Dlaczego księża odchodzą? Powodów jest kilka

(fot. cathopic.com)

Instytucja ma tendencję do umywania rąk i zrzucania odpowiedzialności na tego, kto odchodzi. Ale powodem kryzysu nie zawsze jest brak modlitwy.

Dlaczego księża po święceniach odchodzą? Powodów zapewne tyle, ile księży. Nie zgodzę się jednak z tym, że zawsze albo wyłącznie jest to problem tego, kto odchodzi. Instytucja, a tak niestety często przeżywa się Kościół, zwykle woli postrzegać sprawę jako czyjeś osobiste zaniedbanie, grzech, brak powołania itd.

Mam jednak wrażenie, że najczęstszą przyczyną kryzysów, które prowadzą do odejść jest całkowite zaniedbanie lub lekceważenie zwykłych ludzkich potrzeb: bliskości, przyjaźni, rozmowy.

DEON.PL POLECA

Wydaje mi się, że nie jest to takie czarno-białe. Właśnie jednym z powodów odejść na pewno jest zbytnie zinstytucjonalizowanie Kościoła. Podobnie jak często Kościół nie wie, co począć w sytuacji kryzysowej i niestety zwykle działa za późno, to samo dzieje się w odniesieniu do osobistego dramatu księdza czy zakonnika. Staje się on kłopotem. Żeby ksiądz lub zakonnik zwrócił się w trudnościach (a każdy człowiek je przeżywa w takim czy innym wymiarze) do swego przełożonego, musi zaistnieć obustronne zaufanie. Na ile przełożeni są ojcami, a na ile administratorami, zainteresowanymi głównie tym, żeby wszystko jakoś się kręciło? Instytucja ma tendencję do umywania rąk i zrzucania odpowiedzialności na tego, kto odchodzi.

Moim zdaniem, powodem kryzysu nie zawsze jest brak modlitwy. Czasem kryzys wiąże się z samą modlitwą, która musi się zmienić, z przeżywaniem wiary i motywacji do bycia księdzem. Brakuje przewodników duchowych.

Mam jednak wrażenie, że najczęstszą przyczyną kryzysów, które prowadzą do odejść jest całkowite zaniedbanie lub lekceważenie zwykłych ludzkich potrzeb: bliskości, przyjaźni, rozmowy. Nie chodzi o rozmowy na temat meczów, polityki i sąsiedniego proboszcza. Celibat wcale nie znosi tych potrzeb. Jeśli księdza przyciśnie samotność, jeśli dosięgnie go doświadczenie straty, pustki, niepokoju i zostanie z tym sam, trudno się ostać. Każdy szuka wtedy pociechy i wsparcia. Często też problemy psychologiczne zostają nierozpoznane albo zepchnięte i ujawniają się w sytuacji kryzysowej. A gdy wychodzą na jaw i nie dają już spokoju, nie każdy ma odwagę i możliwość, aby poprosić o pomoc z zewnątrz.

W końcu przyczyną odejść może być też sztucznie podtrzymywany wizerunek księdza, który nie okazuje słabości, który musi być niemalże doskonały, nie może się potknąć, nie może się z niczym zmagać. Musi nosić maski, bo inaczej zostanie niezrozumiany bądź wyśmiany, także przed swoje własne środowisko.

Czasem kryzys wiąże się z samą modlitwą, która musi się zmienić, z przeżywaniem wiary i motywacji do bycia księdzem. Brakuje przewodników duchowych.

Nie podoba mi się jednak to, i w ogóle nie pojmuję, dlaczego, gdy już za późno, księżom pozwala się na wejście w związek małżeński i niepełnienie żadnych funkcji kapłańskich, a małżonkom, zwłaszcza porzuconym, każe się żyć w celibacie do końca życia. Nie przekonuje mnie to, że w pierwszym przypadku nie chodzi o sakrament, a w drugim tak. To jakaś kazuistyka. Co z tego, że ksiądz pozostaje teoretycznie księdzem, chociaż w praktyce żyje jak świecki?

* * *

Wpis ukazał się pierwotnie na Facebooku Dariusza Piórkowskiego SJ.

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlaczego księża odchodzą? Powodów jest kilka
Komentarze (7)
Oriana Bianka
15 grudnia 2019, 01:15
W Kościele rzymskokatolickim wymagania wobec świeckich są bardziej surowe niż wobec duchownych, jeśli chodzi o nakaz życia w celibacie po rozpadzie małżeństwa, podczas gdy duchowni mogą uzyskać zwolnienie z celibatu i pozwolenie na ślub kościelny. Czy słowa Jezusa na temat nierozerwalnoęci małżeństwa nie zawierają wyjątku? W Ewangelii św. Mateusza czytamy: „Każdy, kto rozwodzi się z żoną z wyjątkiem przypadku rozpusty, a żeni się z inną, cudzołoży”. Interpretacja tych słów Jezusa jest inna w kościele katolickim a inna w prawosławiu. W kościele prawosławnym małżeństwo też jest sakramentem, a jednak dopuszcza się możliwość rozwodu kościelnego i możliwe jest zawarcie ponownego małżeństwa.
MarzenaD Kowalska
14 grudnia 2019, 19:07
Na wiez.com jest świetny tekst p.Terlikowskiego na ten temat. I kojarzy mi się to chyba z brakiem także rozeznania tych, którzy przyszłych księży mają formować, także duchowo. I dwa skrajne przykłady odejścia i niezeznania: były ksiądz, który tak mocno poszedł na prawo, aż do antysemityzmu (jego teksty są ... problematyczne, ale nikt jego poglądów wcześniej nie widział/słyszał? Oraz były ksiądz z Lublina, który radośnie rzucił sutannę, ruszył na tęczowe marsze z kochankiem , na marsze, na których desakralizacji poddawano obraz Maryi. Też nikt tego, że jest homoseksualistą z tak lewackimi poglądami nie widział? A na KUL-u ktoś go formował? Dwa skrajne przypadki księży, którzy odeszli :(
TH
T7 HRR
13 grudnia 2019, 20:46
Jeśli chodzi o ostatni akapit: małżeństwo jest nierozerwalne zgodnie ze słowami Jezusa. Regulacje dotyczące: dopuszczania mężczyzn do święceń kapłańskich, sprawowania sakramentów za zgodą biskupa oraz udzielania sakramentu małżeństwa kapłanom są ustanowione przez Ķościół i te regulacje Kościół może zmieniać.
MC
~Mar Cin
13 grudnia 2019, 18:58
Dla mnie najsmutniejsze jest to, że problem narasta, bo odejść jest coraz więcej i każde z nich największą tragedią jest dla odchodzącego, ale poza takimi artykułami jak ten nic się nie dzieje i w ogóle tym problemem nikt się w polskim kościele nie przejmuje. Żadnej dyskusji, żadnych konkretnych działań. Temat tabu. Winny jest odchodzący, zdradził Jezusa. I tak się zamyka każdą sprawę. A fala odejść będzie narastać, aż w końcu zostaną tylko ci, co odejść już nie umieją, jak w Niemczech albo Irlandii.
PW
Piotr Wójciak
13 grudnia 2019, 11:45
Jakue rozwiązanie proponuje Ksiądz odnośnie ostatniego akapitu?
TM
~To Masz
13 grudnia 2019, 11:31
Jako dopowiedzenie do tych myśli: przełożeni są wielokrotnie przekonani i to w dobrej wierze, że pomagają, a wcale tak nie jest. Bo stosują jakieś sztuczne i "pobożne" rozwiązania problemu, który powstał w ich głowie, a nie jest kłopotem człowieka, który staje przed nimi. Potrzebujący odchodzi niezrozumiany, a pomagający pokrzepia się myślą, że zrobił, co mógł; tyle, że skutecznie rozminął się z rzeczywistością, której być może nie zrozumiał, bo nie chciał, bo nie umiał, bo go przerasta. Nie do końca jest tak, że księża w kryzysie nie szukają pomocy. Nie do końca jest tak, że przełożeni nie chcą wspomóc. Ale często jest tak, że skutecznie się ze sobą rozmijają, siedząc na przeciw siebie.
JK
~Janina Kowalska
13 grudnia 2019, 11:00
Też mi się nie podoba to, o czym mowa w ostatnim akapicie. Czuję to każdą komórką swojego ciała. Myślę wtedy, że gdyby księża mieli żony inna by była nauka dla ludzi po rozpadzie małżeństwa. Dodam, że nie jestem rozwodnikiem ale od zawsze mnie nurtuje ten temat. Niemalże od czasów licealnych, czyli już ze 20 lat :)