Co umyka niektórym krytykom adhortacji Franciszka?
Wielu krytyków papieskiego dokumentu twierdzi, że Franciszek zaciemnia przejrzystą wodę moralnej doktryny Kościoła, wprowadzając treści, za które św. Ignacy Loyola, założyciel jezuitów, został osadzony w więzieniu.
Papieska adhortacja Amoris Laetitia została entuzjastycznie przyjęta przez większość wiernych, którzy czują w niej powiew świeżości. Doceniono szczególną zachętę Papieża do umieszczenia miłości w centrum życia rodzinnego oraz równocześnie zdecydowane wezwanie duszpasterzy do towarzyszenia wiernym w ich często skomplikowanym doświadczeniu codzienności.
Dodatkowo, ważne jest przypomnienie Franciszka o tym, że Kościół potrzebuje nieustannie się odnawiać, doceniając ważną rolę, jaką odgrywa w przeżywaniu wiary instytucja indywidualnego sumienia. Wierni dostrzegają w tekście adhortacji gotowość Kościoła do spotkania ich w miejscu, w którym aktualnie się znajdują.
Problem w tym, że nie wszyscy katolicy podzielają ten entuzjazm. Prawie trzy czwarte z nich nie podziela wizji Franciszka zawartej w Amoris Laetitia, lekceważąco wypowiadając się o treści adhortacji.
Wielu krytyków papieskiego dokumentu twierdzi, że Franciszek zaciemnia przejrzystą wodę moralnej doktryny Kościoła, wprowadzając treści, za które św. Ignacy Loyola, założyciel jezuitów, został osadzony w więzieniu. Chodzi o przekonanie, iż Bóg może działać w bezpośredni sposób w ludzkiej duszy.
Papieska adhortacja odnosi się do tego przekonania, zachęcając do spoglądania na rzeczywistość przez pryzmat "sumienia".
Już od średniowiecza rola i prymat sumienia były przedmiotem refleksji filozoficzno-teologicznej. Słynne powiedzenie św. Tomasza z Akwinu głosiło: "prędzej sprzeciwię się Kościołowi aniżeli nakazowi sumienia". Wybitny teolog stwierdził również, że każde odrzucanie wskazań sumienia, prawego lub błędnego, jest zawsze złem.
Sobór Watykański II w dokumencie Gaudium et spes pisze: "Sumienie jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa".
Większość katolików wie również, że powinność słuchania głosu sumienia dotyczy jego "dobrze uformowanej" postaci, to znaczy takiej, która zna i akceptuje Ewangelię i nauczanie Kościoła oraz gotowa jest do wprowadzania tego w czyn. Zastanawia więc fakt, iż papieskie akcentowanie sumienia zostało odebrane przez środowiska tradycjonalistyczne w tak lękliwy sposób.
Trzeba przyznać, że w ciągu minionych kilku dekad katolicka wykładnia dotycząca sumienia ograniczała się do stwierdzenia, że "człowiek może podjąć dobrą decyzję tylko w oparciu o prawidłowo uformowane sumienie", a wykładnikiem tego, czy sumienie było dobrze uformowane, była jego zgodność z nauczaniem zawartym w katechizmie Kościoła Katolickiego.
Żadnego miejsca na wyjątki, na rozeznawanie, jak wypełniać dane prawo w kontekście konkretnej życiowej sytuacji. Jeśli osoba nie akceptowała w pełni treści Katechizmu, oznaczało to nieuformowane do końca sumienie.
Nauczanie Kościoła prezentowane było wówczas jako zbiór zasad funkcjonujących na zasadzie "czarne - białe". W konsekwencji nie pozostawiano wiele miejsca na to, by Bóg pomógł człowiekowi dostosować swoje życie do wskazań Kościoła lub podjąć proces rozeznawania wobec "złożoności" ludzkiego doświadczenia.
W skrócie: Kościół głosił, że "sumienie nie jest potrzebne. Jedyne, czego potrzebujesz, to Katechizm".
Jeden z najważniejszych fragmentów adhortacji Franciszka przypomina, że takie myślenie nie należy do tradycji katolickiej: "Sumienie może jednak uznać nie tylko to, że dana sytuacja nie odpowiada obiektywnie ogólnym postanowieniom Ewangelii.
Może także szczerze i uczciwie uznać to, co w danej chwili jest odpowiedzią wielkoduszną, jaką można dać Bogu i odkryć z jakąś pewnością moralną, że jest to dar, jakiego wymaga sam Bóg pośród konkretnej złożoności ograniczeń, chociaż nie jest to jeszcze w pełni obiektywny ideał".
Słowa te wskazują, że rolą sumienia nie jest proste mówienie "takie jest prawo", ale pomaganie nam, byśmy mogli powiedzieć: "oto jak wygląda prawo wobec mojej sytuacji i w taki sposób będę je wypełniał w konkrecie mojego życia".
Takie podejście zakłada rzecz, która może być jeszcze trudniejsza do przyjęcia przez krytyków papieskiej adhortacji i przez którą św. Ignacy znalazł się w ogniu krytyki ze strony świętej inkwizycji. Chodzi o stwierdzenie, które założyciel jezuitów umieścił w książeczce Ćwiczeń Duchownych, pisząc o modlitwie i stwierdzając, że Stwórca może działać "bezpośrednio ze stworzeniem".
Oznacza to, że Boże działanie w nas może dokonywać się nie tylko poprzez posługę Kościoła, ale również w sposób bezpośredni - "jeden na jeden". Bóg pociesza nas. Bóg podnosi nas. Bóg zaprasza nas. Bóg porusza serca ludzkie. On jest obecny szczególnie w momentach podejmowania przez nas ważnych wyborów i decyzji, pomagając nam w tym procesie.
To nie jest takie łatwe jak proste podążanie za wytycznymi prawa. Duchowość jezuicka, podobnie zresztą jak cała duchowość chrześcijańska, zakłada, że Bóg dopomoże osobie w podjęciu słusznej decyzji.
To przekonanie kilkakrotnie doprowadzało św. Ignacego do uwięzienia, gdyż w ocenie inkwizytorów zagrażało wpływom Kościoła Katolickiego. Ignacy zmuszony był do cierpliwego tłumaczenia swojego stanowiska, wskazując, że Kościół nie jest w żaden sposób zagrożony takim rozumieniem działania Pana Boga.
Ostatecznie poprosił on swoich współbraci, by na znak wierności Kościołowi związali się specjalnym ślubem posłuszeństwa papieżowi odnośnie do misji.
Równocześnie Ignacy trwał w przekonaniu, że Bóg może w bezpośredni sposób działać z człowiekiem. Doświadczył tego w swoim życiu i życiu innych ludzi.
Wśród głosów krytycznych pod adresem Amoris Laetitia brakuje zrozumienia dla tej prawdy. Niektórzy oponenci papieskiego dokumentu wydają się zupełnie odrzucać możliwość Bożego działania we wnętrzu człowieka.
Kluczową myślą adhortacji Franciszka jest wiara w to, że Bóg jest nieustannie aktywny w ludzkim życiu. Prawdę tę wydają się ignorować lub celowo odrzucać krytycy Amoris Laetitia. Wydaje się, że brakuje im wiary.
Ja osobiście wierzę.
Podczas 25 lat życia zakonnego widziałem bardzo wielu ludzi - młodych i starszych, bogatych i ubogich - u których Bóg w niesamowity sposób działał. Będąc ich kierownikiem duchowym, byłem świadkiem tej Bożej aktywności. Bóg prawdziwie działał z nimi w bezpośredni sposób.
W jaki sposób się to przejawiało?
Na milion pięknych, zaskakujących i indywidualnych sposobów. U jednych przejawiało się to mocnym i zdecydowanym apelem sumienia o zmianę dotychczasowej drogi. U innych zaś delikatnym i niedającym się odrzucić zaproszeniem do nowej drogi życia. Bywało również, że osoba doświadczała uczucia pocieszenia i pomocy, skłaniając się ku dobremu wyborowi.
Jeszcze inni wskazywali na żywo odczuwalną obecność Boga w czasie intensywnej modlitwy. Ciężko przywołać wszystkie takie doświadczenia, jest ich zbyt wiele i są zbyt różnorodne. Uczucia, pragnienia, natchnienia, wspomnienia, emocje - wszystko to stanowi drogi, na których Bóg działa w naszym życiu.
Nauczyłem się wszystkie je szanować. Wśród kierowników duchowych jest takie powiedzenie, którym zaczynamy prowadzenie rekolekcji: "prawdziwym kierownikiem duchowym jest Duch Święty, a nie moja osoba". W ten sposób staramy się wskazać na nadrzędność Bożego działania, którego głos odbija się echem w ludzkim sercu.
Krytycy adhortacji Franciszka nie pojmują, że Bóg może działać z człowiekiem w bezpośredni sposób. Bóg porusza ich, pociesza, przynagla. Bóg pomaga im zrozumieć Ewangelię oraz nauczanie Kościoła w kontekście ich osobistego doświadczenia. Ostatecznie Bóg pomaga im podejmować dobre decyzje.
Prawdy tej nie można ignorować i wyśmiewać. Trzeba ją uszanować.
James Martin SJ - redaktor naczelny America Magazine. Autor książki "Jezuicki przewodnik po prawie wszystkim"; Tekst pierwotnie ukazał się pod tytułem "What Some Critics of 'Amoris Laetitia' Are Missing". Tłumaczenie Jarosław Mikuczewski SJ
Skomentuj artykuł