Czy kobiety mają służyć mężczyznom?
Drogie Panie! Nawet jeśli byłoby prawdziwe twierdzenie, że to Ewa jest odpowiedzialna za grzech pierworodny, a nawet jeśli byłoby prawdą, że gender wymyśliły kobiety, oświadczam jednoznacznie: nie chcę abyście mi służyły. Podpisano - mężczyzna.
Wszystkiemu winna Ewa
Podczas konferencji zorganizowanej 23 listopada w Józefowie koło Warszawy niemiecka socjolog Gabriele Kuby powiedziała: "Ewa w raju skusiła Adama, żeby zjadł jabłko i z tego powodu na świecie pojawił się grzech. Gender też wymyśliły kobiety. Powiedziały tak jak szatan: <<non serviam>>, czyli <<nie będę służyć>> - Bogu, mężczyźnie, dzieciom".
Z tej wypowiedzi, która odbiła się w Polsce szerokim echem medialnym, można wyprowadzić kilka wniosków, a między innymi taki, że kobiety powinny służyć mężczyznom. Tak, wiem, że jest to teza oparta na cytatach z Nowego Testamentu: "Żony niech będą poddane swym mężom" (Ef 5,22), "żony powinny ulegać we wszystkim swoim mężom" (Ef 5,24), "mężczyzna zaś jest głową kobiety" (1Kor 11,3). Tylko że tuż obok tych wypowiedzi znajdziemy i takie, które mają zupełnie inny wydźwięk: "Mężowie powinni miłować żony tak, jak własne ciało" (Ef 5,28), "a kobieta jest chwałą mężczyzny" (1Kor 11,7), "nie ma już podziału na (…) mężczyzn i kobiety (Ga 3,28), "mąż niech oddaje powinność żonie, podobnie też żona mężowi" (1 Kor 7,3), "przejdzie do swojej żony i odtąd będą stanowić jedno ciało" (Ef 5,31), "mężowie, kochajcie swoje żony i nie sprawiajcie im przykrości" (Kol 3,19). Tu podaję w tłumaczeniu bp. Kazimierza Romaniuka.
Rozsądny feminizm istnieje
Napisano na ten temat tony ciekawych książek, a Kościół też się wypowiadał wielokrotnie. Generalnie konkluzja jest taka, że kobieta i mężczyzna w zamyśle Stwórcy są od siebie różni oraz mają w życiu różne role. Różnorodność ta nie przekłada się jednak na różnicę jakościową, etyczną czy ontyczną płci. Jeśli mowa jest o służbie, to takiej, która działa w obydwie strony. O podległości nie ma mowy.
Ciekawie wypowiedziała się niedawno na ten temat raperka WdoWA na stronach portalu NaTemat.pl: "Nie uważam jednak żeby kobiety były w czymś lepsze od mężczyzn i odwrotnie. Nie walczę o równouprawnienie KOBIET. Jest mi dobrze, tak jak jest. Pan mi zaniesie siaty na trzecie piętro i wkręci żarówkę. Pan mi pomasuje zbolały kark, a ja Panu zrobię herbatę i przytulę. Pan przyniesie do domu wypłatę. Ja przyniosę swoją. Jak moja będzie mniejsza to Pan mi kupi nowe buty. Jak Pana będzie mniejsza to ja Panu kupię nową kurtkę. Pan mi nie musi otwierać drzwi przed nosem. Ja nie będę Panu gotować codziennie obiadków. Tak, tak… normalnie, bez sztucznych podziałów i ról.
Kobiety są, co do zasady, płcią słabszą i właśnie tak uważam. Czuję to nie tylko fizycznie (gdy z mężem robiliśmy cały dzień to samo, a tylko ja padam z nóg), ale także psychicznie (gdy puszczają mi nerwy i zaczynam krzyczeć na otoczenie, a mój mąż analizuje sytuację dziesiątki razy i na spokojnie przemawia mi do rozsądku). My kobiety mamy zaś więcej empatii, troskliwości i intuicji. Tak to wygląda w normalnie funkcjonującym (mowa o hormonach) organizmie. I nie zmieni tego Pani - mistrzyni świata w kulturystyce, ani Pan - pielęgniarz w domu opieki dla staruszków".
Ze skrajności w skrajność
Nie zakładam naturalnie, że dr Gabriele Kuby nakłania kobiety do bycia służącymi mężczyzn. Natomiast jej wypowiedź odbieram jako sygnał alarmowy. Piętnowanie idiotyzmów typu edukacja seksualna 5-latków, nauka masturbacji dla przedszkolaków czy też toalety dla dzieci nie chcących określać się płciowo uważam za jak najbardziej słuszne.
Chodzi jednak o to by w tym zapale walki przeciwko tak zwanej ideologii gender nie przechylić się w drugą skrajność i nie zniszczyć przy okazji wieloletniej pracy nad równością statusu kobiety i mężczyzny. Byłoby to klasyczne wylanie dziecka z kąpielą.
Skomentuj artykuł