Czy aby na pewno pontyfikat sprostowań?
W Internecie krążył niedawno obrazek przedstawiający Eddarda Starka, jedną z postaci Gry o Tron, z podpisem: "Zbrój się, Papież jest sam na sam z dziennikarzami na pokładzie samolotu". Mem bardzo dobrze chyba prezentuje pewną tendencję i zjawisko z którym zmagają się media katolickie. W obliczu bowiem różnych "nowinek" prezentowanych po spotkaniach z papieżem muszą wykonywać niebywałą pracę wgłębiając się w zawiłą semantykę i syntaksę papieskich przemówień, nierzadko sięgając do języka włoskiego, żeby zobaczyć co papież tak naprawdę powiedział. W odróżnieniu od tego o czym donosiły media. Papież mówi dużo, często ostro i barwnie, ktoś nawet powiedział, że "jak wioskowy proboszcz" (Podobnie gadano o JP II). W rezultacie mamy wiele relacji, często sprzecznych, albo nawet przeczących niejako "katolickości" papieża. Powody są bardzo prozaiczne, ktoś nie zanotował, ktoś nie dosłyszał, ktoś źle przetłumaczył. Czasem wyrwie się też jakiś lapsus, czy też nieszczęśliwe porównanie. Sprostowanie goni więc sprostowanie.
Warto jednak zwrócić uwagę na pewien szczegół. Wytworzyło się w nas takie przekonanie, że należy postawić znak równości między oficjalną wykładnią doktryny katolickiej a każdym słowem papieża. Innymi słowy, że jeżeli papież, np. w spotkaniu z dziennikarzami, nie powiedział czegoś, albo zwrócił uwagę na coś innego, oznacza to zmianę w nauczaniu Kościoła. A tymczasem niekoniecznie tak musi być.
Przykładów mieliśmy w historii wiele, chociażby wtedy, kiedy Benedykt XVI w wywiadzie-rzece mówił o tym, że kiedy np. męska prostytutka zaczyna stosować prezerwatywy, wówczas można to uznać za pewne nabieranie odpowiedzialności za własne życie i pierwszy stopień w porzuceniu dotychczasowej drogi. W prasie wybuchła prawdziwa bomba, papież miał niby zmienić nauczanie Kościoła dot. antykoncepcji, niby zmienić swoje dotychczasowe podejście dotyczące walki z HIV i AIDS. Jednak nic takiego u papież nie nastąpiło. Papież Benedykt nie mówił o doktrynie, ale poruszał bardzo wrażliwy temat pastoralny, który pokazuje pewne stopnie w drodze do Boga.
Język pastoralny pełen jest bowiem niuansów, a do tego często jest nieostry i niekonkretny. Można chyba ukuć taką małą definicję, że o ile język doktryny mówi o celu drogi, o tyle język pastoralny pomaga nią kroczyć.
Zauważyli to np. redaktorzy magazynu Time, którzy przyznali papieżowi Franciszkowi tytuł człowieka roku. Odwołali się do jego zdania "Jeżeli jakaś osoba jest homoseksualistą, poszukuje Pana Boga, ma dobrą wolę, kimże ja jestem, aby ją osądzać?" Redaktorzy podkreślili, że papież tym stwierdzeniem nie zmienił żadnego oficjalnego podejścia Kościoła, użył jednak przystępnego języka - powiedzielibyśmy języka pastoralnego. Do tego nie jest to nic nowego, bo przecież już w katechizmie znajdziemy równie odważne zdanie: "Powinno się traktować te osoby z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji."
Naszym, jako wierzących, zadaniem jest przede wszystkim nauczyć media rozumieć język pastoralny i pokazywać jak współgra on z doktryną. Myślę jednak nie o tłumaczeniu w stylu "tak zawsze było". Jednak o podejściu, które będzie używać języka pastoralnego jako bodźca, by poprowadzić dyskusję w kierunku doktryny.
Myślę, że np. w przypadku słów Benedykta takie podejście podkreślałoby przede wszystkim wartość decyzji człowieka o nawróceniu, które to powinno dokonywać się w poczuciu wsparcia wspólnoty wierzących. Sygnał jaki wysłał w świat Franciszek dot. homoseksualizmu w kontynuacji medialnej mógł pokazać perspektywę przeżywania własnej seksualności, szczególnie w zmaganiu się z głęboko osadzonymi skłonnościami homoseksualnymi.
W przeciwnym wypadku będzie tak jak z moimi przyjaciółmi, którzy mieszkając razem przed ślubem mówią, że przecież i tak za chwilę papież Franciszek zmieni całe nauczanie Kościoła, więc poco się spinać.
Paweł Kowalski SJ - www.kowalski.blog.deon.pl, Twitter: @PawelKowalskiSJ
Skomentuj artykuł