Co Kościół w Polsce zrobi dla rozwodników?

Co Kościół w Polsce zrobi dla rozwodników?
ks. Adam Błyszcz CR

Od kilku dni żyjemy instrukcją jednej z diecezji niemieckich o duszpasterstwie osób rozwiedzionych i ponownie poślubionych. Wywołana ona żywą dyskusję nie tylko w Kościele, ale i poza naszą wspólnotą rzymskokatolicką. Na kanwie tego zamieszania (czyż nie o zamieszaniu mówił papież w swoim wywiadzie dla "La civilta’ cattolica"?) chciałbym zwrócić uwagę na dwie sprawy.

Podstawy doktrynalne tego duszpasterstwa znajdujemy w adhortacji apostolskiej błogosławionego Jana Pawła II Familiaris consortio z 1981 roku. Otóż w punkcie 84. Autor pisze między innymi: "Razem z Synodem wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą - owszem jako ochrzczeni powinni - uczestniczyć w jego życiu. Niech będą zachęcani do słuchania Słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę. Niech Kościół modli się za nich, niech im dodaje odwagi, niech okaże się miłosierną matką, podtrzymując ich w wierze i nadziei". Jak swego czasu zauważył ówczesny kardynał Ratzinger, był to pierwszy pozytywny sygnał w stronę rozwodników żyjących w ponownych związkach ze strony Magisterium Kościoła.

DEON.PL POLECA

W tym krótkim fragmencie mamy nakreślony program działania duszpasterskiego: słuchać Słowa Bożego, uczęszczać na Mszę świętą, modlić się, pomnażać dzieła miłości i sprawiedliwości, wychowywać dzieci wierze chrześcijańskiej, pielęgnować ducha pokuty.

Do tych myśli powrócił wiele lat później Benedykt XVI w swojej adhortacji Sacramentum caritatis  z 2007 roku. Powrócił z pewną modyfikacją. Wspomniany fragment (numer 29) brzmi: "Niemniej jednak osoby rozwiedzione, które zawarły ponowne związki, nadal — pomimo ich sytuacji — przynależą do Kościoła, który ze szczególną troską im towarzyszy w ich pragnieniu kultywowania, na tyle, na ile to jest możliwe, chrześcijańskiego stylu życia poprzez uczestnictwo we Mszy św., choć bez przyjmowania Komunii Świętej, słuchanie słowa Bożego, adorację eucharystyczną, modlitwę, uczestnictwo w życiu wspólnotowym, szczerą rozmowę z kapłanem czy ojcem duchownym, oddawanie się czynnej miłości, dziełom pokuty oraz zaangażowaniu w wychowanie dzieci".

Benedykt XVI wspomniał dodatkowo o szczerej rozmowie z kapłanem czy ojcem duchownym. Rzecz nie dotyczy, jak niektórzy myślą, spowiedzi bez rozgrzeszenia. Tutaj raczej chodzi o kierownictwo duchowe, a to w tradycji chrześcijańskiej polega na odszyfrowaniu tego, co Bóg mówi do człowieka. Innymi słowy, Benedykt XVI przypomniał całemu Kościołowi, że nasi bracia i siostry, żyjący w ponownych związkach małżeńskich, nie przestają być adresatami Bożego Słowa, Bożego natchnienia i mają prawo oczekiwać od wspólnoty pomocy w odczytaniu tych inspiracji. Taka wizja kłóci się nieco z naszym spojrzeniem, które bazuje na przekonaniu, że żyją oni w grzechu ciężkim, śmiertelnym i w takiej śmiertelnej przestrzeni nic nie może się zrodzić.

Druga kwestia dotyczy ich miejsca w Kościele. Zgodnie z dyscypliną wspólnoty nie mogą przystępować do Komunii Świętej, nie mogą pełnić roli chrzestnych, nie mogą być lektorami ani akolitami czy też szafarzami Eucharystii. Nie mogą pełnić roli katechetów. W tym wszystkim nauczanie Kościoła jest spójne i przekonywające. Ale jakiś czas temu przypomniano sobie, że istnieje ktoś taki jak świadek chrztu. Zostać nim może u nas katolików protestant oraz anglikanin. Ale nie może nim zostać katolik rozwiedziony i ponownie poślubiony. Jakie są racje teologiczne dla takiej decyzji naszego Episkopatu - nie wiem. Czy nie jest to przejaw zbytniej surowości?

W 2008 roku emerytowany arcybiskup Mediolanu, kard. Dionizy Tettamanzi opublikował list pasterski adresowany do osób żyjących w drugich związkach. Jakiś czas temu ordynariusz Strasburga, abp Joseph Doré, przedstawił wskazania dla duszpasterstwa tych osób w swojej diecezji (myślę, że niektóre jego wskazówki idą znacznie dalej niż postulaty, o których mówią media obecnie). W 1993 roku trzech niemieckich biskupów wystosowało list do Stolicy Apostolskiej w sprawie możliwości udzielania Komunii Świętej osobom ponownie poślubionym. Może nadszedł czas, aby i nasi pasterze spróbowali ustalić pewne wytyczne dla takiego duszpasterstwa? Może nadszedł czas, aby któryś z naszych biskupów napisał list adresowany do tych, którzy z racji perturbacji małżeńskich, czują się na marginesie Kościoła?

Przeczytaj list arcybiskupa Tettamanziego do osób po rozwodzie, przeżywających małżeński kryzys jak i osób żyjących w drugich związkach >>

 

Pan jest blisko tego, kto ma serce złamane

List do małżonków w sytuacji separacji, rozwodu i nowego związku

kard. Dionizy Tettamanzi, abp Mediolanu

Objawienie Pańskie 2008

Kościół jest blisko was

Przede wszystkim chcę wam powiedzieć, że nie możemy uważać się nawzajem za osoby obce: wy, dla Kościoła i dla Biskupa, jesteście siostrami i braćmi kochanymi, i oczekiwanymi. Moje pragnienie, aby rozmawiać z wami, wypływa ze szczerego uczucia i przekonania, że są w was pytania i cierpienia, które często wydają się być zaniedbywane albo pomijane przez Kościół.

Chcę wam zatem powiedzieć, że wspólnota chrześcijańska szanuje wasze życiowe doświadczenie.

Oczywiście, niektórzy z was doświadczyli surowości ze strony rzeczywistości Kościoła: nie poczuli się zrozumieni w sytuacji, która sama w sobie jest trudna i bolesna; być może nie znaleźli nikogo gotowego wysłuchać i pomóc; czasami słyszeli słowa, które wydawały się sądem bez miłosierdzia, albo wyrokiem bez prawa apelacji. Mogli zatem poczuć się opuszczeni, albo odrzuceni przez Kościół.

Pierwszą sprawą, jaką chcę zatem wam powiedzieć, siadając obok was, jest taka: Kościół o was nie zapomniał. Tym mniej chce was odrzucić albo uważać za niegodnych

Przychodzą mi do głowy słowa nadziei, którymi Jan Paweł II zwrócił się do rodzin zgromadzonych z całego świata na jubileuszu roku 2000: "Wobec tak wielu rozbitych rodzin, Kościół czuje się powołany nie do tego, aby wydać surowy wyrok, ale aby w tak wiele ran wlać balsam Bożego Słowa, któremu towarzyszy świadectwo Bożego miłosierdzia".

Jeśli zatem znalazł się ktoś ze wspólnoty chrześcijańskiej na waszej drodze, kto was zranił poprzez swoje zachowanie bądź słowo, pragnę wyrazić mój żal z tego powodu i powierzyć wszystkich, i każdego z osobna sądowi i miłosierdziu Pana.

Jako chrześcijanie odnosimy się do was ze szczególnym uczuciem, tak jak czyni to rodzic, który więcej uwagi i troski poświęca temu dziecku, które znajduje się w trudnościach i cierpi, albo jak czynią to ci bracia, którzy wspomagają się ze szczególną delikatnością i głębią, gdyż przez lata z trudem przychodziło im wzajemne zrozumienie i dialogowanie.

Wasza rana jest także naszą raną

Chciałbym teraz wysłuchać waszych pytań i waszej refleksji.

Również my, ludzie Kościoła, wiemy, że koniec małżeństwa dla zdecydowanej większości was nie był decyzją podjętą z łatwością czy lekkomyślnie. To był raczej krok pełen cierpienia, który zmusił was do głębokiej refleksji nad przyczynami, które doprowadziły do unicestwienia projektu życia, w który wierzyliście i w który zainwestowaliście wiele waszych sił i energii.

Nie ma wątpliwości, że taka decyzja pozostawia rany, które bardzo trudno się goją. Być może nawiedza człowieka głęboka wątpliwość w możliwość realizacji czegoś wielkiego, w czym pokładało się wielką nadzieję; w sposób nieunikniony pojawiają się pytania dotyczące wzajemnej odpowiedzialności; czujemy tępy ból zrodzony ze świadomości, że zostaliśmy zdradzeni przez towarzysza bądź towarzyszkę, których wybraliśmy na całe życie; czujemy się niestosownie wobec dzieci, które stają się uczestnikami cierpienia, za które nie ponoszą żadnej odpowiedzialności.

Znam ten niepokój i zapewniam was, że wyraża on cierpienie i ranę, które dotyczą całej wspólnoty Kościoła.

Koniec małżeństwa także dla Kościoła jest powodem cierpienia i źródłem niepokojących pytań: dlaczego Pan pozwala, aby zniszczone zostało przymierze małżeńskie, które przecież jest "wielkim znakiem" jego absolutnej miłości, wiernej i niezniszczalnej?

A jak my możemy i powinniśmy być blisko tych małżonków?

Czy przeszliśmy z nimi szlak prawdziwego przygotowania i prawdziwego zrozumienia sensu przymierza małżeńskiego, których ich wzajemnie związał?

Czy towarzyszyliśmy im, z wielką delikatnością i uwagą, w ich małżeńskiej i rodzinnej wędrówce? Przed i po zaślubinach?

Te pytania i to cierpienie dzielimy z wami, gdyż one nas dotykają i dotyczą. Dotyczą przecież miłości pojmowanej jako największe marzenie i największą wartość życia każdego z nas.

Wierzę, że jako chrześcijańscy małżonkowie możecie zrozumieć, w jakim sensie to wszystko nas dotyczy.

Prosiliście, aby wasz małżeństwo było celebrowane we wspólnocie Kościoła. Małżeństwo, którym żyliście jako sakramentem, to znaczy jako wielkim i skutecznym znakiem, który czyni obecnym w świecie miłość samego Boga. Miłość absolutną, niezniszczalną, wierną i płodną, jaką jest miłość Chrystusa do nas.

I godząc się na wasz ślub w Kościele, wspólnota chrześcijańska rozpoznała w was tę nową rzeczywistość. Kościół prosił o łaskę Bożą, aby ów znak pozostał jako światło i radosne orędzie dla tych wszystkich, którzy was spotkają.

Kiedy to przymierze zostaje złamane, Kościół w pewnym sensie doświadcza zubożenia; traci świetlisty znak, który miał być dla niego radością i pociechą. Kościół zatem nie patrzy na was jak na obcych, którzy nie dotrzymali słowa, ale czuje się uczestnikiem dramatu i wątpliwości, które was tak dogłębnie dotykają. Możecie zatem zrozumieć, wespół z waszymi uczuciami, również nasze.

Wobec decyzji rozstania się

Chciałbym teraz usiąść obok was i spróbować zrozumieć razem z wami wasze doświadczenia, które doprowadziły was do zerwania przymierza małżeńskiego.

Mogę jedynie sobie wyobrazić, że zanim doszło do tej decyzji, każde z was doświadczało wielkich trudności, aby żyć razem; nerwy, zniecierpliwienie, cierpienie, wzajemne oskarżanie się, nieprzejrzystość relacji, poczucie zdrady, rozczarowanie osobą, która okazała się inna od tej, którą poznaliśmy na początku.

Te doświadczenia, codzienne i nieustanne, kończą się tym, że czynią dom nie tyle miejsce wzajemnego uczucia i radości, ale klatką, która odbiera sercu pokój. Zaczyna się podnosić głos, czasami zaczyna brakować szacunku, jakakolwiek zgoda wydaje się niemożliwa. I czuje się, że nie sposób żyć dalej razem.

Tak. Decyzja, aby zerwać przymierze małżeńskie nie może być nigdy uważana za decyzję łatwą i bezbolesną. Kiedy małżonkowie porzucają siebie, noszą w swoim sercu ranę, która piętnuje, mniej lub bardziej dotkliwie, ich życie, życie ich dzieci i wszystkich tych, którzy ich kochają (rodzice, rodzeństwo, krewni i przyjaciele).

Tę waszą ranę rozumie i czuje także Kościół.

Również Kościół uznaje, że w niektórych przypadkach nie tylko jest słuszne, ale niezbędne podjąć decyzję o zerwaniu przymierza małżeńskiego: aby bronić godności osób, aby uniknąć dramatów jeszcze boleśniejszych, aby strzec wielkości małżeństwa, które nie może przeistoczyć się w nieznośną katorgę, pełną wzajemnych uszczypliwości.

Nie dla rezygnacji

Jednak wobec takiej decyzji jest rzeczą ważną, aby nie wziął górę duch rezygnacji i chęć zbyt pochopnego zamknięcia tego rozdziału zycia.

Separacja niech będzie okazją, aby przyjrzeć się z dystansem życiu małżeńskiemu. Nie jest dobrze - uczy nas tego mądra reguła życia duchowego - podejmować definitywne decyzje, kiedy nasza dusza jest przepełniona niepokojem i miotana nawałnicą.

Nie jest przecież powiedziane, że wszystko stracone: być może mamy jeszcze siły, aby pojąć, co się stało w naszym małżeńskim i rodzinnym życiu; być może jest w nas jeszcze pragnienie mądrej i kompetentnej pomocy, aby rozpocząć od nowa życie razem; a być może pozostała już tylko konieczność uczciwego uznania własnej odpowiedzialności, która doprowadziła do zerwania przymierza miłości i poświęcenia.

Zawsze trzeba uznać własną odpowiedzialność. Nawet jeśli często zwykliśmy zrzucać tę odpowiedzialność na otoczenie, na społeczeństwo, na przypadek, w gruncie rzeczy wiemy, że jest to również nasza odpowiedzialność.

Pamiętamy nasze gesty, słowa, przyzwyczajenia i wybory, które nawet jeśli na samym początku pozbawione były jakiejś złości, to jednak naznaczone pewną lekceważącą powierzchownością, zaważyły na ostatecznym kształcie naszego życia we dwoje.

Iluż to małżonków, żyjąc samotnie, odczuwa tę sytuację jako niesprawiedliwość i mówią: "ja nie mam żadnej winy! Ja tego nie chciałem! Zrobiłem wszystko, co można było, aby uratować nasze małżeństwo!"

Słowo Krzyża

Tych, którzy w świetle prawdy, pojmują swoją poważną odpowiedzialność za roztrwonienie bogactwa własnego małżeństwa, chciałbym po bratersku prosić, aby przyjęli wezwanie miłosiernej miłości Boga, który sądzi nas w prawdzie, wzywa nas do nawrócenia, leczy nas poprzez dar nowego życia.

Uznać tę własną odpowiedzialność nie oznacza żyć w bezużytecznym i niszczącym poczuciu winy. Oznacza raczej otwarcie swojego życia na tę wolność i nowość, które Pan pozwala nam zakosztować, ilekroć wracamy do Niego szczerym sercem.

Wszystko, co jeszcze można zrobić, aby uniknąć negatywnych konsekwencji, które dotykają własną rodzinę, aby zmienić swoje życie... wszystko to trzeba z odwagą i determinacją uczynić.

Tym zaś małżonkom, którzy kryzys własnego małżeństwa odczuli jako niesprawiedliwość, która spadła na nich, pragnę powiedzieć, że oni, jako chrześcijanie, nie mogą zapomnieć o bolesnym, ale płodnym słowie Krzyża. W tym potwornym miejscu cierpienia, opuszczenia i niesprawiedliwości Jezus Chrystus objawił wielkość swojej miłości jako bezinteresownego przebaczenia i ofiary z samego siebie.

Jako biskup, ale przede wszystkim jako chrześcijanin, nie mogę zapomnieć o tym słowie Krzyża. Czuję się przynaglony, aby wam delikatnie ofiarować to słowo, które, choć sprawia, że krwawi nam serce i życie, to jednak nie jest bezowocne i pozbawione sensu. 

I nawet jeśli podczas sprawowanej Eucharystii niesiecie jedynie wasz trud zrozumienia i przebaczenia, w rzeczywistości już macie wielki skarb do ofiarowania wespół z Chrystusem, w Mszy, która uobecnia Jego Krzyż: pokorne uznanie waszego ubóstwa.

Niewinnymi, ale zaangażowanymi, bohaterami bolesnych opowieści waszego życia są dzieci.

Dotyczy to zwłaszcza dzieci, które, będąc w delikatnym wieku dojrzewania, widzą upadek ich emocjonalnego świata. Sprawia to, że z większą trudnością dostrzegają możliwość zrealizowania w przyszłości ich marzenia o miłości.

To jednak nie niszczy nadziei: każdego dnia widzimy wokół nas przykłady bohaterskich i godnych podziwu rodziców, którzy opuszczeni przez współmałżonka, wychowują swoje dzieci z miłością, mądrością, troską i z poświęceniem.

Dziękuję tym mamom i ojcom, którzy dają wielki przykład nam wszystkim. Dziękuję im, podziwiam ich i mam nadzieję, że nasze wspólnoty są dla nich wsparciem w ich ewentualnych potrzebach.

Pragnę przypomnieć wszystkim rodzicom żyjącym w separacji, aby nie czynili życia swoich dzieci trudniejszym, pozbawiając ich obecności drugiego rodzica i rodziny pochodzenia, albo umniejszając słuszny szacunek dla współmałżonka. Dzieci potrzebują, idąc również za wskazaniami ostatnich gwarancji prawnych, tak ojca jak i matki. Nie służy im duch odwetu, zazdrości i zatwardziałości serca.

To wszystko, co powiedziałem do tej pory, a co odnosiło się do sytuacji separacji, ma również znaczenie dla tego, kto podjął decyzję, czasami wymuszoną i nieuchronną, rozwodu bądź to rozwodu i ponownego związku. To jest również ważne dla tego, kto, być może, został bezpośrednio wciągnięty w dramat separacji bądź rozwodu, ale żyje z osobą, która znajduje się w separacji bądź jest rozwiedziona.

Myśląc również o tych osobach, chciałbym postawić sobie ostatnie pytanie, które leży mi na sercu i którym chcę szczerze z wami się podzielić.

Czy jest dla was miejsce w Kościele

Jakie miejsce zajmują w Kościele ci, którzy przeżywają separację, rozwód bądź żyją w nowym związku? Czy to prawda, że Kościół eliminuje ich ze swojego życia?

Mimo że nauczanie Papieża i biskupów, odnośnie tych spraw, jest jasne i wiele razy było przedstawiane, jeszcze teraz niejednokrotnie można usłyszeć, że Kościół ekskomunikował rozwodników, albo że Kościół wyrzuca za drzwi małżonków, którzy się rozwiedli!

Ta opinia jest tak rozpowszechniona, że zdarza się, iż sami małżonkowie, będący w kryzysie, oddalają się od wspólnoty Kościoła z obawy odrzucenia albo potępienia.

Chcę pozostać wierny mojemu postanowieniu, aby mówić do was z całą prostotą braterską i bez zbytecznego przeciągania i dlatego proponuję, abyśmy zatrzymali się na słowie Jezusa, które stanowi centralny punkt mojej refleksji. Temu słowu, jako chrześcijanie, winniśmy pozostać wierni.  W tym słowie znajdujemy odpowiedź na nasze pytanie.

Słowo Pana o małżeństwie

Jezus mówił o małżeństwie z takim radykalizmem, że zaskoczył nim nawet pierwszych uczniów, z których wielu było najprawdopodobniej żonatych.

Jezus potwierdza, że związek małżeński między mężczyzną a kobietą jest nierozerwalny (por. Mt 19, 1 - 12), ponieważ w tym związku objawia się pierwotny zamysł Boga wobec ludzkości, to znaczy pragnienie Boga, aby człowiek nie był sam; żeby człowiek żył we wspólnocie, która jest trwała i wierna. To jest samo życie Boga, który jest Miłością, miłością wierną, niepodważalną i płodną. Miłością, która, jak w jakimś świetlnym znaku, zostaje objawiona we wzajemnej miłości między mężczyzną a kobietą. I w ten sposób, jak mówi Jezus, "nie są już dwoje, ale jednym ciałem. To, co Bóg złączył, człowiek zatem niech nie rozdziela" (wiersz 6)

     

Od tamtego dnia słowo Jezusa nie przestaje nas prowokować i niepokoić. Już w tamtym momencie uczniowie czuli się zgorszeni taką wizją Jezusa. Tak dalece, że zaczęli protestować, iż jeśli małżeństwo jest powołaniem tak wysokim i wymagającym, to "nie opłaca się żenić" (wiersz 10) Ale Chrystus nas ponagla i wlewa w nas ufność: "Kto może pojąć, niech pojmuje" (zob. wiersz 11). Niech pojmuje, że to wymaganie nie jest po to, aby napełniać lękiem, ale raczej, aby objawić wielkość, do której człowiek jest powołany według zamysłu Boga Stwórcy.

Ta wielkość uwidacznia się również wtedy, kiedy przymierze małżeńskie celebrujemy w Kościele jako sakrament, jako skuteczny znak miłości oblubieńczej, która jednoczy Chrystusa i Jego Kościół. Jezus nie żąda od nas niemożliwego. On ofiaruje nam siebie samego jako drogę, prawdę i życie miłości.

Słowa Jezusa i świadectwo tego, jak on przeżył swoją miłość do nas, pozostają dla Kościoła wszystkich czasów jedynym i stałym punktem odniesienia. Kościół nigdy nie czuł się upoważniony do tego, aby unieważnić sakramentalny związek małżeński, ważnie celebrowany i ustanowiony w pełnej jedności małżonków, którzy w ten sposób stali się "jednym ciałem".

  

To właśnie posłuszeństwo temu słowu Jezusa stanowi powód, dla którego Kościół uważa za niemożliwe, aby celebrować sakramentalnie drugie małżeństwo, kiedy zostało zerwane pierwsze przymierze małżonków.

Dlaczego nie można przystępować do Komunii Świętej

Ze zrozumienia Słowa Pana wypływa wskazówka Kościoła, że ci, którzy żyją w drugim związku małżeńskim, nie mogą przystąpić do Komunii Świętej. Dlaczego?

Ponieważ w Eucharystii widzimy znak oblubieńczej miłości Chrystusa do nas; miłości, która zostaje zanegowana przez małżonków zrywających pierwsze przymierze i żyjących w drugim związku.

Zrozumcie, że reguła Kościoła nie wypowiada się na temat wartości i jakości związku, który wiąże rozwiedzionych i ponownie zaślubionych. Fakt, że bardzo często te nowe związki przeżywane są w wielkiej odpowiedzialności i z wzajemną miłością, także do dzieci, nie uchodzi uwadze Kościoła i jego pasterzy. Nie jest to zatem sąd nad osobami i nad ich życiem, ale konieczna reguła, która mówi, że te nowe związki, w swojej prawdzie obiektywnej, nie mogą wyrazić (być) znakiem jedynej, wiernej i niepodzielnej miłości Jezusa do Kościoła.

Jest oczywiste, że reguła, która dyscyplinuje przystępowanie do Komunii Świętej, nie odnosi się do małżonków w kryzysie albo jedynie żyjących w separacji: według określonych dyspozycji duchowych mogą oni regularnie przystępować do sakramentu spowiedzi i Komunii Świętej. To samo odnosi się do tych osób, które zostały zmuszone do zaakceptowania rozwodu, ale uważają swój ślub kościelny za jedyny w ich życiu i pragną pozostać mu wiernymi.

Jest również błędem myśleć, że reguła dyscyplinująca przystępowanie do Komunii Świętej oznacza, że małżonkowie rozwiedzeni i ponownie zaślubieni są wykluczeni z życia wiarą i miłością przeżywanych wewnątrz wspólnoty kościelnej. 

Życie wiarą w oczekiwaniu Pana

Życie chrześcijańskie swoje ukoronowanie, bez wątpienia, znajduje w pełnym uczestnictwie w Eucharystii, ale nie ogranicza się tylko do Eucharystii. To jak piramida, która pozbawiona swojego wierzchołka, nie upada, bo jej solidne fundamenty zapewniają trwanie.

Móc przystępować do Komunii Świętej dla każdego chrześcijanina jest czymś wyjątkowym i posiada wielkie znaczenie, ale bogactwo życia wspólnoty chrześcijańskiej, ukształtowanej przez wielorakie rzeczywistości, w których uczestniczyć mogą wszyscy, pozostaje do dyspozycji także tych, którzy nie mogą przyjmować Komunii Świętej.

Już samo uczestnictwo w niedzielnej celebracji eucharystycznej pozwala na uważne słuchanie Słowa Bożego i wspólne przyzywanie Ducha Świętego, aby nas uczynił zdolnymi żyć wiernie tym słowem w oczekiwaniu nadchodzącego Pana.

To właśnie oczekiwanie nadejścia Pana i ostateczne spotkanie z Nim znajduje się w samym sercu wiary chrześcijańskiej. Potwierdza to Kościół w swojej liturgii, modląc się, bezpośrednio po Komunii Świętej, "w oczekiwaniu, że dopełni się błogosławiona nadzieja i nadejdzie nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus". On bowiem już przyszedł, ale musi jeszcze nadejść i objawić w pełni chwałę swojego Królestwa miłości. A my jesteśmy już synami Boga, ale to czym jesteśmy jeszcze się nie objawiło w całym swoim splendorze. 

Proszę was zatem, abyście z wiarą uczestniczyli w Eucharystii, nawet jeśli nie możecie przystąpić do Komunii Świętej: będzie to dla was okazja, aby umocnić w waszych sercach oczekiwanie Pana, który nadejdzie i pragnienie osobistego spotkania z Nim z całym bogactwem i ubóstwem naszego życia. Nie zapominajmy i o tym, że Msza Święta, ze swojej natury, zawsze tworzy "komunię duchową" [również: wspólnotę duchową], która jednoczy nas z Panem, a w Nim, jednoczy nas z naszymi braćmi i siostrami, którzy zbliżają się do Jego ołtarza.

W jednym ze swoich ostatnich dokumentów papież Benedykt XVI, potwierdzając niemożność przystępowania do Komunii Świętej przez osoby rozwiedzione i ponownie zaślubione, pisze, że "osoby rozwiedzione, które zawarły ponowne związki, nadal — pomimo ich sytuacji — przynależą do Kościoła, który ze szczególną troską im towarzyszy w ich pragnieniu kultywowania, na tyle, na ile to jest możliwe, chrześcijańskiego stylu życia poprzez uczestnictwo we Mszy św., choć bez przyjmowania Komunii Świętej, słuchanie słowa Bożego, adorację eucharystyczną, modlitwę, uczestnictwo w życiu wspólnotowym, szczerą rozmowę z kapłanem czy ojcem duchownym, oddawanie się czynnej miłości, dziełom pokuty oraz zaangażowaniu w wychowanie dzieci" (Sacramentum caritatis, n. 29)

Proszę zatem was, osoby rozwiedzione i ponownie zaślubione, abyście się nie oddalały od życia wiarą i od życia Kościoła.

Proszę was, abyście uczestniczyli w Mszy świętej niedzielnej.

Również do was skierowane jest powołanie do nowego życia, które zostało nam udzielone w Duchu Świętym.

Również do waszej dyspozycji jest wiele środków, którymi Bóg udziela swojej łaski.

Również od was Kościół oczekuje aktywnej obecności i gotowości służenia tym, którzy potrzebują waszej pomocy.

Mam tu na myśli przede wszystkim wielkie zadanie wychowania, do którego wielu z was zostało powołanych i troskę o podtrzymywanie pozytywnych relacji z uprzednią rodziną.

Myślę także o zwyczajnym świadectwie chrześcijańskiego życia, które pozostaje wierne modlitwie i miłości.

Myślę także i o tym, że wy, wychodząc od waszych konkretnych doświadczeń, możecie być wielką pomocą dla waszych braci i sióstr, którzy przeżywają chwile i sytuacje podobne do waszej. W szczególności pragnę powtórzyć słowa Jana Pawła II, które odnoszą się do niektórych z was: “Koniecznie trzeba podnieść też wartość świadectwa tych małżonków, którzy, opuszczeni przez partnera, dzięki mocy wiary i nadziei chrześcijańskiej nie wstąpili w nowy związek. Oni również dają autentyczne świadectwo wierności, której świat dzisiejszy tak potrzebuje. Dlatego winni doznawać zachęty i pomocy ze strony pasterzy i wiernych Kościoła". (Familiaris consortio, n. 20)

Razem z wami modlę się do Ducha Świętego, aby, jak to napisali biskupi Lombardii, natchnął nas gestami i znakami prorockimi [profetycznymi], które pozwolą nam zrozumieć, że nikt nie jest wykluczony z miłosierdzia Bożego, że nikt nigdy nie jest opuszczony przez Boga, że Bóg każdego szuka i każdego kocha. Świadomość bycia kochanym sprawia, że niemożliwe staje się możliwe (List do rodzin, nr 28)

Pan, który jest pośród nas, jest blisko was

Kończę mój list, w którym chciałem moje serce otworzyć przed waszym sercem, drodzy małżonkowie, którzy przeżywacie trudne chwile, momenty kryzysu, separacji, albo którzy pobraliście się ponownie po rozwodzie.

Nie pretenduję do tego, aby zrozumieć to wszystko, co jest w waszym sercu, ani do tego, aby odpowiedzieć na wiele pytań, które chcielibyście zadać. Wierzę jednak, że udało nam się rozpocząć dialog, który pozwoli nam się porozumieć w prawdzie i we wzajemnej miłości.

Ufam, że uda nam się kontynuować naszą rozmowę z całą prostotą i miłością, które kierowały mną, kiedy pisałem ten list. Takim uprzywilejowanym miejscem mogłaby być rozmowa z waszymi kapłanami. Zachęcam was, abyście ich szukali, rozmawiali z nimi, ufali im.

Dla niektórych z was nie będzie łatwo odtworzyć więź z Kościołem. Może temu pomóc szczera i prowadzona w wolności rozmowa z kapłanem, któremu ufacie. Ale nie oczekujcie od kapłanów łatwych rozwiązań lub powierzchownych skrótów. Szukajcie w waszych kapłanach braci, którzy pomogą wam zrozumieć i przeżywać w prostocie, i wierności wolę Boga: niech potrafią razem z wami słuchać słowa Boga, które jest wymagające, ale zawsze ożywcze; niech będą wam pomocą, abyście pozostali we wspólnocie z Kościołem również w tych trudnych dla was momentach.

Życzę wam z serca, abyście mogli spotkać także pary i rodziny chrześcijańskie, które bogate w człowieczeństwo i wiarę, będą umiały was przyjąć, wysłuchać i pójść razem z wami szlakiem, na który wszyscy jesteśmy wezwani w życiu: szlakiem miłości Boga i bliźniego.

Jestem wam wdzięczny, że przyjęliście mnie naprawdę w waszym domu. Modlę się razem z wami, aby Pan pozwolił nam, razem jako braciom i siostrom w tym samym Kościele, doświadczyć pocieszającej i wyzwalającej pewności, że "Pan jest blisko tego, kto ma serce zranione" (Ps 34, 19) i że jego miłość jest pośród nas!

+ Dionizy kard. Tettamanzi

Arcybiskup Mediolanu

Mediolan, Objawienie Pańskie 2008

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co Kościół w Polsce zrobi dla rozwodników?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.