od kazań zależy los polskiego kościoła .  Nie , nie zależy ...kościól może być jak osoba, jak człowiek, może byc przyjazny , obojętny lub nienawistny , nie wnikam w preferencję.  To co głównie decyduje o jego odbiorze to : Jeśli kogoś źle kojarzymy to choćby był krasomócą do en-tej potęgi, to jeśli mamy do niego zły stosunek niewiele osiągnie . Pisałem już o tym przy podobnym temacie, wspomniałem śp. proboszcza , niech mi za grobem wybaczy ale kaznodziejów to ja już lepszych słyszałem , ale... wystarczyło ,ze on był "nasz" był naszym bratem na dobrte i złe ,to wystarczyló abysmy go słuchali ...jak brata. Kiedyś "wskoczył na garb" rzemieślnikowi,pracodawcy nieludzko traktującego swoich pracowników , pokażcie mi takich dzisiaj , tych wykształconych , z doktoratami , pięknie wysławiajacych się to ..karły w porównaniu z tym prostym wywodzącym się z "zabitej dechami wsi " człowiekiem . Jeśli myślą ,że to jedynie słowa , to ...nic nie myślą.   
Dariusz Piórkowski SJ
18 kwietnia 2015, 14:16
Do wszystkich czytających komentarze: proszę się nie przejmować osobą, która wypisuje bez końca bzdury boldem o doktoraciku, dysydenctwie itp. pod różnymi nickami. To jest jedna i ta sama osoba, ale niestety bardzo cierpi. Usuwanie tych komentarzy powoduje, że choroba się wzmaga. Dlatego przepraszam innych czytelników, że nie usuwamy wszystkich tych wpisów, wybierając mniejsze zło. A za tę osobę trzeba się tylko modlić, bo nie wiem, czy można jej inaczej pomóc.
AC
Anna Cepeniuk
18 kwietnia 2015, 14:07
Bardzo dziękuję ojcu za głos w dyskusji... Choć mieszkam w mieście wojewódzkim, to niestety z kazaniami tak jak we wspomnianych wiejskich kościołach.... Po prostu masakra.... Straszenie i wzbudzanie poczucia winy zawsze na pierwszym miejscu..
T
Teresa
18 kwietnia 2015, 13:46
Z całego serca dziękuję Ojcu.
S
senior
18 kwietnia 2015, 11:48
Serdecznie dziękuję Ojcze Darku za wyważony , merytoryczny głos w dyskusji na temat jakości kazań i homilii w naszych kościołach. Modlitwa i praca może sprawić cuda.
18 kwietnia 2015, 09:55
Rodzi się zawsze pytanie, jakie to owoce przynosi głoszenie Dobrej Nowiny. W końcu, gdy ktoś usłyszy taką rewolucję, jaka to proponuje O. Dariusz, to przecież natychmiast powinien się nawrócić i to trwale. Wiec ile to owoców trwałego nawrócenia pozostało to Twoim O. Dariusz głoszeniu rekolekcji? A co się stanie, gdy słuchacze uznają iż faktycznie nic nie musza bo Bóg i tak ich kocha i są już zbawieni? Czy owocem takiego naucza nie są współczesne patologie rodziny? Te pseudomałżeństwa czy rozwody ? W imię czego trzeba żyć przykazaniami, wiernością i uczciwością np. małżeńską skoro człowiek jest już zbawiony, a Bóg kocha człowieka bez względu na to co człowiek zrobi? Ludzie słyszą to co chcą, niekoniecznie to co ma na myśli rekolekcjonista.
18 kwietnia 2015, 10:08
Tomaszu, odpowiedz proszę (możesz sam sobie) - co Ty robisz, gdy jesteś absolutnie pewny, że jesteś kochany?
18 kwietnia 2015, 10:19
Miłość, wybacz, ale nie rozmawiamy tutaj to Twoich ułudach zwanych przez Ciebie wiedzą. O tym juz dyskutowaliśmy wczesniej, szkoda czasu bo i tak przecież "wiesz" już wszystko.
18 kwietnia 2015, 10:38
Oczywiście, że nie rozmawiamy o mnie - zadałam pytanie Tobie o Ciebie konkretnie. Przed czym uciekasz?
18 kwietnia 2015, 10:57
Przed czym uciekam? Przed zasmeicaniem forum bezwartościowymi dyskusjami z osobą o pseudonimie Miłość, która z forum uczyniła sobie miejsce prezentowania prywatnej własnej religii. A celem jest odciaganie młodych ludzi od katolicyzmu poprzez mamienie pięknymi gładkimi nic nieznaczącymi słówkami i pouczeniami wziętymi wprost z poradnika NEWAGE dla żółtodziobów.
18 kwietnia 2015, 11:06
Czego konkretnie się obawiasz?
Dariusz Piórkowski SJ
18 kwietnia 2015, 11:16
Przede wszystkim, nie głoszę żadnej rewolucji. Proszę poczytać Nowy Testament, KKK i dekrety Soboru. Wszystko tam Pan znajdzie. Po drugie, zawsze pozostanie wolność. I człowiek wybierze co chce albo co mu się wydaje, że chce, bo może być zmanipulowany, a uważa, że jest wolny. Po trzecie, kaznodzieja nie jest od sprawdzania, jakie owoce wydało sianie. To też jest w Nowym Testamencie. Patrz  1 List św. Pawła do Koryntian. Bóg daje wzrost, my tylko mamy rzucić odpowiednie ziarno, z naciskiem na odpowiednie. Po czwarte, jeśli słuchacze zrozumieją, że nic nie muszą, to akurat dobrze, bo powinni chcieć, a nie czuć się przymuszonymi. "Niech Twój czyn bedzie z dobrej woli, a nie z musu" - też św. Paweł do Filemona. Jeśli zrozumieją, że już nic nie muszą robić, to źle zrozumieli albo głosiciel Słowa niewłaściwie to przekazał. Nigdzie nie jest napisane, że chrześcijanie mają być bezczynni i nie zabiegać o zbawienie. Tylko chodzi o właściwą kolejność - jeśli doświadczysz, że Bóg ukochał Cię bezinteresownie, że otrzymałeś łaskę za darmo, to wtedy odpowiedź w czynach i słowach będzie naturalna. To właśnie nazywam wewnętrzną motywacją życia chrześcijańskiego. Jeśli jest ona zewnętrzna, opiera się tylko na prawie i przymusach, to człowiek zawsze będzie szukał furtek i opacznie rozumiał miłość Bożą. Wiernością małżeńską trzeba żyć właśnie w imię tego, że chrześcijanin jest zbawiony, czyli należy do Chrystusa, otrzymał przebaczenie, skoro do Niego należy (a nie dopiero kiedyś), to musi to być widać w życiu cnotami. W chrześcijaństwie jest napięcie między "już" i "jeszcze nie". Nie jesteśmy jeszcze w niebie, ale nie jesteśmy też pod władzą szatana i zła. Jesteśmy jeszcze w drodze. Ale jeśli nie jesteśmy zbawieni, to daremne jest i chodzenie do kościoła i przyjmowanie jakichkolwiek innych sakramentów.
1
123
18 kwietnia 2015, 11:29
Wreszcie zostało to jasno i dopitnie powiedziane. Popieram.
1
123
18 kwietnia 2015, 11:31
jesteś nawiedzona...., to jest męczące
18 kwietnia 2015, 11:46
No no, ci którzy żyli za czasów Chrystusa też pewnie Jego słowa uważali za męczące to postanowili opluć i ukrzyżować. Czasy się nie zmieniły dla tych, którzy nie są rozumiani.
1
123
18 kwietnia 2015, 12:27
Porównujesz się z Chrystusem? Ja ufam tylko jego słowom. A Twoje to.....
18 kwietnia 2015, 12:30
A moje to...?
18 kwietnia 2015, 12:41
Kluczem jest, żeby człowiek odczuł tą prawdziwą Miłość Boga. Wtedy od razu pokocha Boga. A jak się kocha Boga, a nie tylko Go boi, to samemu chce się dowiadywać, na czym Wszechmogącemu zależy, co mówił Jezus, co wskazywał jako dobre, a co jako złe. Człowiek wówczas nie chce grzeszyć nie ze strachu, tylko dlatego, że nie chce zawieść tej miłości. Wbrew pozorom, jest wówczas dużo łatwiej ze zmaganiami grzechów, bo zakazany owoc, pod surową karą, jest smaczniejszy i dużo bardziej kusi. A tak to przestają Cię tak bardzo kusić kolejne rzeczy, przestają być oszukańczo atrakcyjne, sam chcesz inaczej żyć. Nawet jak za ziemskiego życia nigdy idealnie, to jednak wciąż się starać.
M
Milosc
18 kwietnia 2015, 14:30
Można mówić pięknie o miłości do Boga, ale do kogo konkretnie ślesz tę miłość - to jest istotna kwestia. Miłość musi mieć konkretnego Adresata. Jeżeli potrafisz ją też przyjmować i czuć się kochanym, to też musisz mieć konkretnego jej Nadawcę. Wynika z tego bardzo ważna konluzja - to Człowiek jest zarówno Źródłem jak i Owocem Miłości. Co do zakazanych owoców - mądre jest to, co piszesz. Uważam, że gdyby nie było autorytarnie wyznaczonych "zakazów", nie istniałaby również pokusa spróbowania tego owocu (byłoby sobie jabłko na drzewie i tyle). Sami zresztą dobrze wiemy, co czujemy i jak reagujemy, gdy słyszymy słowo "nie". To samo tyczy się "nakazów" - owszem ustanowione one zostały celem wytyczenia kierunku, jednak ich istnienie nie jest niezbędne, gdyż człowiek posiada węwnetrznie wbudowany moralny kompas (np. z natury rzeczy po prostu matkę i ojca czci = kocha, darzy szacunkiem). Posiadamy dar wolnej woli, tzn., że Bóg zawsze mówi do nas "tak". Pozdrawiam :)
18 kwietnia 2015, 15:35
"Kluczem jest, żeby człowiek odczuł tą prawdziwą Miłość Boga." Rafale - jedynym kluczem jest wiara. I to nie wiara w istnienie Boga, lecz wiara Bogu. . "Wtedy od razu pokocha Boga." Jak faktycznie pokocha Boga, to będzie zachowywał przykazania. "Człowiek wówczas nie chce grzeszyć nie ze strachu, tylko dlatego, że nie chce zawieść tej miłości." Tu następuje zamiana sposóbu religijności z tej surowej ojcowskiej na tę wspólczesną matczyną. Robie to co mama każe, bo chce pokazać iż ja kocham. Bo nie chcę zawieśc miłości. Tyle ze nie o to chodzi. "Wbrew pozorom, jest wówczas dużo łatwiej ze zmaganiami grzechów, bo zakazany owoc, pod surową karą, jest smaczniejszy i dużo bardziej kusi." I znów matczyna miłosna czułość zamiast zimnych ojcowskih zakazów. I znów nie w tym rzecz.  "Nawet jak za ziemskiego życia nigdy idealnie, to jednak wciąż się starać." Nie ma potrzeby starać się. Uwierz, a sie wypełni wszystko to co zostalo napisane w Ewangelii. Jak nie uwierzysz, to zamiana religijności z surowej "ojcowskiej" na czułą "matczyną" na nic się zda.
18 kwietnia 2015, 15:59
@Miłosc, wspominałem Ci już, że ładnie piszesz, natomiast mam parę zgrzytów co do treści Twoich postów. Fundamentalnych. Choćby tylko w bieżącym: „Człowiek jest zarówno Źródłem jak i Owocem Miłości”. Jest to nieprawda (Źródłem) pomieszana z prawdą (Owocem), co stanowi dosyć niebezpieczną mieszankę mącącą. Człowiek jest zlepkiem kulek latających wokół innych kulek. Naukowcy nazwali te cuda atomami. Źródłem Miłości jest wyłącznie Bóg i tylko On mógł tchnąć Ducha Życia, Miłości w te skomplikowane (martwe ze swej natury) struktury biliardów kulek. @TomaszL - nie wiem, co będziesz jeszcze wymyślał, żeby bronić za wszelką cenę głoszenia z majestatu faraona i przewysokości katedry, robiącego niesamowitą łaskę, że ktoś przemawia do wiernych. Ludzie według Ciebie powinni zabijać się o to, żeby dostać się do kościoła w niedzielę. Nie może być zbyt łatwo przyłączyć się do elitarnego klubu wybranych, którzy zbyt ciężko pracowali na to, żeby w nim być. Aplikujący do tego diamentowego klubu powinni łowić każdziutkie słowo, jakie pada – nie istotne w jakiej formie, kształcie – z ambony. Cieszyć się, że pozwoli im się wznieść choć na chwilę bluźnierczy wzrok, w trakcie leżenia krzyżem w worku pokutnym. Jak tam Tomeczku idzie Ci praca nad samozbawianiem się? Dużo jeszcze musisz wycierpieć, pobiczować się w życiu, żeby zasłużyć na niebo?:-)
18 kwietnia 2015, 16:02
Przede wszystkim Dobra Nowina jest rewolucją. Dla każdego i zawsze. Ba, do konca ziemskiego życia bedzie każdego dnia swoistą rewolucją. Jak ktoś uzna, iż dla niego juz nie jest rewolucją, znaczy pelen jest pychy. Troche w takim podstawowym znaczeniu w życiu sie nasiałem i miałem przyjemnośc zobaczyc wzrost rosłin, ale tez poznalem potrzebę odpowiedniego nawożenia i nawadniania. Ze wskzaniem odpowiedniego dla danej gleby i danej rośłiny. Jedyna róznica jest w pieleniu chwastów. Ale nie oznacza to, iz nie nalezy nazywać roślin po imieniu. I o ile zaisanie ziarna wiary u pogan ma sens, to obowiazkiem kaznodziei przychodzącym do ochrczonych jest właśnei to nawożenie i nawadnianie. Sens siania wśrod ochrczonych, którzy nie wyparli sie wiary, to tak jakby siać kolejny raz, tam gdzi już zasiano, a brakuje warunków do wzrostu. Kolejne ziarna obumrzą, wzrostu nie będzie. Ale niestety mogą wyrosnąć chwasty. I jeszcze jedno, słuchacze tak naprawdę nic nie musza i nic nie powinni. Powiedzneie komuś, iż coś powinien to przecież takze moralizatorstwo. "Tylko chodzi o właściwą kolejność - jeśli doświadczysz, że Bóg ukochał Cię bezinteresownie, że otrzymałeś łaskę za darmo, to wtedy odpowiedź w czynach i słowach będzie naturalna" ​ A jak nie doświadczę? A jak nie dotknę Ran i nie włożę w Nie palca? Moze jednak nie tyle potrzebne jest jakies bliżej nie określone doswiadczenie (pewnie mistyczne), ale wiara. I to wiara Bogu, a nie tylko wiara, iz Bóg istnieje.
18 kwietnia 2015, 17:01
"Jak tam Tomeczku idzie Ci praca nad samozbawianiem się? Dużo jeszcze musisz wycierpieć, pobiczować się w życiu, żeby zasłużyć na niebo?:-)" Zastanawie mnie z których moich słow taki wniosek wyciagnąłeś? Czy z faktu, iż zamieniasz swą religijność z tej surowej pełnej zakazów na tę uczuciową matczyną? A mzoe z faktu, iz jak ktoś faktycznie pokocha Boga, to będzie zachowywał przykazania. Tyle, ze to wniosek wprost z Ewaneglii Jana. A moze z faktu iż zamienileś stare musisz na nowobrzmiące trzeba sie starać. Tyle iż ani musisz, ani starać sie nie zagwarantuje Ci zycia w zgodzie z przykazaniami. To tylko samooszukiwanie się. Zamiast tego, uwierz Bogu. Uwierz iz kazda litera w Ewangelii jest prawdą. Jak uwierzysz, tak bedziesz żył.  ps. Ty, ja i miliony katolików stanowimy jeden i ten sam Kościół. pisanie o elitarnych klubach, jakoby ja takie proponowałbym jest na granicy świadectwa o kórym mówi VIII przykaznie.  ps2. Ty, ja, o. Dariusz i kazdy inny jest w Kościele tylko dzieki Bogu. Nie ma w tym joty swojej zasługi, ani też zasługi innej osoby.
18 kwietnia 2015, 17:04
Jam Jest Który Jest. I nie ma nic innego.
19 kwietnia 2015, 00:01
Urzekło mnie dziś wyobrażenie Boga jako Komórka Macierzysta Wszechświata. Co Ty na to, Rafale?
M
Mariola
18 kwietnia 2015, 00:34
Pozostaje więc zrewidować, do kogo zwracamy się w naszych kazaniach i czy wierzymy, że nawet ci, którzy teraz "muszą" i ograniczają się do minimum, zmienią zdanie, jeśli w końcu usłyszą, że tak naprawdę nic nie "muszą" i mają przed sobą dostęp do ogromnego bogactwa za darmo? No to teraz mogę iść spokojnie spać:-) Mam przed sobą dostęp do ogromnego bogactwa za darmo. I to jest najwazniejsze odkrycie ever, hit sezonu, i co kto komu pasuje. Ludzie, czujecie to? Jako dzieci Boże mamy dostęp do ogromnego bogactwa w dodatku za darmochę, i to jest absolutnie przepiękne:-) A skoro dokonuje się takiego odkrycia to nie trzeba już niczego nikomu zazdrościć, z nikim się porównywać, nad nikogo wywyższać bo każdy jest jedynym i niepowtarzalnym dziecięciem Bożym, cudownym, kochanym, jedynym uroczym słodkim i rozkosznym dzieckiem mającym dostęp do ogromnego bogactwa Ojca :-) Pa pa :-)
18 kwietnia 2015, 09:45
Tak właśnie jest. Skoro wiemy już Kim jesteśmy pora postawić sobie pytanie kim zamierzamy być. :)
M
Mariola
18 kwietnia 2015, 10:16
Świadomośc bycia dzieckiem Bożym jest jakby to powiedzieć przygodą wieczną, codziennym wyruszaniem na szlak bez żadnych planów bycia kimś konkretnym w całkowitym oddaniu i zaufaniu Ojcu. To On prowadzi a ja Mu ufam i to jest cudowne mimo moich częstych upadków jestem w dobrych rękach. Nie przywiązuję sie do tego kim jestem.
18 kwietnia 2015, 10:41
Czy byłabyś gotowa iść ramię w ramię?
M
Mariola
18 kwietnia 2015, 11:02
Dlaczego czas przyszły? Ważne jest tu i teraz:-)
18 kwietnia 2015, 11:10
Zgadza się. :) Napisałaś jednak "to On prowadzi". Zapytam wobec tego - czy jesteś gotowa, by iść ramię w ramię?
M
Mariola
18 kwietnia 2015, 11:17
18.04.2015 godzina 11:17 i właśnie idę ramię w ramię:-)  Czy ja zadaję Ci jakieś pytania Milosc? Jeśli będę miała potrzebę zapytam, OK?
18 kwietnia 2015, 11:23
"Dlaczego czas przyszły?" "Czy ja zadaję Ci jakieś pytania Milosc?" OK, zawsze chętnie odpowiem :)
M
Mariola
18 kwietnia 2015, 11:29
Milosc, ale sama zachęcasz do dyskusji potem łapiesz za słowka , ideałem jest nic nie mówić nie myślec więc nie pisz bo nigdy do niczego nie dojdziemy;-)) Jak się porozumiewać w internecie zwyczajną kropkę też mozna zinterpretować jako gadulstwo i gonitwe myśli czyż nie?
18 kwietnia 2015, 11:39
Przecież Ty również piszesz, rozmawiasz, zadajesz pytania... Więc dlaczego zwracasz się do mnie, abym ja nie robiła tego co Ty? Budowanie dialogu między ludźmi jest celem forum.
M
Mariola
18 kwietnia 2015, 11:49
Chodzi mi o wypytywanie, jest różnica, ja Cię o nic nie wypytuję bo nie mam takiej potrzeby , owszem mozesz mi zadawac pytania na ktore ja nie musze odpowiadać co zresztą czynię jeśli nie mam ochoty odpowiadać.
18 kwietnia 2015, 11:53
Najczęściej pytania, które zadaję wymagają odpowiedzenia samemu sobie. Nie mnie potrzebna jest odpowiedź. Ja na swoje pytania też odpowiadam sama.
M
Mariola
18 kwietnia 2015, 12:05
Dzieje się jakiś temat, jest dyskusja, sęk w tym zeby kazdy czuł sie dobrze, każdy ma swój czas poczytaj artykuł o wspólnocie. To tak jak z ptaszkami które przylatują do karmnika można łatwo je wypłoszyć, potrzeba delikatności. Miłość jest cierpliwa.
18 kwietnia 2015, 12:33
W kotekście kontrowersji, które narastają wokół moich wypowiedzi pozwól, że powtórzę za wspomnianym tam starym zakonnikiem - ja również wolałabym, aby moi współbracia bardziej kochali mnie ze względu na mnie samą niż ze względu na Chrystusa. Jest tak jak mówisz - Miłość cierpliwa jest. :)
M
Magdalena
18 kwietnia 2015, 13:29
Wokół Twoich wypowiedzi nie ma kontrowersji, tylko smutek…, że można tak zapamiętale niszczyć coś, co jest darem od Boga…
18 kwietnia 2015, 13:33
Kto się smuci? Kto niszczy? Co niszczy?
M
Magdalena
18 kwietnia 2015, 16:38
Będziesz jadł twoje własne potomstwo, ciała twoich synów i córek, które dał ci Pan, Bóg twój, w czasie oblężenia i ucisku. Kobieta najbardziej między wami wydelikacona i wypieszczona, … będzie zazdrościć … córce nawet łożyska, które wychodzi spomiędzy jej nóg, i nawet swoich dzieci, które porodzi, gdyż sama potajemnie zjadać je będzie z braku czegośkolwiek innego w czasie oblężenia i ucisku, jakim uciśnie cię twój nieprzyjaciel w twoich miastach. [ 7 ]
18 kwietnia 2015, 16:45
Magda, serio lubujesz się w tych treściach?
PW
Piotr Walewicz
18 kwietnia 2015, 17:10
WIDAĆ, ŻE NIE TYLKO SIĘ SMUCISZ A NAWET PANICZNIE BOISZ. Nie jest możliwe aby Bóg był takim bezlitosnym bandytą, myślę, że są to fałszowane słowa w Piśmie. Dlatego nie przejmuj się tymi słowami bo nawet pomarszczony fred o tym nie wie. Głowa do góry. Pozdrawiam.
PW
Piotr Walewicz
18 kwietnia 2015, 17:14
Nie wiem ile masz lat ale dość ciekawie piszesz. Mogłabyś trochę pocieszyć Magdalene. Jak widać nie radzi sobie z tymi rzeczami.
18 kwietnia 2015, 17:27
Witaj Piotrze, miło, że tu jesteś. Próbuję już od miesięcy otoczyć Magdę zaufaniem i spokojem. Może połączonym wsparciem będzie to możliwe? Jednak to zawsze Ona jedna może dokonać aktu zmiany woli. W każdym razie jestem.
M
Magdalena
18 kwietnia 2015, 20:40
Marnujesz swoje życie, cenny dar od Boga…, całe dnie spędzasz na portalu… umieszczasz bezsensowne wpisy…, co rusz prowokujesz podpisując się moim imieniem…. Jeśli taki jest Twój wybór, OK. ... żyj w kłamstwie i zniewoleniu, …ale jeśli masz chociaż trochę honoru i ambicji, to odstąp od ludzi, którzy pragną żyć w wolności dzieci Bożych ...
M
Magdalena
18 kwietnia 2015, 20:48
Ten kto wstawił ten tekst musi rzeczywiście nienawidzić Boga i boi się potępienia wiecznego… Ten ktoś jest tchórzem … nawet nie miał/a odwagi podpisać się własnym imieniem…i do tej osoby kieruj swoje współczucie…
18 kwietnia 2015, 22:30
1) Pomagam Ludziom i sobie zrozumieć siebie i siebie nawzajem - to jest właściwa dla mnie Droga i mój wybór. 2) Poświęcam swój wolny czas dla innych. 3) Dzielę się swoim doświadczeniem i rozpoznaniem. 4) Używam tylko jednego nicku Milosc, więc możesz być o mnie spokojna. 5) Ten wie dobrze, kto kłamie, gdy kłamstwo przypisuje drugiemu. 6) Ty Magdaleno przystąpiłaś do rozmowy ze mną. Nie odwrotnie. 7) Pragnąć żyć w wolności to nie to samo co w niej żyć - dlatego tu byłam, jestem i będę - nie dla honoru czy ambicji a dla zwykłej bezinteresownej pomocy. Więc jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać, bo Cię coś zniewala w moich wypowiedziach, to zadaj sobie pytanie co i dlaczego. A potem podziękuj Bogu, że ta sytuacja już przyniosła Ci odpowiedź.
M
Magdalena
18 kwietnia 2015, 23:21
…Ależ my nie musimy być świadkami Twojego błądzenia w ciemności… to co tutaj nam prezentujesz przedstawia się opłakanie…
18 kwietnia 2015, 23:31
Powiedz, o co się boisz.
M
Magdalena
19 kwietnia 2015, 08:57
…o siebie się nie boję, lecz o Ciebie…ponieważ zwodzi Cię zły duch …pod pozorem pomocy innym ludziom zaniedbujesz własne życie…pod pozorem miłości do innych zamęczasz siebie…Osoby zaglądające na ten portal bez większego trudu są w stanie rozeznać, że Twoja rzekoma pomoc ludziom wcale nie pochodzi od Boga…rozpoznanie owocu jest proste…coś co nie służy Tobie nie będzie służyć i nam...
M
Milosc
19 kwietnia 2015, 10:09
Już jest zauważalna zmiana, co widać w słowach, które dobierasz. Teraz przebija się troska o bliźniego, niż strach przed nim. To jak piszemy, pokazuje jak myślimy. Nadal jednak jest ten strach i wyczuwam go. Wyrażając lęk o kogoś, dajesz wyraz temu, że pielęgnujesz ten lęk w sobie. Przyjrzyj się swoim komunikatom ("boję się", "zwodzi Cię zły duch", "pod pozorem pomocy / miłości", "zaniedbujesz", "zamęczasz", "rzekoma pomoc", "nie pochodzi od Boga", "nie służy", "nie będzie służyć"), a stanie się dla Ciebie jasne, że wyrażasz nimi to, co Ty wyobrażasz sobie, że jest, choć tak naprawdę tego nie ma - to nie istnieje ani w Twojej rzeczywistości, ani w mojej. Czy możesz dotknąć swojego lęku? Nie. On jest jedynie produktem myśli. Ludzie tworząc takie myśli, nieświadomie powołują swoją reakcję na przyszłe zdarzenia. Tym sposobem można przewidzieć, że czytając mój wpis teraz, Twoja pierwsza z góry przyjęta reakcja jest podobna do tej, która towarzyszyła Ci dotąd. Mam jednak dla Ciebie dobrą wiadomość - łatwo można to zmienić. :) Jeśli otworzysz się teraz na słuchanie - usłyszysz. Spróbuj, proszę. Zły duch to strach i wątpliwości - one nie istnieją naprawdę, ale służą nam w rozpoznaniu mocy własnego zaufania do Boga. Po to Bóg pozwala towarzyszyć im Twoim myślom, byś mogła przypomnieć sobie, że dobro zawsze zwycięża. Ty w głębi duszy wiesz o tym, lecz umysł zapomina. Wszystko służy nam celem przypomnienia. I kiedy już przypomnisz sobie na dobre, "dotrze to" do Ciebie, następną Twoją reakcją będzie zaufanie do Procesu. To, ile czasu będziesz na to potrzebowała, zależy wyłącznie od Ciebie. Możesz wybrać zaufać od razu, a możesz chcieć jeszcze przed tym pełnym zaufaniem się bronić. Tak czy inaczej, to co wybierzesz będzie właściwe dla Procesu.  Możesz po prostu już teraz podnieść głowę do nieba i wybrać zaufanie. I odetchnąć z ulgą. Uśmiechnąć się i podziękować Bogu. Pozdrawiam Cię i życzę Ci odkryć tę Bożą moc w sobie.
M
Magdalena
19 kwietnia 2015, 10:38
Tandetna jest ta Twoja psychoanaliza… Przyjrzyj się swojemu życiu… przypatrz się owocom…
19 kwietnia 2015, 10:55
Owocem Magdaleno nie jest to, co zobaczysz na zewnątrz. Owocem jest to, co poczujesz w środku. Ty jesteś źródłem tego, co wysyłasz i owocem swojej "przesyłki". To, jak się czułaś wysyłając ten komentarz teraz, pokaże Ci, jakie dziecko karmisz w sobie.
M
Magdalena
19 kwietnia 2015, 11:22
Owoc to nie źródło, ale efekt. Owocem odejścia od Boga jest brak łaski…, owocem życia w Panu Bogu jest Jego przebaczenie i obfitość łask…
19 kwietnia 2015, 11:41
Napisałam - jesteś owocem swojej "przesyłki", a więc efekt tego, co wysłałaś wrócił do Ciebie w postaci tego samego odczucia, które Cię skłoniło do napisania takich a nie innych słów. Nie da się odejść od Boga - po prostu nie istnieje moc większa od Niego i to jest tą łaską i obfitością zarazem. Wszystko jest równe choć różnorodne.
J
Jola
19 kwietnia 2015, 12:20
Magdaleno! Nie wiem jakich słów do Ciebie mogłabym użyć. Jesteś bez wątpliwości zamknięta w sobie i na dodatek mocno zalękniona. Nie trzeba lekarza aby to zauważył w Twoich wypowiedziach. Są znane takie sytuacje, które Ty tutaj nawet obficie na sobie pokazałaś. Każdy w stanach lękowych obmawia ( sugeruje) swojemu rozmówcy swoje stany lękowe. < Miłość > bez trudu to wyłapała. Myślę, że to rozumiesz, chodzi o to , że na przykład złodziej będzie mówił o kradzieżach zarzucając te czyny swojemu rozmówcy. Osobie, która nie jest złodziejem nawet przez myśl nie przejdzie mówić o takich rzeczach. Jestem przekonana, że osoba Miłość chce Tobie dobrze. Byłoby dobrze abyś otworzyła się na nią i zaufała jej. Jeśli np. stany lękowe na które cierpisz pochodzą z dzieciństwa Twojego to w takim przypadku powinnaś udać się do lekarza. Nie obrażaj się na wszystkich w koło, lecz otwórz się na dobrych ludzi, na przykład na osobę Miłość, która mimo , że jej bardzo brzydko ubliżyłaś chce dalej Tobie nieść pomoc.
J
Jola
19 kwietnia 2015, 12:23
Życzę siły i wytrwałości w rozmowie z Magdaleną. Jeśli ona otworzy się Tobie jestem przekonana, że jej pomożesz. Pozdrawiam
19 kwietnia 2015, 13:23
Dziękuję Jolu, że jesteś i wspierasz. Jak wiesz, każdy potrzebuje swojego czasu, by coś zrozumieć. W przypadku Magdaleny, choć może jest to niewidzialne dla oka, to jest jednak odczuwalne dla duszy. Po zwykłej obserwacji zdarzeń, tj. "towarzyszeniu" moim komentarzom wiem, że Magda jest coraz bliżej zrozumienia. Usłyszy to w pełni, gdy i Ona zda sobie sprawę, że każdy atak jest wołaniem o pomoc. W każdym razie jestem i będę. Jeszcze raz dziękuję. Dobrze, że jesteś.
M
Magdalena
19 kwietnia 2015, 17:32
Pan Bóg dał człowiekowi wolną wolę… a jeśli piszesz „nie da się odejść od Boga”, to znaczy, że Ty wolnej woli nie masz, czy tak...
M
Magdalena
19 kwietnia 2015, 17:33
…a może to @Miłość otworzy się na moją pomoc i powróci do Boga…
19 kwietnia 2015, 17:49
Magdaleno, ciekawy punkt. Bóg jest Wszystkim i Wszystko stworzył. Dokąd zatem możesz odejść? Stworzył Ciebie. Czy Ty mogłabyś odejść od samej siebie?
M
Magdalena
19 kwietnia 2015, 19:11
Bóg jest Miłością, jeśli człowiek staje się niewierny tej miłości, to znaczy, że odchodzi od Boga…gdyby chodziło o miłość człowieka zrozumiałabyś bez trudu…
19 kwietnia 2015, 20:43
Bóg jest Miłością. Bóg to Miłość właśnie. Miłość Wieczna i Bezwarunkowa. Nie potrafię zatem wpaść na pomysł, co możesz rozumieć pod sformułowaniem "człowiek staje się niewierny tej miłości". Wytłumaczysz mi, proszę? Jeśli chodzi o Miłość Człowieka - Ona też właśnie taka potrafi być. I Ona też nigdy nie umiera. Nigdy. Może zmieniać oblicza, przybierać różne barwy, ale to zawsze jest właśnie Miłość.
M
Magdalena
19 kwietnia 2015, 22:57
Bóg to Miłość i Miłosierdzie, ale również Sprawiedliwość…, i właśnie dzięki Sprawiedliwości  Miłość Boga jest absolutnie doskonała…
19 kwietnia 2015, 23:28
Wewnętrznego spokoju Magdaleno. I takiej też nocy Ci dzisiaj życzę...
18 kwietnia 2015, 00:16
"Chociaż Jezus zmartwychwstał, to jednak szatan ciągle zwodzi…". Najciekawsze tutaj jest słowo "chociaż". Dlaczego najdziwniejsze? Poniedziałe: Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali. Czwartek: każdy, kto nie posłucha tego Proroka, zostanie usunięty z ludu. [mimo, że] Dla was w pierwszym rzędzie wskrzesił Bóg Sługę swego i posłał Go, aby błogosławił każdemu z was w odwracaniu się od grzechów.