Czy biskupi dali się wpuścić w maliny?
W środowym wydaniu "Naszego Dziennika" (29.05.2019) Krzysztof Gajkowski w komentarzu pod znamiennym tytułem "Diabeł zasiewa zwątpienie", stawia tezę, że list biskupów na temat wykorzystywania małoletnich przez księży "miał być znakiem" przejęcia się hierarchów tym problemem, ale nim najwidoczniej nie był. Dlaczego?
Autor sugeruje, że wystosowanie takiego listu do wiernych nie było dobrym posunięciem. Z kilku powodów. Najpierw dlatego, że apel biskupów musieli (nie wszyscy to "na szczęście" zrobili) odczytać Bogu ducha winni kapłani i w ten sposób rzekomo obarczyli się odpowiedzialnością za grzechy pedofilii.
Po drugie, pan Gajkowski twierdzi, że skandale pedofilskie w Kościele są sprytnie rozgrywane przez tzw. środowiska lewicowe, aby niszczyć Kościół. Niewątpliwie, po części jest w tym racja. I biedni biskupi nie w pełni chyba tego świadomi działają pod dyktando tych gremiów. Ostatnio zatańczyli tak jak im zagrano. Autor felietonu zdobywa się na mocną ocenę: "Kościół, odpowiadając wyłącznie na zarzuty środowisk lewicowo - liberalnych, dał się wmanewrować na tory przewidziane przez agresorów. Pozwolił zepchnąć się do pozycji winnego". I dodaje, że biorąc na siebie zbiorową odpowiedzialność, wystawia się na kolejne ataki.
Po trzecie, autor komentarza uważa, że takiego listu nie należało czytać podczas mszy świętych, ponieważ był on zgorszeniem dla dzieci. I dlatego niektórzy rodzice - jak twierdzi - nie zabrali dzieci na niedzielną mszę świętą. Biskupi, ulegając lewicowej nagonce, narazili dzieci na zło. "A przecież Kościół powinien je bronić przed zgorszeniem" - kwituje Gajkowski. Na dodatek, to, co padło z ambon w ostatnią niedzielę nazwał "ludzkimi słowami uniżenia", a nie "nauką Chrystusa".
Mamy tu więc bardzo osobliwą interpretację tego, co się ostatnio dzieje w Kościele polskim. I znowu dowód, że nie tylko w czasach św. Pawła był "Kościół Apollosa i Kościół Kefasa". W naszych czasach często dzieje się podobnie. Oto czasopismo, które nosi miano katolickiego, zupełnie otwarcie twierdzi (nie pierwszy raz), że w sprawie skandali seksualnych biskupi mylą się. Więcej, ich decyzja, treść listu i polecenie jego przeczytania w kościołach, nie wynikła z rozeznania, z wiary, z właściwej ludzkiej i chrześcijańskiej odpowiedzi na zaistniały kryzys i wezwanie Boże, lecz najzwyczajniej w świecie postąpili pochopnie i ulegli pokusie. Zwracam uwagę na użyte w tekście słowo "wyłącznie". Biskupi stali się marionetkami "lewicowych sił".
Jakie przekonanie stoi za tak karkołomną oceną pana Gajkowskiego? Najpierw, że Bóg nie działa w historii albo, jeśli już działa, to powinien działać tak, jak nam odpowiada.
Po drugie, Bóg może przemówić do Kościoła tylko przez pobożnych, moralnie dobrych i przychylnych Kościołowi ludzi. Nie może w żaden sposób przemówić przez wrogów. Takie założenie jest jednak sprzeczne z duchem nie tylko Ewangelii, ale także Starego Testamentu.
Autor wychodzi z na poły dualistycznego założenia, że świat składa się z ludzi dobrych i złych. Dobrzy to ci, którzy zostali wybrani. Źli są przez Boga odrzuceni. Dobrzy to nasi, źli nie nasi. Taki podział bardzo ułatwia życie, ale ma niewiele wspólnego z Objawieniem. W ten sposób zaprzecza się podstawowej prawdzie biblijnej, że każdy człowiek jest obrazem Boga i ma sumienie. Na tym świecie, jak przypomina Ewangelia, nie żyją ludzie do cna przeżarci przez zło i ci, którzy są samym chodzącym dobrem. Nie dzielimy się na demonów i aniołów. Taka wizja jest herezją. Nie można więc twierdzić, że ci, którzy są poza Kościołem: poganie, inaczej wierzący, ateiści, lewacy, liberałowie mylą się we wszystkim, co myślą, co mówią i czego bronią.
Przykład? Już w Starym Testamencie Bóg przemówił przez czarnoksiężnika Balaama, który na prośbę króla Moabu miał przekląć Izrael, ale pod natchnieniem Ducha zaczął błogosławić Naród Wybrany (Por. Lb 22). Później jednak wrócił do swej starej praktyki i skończył marnie. Czy w chwili prorokowania był doskonałym, moralnie czystym człowiekiem? Nie. Czy przez niego przemówił Bóg? Tak.
Kiedy św. Paweł pojawił się w Koryncie, po raz kolejny doświadczył odrzucenia przez tamtejszych Żydów. W nocy miał widzenie od Pana, który dodał otuchy apostołowi i zapewnił go, że nic mu się nie stanie w tym mieście, ponieważ Pan "ma wiele ludu w tym mieście" (Por 18, 10). I kto się okazał tym ludem Pana, który obronił Pawła Rzymski prokonsul Gallio. Gdy Żydzi przyprowadzili Pawła przed rzymski sąd, Gallio odesłał ich wszystkich z kwitkiem (chociaż nie wierzył w Boga), a Pawła kazał uwolnić. Kto by pomyślał. Czy Gallio był jednym "z nas"? Nie. Czy Bóg zgodnie z obietnicą działał przez niego? Tak.
Czy autor bierze pod uwagę, że Bóg może do Kościoła przemówić przez Gazetę Wyborczą, TVN, przez ateistę Dawkinsa i przez kogokolwiek, jeśli tak zechce i jeśli taka będzie potrzeba? Czasem jest to konieczne, jeśli żadne inne środki nie docierają. Zadaniem Kościoła nie jest demonizowanie ludzi, lecz rozeznawanie znaków czasu. Nie można a priori twierdzić, że jeśli człowiek popiera aborcję, to automatycznie wszystko co, twierdzi i czego broni, jest złe. Faryzeusze przypisywali Jezusowi złą wolę i twierdzili, że działa mocą Belzebuba. I bardzo się mylili, chociaż bronili jedynej słusznej wiary.
Rozeznanie duchowe polega właśnie na tym, aby w świetle Słowa Bożego i z pomocą Ducha rozróżniać, że, np. człowiek błądzi i grzeszy w sprawie aborcji, ale może działać słusznie w innej sprawie. To pierwsze należy potępić i odrzucić, a to drugie, być może przyjąć. W przeciwnym wypadku może się okazać, że walczymy z samym Bogiem, którego działanie próbujemy ograniczyć do ram dla nas wygodnych i oczywistych.
Drugi błąd, który moim zdaniem popełnia pan Gajkowski, dotyczy rozumienia samego Kościoła. Najczęściej, gdy mowa w jego tekście o Kościele, chodzi o biskupów. Ale Kościół to także wierni, w tym ofiary pedofilii. Co więcej, autor referuje słowa kard. Saraha, który miał powiedzieć, że "to nie Kościół jest dziś w kryzysie, lecz my". Zastanawiam się, kto tu jest Kościołem, a kim są "my", skoro kardynał zwraca się do wierzących i do siebie samego? Czy chodzi o jakiś abstrakcyjny byt, który istnieje obok ludzi? Czy chodzi o Kościół w niebie, o sakramenty? Ponadto, wydaje mi się, że autor ociera się o donatyzm, pokusę Kościoła czystego i bez skazy. Chce widzieć Kościół jako pewne idealne ciało, wyłącznie święte i doskonałe. Sęk w tym, że czegoś takiego na ziemi nie ma. Kościół tworzą: Chrystus i Duch Święty - i oni sprawiają, że można nazwać go świętym, a także ochrzczeni, w których też rozwija się świętość, ale równocześnie mieszka w nas ciemność i grzech. Nie może więc być tak, że z Kościołem utożsamiamy się tylko wtedy, gdy spadają na nas honory, a jeśli dzieje się coś złego, to się odżegnujemy. Albo wyłączamy z naszego grona nieczystych, grzesznych, wyrywamy chwast, aby cieszyć się widokiem samej pszenicy. Jezus mówi jednak, że do dnia sądu pszenica będzie rosła razem z chwastem. Rozumiem, że chcielibyśmy inaczej. Sługi z przypowieści też to drażniło i chcieli zrobić porządek. Pan jednak im nie pozwolił.
Św. Paweł wyraźnie mówi, że jesteśmy jednym organizmem, jednym Ciałem. Jeśli jakikolwiek członek jest chory lub cierpi, dotyka to całego ciała (Por. Rz 12, 12-27) . Źródłem oczyszczenia jest wtedy przyznanie się do win i wyznanie ich. Dlaczego Jan Paweł II przepraszał za grzechy konkwistadorów, mówiąc "my, Kościół"? Też mu zarzucano, że tak nie powinien robić. Na tym polega owa "skandaliczna" tajemnica Kościoła. Jasne, że odpowiedzialność przed Bogiem jest osobista. Nie odpowiadamy wszyscy w sposób absolutny za grzechy poszczególnych członków Kościoła. Ale nie możemy się też odciąć od tych, którzy są wszczepieni w krzew winny.
I jeszcze a propos gorszenia dzieci. Zadziwiające, dlaczego tutaj dzieci są zdaniem autora "Naszego Dziennika" narażone na wielkie moralne szkody. Jednak kiedy na ulicach pojawiają się drastyczne plakaty przedstawiające rozerwane pokrwawione istoty ludzkie, i rodzice protestują, bo widzą te obrazy dzieci, wówczas okazuje się, że, zdaniem autorów "Naszego Dziennika" nie mamy tutaj do czynienia ze zgorszeniem. Wtedy bowiem broni się życia. Doprawdy, nie pojmuję.
Niestety, komentarze w stylu zaprezentowanym przez Krzysztofa Gajkowskiego są niczym innym jak wewnątrzkościelnym sabotażem, sianiem zamętu i rozpaczliwą obroną. I nie chodzi tutaj tylko o pedofilię. Dzisiaj będzie to pedofilia, jutro inny grzech czy zło. Głębszym problemem jest czysto ludzkie podejście do Kościoła i zła, brak rozeznania duchowego i wybiórczość w przyjmowaniu tego, co biskupi jako następcy apostołów, nawet jeśli nie zawsze doskonale, przedkładają wiernym.
Dariusz Piórkowski SJ - rekolekcjonista i duszpasterz. Pracuje obecnie w Domu Rekolekcyjnym O. Jezuitów w Zakopanem
Skomentuj artykuł