Dlaczego KEP wciąż nie zadecydował o zamknięciu kościołów?
Czy istnieje ryzyko, że ludzie nie wrócą do budynków? Tak, istnieje. Jednak do tych kościołów nie wrócą także zmarli parafianie. Z całą pewnością tacy w ławach kościelnych się nie pojawią. Nie przyjdą także ci, którzy wiarę stracą przez uczynki swych bliźnich – duchowych kierowników i zwierzchników.
Wydaje się, że jednym z głównych tematów zajmujących wiernych, niewierzących czy polityków podczas trwającej epidemii jest kwestia zamknięcia kościołów i czasowego odwołania odprawiania mszy. To temat obecny nie tylko w Polsce.
Czytając Ewangelie, można wielokrotnie przeczytać, że Jezus dużo się modlił właśnie w świątyni. Świątynia jest dla Niego bardzo ważna – zostaje w ten sposób wychowany, gdyż to Maria i Józef praktykują z Nim wizyty w świątyni. Tam też znajdują Go w wieku dwunastu lat w święto Paschy (Łk 2, 41-52). To kościół-świątynię Jezus Chrystus traktuje jak swój dom. Jednak okazję do modlitwy wykorzystywał po wielokroć w różnym czasie (nie tylko w szabat) i w różnych miejscach (nie tylko w świątyni). Okazja do nawiązania relacji z Bogiem, jest zawsze i wszędzie. Pozostaje zatem pytanie, czy ta sytuacja szczególna, w której się teraz znajdujemy, może przemawiać za tym, by modlić się zawsze i wszędzie, ale nie w kościele podczas mszy lub nabożeństwa?
W naszej rodzinie wciąż zadajemy sobie pytanie, dlaczego krajowe przepisy dozwalają na obecność w kościele dużo większej liczby osób niż w innych miejscach. Pytamy - dlaczego Episkopat nie wydał wciąż jednolitej decyzji o zupełnym zamknięciu kościołów, zaprzestania odprawiania zbiorowych nabożeństw, zwłaszcza w czasie największych zachorowań, właśnie w trosce o wiernych, ale i niewierzących współbraci. Dlaczego nie przyjął innych rozwiązań?
Po pierwsze, odpowiadając na to pytanie, nie doszukuję się tutaj, jak wielu antyklerykalnych głosicieli, interesów li tylko fiskalnych Kościoła. Widzę bardziej opór tradycji – skupienia się na zdaniu: możecie zamknąć nawet sklepy i apteki, ale dostęp do kościoła, jako budynku, musi pozostać; nawet przed ’89 r. XX wieku taki dostęp nie był, co do zasady, ograniczany.
Dostęp do budynków kościoła rzeczywiście był zawsze, przy czym wirus (wbrew pewnym niszowym poglądom) jest patogenem, który nie rozróżnia miejsca (budynku) czy godziny, by zaatakować wierzących, ale i niewierzących, którzy także są naszymi bliźnimi.
Po drugie, unikając nieporozumień (i manipulacji moją wypowiedzią), wcale nie twierdzę, że pomodlić się można jedynie w sercu, kościoły są zbędne, a wspólnota nie ma znaczenia. Opowiadam się bardziej za ujednoliceniem kryteriów i przesłanek, ich zobiektywizowaniem w zakresie pozostawiania pewnych miejsc otwartymi albo zamkniętymi. Z przykrością przyjmuję zamienianie siłowni w związki wyznaniowe. Rozumiem jednak oburzenie, które pojawia się wśród niektórych grup społecznych: zamykacie jedne miejsca, zaś drugie zostawiacie otwartymi, podczas gdy epidemia zabiera coraz więcej osób – nie tylko starszych.
Oczekuję jednak stanowczych deklaracji od mojego Kościoła, że w tym trudnym czasie msze i nabożeństwa zostaną zawieszone i w całości przenoszą się do sfery radia, telewizji, on-line.
Po trzecie, można w końcu odpowiedzieć sobie na pytanie, czy danie ludziom innych możliwości na łączność z Bogiem też będzie realizacją Bożych przykazań. Tutaj wracamy do naszego sposobu uczczenia dnia Bożego. Jest on ważny dla nas – młodych wierzących. Tym bardziej jednak osoby starsze potrzebują wspólnoty, modlitwy, Bożej, ale i ludzkiej wspólnoty. Odnoszę wrażenie, że często dla nich dzień święty jest co dzień. Co dzień uczestniczą/uczestniczyli w Eucharystii. Dzisiaj nie robią tego, bo boją się o swoje i innych życie. Wierzący, tacy jak moi rodzice, którzy od marca nie spotykają się z wieloma osobami, minimalizują zakupy, nie spotykają się z bliskimi, do kościoła jednak przychodzą, niezależnie od okoliczności, które im towarzyszą. Traktują obecność w budynku jako pewien dodatkowy element, jak przymus, z którego nie chcą/nie mogą zrezygnować. Czy istniejący paradoks i poziom wiedzy o stanie naszych starszych bliskich może prowadzić do sytuacji, w której powinno się im przekazać, że do kościoła chodzić nie mogą (przynajmniej na razie), a Biblia, różaniec i radio, muszą im wystarczyć?
Niemniej, oczekuję jednak stanowczych deklaracji od mojego Kościoła, że w tym trudnym czasie msze i nabożeństwa zostaną zawieszone i w całości przenoszą się do sfery radia, telewizji, on-line. Oczekuję zorganizowania sieci udostępniania wiernym Pisma Świętego, jeśli takiego nie mają, a wyrażą taką gotowość. Widzę potrzebę przygotowania spisu czytań na każdy dzień, dla tych, którzy nie mogą sprawdzić, jakie czytania na dany dzień są przewidziane on-line. Oczekuję wysyłania wspierających w tym trudnym czasie na duchu kazań duszpasterskich, zwłaszcza dla osób wykluczonych cyfrowo, którzy nie odnajdą kazania na youtube, czy w innym serwisie streamingowym.
Oczekuję kreatywności od mojego Kościoła. Niegdyś kreatywnością było wyjście z domowych wspólnot i przeniesienie się do kościołów, dzisiaj kreatywnością może będzie wyjście z tych kościołów na jakiś czas.
Czy istnieje ryzyko, że ludzie nie wrócą do budynków? Tak, istnieje. Jednak do tych kościołów nie wrócą także zmarli parafianie. Z całą pewnością tacy w ławach kościelnych się nie pojawią. Nie przyjdą także ci, którzy wiarę stracą przez uczynki swych bliźnich – duchowych kierowników i zwierzchników.
Czy bez dyspensy nieobecność w niedzielę w kościele jest grzechem? W teorii tak. Ale… czy Jezus nie odpowiedział, że i w szabat można zrywać kłosy, czy uzdrawiać? Szabat był dla człowieka (Mk 2,28).
Kiedy zaś święcę Ten dzień w naprawdę wyjątkowy sposób, łączę się w domowej wspólnocie z Bogiem, to wypełniam Boże przykazanie, czy też nie? Czy za oceną mojego postępowania stoi li tylko 0:1 ocena: byłam/nie byłam? Checked!
Ku dodatkowej rozwadze polecam wysłuchanie kazania ewangelickiego ks. Mirosława Czyża:
Skomentuj artykuł