Co reklama Allegro mówi Polakom?
Świat zachwycił się niezwykłą reklamą znanego serwisu aukcyjnego. Polski film trafił na listy najpopularniejszych materiałów, a jego uniwersalne przesłanie wzruszyło miliony internautów. Sądzę, że każdy z nas powinien obejrzeć tę reklamę i nauczyć się jednej ważnej rzeczy.
Trwa tylko trzy minuty i opowiada o historii staruszka Roberta, który rozpoczyna swoją przygodę z językiem angielskim. Większość z nas dobrze pamięta ze szkoły trudne początki - I am, you are, he/she is. Robertowi idzie jednak znacznie lepiej niż synowi głównego bohatera filmu Dzień Świra. Niebawem w całym mieszkaniu pojawiają się kolorowe fiszki z rozmaitymi, bardziej zaawansowanymi słowami.
Twórcy reklamy umiejętnie budują oczekiwanie, do końca filmu nie pokazując, po co staruszkowi ten angielski. Bo po co pod koniec życia uczyć się zupełnie nieznanego języka? Po co poświęcać właściwie cały swój czas na to, by poznać coś, z czego nie będzie się korzystać?
(Jeśli ktoś jeszcze nie widział, to niech zrobi to teraz)
Pod koniec reklamy wszystko wychodzi na jaw.
Robert jest dziadkiem, a jego wnuczka mieszka w Wielkiej Brytanii. Pochodzi ze związku jego syna z czarnoskórą dziewczyną. Ich córka nie poznała języka polskiego, o co przecież nie dziwi, skoro wychowywała się na Wyspach. Dziadek z miłości do wnuczki podjął się nowego wyzwania i przed wyjazdem do syna i jego rodziny rozpoczął naukę angielskiego. Hi, I am your grandpa ("Cześć, jestem twoim dziadkiem") - tymi słowami Roberta kończy się reklama. Podobnie jak on, większość z nas ma łzy w oczach.
Wszystko przez miłość
Nie mam wątpliwości, że ta reklama porusza nie tylko dlatego, że jest świetnie opowiedzianą historią o poświęceniu i miłości do drugiego człowieka. Porusza przede wszystkim dlatego, że jest historią prawdziwą, pokazującą coś, czego doświadczają miliony imigrantów na całym świecie (nie tylko Polaków). Pokazuje, co tak naprawdę oznacza odseparowanie na wiele miesięcy (albo i lat) od najbliższych oraz do czego jesteśmy zdolni, gdy kochamy. Historia Roberta jest też świetnym obrazem tego, jak bardzo potrzebujemy bliskości i czułości drugiego człowieka.
Dlatego tak wielkim dramatem jest to, że co roku w święta wielu ludzi musi być samych. Że są wśród nas tacy, o których zapomniano, dla których nie zostawiono pustego talerza przy stole.
Coraz częściej w czasie rozmów i spotkań z różnymi ludźmi słyszę, że "trzeba jakoś te święta przeżyć". Czytam artykuły (z cyklu Pięć porad, jak… lub Sześć sposobów na…) o tym, jak przy wigilijnym stole umiejętnie uciec od bezsensownych dyskusji o polityce czy niewygodnych tematów życiowych.
Dziwi mnie fakt, że w kontekście jednego z najważniejszych dni w roku dla chrześcijan martwią nas już nie sprawy typowo materialne ("kto zrobi te pierogi?"), ale poważne problemy rodzinne. Nie zmienimy naprawdę głębokiego bezsensu rozmaitych sporów politycznych, czy rodziców, którzy nie potrafią inaczej okazać swojej troski, jak tylko nachalnymi pytaniami.
O co tak naprawdę chodzi w świętach?
Możemy jednak sprawić, by te święta miały inny charakter. By w trakcie nich zdarzyło się coś nowego, coś tak wzruszającego jak… spotkanie staruszka Roberta z wnuczką.
Być może to "terapia szokowa", być może większe poświęcenie niż nauka obcego języka po siedemdziesiątce (?), ale myślę, że realizacja tego pomysłu może odmienić bardzo wiele w życiu naszych rodzin.
- Wiesz co, Karol? Trzeba najpierw zapytać mamy. - Mój ojciec się wahał, gdy zadzwoniłem i złożyłem mu propozycję odwrócenia do góry nogami nadchodzących świąt. - Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł. Co powie babcia?
Babcia pamięta jeszcze czasy II wojny światowej i trudny okres, w którym wraz z rodziną święta spędzali z dodatkowymi gośćmi, którzy w czasie okupacji hitlerowskiej chronili się w "tajnym" pokoju. - Z nią nie będzie problemu - odpowiadam tacie pewny siebie.
- OK. Mama się zgadza. - Słyszę głos taty.
- To może od razu weźmy dwie osoby? - Słyszę dochodzący z oddali głos mamy.
"Akcja jest prosta" - czytam słowa księdza Przemysława Szewczyka, szalonego duszpasterza i badacza starożytnych pism z Łodzi. - "Kontaktujemy za pośrednictwem tej strony polskie rodziny gotowe oddać pusty wigilijny talerz cudzoziemcom z przebywającymi pośród nas osobami z innych krajów, które chętnie przyjdą na Wigilię do polskiego domu".
Podobnie jak księdza Szewczyka, mnie też boli skandal porodu w stajni, zepchnięcia Jezusa - jak milionów osób w dzisiejszym świecie - na margines.
Myślę jednak, że realizacja jego pomysłu to bardzo skuteczny środek, by pokazać, że jako chrześcijanie jesteśmy gotowi żyć w jedności i pokoju ze wszystkimi. By w te święta znalazło się miejsce na coś naprawdę wyjątkowego. By - jak to napisał ks. Szewczyk - odpowiedzieć na to wielkie pragnienie Boga względem nas.
Nie spodziewałem się, że o tym przypomni mi świąteczna reklama Allegro.
Karol Wilczyński - redaktor DEON.pl. Miłośnik kultury bliskowschodniej. Pisze doktorat z filozofii arabskiej. Wraz z żoną prowadzi bloga islamistablog.pl.
Skomentuj artykuł