Co się z nami dzieje, cd.
Kilka tygodni temu ośmieliłem się na tymże portalu przytoczyć kilka przykładów bluźnierczych zachowań, gestów i słów tzw. artystów, polityków czy naukowych autorytetów. Rozpoczęła się ożywiona dyskusja. Różnie nasi Czytelnicy zareagowali na moją wypowiedź.
Wielu poparło moje zdanie, za co jestem im wdzięczny, bo to uświadomiło mi, że warto było o tych sprawach napisać i że to, co napisałem nie jest tylko moim zdaniem. Wielu pisało po prostu nie na temat, przypinając mi łatkę pisowca albo darząc mnie jeszcze innymi epitetami, w ten sposób rozwiązując wszelkie dylematy dotyczące spraw, których ośmieliłem się dotknąć. To bardzo prosta i wygodna metoda. Wystarczy przecież kogoś ośmieszyć, a wtedy już nie trzeba się zastanawiać nad tym, co napisał i nie trzeba szukać merytorycznych argumentów, by wejść z nim w rzeczowy dialog. Byli też tacy, którzy się ze mną nie zgadzali, ale potrafili swoje zdanie podeprzeć sensownymi argumentami. Jestem im wdzięczny, bo oni pomogli mi uświadomić sobie, że można na opisane przeze mnie sprawy patrzeć inaczej niż ja patrzę, ale bez wrogości i bez epitetów.
Z przykrością jednak muszę stwierdzić, że najdziwniejsze były te wypowiedzi, w których odczytywałem oburzenie jedynie z tego powodu, że ośmieliłem się zapytać, dlaczego ci, których podstawową misją jest bronić wiary i stawać zdecydowanie po stronie jej nienaruszalnych zasad, milczą. Dlaczego poza kilkoma chlubnymi wyjątkami ze strony naszego Episkopatu nie padło mocne "non possumus"? Ja się po prostu nie mogę zgodzić z tym, że chęć przypodobania się czy choćby nie narażania się Dostojnikom każe komuś nie tylko milczeć, tam gdzie milczeć nie wolno, ale nawet oburza się na kogoś, kto miał czelność (bo przecież do tego nie potrzeba nawet wielkiej odwagi) upomnieć się o prawdę i stanąć po stronie tych, których religijne uczucia zostały dotknięte. Ci ludzie mają prawo oczekiwać, że zatroskanie o wiarę nie jest ich prywatną sprawą, a dla ważnych "państwowych" spraw, nie należy upominać się o nią, ale trzeba przykrywać ją milczeniem. Są sprawy wobec których nie można szukać kompromisu, stosując zasadę, że o czym się nie mówi tego nie ma. Niestety jest i coraz śmielej sobie poczyna, właśnie dzięki takim kunktatorskim postawom.
Minęło kilka tygodni. W międzyczasie przeżyliśmy w naszym kraju wybory parlamentarne. Nie o nich chcę jednak dzisiaj pisać. Chcę w pewnym sensie kontynuować zapoczątkowany temat felietonem "Co się z nami dzieje?". Bo niestety wcale nie dzieje się lepiej. Otóż ledwie zostały ogłoszone wyniki wyborów, a już świeżo upieczeni parlamentarzyści, zanim jeszcze weszli do parlamentu i złożyli ślubowanie poselskie wytoczyli już pierwszy, a jeśli tak, to znaczy, że najważniejszy postulat a nawet żądanie: "krzyż musi zniknąć z sali plenarnej polskiego sejmu". Ja tylko nie wiem w jaki sposób ten krzyż będzie im przeszkadzał w tworzeniu dobrych praw dla narodu, którego losy w sposób nierozłączny od przeszło tysiąca lat związane są z krzyżem. Oni tego też nie wiedzą. Natomiast wiedzą jedno: krzyż musi zniknąć, a jeśli tego nie załatwi pan Marszałek to pójdą dalej, aż swój cel osiągną. To nic, że wyborcy się sprzeciwiają. Przecież oni już swoje zrobili, oddali swój głos, wpuścili ich na salony, to teraz niech siedzą cicho i pozwolą im robić porządek w kraju, bez krzyża. I czy słyszał ktoś głos sprzeciwu naszego Episkopatu? Natomiast w tym samym czasie pojawiły się sugestie o jednoprocentowym podatku na rzecz Kościoła. Zgrzyta i to ostro zestawienie tych dwóch spraw.
Inny przykład: od kilku dni reklamuje się wchodzący na polskie ekrany film: "Habemus papam". To ma być komedia obśmiewająca papieża, który rzekomo nie chciał być papieżem i popada w depresję. Nie znam treści tego filmu i nawet jej nie chcę znać. Czy jednak nie chodzi o to, żeby ośmieszyć Głowę Kościoła, a w ten sposób umniejszyć autorytet papieża i osłabić wiarę prostego ludu? Kto słyszał o reakcji któregoś z Dostojników na taki zabieg medialny?
No i wreszcie trzeci przykład z ostatnich dni. W jednym z warszawskich teatrów wystawiono spektakl zatytułowany "Msza św.". Po prostu aktor udaje kapłana odprawiającego Mszę św., pozbawiając w ten sposób Eucharystię tego co w jest niej najważniejsze, tajemnicy sacrum. Wczoraj obejrzałem w polskiej telewizji przedziwną dyskusję, gdzie znany dziennikarz i aktorka biorąca udział w tym spektaklu nie widzieli w tym "dziele" niczego zdrożnego, patrząc na nie zgadzających się z nimi dyskutantów po prostu z politowaniem. I znów cisza, nie ma żadnej reakcji na takie artystyczne wybryki.
Wiem, że obrońcy zasad dobrego wychowania, nie dopuszczający w swoim spojrzeniu na Kościół jakiejkolwiek krytyki Pasterzy, oburzą się na to, co napisałem. A niech się oburzają! Ja milczeć nie mogę i nie zamierzam. Moja wiara i szacunek do ludzi, których prawa i godność są poniewierane mi na to nie pozwalają. W związku z tym, że przykłady napastliwości wobec przejawów i znaków wiary nasilają się i jeśli będziemy milczeć, to będzie ich coraz więcej i będą coraz bardziej bezczelne, proszę Redakcję Deonu o otwarcie możliwości by ci, którzy też nie chcą milczeć, mogli na stronie pod hasłem "Co się z nami dzieje" publikować wszelkie zachowania, gesty, słowa przeciw wierze, Kościołowi, moralności. Chodzi o to, byśmy nie stracili wrażliwości na to, co dla ludzi wiary jest najcenniejsze, byśmy nie milczeli nawet wtedy, gdy inni milczą, byśmy nie zatracili tego dziedzictwa, jakie przejęliśmy od naszych ojców.
Bardzo dziękuję.
Skomentuj artykuł