Do ślubu dłużej. I dobrze

Konrad Sawicki

Będzie trudniej wziąć ślub kościelny - news o takiej treści wyszedł z "Dziennika Polskiego" i lotem błyskawicy obiegł media. Kurs przedmałżeński ma być wydłużony i dodatkowo zostaną wprowadzone specjalne ankiety dla narzeczonych. Podobno takie decyzje mają zapaść podczas Światowego Spotkania Rodzin, które odbywa się właśnie w Mediolanie.

Piszę "podobno", bo choć może rzeczywiście coś jest na rzeczy, to informacja "Dziennika Polskiego" jest tak nieścisła, że należałoby zachować tu odpowiednią dozę rezerwy. Nie wiedzieć czemu PAP bezkrytycznie skopiował te rewelacje i posłał dalej w świat, tym samym uwiarygodniając je swoim autorytetem. Czego się czepiam?

News mówi, że w kwestii przygotowania do małżeństwa w Polsce obowiązuje instrukcja episkopatu z 1975 roku. Owszem, taki dokument istnieje, ale w 1986 roku powstała "Instrukcja Episkopatu Polski o przygotowaniu do zawarcia małżeństwa w Kościele katolickim", która rok później została zaakceptowana przez Watykan i obowiązuje w Polsce do dziś.

DEON.PL POLECA

Z doniesień medialnych dowiadujemy się też, że kurs przedmałżeński ma być wydłużony do pół roku, dziś natomiast trwa od 8 do 10 godzin plus konsultacja w kościelnej poradni życia rodzinnego. Z wyżej wspomnianego dokumentu wynika coś zupełnie innego. "Zwyczajne, systematyczne, roczne przygotowanie do chrześcijańskiego życia w małżeństwie i rodzinie powinno być prowadzone we wszystkich parafiach: w liczących ponad 3 tysiące wiernych co roku, w mniejszych co dwa lata (…). Skróconą katechezę przedmałżeńską w formie przynajmniej 10 spotkań należy prowadzić dla młodzieży, która z różnych powodów (…) nie weźmie czy nie może wziąć udziału w rocznej katechezie przedmałżeńskiej. Jest to minimum stosowane w ostateczności. Byłoby wielkim błędem duszpasterskim, gdyby księża czynili z tego regułę" (punkty 13-14).

Po pierwsze, mowa jest nie o 10 godzinach kursu, ale o 10 spotkaniach, które przecież mogą trwać dłużej i mogą być rozłożone na spotkania cykliczne lub zgrupowane w weekendowym wyjeździe. Po drugie, powinna to być tylko forma zastępcza wobec obowiązującej normy, czyli kursu rocznego organizowanego przez parafie. Instrukcja mówi wyraźnie, że jest to forma zalecana, z której zwolnieni są ci, którzy kurs przedmałżeński zaliczyli w szkole średniej lub w ramach duszpasterstwa akademickiego. Można podejrzewać, że w Mediolanie zapadnie decyzja o zwiększeniu ilości tych obowiązkowych spotkań.

Niezależnie od tego, że news "Dziennika Polskiego" jest mało precyzyjny warto na przykładzie tej sytuacji i przy tej okazji poczynić kilka uwag. Ogólny wydźwięk tej sprawy skoncentrował się na młodych, którzy teraz będą mieli większy kłopot z ZAWARCIEM ślubu kościelnego. Jeśli przyjąć, że faktycznie zostaną wprowadzone nowe wytyczne, które zwiększą obowiązujące wymagania, to będą one w taki sam sposób dotykały księży. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że oni również będą mieli więcej pracy.

A odnosząc się do meritum - czy faktyczne wydłużenie i zintensyfikowanie obowiązkowych kursów przedmałżeńskich, nawet z dodaniem tych enigmatycznych ankiet, byłoby aż takie złe? Moje doświadczenie mówi, że wręcz przeciwnie. Im dłuższe i lepsze przygotowanie, tym większa szansa na wartościowe i nierozerwalne małżeństwo.

Mamy z żoną taki zwyczaj, że podczas dłuższych podróży samochodem jedno z nas kieruje, a drugie czyta na głos jakąś lekką książkę. Ostatnio skończyliśmy w ten sposób lekturę Haruki Murakamiego "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu". Popularny japoński powieściopisarz opowiada w niej o swojej pasji biegania i o tym, że ma żelazną zasadę uczestniczenia w jednym maratonie na rok. Do dystansu 42 kilometrów i 195 metrów musi przygotowywać się przez długie miesiące, biegając 6 razy w tygodniu około godzinę. Reguła jest tu bardzo prosta: im lepiej przepracujesz okres treningowy, tym lepiej pobiegniesz w maratonie. Działa to i w drugą stronę: zawalisz przygotowania, to i bieg nie wyjdzie albo w ogóle nie dobiegniesz do mety.

Wszyscy zgodzą się chyba co do zasad rządzących treningiem sportowym. Dlaczego więc z taką łatwością przykładamy ją do jednostkowych wydarzeń atletycznych, ale już jakoś nie pasuje nam do rzeczywistości małżeńskiej, która będzie trwała długimi latami? Okres bycia razem, narzeczeństwa i przygotowania do ślubu, spokojnie można potraktować w tych samych kategoriach. Im więcej wysiłku włożymy w ten czas, tym silniej to zaprocentuje w małżeństwie. A długi i intensywny kurs przedmałżeński należałoby porównać do profesjonalnego cyklu treningowego lub, w przypadku kursu weekendowego, do obozu kondycyjnego, który owszem jest bolesny, ale bez niego to właściwie nie ma sensu stawać na linii startu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Do ślubu dłużej. I dobrze
Komentarze (26)
B
bz
4 października 2014, 10:45
mam tylko jedną obawę, że tak bardzo skupiamy się na naszych ludzkich możliwościach (więcej kursów, szkoleń itp itd), że zapomnimy "wpuścić" do małżeństwa Pana Boga. Gdyby to odwrócić...i małżeństwo z nieznajomym mogłoby być święte i szczęśliwe...
A
Agata
3 maja 2013, 12:04
To "wydłużanie" okresu narzeczeństwa ominie Polskę, tyczy się to bardziej innych krajów, gdzie niezwykle łatwo było o ślub kościelny a potem okazywało sie że małżonkowie sa kompletnie nieprzygotowani i nie rozumieją powagi sakramentu. A u nas? To nie zależy od czasu, ale od tego na jakiego katechte się trafi. Ja trafiłam wspaniale - u Dominikanów na Freta, nigdy nie powiem że to czas stracony
N
nobody
3 maja 2013, 07:42
Katolik nie wyskakuje z pretensjami do Kościoła, że ten chce dobrze przygotować narzeczonych do małżeństwa. No chyba, że ktoś jest katolikiem tylko z nazwy....
PC
po co
3 maja 2013, 03:22
Po co te złośliwości poniżej? Jeśli ktoś nie chce, to przecież nie musi brać ślubu kościelnego. ... 1. Żeby dotarło. 2. Musi, bo inaczej żyje w grzechu.
IT
ich troje
3 maja 2013, 00:42
Po co te złośliwości poniżej? Jeśli ktoś nie chce, to przecież nie musi brać ślubu kościelnego. ... Dla katolika niestety nie ma innej opcji jak tylko Sakrament Małżeństwa! Mąż, Żona i Jezus.
N
nobody
2 maja 2013, 22:39
Po co te złośliwości poniżej? Jeśli ktoś nie chce, to przecież nie musi brać ślubu kościelnego.
DC
domini canis
2 maja 2013, 18:28
Najlepiej żeby w ogóle się nie pobierali, albo dopiero wtedy, kiedy nie będą już mogli współżyć ani mieć dzieci. Odwlekać im to aż do starości. Wówczas nie bedziemy mieli powodu, żeby zawiścić im małżeńskiego szczęścia. Powstaje tylko maleńki problem, kto zasili nasze klasztory? Ano jak każdy problem, ten tez się da rozwiązać: my sami się zatroszczymy o podaż nowych zakonników i zakonnic.
W
Wolverane
2 maja 2013, 14:18
Śmieszą mnie takie artykuły. Będzie dłużej - żart jakiś. Czarni wymyślili sobie żeby było dłużej, bo jak komuś się będzie śpieszyło, to będzie musiał zapłacić więcej księdzu za przyśpieszenie ślubu w "trybie indywidualnym". Po raz kolejny wychodzi szydła z worka - jedyne co się liczy dla czarnych to kasa. Dla niej gotowi są zrobić absolutnie wszystko, a w szczegolności wykorzystać, słabości i potrzeby innych ludzi. KK to najbardziej pazerna, zachłanna i zakłamana instytucja jaka kiedykolwiek istniała w Europie. To zaraza, która toczy ludzkie umysły, zaraza którą trzeba wyplenić.
Ż
żona
13 lipca 2012, 15:36
Jestem za wydłużeniem okresu narzeczeństwa. Może ktoś by się zbuntował, że mówi to ktoś, kto wyszedł za mąż po 4 miesiącach znajomości, ale właśnie dlatego moge z całym decydowaniem powiedzieć, że lepiej dłużej i dokładniej przygotować się przed zawarciem małżeństwa. Pierwsze trzy lata były ciężkie, bo musieliśmy nadrobić zaległości i rozwiązać problemu, które można było rozwiązać wcześniej w o wiele krótdszym czasie (ustalenie relacji z dalszą rodziną było prostrze przed, niż po fakcie i byłoby mniej konfliktów). Na szczęście w końcu się nam udało.
Ś
śmiech
4 czerwca 2012, 20:31
A mnie sie wydaje, że zmniejszy się ilość ślubów kościelnych, bo to "odstraszy" młodych ludzi. PS. A w poradniach przedmałżeńskich pracują same stare panny - paradoks - wiem, bo znam je osobiscie. Ale te "panienki' mają bogate doświadczenie, zwłaszcza w seksie, dlatego potrafią dużo nauczyć. 
Ś
śmiech
4 czerwca 2012, 20:30
A mnie sie wydaje, że zmniejszy się ilość ślubów kościelnych, bo to "odstraszy" młodych ludzi. PS. A w poradniach przedmałżeńskich pracują same stare panny - paradoks - wiem, bo znam je osobiscie. Ale te "panienki' mają bogate doświadczenie, zwłaszcza w seksie, dlatego potrafią dużo nauczyć. 
H
hihot
4 czerwca 2012, 20:27
 Ciekawie wygląda kurs prowadzony przez starą pannę. Przyznaję, bardzo ciekawie.
D
Darko
4 czerwca 2012, 18:55
 Prawda jest taka, że prawie wszyscy chodzą na kurs przemałżęński tylko dla świstka papieru i tyle
MF
Michał Faflik
2 czerwca 2012, 23:02
Nie kurs, ale rekolekcje i to najlepiej takie 15-dniowe jak na OAZie. Czy to jest realne? Jeśli ktoś chce wziąć ślub w KK to pójdzie na coś takiego a zysk z takich rekolekcji będzie gigantyczny. Ci którzy powiedzą, że nie ma mowy, tym zależy tylko na pięknym obrządku i tradycji a nie na sakramencie, więc nie ma co sypać perłami przed wieprze. Nie ma co mydlić sobie oczu statystykami
KS
Konrad Sawicki
2 czerwca 2012, 10:07
A mnie się wydaje że najlepszy kurs przedmałzeński trwajacy czasami nawet dwadzieścia pare i trzydzieści lat, dają zgodnie i dobrze żyjący rodzice. Bardzo trafna uwaga! Niemniej statystyki mówią, że ok. 30 proc. związków rozpada się (sakramentalnych i niesakramentalnych). Więc tam raczej trudno o dobry przykład. Choć oczywiście nie mozna generalizować.
T
Tomek
2 czerwca 2012, 00:03
 A mnie się wydaje że najlepszy kurs przedmałzeński trwajacy czasami nawet dwadzieścia pare i trzydzieści lat, dają zgodnie i dobrze żyjący rodzice.
M
Mia
1 czerwca 2012, 14:28
My byliśmy na 3-dniowym kursie wyjazdowym, prowadzonym przez: doświadczone starsze małżeństwo (z dziećmi i wnukami) + młode małżeństwo (z małymi dziećmi) + ksiądz. Uważam że to jest bardzo dobry zestaw. To dobrze trafiliście. Ja swoje przygotowanie do małżeństwa wspominam (a raczej nie wspominam wcale) z ogromną traumą. Było mi wstyd przed przyszłym mężem, jak zostaliśmy potraktowani przez mojego proboszcza. Żenada. I szczerze powiem, że gdy dwoje ludzi chce być ze sobą, to będą, nie pomoże im w tym żadna teoria wygłaszana na kursach.
M
mądrala
1 czerwca 2012, 13:15
A ja znam nawet kilka "starych panien", które są wielodzietnymi mężatkami. Bo to nie o status chodzi a mentalność!
KS
Konrad Sawicki
1 czerwca 2012, 12:38
My byliśmy na 3-dniowym kursie wyjazdowym, prowadzonym przez: doświadczone starsze małżeństwo (z dziećmi i wnukami) + młode małżeństwo (z małymi dziećmi) + ksiądz. Uważam że to jest bardzo dobry zestaw.
Joanna
1 czerwca 2012, 12:15
Prawdą jest, że ZDARZAJĄ SIĘ W PORADNIACH PRACOWAĆ STARE PANNY. Co nie oznacza, że w prawie każdej poradni one pracują. Wiadomo, że większą wiedzę i przede wszystkim DOŚWIADCZENIE W TYCH KWESTIACH MAJĄ MAŁŻEŃSTWA. Dlatego dobrze, gdy pracują tam pary. Nie ma jednak reguły. Ja spotkałam się z kobietą będącą starą panną, która ugościła mnie w takowej poradni kiedyś tam.... Nie wspominam tej wizyty dobrze. Nie można jednak uogólniać ;)
Joanna
1 czerwca 2012, 12:15
Prawdą jest, że ZDARZAJĄ SIĘ W PORADNIACH PRACOWAĆ STARE PANNY. Co nie oznacza, że w prawie każdej poradni one pracują. Wiadomo, że większą wiedzę i przede wszystkim DOŚWIADCZENIE W TYCH KWESTIACH MAJĄ MAŁŻEŃSTWA. Dlatego dobrze, gdy pracują tam pary. Nie ma jednak reguły. Ja spotkałam się z kobietą będącą starą panną, która ugościła mnie w takowej poradni kiedyś tam.... Nie wspominam tej wizyty dobrze. Nie można jednak uogólniać ;)
P
pegaz13
1 czerwca 2012, 11:24
U nas przygotowanie prowadzi lekarka matka 6 dzieci. To nie stara panna, ale profesjonalnie przygotowana do porad młodym. Przygotowanie w kościele 24 spotkania tj  24 miesiące  dla młodych ze szkoł średnich. to już jest od dawna, więc nic nowego. To musi trwać.  Aby było dobrze przygotowane. pozd. Staś
B
Barbra
1 czerwca 2012, 11:02
Dziwne, ja w poradni małżeńskiej ani podczas kursu nie spotkałam żadnej "starej panny" . Twoja teoria w moim przypadku okazuje się być fałszywa. 
D
Dalka
1 czerwca 2012, 11:00
I znasz wszystkie poradnie i wszystkie stare panny w nich pracujące? Masz szerokie znajomości :D Niektórzy nie widzą nic dziwnego w poświęcaniu mnóstwa czasu i pieniędzy na kursy wspinaczki czy pilotażu, żeby potem miło spędzać czas na swoim hobby. Ale poświęcić czas na kurs przygotowujący do sakramentalnego małżeństwa na całe życie (przypominam umowę cywilną można zawrzeć bez przygotowań) wydaje im się zbędne. Czy nie powinno im to dać do myślenia? Może wcale aż tak bardzo nie chcą brać ślubu?
P
Paweł
1 czerwca 2012, 10:58
Wiesz MIA co do P.S.-u bardziej prawdziwe byłoby stwierdzenie, że pracuje ich bardzo wiele. Też czasem mam wrażenie, że zbyt dużo. Ale weź też pod uwagę, że nie jest to zbyt intratne zajęcie. A wartościami rodziny się nie wykarmi. O środki materialne na utrzymanie trzeba zadbać... A zmiany potrzebuje system, a nie jakaś jego opcja Co do małżeństw - jeśli coś dla kogoś jest wartością, to długość czy ilość spotkań przeszkodą nie będą..
M
Mia
1 czerwca 2012, 10:24
A mnie sie wydaje, że zmniejszy się ilość ślubów kościelnych, bo to "odstraszy" młodych ludzi. PS. A w poradniach przedmałżeńskich pracują same stare panny - paradoks - wiem, bo znam je osobiscie.