Dojrzały Bóg

(fot. Top Management / Agnieszka Chylińska / youtube.com)

Przydałaby się litania do dojrzałego Boga. Do takiego, który się nie obraża (we współczesnym znaczeniu ), który się nie mści, któremu można nawrzucać.

Taka współczesna litania, która byłaby odtrutką na nasze skrzywione wyobrażenia o nim. W której nie tyle nawet mowa byłaby o tym, jaki jest - bo że dobry, miłosierny i tak dalej - to już słyszeliśmy (co nie oznacza, że usłyszeliśmy), ale o tym, jaki na pewno nie jest.

Inaczej przecież rozmawia się z bogiem-agresorem, z bogiem-nieobecnym nie rozmawia się pewnie wcale, bo po co. Inaczej mówi się z bogiem, który się mści, z bogiem, który może skrzywdzić, z bogiem, którego trzeba przekupić, a inaczej z bogiem bliskim, który jednocześnie pozwala odejść.

To, co niepojęte próbujemy objąć za pomocą tego, co znane. Potrzebujemy analogii: Bóg jest ojcem. Z ojcami lub szerzej z mężczyznami bywa bardzo różnie. Nie bez przyczyny na wstępie rekolekcji ignacjańskich bierze się pod lupę to, co dla mnie osobiście znaczy, że Bóg jest ojcem. Różnią się nasze doświadczenia i zapisane w podświadomości skojarzenia wypełniające te pojęcia. I chociaż w chrześcijaństwie Bóg jest jeden, to wielce prawdopodobne, że w praktyce modlimy się do bardzo różnych bogów.

DEON.PL POLECA


Dlatego taka współczesna litania do dojrzałego Boga mogłaby być pomocna. Pomyślałam o tym przy okazji wywiadu z piosenkarką Agnieszką Chylińską*. To szczera rozmowa dostępna w internecie, na którą zdecydowałoby się niewiele osób. Artyści może mają łatwiej? Nie wiem. Zazwyczaj chowają swoje doświadczenia i wyrażają je w niedopowiedzeniu, metaforach.

Agnieszka Chylińska natomiast obnażyła kawałki najbardziej osobiste - dotyczące relacji z rodzicami, małżeństwa, bycia matką, swojej krzywdy, rozczarowania na początku kariery i wiary. Naruszyła przynajmniej kilka tabu. Zakwestionowała zakorzeniony w polsko - katolickiej kulturze mit poświęcającej się matki, rodziny jako bezpiecznego gniazda i co najbardziej oburzyło katosferę - naruszyła tabu świętości Boga. Naruszyła - oczywiście według niektórych katolików.

Dla tych, którzy nie oglądali: Agnieszka Chylińska mówi, że w wierze znajduje ukojenie: "To mnie trzyma. Tylko teraz jestem łajdakiem, który przychodzi do Pana Jezusa. Już nie jestem narysowaną przez siebie matką-Polką, która ma wszystko ułożone w szufladce. Tylko ja przychodzę jako łobuz i mówię: Czy taką mnie kochasz? Czy taką mnie kochasz, k...a?".

Poszło oczywiście o ostatnie słowo: że jak to tak do Boga? Że przekleństwo? I trochę rozumiem wszystkich przyzwyczajonych do wysublimowanej stylistki liturgii i tradycyjnych modlitw. Słowa: "Czy taką mnie kochasz, k...a?" nie pasują do kanonu. I pewnie do niego nigdy nie wejdą. Chociaż? Może ktoś odważy się powtarzać je na paciorkach śladem mnichów obrządku wschodniego? I okażą się deską ratunku desperatów rozczarowanych sobą?

Z całym szacunkiem dla Agnieszki Chylińskiej, ale słowa nie takich jak ona łobuzów Kościół cytuje od dwóch tysięcy lat. W każdym razie jestem w stanie zrozumieć, że ktoś mógł odczuć - powiedzmy - dyskomfort estetyczny. Tyle, że są takie momenty w życiu, że wszystko to staje się nieważne. I o taką sytuację tu chodzi: kryzysu, gdy doświadczenie nie mieści się w żadnej wypracowanej przez tysiące lat formule.

Tylko czy w ogóle można się tak modlić, nie naruszając świętości Boga? Bliskie jest mi wyobrażenie boga jako dojrzałej psychicznie osoby. Takiej, która potrafi unieść skrajne emocje, wziąć je na siebie, po prostu przyjąć. Dojrzały rodzic - bo w takiej pozycji do boga stawia chrześcijaństwo (niezależnie od tego, czy myślimy o nim jako matce czy ojcu, czy matce i ojcu jednocześnie) - to ktoś, komu dziecko nie jest w stanie wyrządzić emocjonalnej krzywdy, zagrozić jego autorytetowi, podważyć jego kompetencji.

Można od niego odejść, nie rozmawiać z nim przez lata, bić w niego, a on nie odda. Nie będzie się mścił, robił wyrzutów, nie będzie manipulował poczuciem winy, nie przyjmie postawy skrzywdzonego dziecka, nie odwróci się i nie obrazi. Tylko w relacji do dojrzałego Boga można być wolnym. A Agnieszce Chylińskiej dziękuję, że mi o tym przypomniała.

* wywiad ukazał się w połowie listopada

Katarzyna Nocuń - dziennikarka, redaktorka. Interesuje się polityką zagraniczną i reportażem

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dojrzały Bóg
Komentarze (4)
Anna Żebrowska
25 stycznia 2019, 16:27
Świetny tekst. Problem w tym, że od dziecka Bóg jest nam ukazywany jako Rodzic Krytyczny, a nawet Superkrytyczny, wiecznie niezadowolony, mściwy w sposób wręcz nieskończony, tak jak nieskończone jest piekło. Żadna inna religia nie ma tak sadystycznej eschatologii (dziwne, że większośći chrześcijan to nie przeszkadza). Myślę, że dla większości kleru tak jest po prostu wygodniej - trzymać owieczki za mordę, pod strachem. Nieważne, jaką cenę za to zapłacą:  nerwicy, depresji, samobójstwa (znam takie samobójstwa na tle religijnym). Bóg dojrzały? Od którego można odejść? Który nie odda? Czy to nie zbyt piękne, by było prawdziwe? 
Piotr Stanibor
31 stycznia 2019, 14:43
Takie wyobrażenie Boga bierze się stąd, że przez wieki wysuwano wizerunek Boga sprawiedliwego jako surowego sędziego, a krwawy ST traktowano dosłownie, z kolei Bóg miłosierny był schowany, ukryty. Do czasu upadku feudalizmu to działało, mechanizm strachu, szantażu, wpajania poczucia ciągłej winy i wstydu. Nadszedł czas rozwoju ruchów wyzwalających uciskane klasy społeczne, hierarchia w obronie swojego status quo sprzymierzyła się z burżuazją. Gdy ostatecznie po II WŚ zniknął tradycyjny dla społeczeństwa przemysłowego podział klasowy pozostała pustka i próby wywalczenia swojej miszy w świecie poprzez reformy (SWII).
Andrzej Ak
24 stycznia 2019, 19:03
Boga nie można określić w pojęciach materii i rozumu człowieka. W Biblii zapisano iż Bóg jest Ojcem, tylko dlatego aby najmniejsza z najmniejszych (najgłupszych) istot, czyli człowiek mogła mieć jakiekolwiek wyobrażenie o Bogu. Bóg jest Stwórcą, jest Duchem Doskonałym. Człowiek jako tak mała istota zwykle nie ma żadnego dostępu do samego Boga, a jedynie poprzez pośredników. W Starym Testamencie wszystkie kontakty z Bogiem miały tak naprawdę formę komunikacji z wysłannikami Boga,czyli Jego Aniołami. W Nowym Przymierzu mamy dostęp do Syna Bożego oraz Ducha Świętego. Duchowi Świętemu nie proponuję "wrzucać" obraźliwych wstawek, bo może człowieka sprowadzić do parteru w sposób nieodwracalny. Życie człowieka tu na ziemi w wymiarze Boga nie jest istotne bo ważniesza jest dusza. Bóg może więc w każdej chwili powołać człowieka na drogę lekcjii, a to może skutkować utratą ciała na jakiś czas lub zupełnie w tej naszej przestrzeni czasowej. Panu Jezusowi ludzie "wrzucają" takie różne teksty i tylko On to może przyjąć ze zrozumieniem. Jednak i Pan może się kiedyś obrazić, bo również jest Osobą Bożą. Wszystko ma swoje granice. Jak Kuba Bogu, tak i Bóg Kubie w jego potrzebach. Proszę się rozejrzeć ilu kalekich błąka się po Kościołach. I co? Pan uzdrawiał i nadal uzdrawia, jednak wszystko u Boga ma swoje miejsce i wymaga ogromnej wiary. Jednak jak przekonać ludzi wątpiących do ogromnej wiary w Syna Bożego? Tych co pragną pogłębiać swoją drogę wiary w Boga polecam dzienniki  naszej wspaniałej Siostry Faustyny, a także naszego wspaniałego Brata o. Pio. Boga trzeba stopniowo odkrywać w Prawdzie, pokorze i Miłości na ścieżkach Tych, co już Boga odnależli.
Edyta Drozdowska
23 stycznia 2019, 16:29
Świetny felieton!  Pozdrowienia dla Autorki :)))