Co świeccy mogą zrobić z kryzysem powołań?

(fot. Catholich Church of England and Wales / flickr.com)

Bywa, że doznajemy od kapłanów upokorzenia, w trakcie kazań jesteśmy strofowani jak dzieci, w bezpośrednich spotkaniach zbywani. Czy to zwalnia nas z obowiązku pracy nad budowaniem jedności w Kościele? Myślę, że nie.

Według badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego liczba wiernych w kościele sukcesywnie maleje. Od lat daje się zaobserwować także spadek powołań kapłańskich i zakonnych.

"Kościół jest «domem Boga», miejscem Jego obecności, w którym możemy Go znaleźć i spotkać. (…) Jesteśmy żywymi kamieniami Bożej budowli, głęboko zjednoczonymi z Chrystusem - który jest kamieniem węgielnym - i między sobą. (…) wszyscy w Kościele jesteśmy równi. Wszyscy powinniśmy ubogacać Kościół naszym życiem, sercem i umysłem" - mówił Papież Franciszek.

DEON.PL POLECA

Spoiwo

My, świeccy, wraz z osobami konsekrowanymi współtworzymy Kościół. Co się takiego dzieje, że nasza wspólnota z roku na rok się kurczy? Szukając przyczyn zaistniałej sytuacji, wiele osób wskazuje na wpływ czynników zewnętrznych - mody idące z Zachodu, konsumpcyjny styl życia, sekularyzację. Chciałabym zwrócić uwagę na coś innego. Przypatrzmy się naszym wzajemnym relacjom. Czy spoiwem między nami - kamieniami Bożej świątyni - nie powinna być miłość? Podam kilka przykładów tego, co może być przeszkodą w budowaniu jedności.

Różne perspektywy

Trwa msza święta. Jestem po nieprzespanej nocy (moje ząbkujące dziecko budziło się sześć razy). Kazanie monotonne. Zaczyna morzyć mnie sen. Myślę: potrzebuję słów, które mnie zaciekawią, wciągną, obudzą. Jestem zirytowana. Po skończonej homilii podczas modlitwy wiernych kapłan zwraca się do nas: "Chciałbym was gorąco poprosić o modlitwę za mojego zmarłego tatę. Był ciężko chory, bardzo cierpiał. Zmarł dziś rano". Zawstydziłam się: co ja wiem o tym człowieku? O tym, co przeżywa? Jak łatwo jest mi oceniać, denerwować się, gdy dana sytuacja nie spełnia moich oczekiwań.

Co o sobie wiemy?

Miewamy za złe księżom, że nie znają realiów życia małżeńskiego, że przez to nie potrafią dawać dobrych rad, a homilie są oderwane od życia. Gdyby tak podejść do tego, co nas dzieli, ze zrozumieniem. Czy my znamy realia życia kapłańskiego? Wiemy, jak to jest?

Kiedyś ksiądz w mojej parafii powiedział w trakcie kazania: - Wszyscy potrzebujemy miłości, my, księża, także. To wywołało wśród zgromadzonych konsternację. Dotknął tabu. Gdyby tak porozmawiać o tym, jak o czymś normalnym? Kapłani, tak jak my, mają pragnienie miłości, bycia dla kogoś najważniejszą osobą, z którą będzie się dzieliło radości i troski. Ta potrzeba nie zostaje z chwilą przyjęcia święceń amputowana. Za to wyrzeczenie się takiej relacji jest warunkiem wejścia w stan kapłański. Czasem trzeba ogromnej pracy nad sobą, by nie ulec pokusom związanym z tym niezaspokojonym pragnieniem. Przypadki, gdy to się nie uda, są chętnie prezentowane przez media. Wierność powołaniu nie jest medialna. Może być niedoceniana.

Przyjaźń

Papież Franciszek prosi o modlitwę za "utrudzonych i samotnych księży, którzy oddają się pracy duszpasterskiej, aby zostali pokrzepieni przyjaźnią z Panem i braćmi".

Czy między wiernymi a księżmi przyjaźń jest możliwa? Czy nie jest uważana za niestosowną? Czy czasem nie chcemy, by duchowni byli "nadludźmi" bez pragnień i potrzeb? Zasypujemy ich gradem oczekiwań. Ksiądz powinien być dyspozycyjny, zawsze wiedzieć, co powiedzieć. Powinien być wyrozumiały, cierpliwy, nie mieć wahań, trudności, depresji. Przy takim założeniu mówienie o przeżywanych kryzysach czy prośba o wsparcie wydają się nie na miejscu. Myślę, że warto zmienić sposób postrzegania i zobaczyć w księżach ludzi takich jak my.

Modlitwa

Czy modlimy się za kapłanów? Bywa z tym różnie. Spodobała mi się idea akcji zorganizowanej w trakcie Mistrzostw Świata w piłce nożnej - adopcji naszych piłkarzy. Co byście powiedzieli na "Duchową adopcję kapłanów"? Wszak oni każdego dnia grają mecz o wszystko. Może dobrym rozwiązaniem byłaby wzajemna duchowa adopcja? Rodzina mogłaby objąć modlitwą danego kapłana, a on rodzinę? Myślę, że warto szukać sposobów wzajemnego wsparcia.

Nazywanie rzeczy po imieniu

Tym, co nas, wiernych, czasem boli, jest stosunek kapłana do parafian. Relacja człowieka do człowieka, która ma swój wyraz między innymi w słowach padających z ambony. Gdy ludzie słyszą zamiast kazania wywód o polityce lub słowa, które nie są krzepiące, a frustrujące, często po prostu zmieniają kościół. Czasem się zniechęcają i przestają w ogóle przychodzić na mszę świętą. Każde odejście jest w moim odczuciu stratą, dla wiernego, ale także stratą dla Kościoła.

Kilka miesięcy temu nakładem Wydawnictwa WAM ukazała się książka pod tytułem: "Łobuzy. Grzesznicy mile widziani" autorstwa Piotra Żyłki, Grzegorza Kramera SJ i Łukasza Wojtusika. To, co proponują "Łobuzy" w sytuacji, gdy słowa kapłana nas zaniepokoiły czy zdenerwowały, to szczera rozmowa. Rewolucyjne podejście! Wymaga odwagi, przełamania oporu, wstydu, ale wydaje mi się, że jest to dobra propozycja. Dlaczego? Bo u jej podstaw leży miłość i troska. Troska o konkretnego człowieka, ale i o Kościół jako wspólnotę. Jeśli kogoś nie kocham, nie zależy mi na nim, to po prostu go ignoruję, odchodzę. My, wierni, i kapłani razem współtworzymy Kościół, jesteśmy sobie potrzebni, jesteśmy wspólnotą. Jesteśmy za siebie nawzajem odpowiedzialni. Może kapłan nie zdaje sobie sprawy, jak działa na nas to, co mówi? Może nasza uwaga zainspiruje go do zmiany, a przynajmniej do zastanowienia nad stylem wypowiedzi? Myślę, że warto spróbować. Widzę tu jednak pewną trudność.

Potrzeby

Zdarza się, że osoba świecka, a szczególnie kobieta, nie jest traktowana przez kapłana jako partner do rozmowy. Jeśli chce zasięgnąć rady, opinii, wyspowiadać się, roztrząsnąć jakąś niezrozumiałą kwestię - ok! Duchowny chętnie ją oświeci. Ale żeby to, co ona sama przynosi i mówi, miało znaczenie, mogło coś wnieść? Z tym bywa trudniej.

Kiedyś rozmawiałam z księdzem, który posługiwał w naszej wspólnocie. Chciałam zasygnalizować pewien problem. Kapłan od początku rozmowy przyjął pozycję obronną i zaczął niepokojące mnie rzeczy tłumaczyć i usprawiedliwiać. Nie udało mi się przekonać go, że warto zająć się tą sprawą. W końcu poddałam się, to, co powiedziałam, po prostu "po nim spłynęło". Problem pozostał.

Ignorowania doświadczają nie tylko kobiety. Kolega opowiadał, że zachwycił się ideą kursu Alfa (to kurs ewangelizacyjny, który powstał w Kościele anglikańskim). Miał z nim styczność za granicą. Poszedł do znajomego duszpasterza akademickiego, żeby go zachęcić, by zorganizować kurs w parafii. Ksiądz powiedział, że to nie jest dobry pomysł. Po kilku miesiącach okazało się, że jednak zorganizował kurs Alfa. Inicjatywa spotkała się z dużym zainteresowaniem. Przysporzyła wspólnocie nowych członków. Kurs jest prowadzony w tej parafii już szereg lat. Kapłan szczyci się, że jest jedyny w naszym mieście, który takie spotkania organizuje. Nie przyznał się, że pomysł dostał od osoby świeckiej. Dlaczego? Czy byłoby to jego zdaniem poniżające? Nie wiem. Wiem, że chłopakowi było przykro.

My, świeccy, potrzebujemy czuć, że to, co chcemy przekazać, jest ważne, że nasz głos też się liczy. Czasem ta potrzeba spotyka się z murem obojętności.

Warto próbować?

Bywa, że doznajemy od kapłanów upokorzenia, w trakcie kazań jesteśmy strofowani jak dzieci, w bezpośrednich spotkaniach zbywani. Czy to zwalnia nas z obowiązku pracy nad budowaniem jedności w Kościele? Myślę, że nie.

Nie zdarzyło mi się zwrócić uwagi kapłanowi po kiepskim kazaniu, za to kilkakrotnie udało mi się podziękować za dobre. Reakcje były pozytywne. Kiedyś poszłam do zakrystii, mówiąc: "Bywają takie kazania, że człowiek musi walczyć, żeby się skupić, a to było tak poruszające, że nie dało się nie słuchać!". Mój rozmówca się wzruszył. To mnie zastanowiło. Nie zdajemy sobie sprawy, że kapłani czują się czasem niedocenieni. Takie proste gesty mogą wiele znaczyć.

Dobry przykład

Miałam szczęście spotkać na swojej drodze duchownych, których postawa była budująca. Księdza Irka z liceum, który z wielką cierpliwością i otwartością wysłuchiwał wszelkich naszych zarzutów wobec Kościoła i wątpliwości dotyczących wiary. Dobrze wspominam także duszpasterza akademickiego Księdza Romana, który poświęcał nam, studentom, każdą wolną chwilę, znał nas po imieniu, czuliśmy się dla niego ważni. Szczególny sentyment mam do pewnego emerytowanego kapłana, który przed laty posługiwał w mojej parafii. Mówiliśmy między znajomymi: "Jeśli masz zły dzień idź na mszę do księdza Władysława". Na czym polegał jego fenomen? Ów kapłan nie mówił porywających kazań. To nie było istotne. Jego gesty wyrażały więcej niż słowa. Gdy mówił "Pan z wami" - czuliśmy, że on nam naprawdę błogosławi. Czy było nas trzy osoby na mszy porannej w tygodniu, czy kościół był pełen ludzi na mszy niedzielnej, patrzył na nas z promiennym uśmiechem. Był życzliwy ludziom, otwarty, ciepły. Czuliśmy, że się nami cieszy. Minęło wiele lat, a ja nadal mam ten obraz w sercu. Jak wspomniałam, nie same kazania są najważniejsze, liczy się to, jaki stosunek do ludzi ma ksiądz.

Śpieszmy się kochać…

Ksiądz Jan Twardowski w jednym ze swoich wierszy napisał: "Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą". Można je odnieść do relacji w Kościele. Kim bylibyśmy bez kapłanów? Kim oni byliby bez nas? Jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. Budowla nie powstanie bez kamieni.

Obie strony potrzebują wzajemnej troski i szczerego dialogu. Nieodzowna jest pamięć w modlitwie. Warto podjąć trud, by nasza wzajemna miłość mogła być znakiem obecności Boga w świecie.

Natalia Świderska - absolwentka Akademii Sztuk Pięknych, grafik. Pasjonatka życia rodzinnego. Pisze wiersze. Lubi obalać mity, które przeszkadzają w budowaniu jedności między ludźmi. Uwielbia wymyślać bajki dla swoich dzieci. Prowadzi bloga almadecasa.blog.deon.pl, z którego pochodzi ten tekst

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co świeccy mogą zrobić z kryzysem powołań?
Komentarze (10)
Andrzej Ak
2 sierpnia 2018, 18:12
cz II Dlatego obecnie sam zachęcam do budowania małymi kroczkami relacji z Panem Jezusem, mając na uwadze to, iż jest to dopiero początek naszej drogi wiary. Wiary w Boga w Trzech Przenajświętszych i Wspaniałych Osobach, bez których nasze życie nie mogło by istnieć, ani w tym, ani w innym wymiarze. Pamiętajmy, iż tylko Bóg jest dawcą życia, szczęścia i radości, tylko w Bogu odnajdziemy to czego pragną nasze serca. Jeśli podejmiemy drogę dialogu z Bogiem, to nasze wysiłki (jeśli będą zgodne z wolą Boga) będą owocować bez względu na trud i biegnący czas. To czemu Bóg pobłogosławi ożywa, materializuje się i inspiruje innych do działania. Trzeba tylko uwierzyć i zawierzyć Bogu, jego Mądrości i Woli.
Andrzej Ak
2 sierpnia 2018, 18:04
Proszę wybaczyć, ale ja takie relację nazywam „teatrem kościelnym”, bo do Kościoła Świętych mają bardzo daleko. Nie dziwię się więc, iż na tej drodze teatru jest tak wiele potknięć i rozczarowań. Na tej drodze po prostu bardzo trudno budować jakąkolwiek wspólnotę. Co więc czynić, aby "odczarować" teatr i zacząć żyć w Kościele Boga? Wiele lat temu otrzymałem wskazówkę, jak być wierzącym i stojącym bliżej Boga. Polega ona na dialogu z Panem Jezusem. Długo się opierałem, mając w swojej świadomości zaszczepiony z przeszłości obraz "gadał dziad do obrazu, a obraz nie odpowiedział ani razu". Mniejsza o ten obraz, bo w końcu po iluś latach podjąłem ryzyko i początkowo zacząłem rozmawiać z Panem Jezusem zdawkowo i tylko na coniedzielnych Mszach Świętych. Rzadziej przed Mszą, ale czasem na kazaniu budziła się we mnie refleksja jednostronnej rozmowy, a czasem po Mszy. Po jakimś czasie dostrzegłem "światełko", tak jakby to co mówię Panu miało jakiś wpływ na moje własne życie, bo dostrzegałem w nim dziwne obce interwencje. Z biegiem czasu dotarłem do etapu na którym niedzielne kazania mówiły o moich własnych przeżyciach z tygodnia i wyjaśniały kulisy tych zdarzeń oraz podpowiadały co robić, jak sobie radzić z problemami życia. Wówczas pojąłem, iż moje monologi wcale nimi nie są, bo dostrzegłem, iż Bóg traktuje poważnie moje słowa i myśli kierowane do Niego i przemawia do mnie na bardzo wiele różnych sposobów. Po drodze oczywiście byli również wspaniali Kapłani, albo Kapłani natchnieni Mocą Boga, którzy pomogli mi się bardziej otworzyć na Boga, którego tak naprawdę wówczas wcale nie pojmowałem. Owszem rozumiałem, iż Pan Jezus jest Wspaniałym Przyjacielem, jednak zupełnie nie pojmowałem Osoby Ducha Świętego i jeszcze bardziej Osoby samego Boga Ojca. Od tamtych lat upłynęło wiele czasu, a ten opisany sposób nadal jest aktualny.
KC
Kasia Cezet
31 lipca 2018, 19:31
Co do wwspomnianej w tekście duchowej adopcji kapłlanów - przecież to dzielo istnieje od lat!  I obejmuje setki osób... https://ddak.wordpress.com/
BC
Bety Croix
31 lipca 2018, 12:10
@piotrekszymek04 Rzeczywiście, to nie Pan nas dzieli na laikat i duchowieństwo, to my sami tak się dzielimy. Nie jest tak, że nie ma podziału, bo jest i to bardzo utrwalony (patrz choćby komentarze), no na pewno nie dokonała go raptem Pani Natalia. Sądzę, że aby myśleć,pisać, rozmawiać o miłości i jedności nie musimy przerzucać się lekturami, a ten kto wie więcej, może wspierać innych swoją wiedzą, a nie czynić zarzut z jej braku, bo nie sądzę, aby ów wszystko wiedział i wyczytał. Bardzo podobają mi się powyższe przemyślenia, ze względu na cel, który wskazują, a po lekturze dyskusji dotyczącej tematu, która przetoczyła się na łamach Deonu uważam ten artykuł za cenny głos.
SK
Sofia Kowalik
31 lipca 2018, 11:02
Może zamiast ciągle podkreślać to utrudzenie, mówmy o ich życiu i podejściu do pieniędzy i rozrywek. Utrudzony jest każdy nie tylko ksiądz. A że się okopują na plebaniach jak w jakiś bastionach to nie wina świeckich. Póki ksiądz w rodzinie będzie oznaczał jakąś nobilitację, to nic się nie zmieni.  Po za tym wszystko w temacie powiedziała s. Borkowska. 
31 lipca 2018, 09:03
Pani Natalio! Zanim zacznie Pani dzielić sie z innymi swoimi spostrzeżeniami, bardzo proszę pogłębić znajomośc tematu o najważniejszą lekturę - lekturę Słowa Bożego. Od kiedy Jezus Chrystus umarł za nas na krzyżu swoją zabwieńczą śmiercią i od kiedy założył swój Kościół, od tej pory nie ma podziału na laikat i duchowieństwo, świeckich i kapłanów. Pan nasz wręcz brzydzi się grzechem nikolaityzmu o czym możemy przeczytać w listach do kościołów w Efezie i w Pergamonie.
WW
Walenty Walentynowicz
30 lipca 2018, 21:47
świeccy mogą pogłębiać kryzys powołań - dalej nieustannie oczerniając i obmawiając kapłanów
SK
Sofia Kowalik
31 lipca 2018, 10:58
Czasy że ksiądz był ponad wszystkimi się kończą i bardzo dobrze! Zostały przysiółki w postaci prowincjonalnych wsi, gdzię wójt i pleban mają najwięcej do powiedzenia.
WW
Walenty Walentynowicz
1 sierpnia 2018, 00:39
no właśnie, teraz opluty przez bezbożne  media i DEON, obrzucony błotem przez swoich wiernych jest nikim
CA
Carson Armstrong
30 lipca 2018, 20:58
Potrzebne większe zaangażowanie po obu stronach. By wmówić sobie prawdy wiary i wiara będzie. A gdzie wiara tam i cwele. A gdzie cwele tam i pasterze. Naczynia połączone.