Dziennikarze bez granic?

(fot. shutterstock.com)

"Jaka szkoda, że nie można nagrać filmu o ludzkich spowiedziach" - westchnął ks. Piotr Pawlukiewicz w jednej z konferencji rekolekcyjnych. Jak się zaraz okazało, nie chodziło mu o delektowanie się złem i ludzkimi upadkami, lecz miał na myśli pokazanie, jak grzesznicy z nich powstają.

Nie można? Dlaczego? Powód jest prosty - obowiązuje tajemnica spowiedzi. W sposób bezwzględny dotyczy ona księdza, ale ograniczenia odnoszą się również penitenta. I to nie byle jakie. W 1988 roku kard. Joseph Ratzinger, ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary podpisał dekret zawierający bardzo mocne obostrzenie i karę: "Ktokolwiek nagrywa przy pomocy jakiegokolwiek urządzenia technicznego to, co w spowiedzi sakramentalnej, prawdziwej lub symulowanej, własnej lub kogoś innego, jest mówione przez spowiednika lub przez penitenta, czy upowszechnia to za pośrednictwem środków masowego przekazu, popada w ekskomunikę latae sententiae". Trudno o większą ochronę tajemnicy spowiedzi ze strony Kościoła.

DEON.PL POLECA

A jednak raz po raz w mediach pojawiają się relacje, przekazujące przebieg spowiedzi. Wciąż pojawiają się aspirujący do zawodu dziennikarza ludzie, którzy nie mają zahamowań pod tym względem. W Polsce w 2009 r. głośna była sprawa reportera jednego z tygodników, który nagrał i opublikował treść spowiedzi (zrobił to były ksiądz!).

W 2015 roku wybuchł skandal we Włoszech, gdy dziennikarka ukazującej się w Bolonii gazety opisała w czterech artykułach, jak reagowali księża, kiedy podając się za lesbijkę wyznała w konfesjonale wymyślone grzechy. Jej postępowanie spotkało się z krytyką nie tylko ze strony Kościoła, ale również wysokich przedstawicieli włoskiej organizacji dziennikarskiej.

Kilka dni temu w Polsce swoją spowiedź ze szczegółami opisała w dodatku do jednego z dzienników studentka dziennikarstwa. Co zastanawiające, nie spotkało się to ze szczególnie silną reakcją. Nie wybuchł wielki skandal. Nie zaczęła się dyskusja na temat granic, których w mediach nie należy przekraczać. Także granic prowokacji. Można odnieść wrażenie, że większe oburzenie w kraju wywołała akcja jednego z performerów, który sfingował rozmowy kwalifikacyjne nagrywając ludzi naprawdę poszukujących pracy, a potem pokazał je w telewizji. Chociaż także w tym przypadku wrzawa szybko ucichła.

Czy ta nikła reakcja na łamanie elementarnych zasad przez media świadczy o tym, że granice tego, co wolno dziennikarzom, przesunęły się w społecznej świadomości tak bardzo, że właściwie mogą już wszystko? Zwłaszcza, jeśli uzasadniają swoje działania dążeniem do prawdy?

Od lat zaskakuje mnie niemile brak jakiegolowiek szerszego sprzeciwu wobec upubliczniania przez media tajemnic państwowych i prywatnych, publikowania materiałów pochodzących z kradzieży (także elektronicznych) lub innych przestępstw. Wręcz przeciwnie, ludzie, którzy tego rodzaju materiały ujawniają lub dostarczają je mediom, stają się niemal bohaterami.

Kilka lat temu Maria Wąsicka z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, analizując "Idealny model dziennikarstwa w zderzeniu z rzeczywistością" jako niezwykle istotne wskazała pytanie o to, czy dziennikarstwo jest zawodem czy pewnego rodzaju misją, służbą pełnioną na rzecz społeczeństwa, w imieniu obywateli.

Warto dodać pytanie, jak patrzymy na tę kwestię w Kościele. Odpowiedzi udzielił papież Franciszek podczas tegorocznego spotkania Krajową Radą Izby Dziennikarzy we Włoszech. Stwierdził, że dziennikarstwo jest zawodem, ale również powołaniem. W tym kontekście mówił o tworzącym dziennikarski etos "umiłowaniu prawdy" oznaczającym nie tylko jej głoszenie, ale też życie nią i dawanie o niej świadectwa swoją pracą.

Wymienił też konieczność życia zgodnie z duchem swego zawodu, czyli rozumienia i wnikania w głęboki sens swojej pracy. Mówił o niepoddawaniu dziennikarstwa logice interesów zewnętrznych, np. ekonomicznych lub politycznych oraz o poszanowaniu godności człowieka. Przypomniał, że nawet za prostym przekazem jakiegoś wydarzenia stoją uczucia, emocje, życie konkretnych osób.

Prawda, rozumienie misji i sensu swej pracy i poszanowanie godności człowieka to pojęcia, które powinny wyznaczać granice pracy dziennikarskiej. Niezależnie od zmieniających się czasów i możliwości technicznych nie należy ich przekraczać ani łamać. Nie powinni się na to zgadzać ani dziennikarze ani odbiorcy.

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dziennikarze bez granic?
Komentarze (2)
15 listopada 2016, 12:30
Od lat zaskakuje mnie niemile brak jakiegolowiek szerszego sprzeciwu wobec upubliczniania przez media tajemnic państwowych i prywatnych, publikowania materiałów pochodzących z kradzieży (także elektronicznych) lub innych przestępstw. Wręcz przeciwnie, ludzie, którzy tego rodzaju materiały ujawniają lub dostarczają je mediom, stają się niemal bohaterami. -------------------------- Autor ma wiele racji, ale mam wrażenie że strzela z karabinu maszynowego o zbyt dużym rozrzucie. Oczywiście, jako zasada, prywatność powinna byc chroniona, zas materiałów pozyskanych w wyniku przestępstwa nie powinno się ujawniać. Ale czasami za ujawnieniem takich materiałów stoi ważny interes społeczny, np. są to to materiały ujawniające jakies machlojki władzy, które władza by chętnie zamiotła pod dywan. Misją dziennikarstwa jest także służba publiczna, stanie po stronie społeczeństwa, a nie służenie interesom władzy. Ale oczywiście ustalenie, gdzie jest granica między podbijaniem nakładu za pomocą sensacji a ważnym interesem publicznym, wymaga odpowiedzialności i profesjonalizmu. A tego, niestety, bardzo brakuje.
MR
Maciej Roszkowski
14 listopada 2016, 18:57
Żyjemy w cywilizacji nadmiaru. Nadmiaru towarów i usług, nadmiaru możliwości, doktorów habilitowanych i żurnalistów. A więc żeby się przebić porzuca sie coraz dalsze granice. Kłamliwa reklama, fałszerstwa polityków i mediów, coraz głośniej, coraz głupiej. Możnaby takiego łajdaka zapytać, czy chciałby aby jego spowiedź podsłuchanio i opublikowano. Pewnie powie, że nie chodzi do spowiedzi i będzie z tego dumny. Bo dziś każdy z takich łajdaków jest ogromnie dumny ze siebie i wszystkiego co robi.  Kiedy nazywało się to chamstwem. Dziś to asertywność.