Co Kościół w Polsce zrobi dla rozwodników?

ks. Adam Błyszcz CR

Od kilku dni żyjemy instrukcją jednej z diecezji niemieckich o duszpasterstwie osób rozwiedzionych i ponownie poślubionych. Wywołana ona żywą dyskusję nie tylko w Kościele, ale i poza naszą wspólnotą rzymskokatolicką. Na kanwie tego zamieszania (czyż nie o zamieszaniu mówił papież w swoim wywiadzie dla "La civilta’ cattolica"?) chciałbym zwrócić uwagę na dwie sprawy.

Podstawy doktrynalne tego duszpasterstwa znajdujemy w adhortacji apostolskiej błogosławionego Jana Pawła II Familiaris consortio z 1981 roku. Otóż w punkcie 84. Autor pisze między innymi: "Razem z Synodem wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą - owszem jako ochrzczeni powinni - uczestniczyć w jego życiu. Niech będą zachęcani do słuchania Słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę. Niech Kościół modli się za nich, niech im dodaje odwagi, niech okaże się miłosierną matką, podtrzymując ich w wierze i nadziei". Jak swego czasu zauważył ówczesny kardynał Ratzinger, był to pierwszy pozytywny sygnał w stronę rozwodników żyjących w ponownych związkach ze strony Magisterium Kościoła.

W tym krótkim fragmencie mamy nakreślony program działania duszpasterskiego: słuchać Słowa Bożego, uczęszczać na Mszę świętą, modlić się, pomnażać dzieła miłości i sprawiedliwości, wychowywać dzieci wierze chrześcijańskiej, pielęgnować ducha pokuty.

DEON.PL POLECA

Do tych myśli powrócił wiele lat później Benedykt XVI w swojej adhortacji Sacramentum caritatis z 2007 roku. Powrócił z pewną modyfikacją. Wspomniany fragment (numer 29) brzmi: "Niemniej jednak osoby rozwiedzione, które zawarły ponowne związki, nadal — pomimo ich sytuacji — przynależą do Kościoła, który ze szczególną troską im towarzyszy w ich pragnieniu kultywowania, na tyle, na ile to jest możliwe, chrześcijańskiego stylu życia poprzez uczestnictwo we Mszy św., choć bez przyjmowania Komunii Świętej, słuchanie słowa Bożego, adorację eucharystyczną, modlitwę, uczestnictwo w życiu wspólnotowym, szczerą rozmowę z kapłanem czy ojcem duchownym, oddawanie się czynnej miłości, dziełom pokuty oraz zaangażowaniu w wychowanie dzieci".

Benedykt XVI wspomniał dodatkowo o szczerej rozmowie z kapłanem czy ojcem duchownym. Rzecz nie dotyczy, jak niektórzy myślą, spowiedzi bez rozgrzeszenia. Tutaj raczej chodzi o kierownictwo duchowe, a to w tradycji chrześcijańskiej polega na odszyfrowaniu tego, co Bóg mówi do człowieka. Innymi słowy, Benedykt XVI przypomniał całemu Kościołowi, że nasi bracia i siostry, żyjący w ponownych związkach małżeńskich, nie przestają być adresatami Bożego Słowa, Bożego natchnienia i mają prawo oczekiwać od wspólnoty pomocy w odczytaniu tych inspiracji. Taka wizja kłóci się nieco z naszym spojrzeniem, które bazuje na przekonaniu, że żyją oni w grzechu ciężkim, śmiertelnym i w takiej śmiertelnej przestrzeni nic nie może się zrodzić.

Druga kwestia dotyczy ich miejsca w Kościele. Zgodnie z dyscypliną wspólnoty nie mogą przystępować do Komunii Świętej, nie mogą pełnić roli chrzestnych, nie mogą być lektorami ani akolitami czy też szafarzami Eucharystii. Nie mogą pełnić roli katechetów. W tym wszystkim nauczanie Kościoła jest spójne i przekonywające. Ale jakiś czas temu przypomniano sobie, że istnieje ktoś taki jak świadek chrztu. Zostać nim może u nas katolików protestant oraz anglikanin. Ale nie może nim zostać katolik rozwiedziony i ponownie poślubiony. Jakie są racje teologiczne dla takiej decyzji naszego Episkopatu - nie wiem. Czy nie jest to przejaw zbytniej surowości?

W 2008 roku emerytowany arcybiskup Mediolanu, kard. Dionizy Tettamanzi opublikował list pasterski adresowany do osób żyjących w drugich związkach. Jakiś czas temu ordynariusz Strasburga, abp Joseph Doré, przedstawił wskazania dla duszpasterstwa tych osób w swojej diecezji (myślę, że niektóre jego wskazówki idą znacznie dalej niż postulaty, o których mówią media obecnie). W 1993 roku trzech niemieckich biskupów wystosowało list do Stolicy Apostolskiej w sprawie możliwości udzielania Komunii Świętej osobom ponownie poślubionym. Może nadszedł czas, aby i nasi pasterze spróbowali ustalić pewne wytyczne dla takiego duszpasterstwa? Może nadszedł czas, aby któryś z naszych biskupów napisał list adresowany do tych, którzy z racji perturbacji małżeńskich, czują się na marginesie Kościoła?

Przeczytaj list arcybiskupa Tettamanziego do osób po rozwodzie, przeżywających małżeński kryzys jak i osób żyjących w drugich związkach >>

Pan jest blisko tego, kto ma serce złamane

List do małżonków w sytuacji separacji, rozwodu i nowego związku

kard. Dionizy Tettamanzi, abp Mediolanu

Objawienie Pańskie 2008

Kościół jest blisko was

Przede wszystkim chcę wam powiedzieć, że nie możemy uważać się nawzajem za osoby obce: wy, dla Kościoła i dla Biskupa, jesteście siostrami i braćmi kochanymi, i oczekiwanymi. Moje pragnienie, aby rozmawiać z wami, wypływa ze szczerego uczucia i przekonania, że są w was pytania i cierpienia, które często wydają się być zaniedbywane albo pomijane przez Kościół.

Chcę wam zatem powiedzieć, że wspólnota chrześcijańska szanuje wasze życiowe doświadczenie.

Oczywiście, niektórzy z was doświadczyli surowości ze strony rzeczywistości Kościoła: nie poczuli się zrozumieni w sytuacji, która sama w sobie jest trudna i bolesna; być może nie znaleźli nikogo gotowego wysłuchać i pomóc; czasami słyszeli słowa, które wydawały się sądem bez miłosierdzia, albo wyrokiem bez prawa apelacji. Mogli zatem poczuć się opuszczeni, albo odrzuceni przez Kościół.

Pierwszą sprawą, jaką chcę zatem wam powiedzieć, siadając obok was, jest taka: Kościół o was nie zapomniał. Tym mniej chce was odrzucić albo uważać za niegodnych

Przychodzą mi do głowy słowa nadziei, którymi Jan Paweł II zwrócił się do rodzin zgromadzonych z całego świata na jubileuszu roku 2000: "Wobec tak wielu rozbitych rodzin, Kościół czuje się powołany nie do tego, aby wydać surowy wyrok, ale aby w tak wiele ran wlać balsam Bożego Słowa, któremu towarzyszy świadectwo Bożego miłosierdzia".

Jeśli zatem znalazł się ktoś ze wspólnoty chrześcijańskiej na waszej drodze, kto was zranił poprzez swoje zachowanie bądź słowo, pragnę wyrazić mój żal z tego powodu i powierzyć wszystkich, i każdego z osobna sądowi i miłosierdziu Pana.

Jako chrześcijanie odnosimy się do was ze szczególnym uczuciem, tak jak czyni to rodzic, który więcej uwagi i troski poświęca temu dziecku, które znajduje się w trudnościach i cierpi, albo jak czynią to ci bracia, którzy wspomagają się ze szczególną delikatnością i głębią, gdyż przez lata z trudem przychodziło im wzajemne zrozumienie i dialogowanie.

Wasza rana jest także naszą raną

Chciałbym teraz wysłuchać waszych pytań i waszej refleksji.

Również my, ludzie Kościoła, wiemy, że koniec małżeństwa dla zdecydowanej większości was nie był decyzją podjętą z łatwością czy lekkomyślnie. To był raczej krok pełen cierpienia, który zmusił was do głębokiej refleksji nad przyczynami, które doprowadziły do unicestwienia projektu życia, w który wierzyliście i w który zainwestowaliście wiele waszych sił i energii.

Nie ma wątpliwości, że taka decyzja pozostawia rany, które bardzo trudno się goją. Być może nawiedza człowieka głęboka wątpliwość w możliwość realizacji czegoś wielkiego, w czym pokładało się wielką nadzieję; w sposób nieunikniony pojawiają się pytania dotyczące wzajemnej odpowiedzialności; czujemy tępy ból zrodzony ze świadomości, że zostaliśmy zdradzeni przez towarzysza bądź towarzyszkę, których wybraliśmy na całe życie; czujemy się niestosownie wobec dzieci, które stają się uczestnikami cierpienia, za które nie ponoszą żadnej odpowiedzialności.

Znam ten niepokój i zapewniam was, że wyraża on cierpienie i ranę, które dotyczą całej wspólnoty Kościoła.

Koniec małżeństwa także dla Kościoła jest powodem cierpienia i źródłem niepokojących pytań: dlaczego Pan pozwala, aby zniszczone zostało przymierze małżeńskie, które przecież jest "wielkim znakiem" jego absolutnej miłości, wiernej i niezniszczalnej?

A jak my możemy i powinniśmy być blisko tych małżonków?

Czy przeszliśmy z nimi szlak prawdziwego przygotowania i prawdziwego zrozumienia sensu przymierza małżeńskiego, których ich wzajemnie związał?

Czy towarzyszyliśmy im, z wielką delikatnością i uwagą, w ich małżeńskiej i rodzinnej wędrówce? Przed i po zaślubinach?

Te pytania i to cierpienie dzielimy z wami, gdyż one nas dotykają i dotyczą. Dotyczą przecież miłości pojmowanej jako największe marzenie i największą wartość życia każdego z nas.

Wierzę, że jako chrześcijańscy małżonkowie możecie zrozumieć, w jakim sensie to wszystko nas dotyczy.

Prosiliście, aby wasz małżeństwo było celebrowane we wspólnocie Kościoła. Małżeństwo, którym żyliście jako sakramentem, to znaczy jako wielkim i skutecznym znakiem, który czyni obecnym w świecie miłość samego Boga. Miłość absolutną, niezniszczalną, wierną i płodną, jaką jest miłość Chrystusa do nas.

I godząc się na wasz ślub w Kościele, wspólnota chrześcijańska rozpoznała w was tę nową rzeczywistość. Kościół prosił o łaskę Bożą, aby ów znak pozostał jako światło i radosne orędzie dla tych wszystkich, którzy was spotkają.

Kiedy to przymierze zostaje złamane, Kościół w pewnym sensie doświadcza zubożenia; traci świetlisty znak, który miał być dla niego radością i pociechą. Kościół zatem nie patrzy na was jak na obcych, którzy nie dotrzymali słowa, ale czuje się uczestnikiem dramatu i wątpliwości, które was tak dogłębnie dotykają. Możecie zatem zrozumieć, wespół z waszymi uczuciami, również nasze.

Wobec decyzji rozstania się

Chciałbym teraz usiąść obok was i spróbować zrozumieć razem z wami wasze doświadczenia, które doprowadziły was do zerwania przymierza małżeńskiego.

Mogę jedynie sobie wyobrazić, że zanim doszło do tej decyzji, każde z was doświadczało wielkich trudności, aby żyć razem; nerwy, zniecierpliwienie, cierpienie, wzajemne oskarżanie się, nieprzejrzystość relacji, poczucie zdrady, rozczarowanie osobą, która okazała się inna od tej, którą poznaliśmy na początku.

Te doświadczenia, codzienne i nieustanne, kończą się tym, że czynią dom nie tyle miejsce wzajemnego uczucia i radości, ale klatką, która odbiera sercu pokój. Zaczyna się podnosić głos, czasami zaczyna brakować szacunku, jakakolwiek zgoda wydaje się niemożliwa. I czuje się, że nie sposób żyć dalej razem.

Tak. Decyzja, aby zerwać przymierze małżeńskie nie może być nigdy uważana za decyzję łatwą i bezbolesną. Kiedy małżonkowie porzucają siebie, noszą w swoim sercu ranę, która piętnuje, mniej lub bardziej dotkliwie, ich życie, życie ich dzieci i wszystkich tych, którzy ich kochają (rodzice, rodzeństwo, krewni i przyjaciele).

Tę waszą ranę rozumie i czuje także Kościół.

Również Kościół uznaje, że w niektórych przypadkach nie tylko jest słuszne, ale niezbędne podjąć decyzję o zerwaniu przymierza małżeńskiego: aby bronić godności osób, aby uniknąć dramatów jeszcze boleśniejszych, aby strzec wielkości małżeństwa, które nie może przeistoczyć się w nieznośną katorgę, pełną wzajemnych uszczypliwości.

Nie dla rezygnacji

Jednak wobec takiej decyzji jest rzeczą ważną, aby nie wziął górę duch rezygnacji i chęć zbyt pochopnego zamknięcia tego rozdziału zycia.

Separacja niech będzie okazją, aby przyjrzeć się z dystansem życiu małżeńskiemu. Nie jest dobrze - uczy nas tego mądra reguła życia duchowego - podejmować definitywne decyzje, kiedy nasza dusza jest przepełniona niepokojem i miotana nawałnicą.

Nie jest przecież powiedziane, że wszystko stracone: być może mamy jeszcze siły, aby pojąć, co się stało w naszym małżeńskim i rodzinnym życiu; być może jest w nas jeszcze pragnienie mądrej i kompetentnej pomocy, aby rozpocząć od nowa życie razem; a być może pozostała już tylko konieczność uczciwego uznania własnej odpowiedzialności, która doprowadziła do zerwania przymierza miłości i poświęcenia.

Zawsze trzeba uznać własną odpowiedzialność. Nawet jeśli często zwykliśmy zrzucać tę odpowiedzialność na otoczenie, na społeczeństwo, na przypadek, w gruncie rzeczy wiemy, że jest to również nasza odpowiedzialność.

Pamiętamy nasze gesty, słowa, przyzwyczajenia i wybory, które nawet jeśli na samym początku pozbawione były jakiejś złości, to jednak naznaczone pewną lekceważącą powierzchownością, zaważyły na ostatecznym kształcie naszego życia we dwoje.

Iluż to małżonków, żyjąc samotnie, odczuwa tę sytuację jako niesprawiedliwość i mówią: "ja nie mam żadnej winy! Ja tego nie chciałem! Zrobiłem wszystko, co można było, aby uratować nasze małżeństwo!"

Słowo Krzyża

Tych, którzy w świetle prawdy, pojmują swoją poważną odpowiedzialność za roztrwonienie bogactwa własnego małżeństwa, chciałbym po bratersku prosić, aby przyjęli wezwanie miłosiernej miłości Boga, który sądzi nas w prawdzie, wzywa nas do nawrócenia, leczy nas poprzez dar nowego życia.

Uznać tę własną odpowiedzialność nie oznacza żyć w bezużytecznym i niszczącym poczuciu winy. Oznacza raczej otwarcie swojego życia na tę wolność i nowość, które Pan pozwala nam zakosztować, ilekroć wracamy do Niego szczerym sercem.

Wszystko, co jeszcze można zrobić, aby uniknąć negatywnych konsekwencji, które dotykają własną rodzinę, aby zmienić swoje życie... wszystko to trzeba z odwagą i determinacją uczynić.

Tym zaś małżonkom, którzy kryzys własnego małżeństwa odczuli jako niesprawiedliwość, która spadła na nich, pragnę powiedzieć, że oni, jako chrześcijanie, nie mogą zapomnieć o bolesnym, ale płodnym słowie Krzyża. W tym potwornym miejscu cierpienia, opuszczenia i niesprawiedliwości Jezus Chrystus objawił wielkość swojej miłości jako bezinteresownego przebaczenia i ofiary z samego siebie.

Jako biskup, ale przede wszystkim jako chrześcijanin, nie mogę zapomnieć o tym słowie Krzyża. Czuję się przynaglony, aby wam delikatnie ofiarować to słowo, które, choć sprawia, że krwawi nam serce i życie, to jednak nie jest bezowocne i pozbawione sensu.

I nawet jeśli podczas sprawowanej Eucharystii niesiecie jedynie wasz trud zrozumienia i przebaczenia, w rzeczywistości już macie wielki skarb do ofiarowania wespół z Chrystusem, w Mszy, która uobecnia Jego Krzyż: pokorne uznanie waszego ubóstwa.

Niewinnymi, ale zaangażowanymi, bohaterami bolesnych opowieści waszego życia są dzieci.

Dotyczy to zwłaszcza dzieci, które, będąc w delikatnym wieku dojrzewania, widzą upadek ich emocjonalnego świata. Sprawia to, że z większą trudnością dostrzegają możliwość zrealizowania w przyszłości ich marzenia o miłości.

To jednak nie niszczy nadziei: każdego dnia widzimy wokół nas przykłady bohaterskich i godnych podziwu rodziców, którzy opuszczeni przez współmałżonka, wychowują swoje dzieci z miłością, mądrością, troską i z poświęceniem.

Dziękuję tym mamom i ojcom, którzy dają wielki przykład nam wszystkim. Dziękuję im, podziwiam ich i mam nadzieję, że nasze wspólnoty są dla nich wsparciem w ich ewentualnych potrzebach.

Pragnę przypomnieć wszystkim rodzicom żyjącym w separacji, aby nie czynili życia swoich dzieci trudniejszym, pozbawiając ich obecności drugiego rodzica i rodziny pochodzenia, albo umniejszając słuszny szacunek dla współmałżonka. Dzieci potrzebują, idąc również za wskazaniami ostatnich gwarancji prawnych, tak ojca jak i matki. Nie służy im duch odwetu, zazdrości i zatwardziałości serca.

To wszystko, co powiedziałem do tej pory, a co odnosiło się do sytuacji separacji, ma również znaczenie dla tego, kto podjął decyzję, czasami wymuszoną i nieuchronną, rozwodu bądź to rozwodu i ponownego związku. To jest również ważne dla tego, kto, być może, został bezpośrednio wciągnięty w dramat separacji bądź rozwodu, ale żyje z osobą, która znajduje się w separacji bądź jest rozwiedziona.

Myśląc również o tych osobach, chciałbym postawić sobie ostatnie pytanie, które leży mi na sercu i którym chcę szczerze z wami się podzielić.

Czy jest dla was miejsce w Kościele

Jakie miejsce zajmują w Kościele ci, którzy przeżywają separację, rozwód bądź żyją w nowym związku? Czy to prawda, że Kościół eliminuje ich ze swojego życia?

Mimo że nauczanie Papieża i biskupów, odnośnie tych spraw, jest jasne i wiele razy było przedstawiane, jeszcze teraz niejednokrotnie można usłyszeć, że Kościół ekskomunikował rozwodników, albo że Kościół wyrzuca za drzwi małżonków, którzy się rozwiedli!

Ta opinia jest tak rozpowszechniona, że zdarza się, iż sami małżonkowie, będący w kryzysie, oddalają się od wspólnoty Kościoła z obawy odrzucenia albo potępienia.

Chcę pozostać wierny mojemu postanowieniu, aby mówić do was z całą prostotą braterską i bez zbytecznego przeciągania i dlatego proponuję, abyśmy zatrzymali się na słowie Jezusa, które stanowi centralny punkt mojej refleksji. Temu słowu, jako chrześcijanie, winniśmy pozostać wierni. W tym słowie znajdujemy odpowiedź na nasze pytanie.

Słowo Pana o małżeństwie

Jezus mówił o małżeństwie z takim radykalizmem, że zaskoczył nim nawet pierwszych uczniów, z których wielu było najprawdopodobniej żonatych.

Jezus potwierdza, że związek małżeński między mężczyzną a kobietą jest nierozerwalny (por. Mt 19, 1 - 12), ponieważ w tym związku objawia się pierwotny zamysł Boga wobec ludzkości, to znaczy pragnienie Boga, aby człowiek nie był sam; żeby człowiek żył we wspólnocie, która jest trwała i wierna. To jest samo życie Boga, który jest Miłością, miłością wierną, niepodważalną i płodną. Miłością, która, jak w jakimś świetlnym znaku, zostaje objawiona we wzajemnej miłości między mężczyzną a kobietą. I w ten sposób, jak mówi Jezus, "nie są już dwoje, ale jednym ciałem. To, co Bóg złączył, człowiek zatem niech nie rozdziela" (wiersz 6)

Od tamtego dnia słowo Jezusa nie przestaje nas prowokować i niepokoić. Już w tamtym momencie uczniowie czuli się zgorszeni taką wizją Jezusa. Tak dalece, że zaczęli protestować, iż jeśli małżeństwo jest powołaniem tak wysokim i wymagającym, to "nie opłaca się żenić" (wiersz 10) Ale Chrystus nas ponagla i wlewa w nas ufność: "Kto może pojąć, niech pojmuje" (zob. wiersz 11). Niech pojmuje, że to wymaganie nie jest po to, aby napełniać lękiem, ale raczej, aby objawić wielkość, do której człowiek jest powołany według zamysłu Boga Stwórcy.

Ta wielkość uwidacznia się również wtedy, kiedy przymierze małżeńskie celebrujemy w Kościele jako sakrament, jako skuteczny znak miłości oblubieńczej, która jednoczy Chrystusa i Jego Kościół. Jezus nie żąda od nas niemożliwego. On ofiaruje nam siebie samego jako drogę, prawdę i życie miłości.

Słowa Jezusa i świadectwo tego, jak on przeżył swoją miłość do nas, pozostają dla Kościoła wszystkich czasów jedynym i stałym punktem odniesienia. Kościół nigdy nie czuł się upoważniony do tego, aby unieważnić sakramentalny związek małżeński, ważnie celebrowany i ustanowiony w pełnej jedności małżonków, którzy w ten sposób stali się "jednym ciałem".

To właśnie posłuszeństwo temu słowu Jezusa stanowi powód, dla którego Kościół uważa za niemożliwe, aby celebrować sakramentalnie drugie małżeństwo, kiedy zostało zerwane pierwsze przymierze małżonków.

Dlaczego nie można przystępować do Komunii Świętej

Ze zrozumienia Słowa Pana wypływa wskazówka Kościoła, że ci, którzy żyją w drugim związku małżeńskim, nie mogą przystąpić do Komunii Świętej. Dlaczego?

Ponieważ w Eucharystii widzimy znak oblubieńczej miłości Chrystusa do nas; miłości, która zostaje zanegowana przez małżonków zrywających pierwsze przymierze i żyjących w drugim związku.

Zrozumcie, że reguła Kościoła nie wypowiada się na temat wartości i jakości związku, który wiąże rozwiedzionych i ponownie zaślubionych. Fakt, że bardzo często te nowe związki przeżywane są w wielkiej odpowiedzialności i z wzajemną miłością, także do dzieci, nie uchodzi uwadze Kościoła i jego pasterzy. Nie jest to zatem sąd nad osobami i nad ich życiem, ale konieczna reguła, która mówi, że te nowe związki, w swojej prawdzie obiektywnej, nie mogą wyrazić (być) znakiem jedynej, wiernej i niepodzielnej miłości Jezusa do Kościoła.

Jest oczywiste, że reguła, która dyscyplinuje przystępowanie do Komunii Świętej, nie odnosi się do małżonków w kryzysie albo jedynie żyjących w separacji: według określonych dyspozycji duchowych mogą oni regularnie przystępować do sakramentu spowiedzi i Komunii Świętej. To samo odnosi się do tych osób, które zostały zmuszone do zaakceptowania rozwodu, ale uważają swój ślub kościelny za jedyny w ich życiu i pragną pozostać mu wiernymi.

Jest również błędem myśleć, że reguła dyscyplinująca przystępowanie do Komunii Świętej oznacza, że małżonkowie rozwiedzeni i ponownie zaślubieni są wykluczeni z życia wiarą i miłością przeżywanych wewnątrz wspólnoty kościelnej.

Życie wiarą w oczekiwaniu Pana

Życie chrześcijańskie swoje ukoronowanie, bez wątpienia, znajduje w pełnym uczestnictwie w Eucharystii, ale nie ogranicza się tylko do Eucharystii. To jak piramida, która pozbawiona swojego wierzchołka, nie upada, bo jej solidne fundamenty zapewniają trwanie.

Móc przystępować do Komunii Świętej dla każdego chrześcijanina jest czymś wyjątkowym i posiada wielkie znaczenie, ale bogactwo życia wspólnoty chrześcijańskiej, ukształtowanej przez wielorakie rzeczywistości, w których uczestniczyć mogą wszyscy, pozostaje do dyspozycji także tych, którzy nie mogą przyjmować Komunii Świętej.

Już samo uczestnictwo w niedzielnej celebracji eucharystycznej pozwala na uważne słuchanie Słowa Bożego i wspólne przyzywanie Ducha Świętego, aby nas uczynił zdolnymi żyć wiernie tym słowem w oczekiwaniu nadchodzącego Pana.

To właśnie oczekiwanie nadejścia Pana i ostateczne spotkanie z Nim znajduje się w samym sercu wiary chrześcijańskiej. Potwierdza to Kościół w swojej liturgii, modląc się, bezpośrednio po Komunii Świętej, "w oczekiwaniu, że dopełni się błogosławiona nadzieja i nadejdzie nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus". On bowiem już przyszedł, ale musi jeszcze nadejść i objawić w pełni chwałę swojego Królestwa miłości. A my jesteśmy już synami Boga, ale to czym jesteśmy jeszcze się nie objawiło w całym swoim splendorze.

Proszę was zatem, abyście z wiarą uczestniczyli w Eucharystii, nawet jeśli nie możecie przystąpić do Komunii Świętej: będzie to dla was okazja, aby umocnić w waszych sercach oczekiwanie Pana, który nadejdzie i pragnienie osobistego spotkania z Nim z całym bogactwem i ubóstwem naszego życia. Nie zapominajmy i o tym, że Msza Święta, ze swojej natury, zawsze tworzy "komunię duchową" [również: wspólnotę duchową], która jednoczy nas z Panem, a w Nim, jednoczy nas z naszymi braćmi i siostrami, którzy zbliżają się do Jego ołtarza.

W jednym ze swoich ostatnich dokumentów papież Benedykt XVI, potwierdzając niemożność przystępowania do Komunii Świętej przez osoby rozwiedzione i ponownie zaślubione, pisze, że "osoby rozwiedzione, które zawarły ponowne związki, nadal — pomimo ich sytuacji — przynależą do Kościoła, który ze szczególną troską im towarzyszy w ich pragnieniu kultywowania, na tyle, na ile to jest możliwe, chrześcijańskiego stylu życia poprzez uczestnictwo we Mszy św., choć bez przyjmowania Komunii Świętej, słuchanie słowa Bożego, adorację eucharystyczną, modlitwę, uczestnictwo w życiu wspólnotowym, szczerą rozmowę z kapłanem czy ojcem duchownym, oddawanie się czynnej miłości, dziełom pokuty oraz zaangażowaniu w wychowanie dzieci" (Sacramentum caritatis, n. 29)

Proszę zatem was, osoby rozwiedzione i ponownie zaślubione, abyście się nie oddalały od życia wiarą i od życia Kościoła.

Proszę was, abyście uczestniczyli w Mszy świętej niedzielnej.

Również do was skierowane jest powołanie do nowego życia, które zostało nam udzielone w Duchu Świętym.

Również do waszej dyspozycji jest wiele środków, którymi Bóg udziela swojej łaski.

Również od was Kościół oczekuje aktywnej obecności i gotowości służenia tym, którzy potrzebują waszej pomocy.

Mam tu na myśli przede wszystkim wielkie zadanie wychowania, do którego wielu z was zostało powołanych i troskę o podtrzymywanie pozytywnych relacji z uprzednią rodziną.

Myślę także o zwyczajnym świadectwie chrześcijańskiego życia, które pozostaje wierne modlitwie i miłości.

Myślę także i o tym, że wy, wychodząc od waszych konkretnych doświadczeń, możecie być wielką pomocą dla waszych braci i sióstr, którzy przeżywają chwile i sytuacje podobne do waszej. W szczególności pragnę powtórzyć słowa Jana Pawła II, które odnoszą się do niektórych z was: “Koniecznie trzeba podnieść też wartość świadectwa tych małżonków, którzy, opuszczeni przez partnera, dzięki mocy wiary i nadziei chrześcijańskiej nie wstąpili w nowy związek. Oni również dają autentyczne świadectwo wierności, której świat dzisiejszy tak potrzebuje. Dlatego winni doznawać zachęty i pomocy ze strony pasterzy i wiernych Kościoła". (Familiaris consortio, n. 20)

Razem z wami modlę się do Ducha Świętego, aby, jak to napisali biskupi Lombardii, natchnął nas gestami i znakami prorockimi [profetycznymi], które pozwolą nam zrozumieć, że nikt nie jest wykluczony z miłosierdzia Bożego, że nikt nigdy nie jest opuszczony przez Boga, że Bóg każdego szuka i każdego kocha. Świadomość bycia kochanym sprawia, że niemożliwe staje się możliwe (List do rodzin, nr 28)

Pan, który jest pośród nas, jest blisko was

Kończę mój list, w którym chciałem moje serce otworzyć przed waszym sercem, drodzy małżonkowie, którzy przeżywacie trudne chwile, momenty kryzysu, separacji, albo którzy pobraliście się ponownie po rozwodzie.

Nie pretenduję do tego, aby zrozumieć to wszystko, co jest w waszym sercu, ani do tego, aby odpowiedzieć na wiele pytań, które chcielibyście zadać. Wierzę jednak, że udało nam się rozpocząć dialog, który pozwoli nam się porozumieć w prawdzie i we wzajemnej miłości.

Ufam, że uda nam się kontynuować naszą rozmowę z całą prostotą i miłością, które kierowały mną, kiedy pisałem ten list. Takim uprzywilejowanym miejscem mogłaby być rozmowa z waszymi kapłanami. Zachęcam was, abyście ich szukali, rozmawiali z nimi, ufali im.

Dla niektórych z was nie będzie łatwo odtworzyć więź z Kościołem. Może temu pomóc szczera i prowadzona w wolności rozmowa z kapłanem, któremu ufacie. Ale nie oczekujcie od kapłanów łatwych rozwiązań lub powierzchownych skrótów. Szukajcie w waszych kapłanach braci, którzy pomogą wam zrozumieć i przeżywać w prostocie, i wierności wolę Boga: niech potrafią razem z wami słuchać słowa Boga, które jest wymagające, ale zawsze ożywcze; niech będą wam pomocą, abyście pozostali we wspólnocie z Kościołem również w tych trudnych dla was momentach.

Życzę wam z serca, abyście mogli spotkać także pary i rodziny chrześcijańskie, które bogate w człowieczeństwo i wiarę, będą umiały was przyjąć, wysłuchać i pójść razem z wami szlakiem, na który wszyscy jesteśmy wezwani w życiu: szlakiem miłości Boga i bliźniego.

Jestem wam wdzięczny, że przyjęliście mnie naprawdę w waszym domu. Modlę się razem z wami, aby Pan pozwolił nam, razem jako braciom i siostrom w tym samym Kościele, doświadczyć pocieszającej i wyzwalającej pewności, że "Pan jest blisko tego, kto ma serce zranione" (Ps 34, 19) i że jego miłość jest pośród nas!

+ Dionizy kard. Tettamanzi

Arcybiskup Mediolanu

Mediolan, Objawienie Pańskie 2008

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co Kościół w Polsce zrobi dla rozwodników?
Komentarze (61)
P
propozycja
16 października 2013, 20:38
"Co Kościół w Polsce zrobi dla rozwodników?" - wprowadzi kościelne rozwody?
15 października 2013, 10:06
@Robox – masz wiele racji. Bo tak jest, iż wielu nas katolików ze strachu, czy tylko z lęku nie przekroczy na jotę przykazania, choć w sercu będzie pragnąć choćby odejść od żony, czy męża. W sercu będzie pożądać, zdradzać, cudzołożyć, choć na zewnątrz będzie wzorem pobożności i prawości. Dzisiejsze czytanie przecież o tym mówi. Jest też czasami tak, że aby faktycznie stać się wierzącym trzeba upaść, upaść niżej niż świnia z tej przypowieści o miłosiernym Ojcu. Tyle tylko, iż od momentu chrztu jesteśmy złączeni z Bogiem, wszystko co Jego jest i nasze. Więc czy naprawę trzeba tak nisko upaść, aby to zrozumieć? Być może tak, być może trzeba zejść na dno człowieczeństwa, aby dopiero w tym miejscu pojąć, iż bez Boga nie można żyć. Drugie cywilne małżeństwo, uwikłania w wieloletni grzech nie są żadnym problemem, gdy faktycznie chce się i to bez względu na motywacje, spotkać z Bogiem, z Jezusem. Tylko, czy duszpasterstwa rodzin faktycznie prowadzą do takiego spotkania. Sądząc po świadectwach w tej dyskusji są takie. Niestety są i tez takie, które wmawiają, iż trzeba dalej żyć bez nawrócenia, które wmawiają, iż dla życia nie są potrzebne Sakramenty. I takie powinny budzić sprzeciw. Autentyczne spotkanie z Jezusem powoduje bowiem tak silne pragnienie pozostania z Nim, iż przestaje mieć znaczenie każda rzecz, która od spotkania odciąga. Wszystko co złe można pokonać Jego mocą. Czy więc publicznie mówiący, iż seks z małżonkiem cywilnym jest ważniejszy od spotkania z Nim w Sakramencie Eucharystii, faktycznie już choć raz Go spotkał?
R
Robox
15 października 2013, 09:30
skoro już przywołaliście tę przypowieść o synu marnowanym to muszę stwierdzić, iż wielu tu się wypowiadających cierpi na syndrom „starszego syna”. Na czym polega grzech starszego syna? Tego niby porządnego, który nie przekroczył żadnych z bożych przykazań, ale jest nieszczęśliwy, jest niby w Kościele, ale nie potrafi się cieszyć, bawić? Ponieważ Ojca postrzega jako surowego sędziego. I nie może patrzeć i znieść powrotu brata, który wszystko roztrwonił z nierządnicami (tak na marginesie skąd on wie o tych nierządnicach?).  Jego problem jest taki, iż on w swoim sercu też jest grzesznikiem, jest oddalony od Ojca, on też by chciał tak „poużywać” życia, zabawić  się, ale zabrakło mu odwagi na takie „odejście”, został w domu tylko ze strachu, lęku przed karą  – to jest problem, który głęboko tkwi w waszych sercach, pełnych zawiści.  Zauważcie, iż od decyzji „wrócę do domu” a ucztą jest spory kawał czasu i drogi do przebycia, a ojciec już się cieszy, wychodzi mu na drogę. Takie duszpasterstwo (osób niesakramentalnych), wg mnie, byłoby towarzyszeniem takim ludziom w drodze powrotu do domu ojca.
15 października 2013, 09:05
To, tak jakby marnotrawnemu synowi dosypać trochę grosza, aby jeszcze mógł pożyć i pouzywać, bez powrotu do domu. Wygodniej wrócić do domu, bo bliżej kabzy, trzeba brać i używać, a starszemu można mówić: widzisz, dobrze wszystko robię, skoro ojciec daje mi kasę, a ty jesteś głupi, bo nie korzystasz z życia, i zły, bo mnie nie chwalisz. ...Kinga, tak jest, wielu przecież i na Deonie (na forum) pisze, iż trzeba sobie ułożyć życie, nie ma co sobie zawracać uwagi jakimiś zasadami. Skoro i tak będzie wybaczone. Bo w końcu jest miłosierdzie, jest marnotrawny syn, jest nierządnica, etc. Tylko mało kto kreując się w jednej z powyższych ról pamięta, iż jest nie tylko grzesznikiem, ale przede wszystkim  jest już wybranym, darmo otrzymującym Łaski. Naprawdę współcześnie mało kogo interesuje, aby być tu na ziemi szczęśliwym, być świętym. Lepiej, jak ten marnotrawny syn zmarnować sobie życie, rozmieniając dany majątek na drobne, na nic nie warte przyjemności. Ojciec jest miłosierny, nie zostawi nikogo w potrzebie, ale czy warto stoczyć się i żyć jak świnie? Niestety, współczesny trend, choćby poprzez głosy z Niemiec, pokazuje, iż nawet nie chodzi o powrót do domu. Chodzi, aby dla własnego spokoju i ukojenia emocji, wymusić miłosierdzie w myśl zasady „mnie się należy”. To nie jest już postawa marnotrawnego syna, lecz postawa przypominająca tupiące, rozhisteryzowane dziecka w sklepie z zabawkami.
Jadwiga Krywult
15 października 2013, 08:47
To, tak jakby marnotrawnemu synowi dosypać trochę grosza, aby jeszcze mógł pożyć i pouzywać, bez powrotu do domu. Wygodniej wrócić do domu, bo bliżej kabzy, trzeba brać i używać, a starszemu można mówić: widzisz, dobrze wszystko robię, skoro ojciec daje mi kasę, a ty jesteś głupi, bo nie korzystasz z życia, i zły, bo mnie nie chwalisz.
15 października 2013, 08:26
Jednak brak pomocy dla porzuconych zyjących samotnie może skutkować , ze samotni nie będą czekać na powrót małżonków, ale sami wejdą w kolejne zwiazki niesakramentalne. Czy o to chodzi? O to chodzi. Kiedy samotny wejdzie w nowy związek, to dopiero wtedy otrzyma pomoc Kościoła. Zresztą tak jest w przypowieści o synu marnotrawnym. Synek siedzący w domu usłyszał: dziecko, wszystko moje jest twoje, weź sobie co chcesz i nie zawracaj głowy, jestem zajęty tym, który raczej ma mnie w nosie. ... Tylko tyle, iż to jest fałszywa interpretacja, bo naprawdę mało kto faktycznie wraca, wielu odczuwając głód pragnie jedynie zaspokoić swoje potrzeby emocjonalne, ale bez porotu do domu. To, tak jakby marnotrawnemu synowi dosypać trochę grosza, aby jeszcze mógł pożyć i pouzywać, bez powrotu do domu.
Jadwiga Krywult
15 października 2013, 08:21
Nie robi nic, ponieważ większość kat6olików nie wierzy w życie Sakramentalne. Mniej więcej to powiedział umiłowany biskup Stefanek, kiedy zajmował się (miał zajmować się) sprawami rodziny z ramienia Episkopatu. Na pytanie dlaczego Kościół nic nie robi odpowiedział, że nie robi, bo ludzie i tak nie słuchają.
15 października 2013, 08:17
Nie chodzi o załowanie komuś innemu łaski ( nie odbieram tak tego). Jednak brak pomocy dla porzuconych zyjących samotnie może skutkować , ze samotni nie będą czekać na powrót małżonków, ale sami wejdą w kolejne zwiazki niesakramentalne. Czy o to chodzi? ... Zapewne wielu tak uważa, ludzie dotrzymujacy danej obietnicy, wierzący do końca Bogu, wierzacy w moc Sakramnetu Małżeństwa są jak wrzód w obecnym pięknie wykreownym świecie. Przecież małżeńśtwo może i czesto sie nie udaje.
Jadwiga Krywult
15 października 2013, 08:16
Jednak brak pomocy dla porzuconych  zyjących samotnie może skutkować  , ze samotni nie będą czekać na powrót małżonków, ale sami wejdą w kolejne zwiazki niesakramentalne. Czy o to chodzi? O to chodzi. Kiedy samotny wejdzie w nowy związek, to dopiero wtedy otrzyma pomoc Kościoła. Zresztą tak jest w przypowieści o synu marnotrawnym.  Synek siedzący w domu usłyszał: dziecko, wszystko moje jest twoje, weź sobie co chcesz i nie zawracaj głowy, jestem zajęty tym, który raczej ma mnie w nosie.
15 października 2013, 08:12
Zastanawiam się co Kościół powinien zrobić, aby do rozwodów nie dochodziło Nie robi nic, ponieważ większość kat6olików nie wierzy w życie Sakramentalne. Ślub jest traktowany, jako piękna, nic nieznacząca uroczystość. Ale wielu dokładnie tak samo traktuje choćby chrzest.  Skoro ważnym problemem jest przy chrzcie wykluczanie kogoś z roli świadka, to widać już upadek i tego Sakramentu.
D@
do @Skalisty
15 października 2013, 08:06
Nie chodzi o  załowanie komuś innemu łaski ( nie odbieram tak tego). Jednak brak pomocy dla porzuconych  zyjących samotnie może skutkować  , ze samotni nie będą czekać na powrót małżonków, ale sami wejdą w kolejne zwiazki niesakramentalne. Czy o to chodzi?
15 października 2013, 08:04
to prawda, że nie mamy żadnego programu duszpasterskiego, który byłby pomocą dla tych osób, które heroicznie dochowują wierności sakramentowi małzeństwa. To własnie w pierwszej kolejności do takich ludzi trzeba kierować pomoc duszpasterską. Bo to oni, wierząc, nawet w sytuacjach beznadziejnych, Bogau i zyjąc zgodnie z tą wiarą sa filarem Kościoła. Skandalem współczenego Kościoła jest ich odrzucanie.
Grzegorz
15 października 2013, 00:45
Witajcie, Ja jestem rozwodnikiem, moje małżeństwo trwało 1 rok i 2 miesiące. Nie zdradziłem byłej żony- raczej na odwrót. Jestem obecnie w związku z kobietą, która też jest po rozwodzie i z tego związku ma dziecko, którym ojciec się nie interesuje. Niestety Komunii św. nie mogę przyjmować tak samo jak moja obecna partnerka.  Zastanawiam się co Kościół powinien zrobić, aby do rozwodów nie dochodziło. Moja eks żona wzieła ślub ze mną tylko i wyłącznie dlatego żeby pójść w białej suknii na bal. Tak mi się wydaje. Tutaj twki problem. Ja zostałem wychowany w rodzinie katolickiej i w takich samych wartościach. Biorąc z nią ślub uważałem że to na "zawsze'. Niestety. Obecna partnerka ma tak samo. Szkoda że się wcześniej nie spotkaliśmy i mamy z innymi śluby kościelne....
ŁS
łaska Sakramentu Małżeństwa
14 października 2013, 21:11
b/ to prawda, że nie mamy żadnego programu duszpasterskiego, który byłby pomocą dla tych osób, które heroicznie dochowują wierności sakramentowi małzeństwa. ... czyli księza nie wierzą w łaskę Sakramentu małżeństwa, czy też nie obchodzą was tacy ludzie, (jakieś dziwaki, co chcą być wierni i czekaja na powrót małżonków)?
P
pytek
14 października 2013, 18:01
 proponowane przeze mnie duszpasterstwo osób rozwiedzionych i ponownie zaślubionych nie ma być (i nie powinno być) próbą legitymizacji czyjejś niewierności czy zdrady. ... A czym ma być takie duszpasterstwo jeśli nie "ciepłą przystanią" (słowa ks. Dziewieckiego) dla niewiernych? Z artykułu ''Żeby się nie rozwiedli drugi raz" właśnie wynika, że jest to legitymizacja zdrady.
OA
o. Adam CR
14 października 2013, 15:53
jeśli wolno mi się odnieść do niektórych wątków komentarzy: a/ jeśli pozwala się anglikanom i protestantom być świadkami na katolickim chrzcie to nie rozumiem dlaczego odmawia się tego katolikom rozwiedzionym i ponownie zaślubionym. Zdaie sprawę, że praktyka duszpasterska może byc różna, ale prawdą jest, że został wydany dekret zabraniający w polskich diecezjach (przynajmniej w niektórych - ja wiem o kilku) dopuszczania rozwiedzionych i ponownie zaślubionych do takiej funkcji. Jakie są racje ku temu? b/ to prawda, że nie mamy żadnego programu duszpasterskiego, który byłby pomocą dla tych osób, które heroicznie dochowują wierności sakramentowi małzeństwa. Proszę jednak zrozumieć i to, że proponowane przeze mnie duszpasterstwo osób rozwiedzionych i ponownie zaślubionych nie ma być (i nie powinno być) próbą legitymizacji czyjejś niewierności czy zdrady. Pozdrawiam serdecznie z Poznania.   
M
Magda
14 października 2013, 12:54
Przysięga małżeńska: 1) o ile była ważna - w moim przypadku np.: sprawa o stwierdzenie nieważności małżeństwa toczy się w Sądzie Duchownym; 2) kiedy zachodzi złamanie przysięgi małżeńskiej i przez kogo? U mnie było tak, że mąż odwrócił się na pięcie i odszedł (do innej oczywieście), zostawił mnie z małym dzieckiem, gdy nie miałam nawet pracy i gdyby nie rodzina...poza tym dochodziło do przemocy z jego strony...i w ogóle..., więc chyba przysięga małżeńska została złamana na długo przed rozwodem. Chodzi też o to, że problem rozwiedzionych i żyjących w zw.niesakramentalnych jest bardzo złożony. Często jest tak, że rozpada się małżeństwo i człowiek nie ma takiej wiary jak powinien, jak niektórzy z Was. I dzięki Bogu, że są tacy jak Wy, obrońcy węzła małżeńskiego. Wiele bym dała, żeby nie było już na świecie ani jednego rozwodu, żeby nikt nie przeżywał tego. Nigdy więcej. Gdy Prawda dociera wiele lat później. Człowiek "budzi się i otwiera oczy", poznaje tak naprawdę Ewangelię i zaczyna ją rozumieć. Nie da się często już zmienić wielu spraw i sytuacji bez Bożej pomocy i łaski, bo można więcej "namieszać".
S
samotna
14 października 2013, 11:52
Rzygać mi się chce gdy czytam kolejny już artykuł na temat co jeszcze Kościół musi zrobić by ulżyć ciężkiej doli rozwodników żyjących w drugim związku. Zróbcie coś na Boga dla rozwiedzionych, porzuconych, żyjących samotnie i wychowujących dzieci. Tu dopiero są POWAŻNE problemy ze wszystkim, począwszy od utrzymania dzieci, wychowania, poradzenia sobie z samotnością i masą problemów, których nie mają rozwiedzeni żyjący razem z innym partnerem. Zaraz pojawi się argument,  że samotni-rozwiedzeni mają lepiej, bo mają prawo do spowiedzi i Komunii świętej. Guzik prawda. Życie duchowe samotnych rozwiedzionych potrafi być bardzo trudne i też zagmatwane. A dodatkową trudnośc stanowi zupełne niezrozumienie ich problemów, w przeciwieństwie od problemów związków niesakramentalnych, które są teraz na fali zainteresowania Kościoła ...
D@
do @Robox
14 października 2013, 11:35
Gdy w drugim związku ludzie żyją bez stosunków seksualnych to cudzołostwo nie występuje. Ale występuje złamanie przysięgi małżańskiej, a to tak samo ciężki grzech
TP
taka prawda
14 października 2013, 09:58
Mt 7:21   "Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie."
R
Robox
14 października 2013, 09:55
jeszcze tylko jedno uporządkowanie dyskusji – życie w drugim związku małżeńskim automatycznie łączycie z grzechem ciężkim,  tj. cudzołóstwem. Nie zawsze tak jest – przykład świadectwo Magdy. Definicja grzechu cudzołóstwa z Katechizmu Kościoła Katolickiego jest następująca: „Cudzołóstwo - słowo to oznacza niewierność małżeńską. Gdy dwoje partnerów, z których przynajmniej jeden jest w związku małżeńskim, nawiązuje stosunki płciowe, nawet przelotne, popełniają oni cudzołóstwo. Chrystus potępia cudzołóstwo nawet w postaci zwykłego pożądania (KKK 2380)”. Stąd oczywisty wniosek, iż osoby które „nie nawiązują stosunków płciowych”, mimo iż żyją pod jednym dachem nie cudzołożą! Taka jest nauka Kościoła czy to się komu podoba czy nie. Stąd też osoby takie mogą przystępować do wszystkich sakramentów świętych. Oczywiście życie takie, bez ślubu kościelnego, nie jest do końca uporządkowane i może wystąpić tutaj (ale nie musi) tzw. grzech zgorszenia, ale to już inna sprawa.
R
Robox
14 października 2013, 09:40
"Ale jakiś czas temu przypomniano sobie, że istnieje ktoś taki jak świadek chrztu. Zostać nim może u nas katolików protestant oraz anglikanin. Ale nie może nim zostać katolik rozwiedziony i ponownie poślubiony. Jakie są racje teologiczne dla takiej decyzji naszego Episkopatu - nie wiem. Czy nie jest to przejaw zbytniej surowości?" to chyba nie tak - właśnie osoby ze związków niesakramentalnych nie mogą zostać ojcem/matką chrzestną, ale mogą zostać świadkiem chrztu, znam takie przypadki
.
...
12 października 2013, 23:19
@Ochrzczony Autor artykułu pisze: "Ale jakiś czas temu przypomniano sobie, że istnieje ktoś taki jak świadek chrztu. Zostać nim może u nas katolików protestant oraz anglikanin. Ale nie może nim zostać katolik rozwiedziony i ponownie poślubiony. Jakie są racje teologiczne dla takiej decyzji naszego Episkopatu - nie wiem. Czy nie jest to przejaw zbytniej surowości?" Odpowiadam: Zdrowe racje teologiczne nie są oderwane od zdrowego myślenia. Samo określenie "świadek" sygnalizuje, że chodzi o dawanie jakiegoś ŚWIADECTWA. Czy inaczej: świadectwa CZEGOŚ. Proponuję przemyśleć tę kwestię przede wszystkim w oparciu o słowa Jezusa z Ewangelii, to powinno pomóc zrozumieć "racje teologiczne". ...Twoje wyjaśnienie usiłuje być tendencyjne i zawiłe, gdy tymczasem sprawa jest prosta i analogiczna do bycia świadkiem ślubu kościelnego. Świadek jest po prostu osobą, która może potwierdzić(zaświadczyć), iż dana osoba została ochrzczona, czy że zawarła związek małżeński.
jazmig jazmig
12 października 2013, 16:39
@jonasz Sam bronisz idei nierówności, a tu nagle potępiasz system kastowy? ... Nierówność między ludźmi (zresztą nie tylko między ludźmi, bo dotyczy to również zwierząt stadnych) jest cechą tego świata i nie tylko tego, bo w niebie też nie ma równości. Jednakże nie oznacza to, że człowiek nie może awansować w społeczeństwie, a w systemie kastowym jest to wykluczone.
O
Ochrzczony
12 października 2013, 10:31
Autor artykułu pisze: "Ale jakiś czas temu przypomniano sobie, że istnieje ktoś taki jak świadek chrztu. Zostać nim może u nas katolików protestant oraz anglikanin. Ale nie może nim zostać katolik rozwiedziony i ponownie poślubiony. Jakie są racje teologiczne dla takiej decyzji naszego Episkopatu - nie wiem. Czy nie jest to przejaw zbytniej surowości?" Odpowiadam: Zdrowe racje teologiczne nie są oderwane od zdrowego myślenia. Samo określenie "świadek" sygnalizuje, że chodzi o dawanie jakiegoś ŚWIADECTWA. Czy inaczej: świadectwa CZEGOŚ. Proponuję przemyśleć tę kwestię przede wszystkim w oparciu o słowa Jezusa z Ewangelii, to powinno pomóc zrozumieć "racje teologiczne".
S
solo
12 października 2013, 10:02
a co Kościół zrobi dla osób, które po odejściu małżonka chcą trwać nadal w czytsości i wierności małżeńskiemu przymierzu... ... pewnie zaleci by jak najszybciej sobie kogoś znalazły, bo jako samotne osoby nie załapią się do "duszpasterstwa rodzin", o którym tyle ostatnio mówi papież
D
DNA
12 października 2013, 08:04
Dyskusja z dyletantami religijnymi, z ludźmi ze złą wolą jest żenująca i nie ma sensu, a tym bardziej że są to często wypowiedzi chamskie i prostackie.
M
Mrycha
12 października 2013, 06:40
a co Kościół zrobi dla osób, które po odejściu małżonka chcą trwać nadal w czytsości i wierności małżeńskiemu przymierzu... ... Może ich ksiądz proboszcz wyrucha?
X
xkb
12 października 2013, 00:14
a co Kościół zrobi dla osób, które po odejściu małżonka chcą trwać nadal w czytsości i wierności małżeńskiemu przymierzu... 
J
jonasz
11 października 2013, 20:08
Jak chodzi o hinduistów oraz innych pogan, to oni żyją w grzechu na różne inne sposoby, nie tylko z powodu niesakramentalnych związków. Oddają hołdy demonom oraz wielu bóstwom, wierzą w reinkarnację i wynikający z niej podział kastowy (to o hinduistach) itd. Grzechów w tym jest co niemiara. Sam bronisz idei nierówności, a tu nagle potępiasz system kastowy?
D@
do @Magda
11 października 2013, 18:35
"Ja teraz nie żyję jak żona z mężem, a raczej jak brat i siostra..." Ślubowałaś, że będziesz życ z męzem sakramentalnym do śmierci. Twój partner też ślubował to swojej żonie. Czymże jest "czystość" o której piszesz, jeśli nie dotrzymujesz przysięgi małżeńskiej?
M
Mela
11 października 2013, 18:27
Jak nie będziecie dawać komunii rozwodnikom, to przyjdzie do nich (rozwodników) zły Nergal, podrze Biblię, wypije wino mszalne, splunie z odrazą, wysypie na podłogę hostie i krzyknie (cytat): "a teraz żryjcie to gówno!". Więc może lepiej jak będziecie dawać rozwodnikom te komunię?
11 października 2013, 16:53
@Anglia TomaszL mówi coś innego: [...] czy wg Ciebie można budować trwały i szczęśliwy związek (małżeństwo cywilne) bez specjalnych darów Łaski otrzymywanych w Sakramencie Małżeństwa? Moje, dosyć długie już doświadczenie małżeńskie jednoznacznie pokazuje, iż bez tych darów nie da rady zbudować trwałego małżeństwa [...] Czyli bez Sakramentu nie da rady żyć w trwałym i szczęśliwym małżeństwie. ... Dokładnie tak, ponieważ ważnym, a czesto pomijanym, celem małżeństwa zawartego przez katolików jest uświecanie sie w nim małżonków. Nie można sie samemu uświecić, bez daru Łaski zawartym w Sakramencie Małżeństwa.
jazmig jazmig
11 października 2013, 16:53
...Tzn. osoby z innych obrządków chrześcijańskich, nie mówiąc już o muzułmanach, hindusach, żydach żyją wg Was w ciągłym grzechu ciężkim bo nie mają ślubu katolickiego? ... ... Jeżeli chodzi o chrześcijan niekatolickich, to oni znają zasady, które ogłosił Jezus. Nie chodzi o to, żeby związek pobłogosławić koniecznie katolicki kapłan, ale o to, żeby żyć zgodnie z tym, co głosił Jezus. Jak chodzi o hinduistów oraz innych pogan, to oni żyją w grzechu na różne inne sposoby, nie tylko z powodu niesakramentalnych związków. Oddają hołdy demonom oraz wielu bóstwom, wierzą w reinkarnację i wynikający z niej podział kastowy (to o hinduistach) itd. Grzechów w tym jest co niemiara. Podobnie jest u pozostałych pogan.
11 października 2013, 16:50
Maryja i Józef też nie byli sakramentalnym małżeństwem w dzisiejszym rozumieniu :-). Św. Piotr miał żonę również obrządku żydowskim itd. I ? Kościół Św. podniósł ceremonię zaślubin do rangi Sakramentu Św. kierując się nauką Jezusa i pod wpływem działania Ducha Św. I dobrze oczywiście, że tak się stało. Sakrament umacnia, scala małżonków, już jakoby nie są dwoje, ani nawet jedno ale są troje z Jezusem i równocześnie są jedno na wzór Trójcy Św. Nie do końca – są jednością. I co ważne małżeństwo jest porównywalne do związku oblubieńczego Chrystusa z Kościołem. W dodatku celem małżeństwa jest uświecanie się małżonków poprzez ich związek. Jednak nadużyciem jest twierdzenie, że poza sakramentalnym związkiem małżeńskim nie można budować trwałego i szczęśliwego związku. Katolik nie może (poniżej dlaczego). Mówicie, że wierzyć to znaczy przyjąć i realizować całą naukę Jezusa. Tak, OK, tylko pokażcie mi takich, którzy tak żyją? Pismo Św. mówi, iż łaską będziemy zbawieni, wszyscy zgrzeszyli i pozbawieni są łaski, nie przez uczynki będziemy zbawieni, właśnie aby nikt się nie chlubił, że sam przez to osiągnął zbawienie. Zbawieni z Łaski i uczynków - współdziałania, odpowiedzi człowieka na Łaskę. Uczynki same, bez Łaski, nie zbawiają. Stąd tez wniosek prosty, małżeństwo, choćby piękne w oczach ludzi, nie prowadzi samo, bez Łaski do zbawienia. W dodatku można zostać świętym, czyli żyć całą Miłością Jezusa już tu na ziemi.
jazmig jazmig
11 października 2013, 16:46
Maryja i Józef też nie byli sakramentalnym małżeństwem w dzisiejszym rozumieniu :-). ... Byli normalnym żydowskim małżeństwem. Podobnie Piotr i inni, o których piszesz. Żyli w związku z jednym współmałżonkiem i nie cudozłożyli. Jezus wyraźnie mówi, że jeżeli ktoś oddali żonę i weźmie sobie inną, to cudzołoży oraz, gdy ktoś żyje z tą oddaloną, również cudzołoży. Anie Józef i Maryja, ani Piotr nie żyli w cudzołożnych związkach.
P
psp
11 października 2013, 16:43
@Anglia TomaszL mówi coś innego: [...] czy wg Ciebie można budować trwały i szczęśliwy związek (małżeństwo cywilne) bez specjalnych darów Łaski otrzymywanych w Sakramencie Małżeństwa? Moje, dosyć długie już doświadczenie małżeńskie jednoznacznie pokazuje, iż bez tych darów nie da rady zbudować trwałego małżeństwa [...] Czyli bez Sakramentu nie da rady żyć w trwałym i szczęśliwym małżeństwie.
jazmig jazmig
11 października 2013, 16:41
...cudzołustwo jest grzechem i to nie podlega dyskusji. Ale dla Boga nie ma sytuacji bez wyjścia, tylko On może wskazać drogę do nawrócenia, ... ... On tę drogę wskazał bardzo dawno - należy zaniechać życia w grzechu.
A
Anglia
11 października 2013, 16:35
Robox "Tzn. osoby z innych obrządków chrześcijańskich, nie mówiąc już o muzułmanach, hindusach, żydach żyją wg Was w ciągłym grzechu ciężkim bo nie mają ślubu katolickiego?" Zeby zaistnial grzech ciezki, zlamanie przykazania musi byc swiadome, dobrowolne i w rzeczy waznej. W przypadkach o ktorych piszesz nie ma swiadomosci. "Mówicie, że wierzyć to znaczy przyjąć i realizować całą naukę Jezusa. Tak, OK, tylko pokażcie mi takich, którzy tak żyją?" Chodzi o postawe. Jesli swiadomie cudzoloze to nie ma mowy o przyjeciu nauki Jezusa. Ludzie ktorzy tak zyja istnieli i niewapliwie istnieja (choc pozostaja grzesznikami), nazywaja sie swieci. "Pismo Św. mówi, iż łaską będziemy zbawieni, wszyscy zgrzeszyli i pozbawieni są łaski, nie przez uczynki będziemy zbawieni, właśnie aby nikt się nie chlubił, że sam przez to osiągnął zbawienie." Pismo Sw mowi tez "Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy [sama] wiara zdoła go zbawić?" (Jk 2, 14 i dalsze). O ile wiem KK naucza ze konieczne jest wspoldzialanie czlowieka z laska. Pozdrawiam
11 października 2013, 16:07
Tomaszu, masz rację, sakrament małżeństwa jest fundamentem jedności małżonków, wielkim darem, błogosławieństwem, dzięki któremu można przetrwać każdą burzę. Ja teraz nie żyję jak żona z mężem, a raczej jak brat i siostra. A mężczyzna, z którym jestem, również został obdarowany łaską czystości. Wspólnie cieszymy się możliwością przyjmowania Pana Jezusa, to po prostu stało się największym pragnieniem naszym, głód Eucharystii był większy. Oddaliśmy wszystko Bogu. ... Dzięki za świadectwo, bardzo cenne świadectwo wiary.
R
Robox
11 października 2013, 16:00
Maryja i Józef też nie byli sakramentalnym małżeństwem w dzisiejszym rozumieniu :-). Św. Piotr miał żonę również obrządku żydowskim itd. Kościół Św. podniósł ceremonię zaślubin do rangi Sakramentu Św. kierując się nauką Jezusa i pod wpływem działania Ducha Św. I dobrze oczywiście, że tak się stało. Sakrament umacnia, scala małżonków, już jakoby nie są dwoje, ani nawet jedno ale są troje z Jezusem i równocześnie są jedno na wzór Trójcy Św. Jednak nadużyciem jest twierdzenie, że poza sakramentalnym związkiem małżeńskim nie można budować trwałego i szczęśliwego związku. Tzn. osoby z innych obrządków chrześcijańskich, nie mówiąc już o muzułmanach, hindusach, żydach żyją wg Was w ciągłym grzechu ciężkim bo nie mają ślubu katolickiego? A więc znakomita większość ludzkości tak żyje, co nie znaczy, że nie będą zbawieni. Mówicie, że wierzyć to znaczy przyjąć i realizować całą naukę Jezusa. Tak, OK, tylko pokażcie mi takich, którzy tak żyją? Pismo Św. mówi, iż łaską będziemy zbawieni, wszyscy zgrzeszyli i pozbawieni są łaski, nie przez uczynki będziemy zbawieni, właśnie aby nikt się nie chlubił, że sam przez to osiągnął zbawienie.
M
Magda
11 października 2013, 15:22
Tomaszu, masz rację, sakrament małżeństwa jest fundamentem jedności małżonków, wielkim darem, błogosławieństwem, dzięki któremu można przetrwać każdą burzę. Ja teraz nie żyję jak żona z mężem, a raczej jak brat i siostra. A mężczyzna, z którym jestem, również został obdarowany łaską czystości. Wspólnie cieszymy się możliwością przyjmowania Pana Jezusa, to po prostu stało się największym pragnieniem naszym, głód Eucharystii był większy. Oddaliśmy wszystko Bogu.
A
Anglia
11 października 2013, 15:08
Magda Jak zapatruje sie na kwestie "bialego malzenstwa" mezczyzna z ktorym zyjesz?
11 października 2013, 15:03
@Magda - czy wg Ciebie można budować trwały i szczęśliwy związek (małżeństwo cywilne) bez specjalnych darów Łaski otrzymywanych w Sakramencie Małżeństwa? Moje, dosyć długie już doświadczenie małżeńskie jednoznacznie pokazuje, iż bez tych darów nie da rady zbudować trwałego małżeństwa, takiego, które jest w stanie przetrwać burze i zawieruchy codziennego życia.  Właśnie ze względu na swoje doświadczenie wiem, iż Sakrament Małżeństwa to zdecydowanie więcej, niż nam, współczesnym się wydaje.
M
Magda
11 października 2013, 15:01
Ależ dlatego, że zw.niesakramentalne są grzeszne Kościół pragnie się nimi zająć.
M
Magda
11 października 2013, 14:43
Jestem w związku niesakramentalnym. Ponad 6 lat temu oddałam swój grzech cudzołóstwa Bogu. żyję w "białym małżeństwie", w czystości i mam stałego spowiednika i kierownika duchowego. To jest możliwe tylko z Bożą pomocą. To łaska. To droga, którą można pójść, by w pełni uczestniczyć we Mszy Św. Wiem, że wielu nie dostąpiło takiej łaski, ale wierzę, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Właśnie duszpasterstwo zw.niesakramentalnych, potem wspólnota modlitewna, przylgnięcie do Kościoła, i MIŁOŚĆ dobrych ludzi, kapłanów, zakonników, sióstr zakonnych...w ogóle Kościół pomoga mi trwać w łasce uświęcającej. 
D@
do @Magda
11 października 2013, 14:39
Kto Ci broni się nawrócić? Chyba nie inni katolicy żyjacy obok? Tylko pytanie: co według ciebie jest nawróceniem? Czy to, o czym coraz głosniej się mówi - dopuszczenie do uznania zwiazków niesakramentalnych za bezgrzeszne?
11 października 2013, 14:05
Kończy się rok wiary - często, gdy Chrystus uzdrawiał mówił: "Twoja wiara Cię uzdrowiła" Nie pozbawiajcie nadziei i możliwości pogłębiania wiary tych, do których przyszedł na świat sam Bóg - Jezus Chrystus tj.do tych, którzy się źle mają. Każdy człowiek jest wielkim skarbem dla Boga. Każdy. Oczywiscie iż kazdy jest skarbem. Ale wybacz, co oznacza wierzyć? Przykładowo wierzysz, iz Sakrament Małżeńśtwa jest nierozerwalny i żaden człowiek nie może go rozerwać? Wierzysz, iz jedyną drogą do pozbycia sie grzechu jest wyznaie win i postanowienie poprawy w Sakramencie Pokuty? Ile jesteś w stanie oddać ze swojego "szczęścia" tutaj na ziemi, dla swojej wiary? Pięknie sie mowi "wierzę", ale niestety dla katolików wyznanie wiary odbywa sie w czynach i to czesto dając publiczne świadectwo, a nie tylko poprzez słowa. Jeżeli ktoś głosi iż wierzy w Boga, a jednocześnie publicznie głosi swoim życie, iż bez obecności Boga jest w stanie sam, swoimi siałmi budować szczęśliwe, udane związek (małżeństwo cywilne), to chyba coś jest nie tak?
M
Magda
11 października 2013, 14:02
Chrystus na krzyżu wziął na siebie grzechy świata. Nikt nie zrzuca na Ciebie swoich grzechów, Agnes. Chrystus jest Drogą, Prawdą i Życiem. On też nie był rozumiany, gdy uzdrawiał w szabat, gdy pozwolił obmyć sobie nogi przez cudzołożnicę, zbliżał się do nieczystych/trędowatych, by ich oczyścić tj. uzdrowić, gdy mówił w przypowieści o zagubinej owcy, nie słyszałam, by 99 owiec buntowało się, gdy pasterz poszedł szukać tej jednej. Nie chodzi tu o to, żeby zmieniać prawdę, cudzołustwo jest grzechem i to nie podlega dyskusji. Ale dla Boga nie ma sytuacji bez wyjścia, tylko On może wskazać drogę do nawrócenia, jeśli grzesznik pragnie Boga, chce poznać Chrystusa i otwiera serce na Słowo Boże to Duch Św. tak zadziała, że go uzdrowi, oczyści. Nie wierzycie w to?
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
11 października 2013, 13:29
Kończy się rok wiary - często, gdy Chrystus uzdrawiał mówił: "Twoja wiara Cię uzdrowiła" Nie pozbawiajcie nadziei i możliwości pogłębiania wiary tych, do których przyszedł na świat sam Bóg - Jezus Chrystus tj.do tych, którzy się źle mają. Każdy człowiek jest wielkim skarbem dla Boga. Każdy. A co to znaczy wierzyć? Przyjąć całą naukę, czy tylko połowę, a może jeszcze mniej? Czy zinterpretować ją po swojemu? Unowocześnić, bo już w wielu miejscach nie przystaje? Więc wiara, że Jezus jest Prawdą, czy własna prawda? Nikt nie broni grzesznikom dojrzewać w wierze, ale niech nie oczekują, że weźmiemy na siebie ich grzech i pomożemy go nieść, sami się pogrążając. O to wam chodzi? Chcąc ocalić własną wiarę, nie wypaczyć Prawdy, nie wolno nam tego robić.
M
Magda
11 października 2013, 12:54
Dlaczego krytykujecie Kościół za to, że pragnie przybliżyć grzesznikowi Jezusa, za to, że pochyla się nad tymi, którzy nie potrafią wybrnąć ze stanu, w którym się znaleźli. Dlaczego nie wierzycie, że Kościół działa i rozeznaje pod wpływem Ducha Św.,że wypełnia Boże Słowo?   Pan Jezus też był posądzany o to, że jada i pije z grzesznikami. Kończy się rok wiary - często, gdy Chrystus uzdrawiał mówił: "Twoja wiara Cię uzdrowiła" Nie pozbawiajcie nadziei i możliwości pogłębiania wiary tych, do których przyszedł na świat sam Bóg - Jezus Chrystus tj.do tych, którzy się źle mają. Każdy człowiek jest wielkim skarbem dla Boga. Każdy. Obowiązkowo do przeczytania: Łk 15, 1-7 oraz Łk 18, 9-14.
11 października 2013, 11:57
Czy współczesny katolik potrzebuje jeszcze do czegoś Sakramentów? Wobec coraz liczniejszych głosów, iż drugie cywilne małżeństwo, zwarte dobrowolnie, z pełną świadomością wykluczenia z życia sakramentalnego uznaje się za wyjątkowo dobre i wymagające ochrony nawet w Kościele, wygląda, iż Sakramenty Małżeństwa, Pokuty i Eucharystii są zbędne dla katolika. A pojawiający się oczywisty, bo wszczepiony w człowieka, ból związany z ich brakiem zastępuje się dziś poprzez specjalne duszpasterstwa, czy błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem. Zapewne w niedalekiej przyszłości okaże się już oficjalnie, to, co już większość katolików myśli dziś, iż nierozerwalność małżeństwa katolickiego jest jedną wielką bzdurą, nieprzystającą do dzisiejszego oczekiwania wolnego człowieka.
WM
Wojciech M
11 października 2013, 10:11
Dziękuję "Uważny" za czujnosć , na co wskazuje Twój nick, chociaż Twoja uwaga raczej zdradza małostkowsć niż życzliwosć. Jeżeli Twoje wnioski dotyczace tego błędu są tak daleko idące - gratuluję wyobraźni, chociaż warto by ją ująć w karby rozumu ? Wojciech M ( przeciwnik nieortodoksyjnego rozumienia ról płci)  
U
Uważny
11 października 2013, 09:30
"Aż bałabym się posłać dziecko do takiego przewodnika" autor(ka)? pisze jako kobieta, a podpisuje się "Wojciech M" problem z tożsamością/seksualnością? :) ...
I
inspiracje
11 października 2013, 08:44
''....Benedykt XVI przypomniał całemu Kościołowi, że nasi bracia i siostry, żyjący w ponownych związkach małżeńskich, nie przestają być adresatami Bożego Słowa, Bożego natchnienia i mają prawo oczekiwać od wspólnoty pomocy w odczytaniu tych inspiracji..' Czy może Ojciec wyjaśnić co Bóg mówi do rozwiedzionych żyjacych samotnie? Jakie inspiracje należy odczytać w ich położeniu? I co Bóg mówi do dzieci wychowywanych w niepełnej rodzinie? Może nic do nich nie mówi, tak samo jak nic Kościół do nich nie mówi?
WM
Wojciech M
11 października 2013, 08:11
Zerwanie komunii z Bogiem poprzez grzech ciężki dotyczy nie tylko osób rozwiedzionych - dotyczy każdego katolika. Byłby ksiądz łaskaw nie rozmieniać nauczania Koscioła w tej sprawie przecistawiając Bożą Sprawiedliwosć - Miłosierdziu ? Jedno z drugim jest nierozerwalnie związane. Takie "usredniowiecznianie" Bożej Sprawiedliwosci rodzi skutki w postaci braku zrozumienia czym jest grzech i jego skutków. Jakby ksiądz nie wiedział , że intencje zarówno takich osób , jak i o zgrozo wypowiedzi niektórych hierarchów idą w kierunku możliwosci przyjmowania sakramentów, a nie obecnosci i modlitwy we wspólnocie Koscioła. Naprawdę weźmie ksiądz za to odpowiedzialnosć ? Aż bałabym się posłać dziecko do takiego przewodnika.
A
ale.....
10 października 2013, 22:27
Rzygać mi się chce gdy czytam kolejny już artykuł na temat co jeszcze Kościół musi zrobić by ulżyć ciężkiej doli rozwodników żyjących w drugim związku. Zróbcie coś na Boga dla rozwiedzionych, porzuconych, żyjących samotnie i wychowujących dzieci. Tu dopiero są POWAŻNE problemy ze wszystkim, począwszy od utrzymania dzieci, wychowania, poradzenia sobie z samotnością i masą problemów, których nie mają rozwiedzeni żyjący razem z innym partnerem. Zaraz pojawi się argument,  że samotni-rozwiedzeni mają lepiej, bo mają prawo do spowiedzi i Komunii świętej. Guzik prawda. Życie duchowe samotnych rozwiedzionych potrafi być bardzo trudne i też zagmatwane. A dodatkową trudnośc stanowi zupełne niezrozumienie ich problemów, w przeciwieństwie od problemów związków niesakramentalnych, które są teraz na fali zainteresowania Kościoła..........................Co sie   tak buntujesz?-jestes  samotny-masz  wszelkie   predyspozycje,żeby   wyjechac   na jakies  fajne   rekolekcje.........jatak  niemam-wychowuje-niepełnosprawne dziecko-idz  do jakies  wspolnoty   parafialnej-pomogą ci....a samotnosc..?....jest  bardzo   trudna-wiem cos otym...badz twardy-Jezus   ci  pokazał na krzyżu jak to sie  robi-wpatruj   sie   w niego-mów  do  niego----krzycz   do  niego-kłuć sie  z Nim-ja tak robie....jest mi  lżej......On  ciebie   ROZUMIE.;)) ...
R
rozwiedziony-samotny
10 października 2013, 19:42
Rzygać mi się chce gdy czytam kolejny już artykuł na temat co jeszcze Kościół musi zrobić by ulżyć ciężkiej doli rozwodników żyjących w drugim związku. Zróbcie coś na Boga dla rozwiedzionych, porzuconych, żyjących samotnie i wychowujących dzieci. Tu dopiero są POWAŻNE problemy ze wszystkim, począwszy od utrzymania dzieci, wychowania, poradzenia sobie z samotnością i masą problemów, których nie mają rozwiedzeni żyjący razem z innym partnerem. Zaraz pojawi się argument,  że samotni-rozwiedzeni mają lepiej, bo mają prawo do spowiedzi i Komunii świętej. Guzik prawda. Życie duchowe samotnych rozwiedzionych potrafi być bardzo trudne i też zagmatwane. A dodatkową trudnośc stanowi zupełne niezrozumienie ich problemów, w przeciwieństwie od problemów związków niesakramentalnych, które są teraz na fali zainteresowania Kościoła
A
ale......
10 października 2013, 19:36
-jestem  po  rozwodzie  iabsolutnie  nie czuje   sie-bym-była  na marginesie  Kościoła..zmałym  wyjątkiem   -nie  jestem  w   związku.
N
nikkon
10 października 2013, 19:11
Może nadszedł czas, aby któryś z naszych biskupów napisał list adresowany do tych, którzy z racji perturbacji małżeńskich, czują się na marginesie Kościoła? Ale po co? Jeśli dwaj poprzedni papieże zajmowali się tym tematem, to po co sprawę jeszcze komplikować? Wytyczne są przecież dość jasne. 
jazmig jazmig
10 października 2013, 17:39
osób rozwiedzionych i ponownie poślubionych. Kto im udzielił ślubu?