Efemeryczność i perspektywa

(fot. Lawrence OP / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

Pojawiają się ostatnio, zarówno w publicystyce zagranicznej, jak i krajowej, sugestie, że pontyfikat Franciszka ma charakter efemeryczny. Ich wymowę wzmacniają wypowiedzi Papieża, który kolejny raz daje do zrozumienia, iż czas jego posługi na Stolicy Piotrowej może być krótki.

Sugestie o przejściowym wymiarze pontyfikatu Franciszka i jego ewentualnej krótkotrwałości jedni w Kościele przyjmują z satysfakcją i nadzieją, u innych budzą one lęk i zwątpienie. Pierwsi mają nadzieję, że wszystko w Kościele wróci do sytuacji sprzed 13 marca 2013 roku. Drudzy myślą o tym ze smutkiem i wyprzedzającym fakty rozczarowaniem. Jedni i drudzy mniej lub bardziej świadomie deprecjonują nie tylko to, co za sprawą pochodzącego z Argentyny Następcy św. Piotra działo się w Kościele przez minione dwa lata. Kwestionują również sensowność decyzji konklawe z roku 2013 i dyskredytują decyzję Benedykta XVI, bo to ona otworzyła drzwi do obecnego pontyfikatu.

Przede wszystkim jednak zarówno ci, którzy z zachwytem myślą o tym, że pontyfikat Franciszka rychło przepadnie w zapomnianych czeluściach historii, jak i ci, którzy taką możliwość traktują z przerażeniem, lecz całkiem poważnie, odsłaniają, w jaki sposób postrzegają Kościół.

Gdy kilka dni temu jeden z takich tekstów, sugerujących efemeryczność Franciszkowego pontyfikatu, podlinkowałem na portalu społecznościowym, wywiązała się dyskusja na temat przyglądania się Kościołowi i analizowania dokonujących się w nim zdarzeń jedynie z ludzkiej perspektywy. Myślę, że to ważna kwestia. Dookreślenie punktu widzenia, z jakiego opisywany jest Kościół, pozwala odbiorcy bardziej efektywnie śledzić tok rozumowania i precyzyjniej umieścić argumenty w szerszym kontekście.

W przedmowie do książki Andrzeja Napiórkowskiego OSPPE "Bosko-ludzka wspólnota. Podstawy katolickiej eklezjologii integralnej" można przeczytać, że zrozumienie tajemnicy Kościoła jako wspólnoty Bosko-ludzkiej nie jest rzeczą prostą. "Kościół z pewnością nie jest jedynie takim czy innym tworem społecznym, a już na pewno nie militarnym czy gospodarczym lub politycznym, mimo że wielokrotnie jest tak klasyfikowany - nierzadko przez samych chrześcijan".

Dalej w tekście znajdujemy podkreślenie, że Kościół, aby mógł być choć w pewnej części zrozumiały, musi być poddany pod integralny ogląd rozumu i wiary. "Jest on bowiem komunią Boga i człowieka" - przypomina autor i konstatuje, że jest wiele niezrozumienia istoty i misji Kościoła, zwłaszcza u tych, którzy podchodzą do kościelnej rzeczywistości korzystając w niewystarczający sposób z jednego elementu lub drugiego. "Wiara niewsparta rozumem jest kompromitująca i generuje lęk, a rozum bez wiary jest bezdusznym totalitarystą. Racjonalizm gubi człowieka, a fideizm go zaślepia".

Trudno się z tą argumentacją nie zgodzić. Jednak nie wszyscy obserwatorzy kościelnej rzeczywistości są pełnymi wiary katolikami. Dotyczy to tych, którzy podejmują się jej opisywania, analizowania i komentowania oraz ich odbiorców. Czy to oznacza, że ich obserwacje i spostrzeżenia nie mają dla Kościoła żadnego znaczenia?

Myślę, że ignorowanie tego rodzaju głosów byłoby ze strony Kościoła błędem. Ludzka perspektywa, choć częściowa, ma dla życia i funkcjonowania kościelnej, katolickiej wspólnoty, bardzo duże znaczenie. Nie tylko dla jej wizerunku, ale także dla codziennego funkcjonowania i wypełniania misji ewangelizacyjnej. Już Tertulian zwracał uwagę, że poganie nawracali się obserwując sposób życia pierwszych chrześcijan. Mówili "Patrzcie jak oni się miłują" - przychodzili, aby dołączyć do wyznawców Jezusa Chrystusa.

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Efemeryczność i perspektywa
Komentarze (1)
R
rafi
18 marca 2015, 09:07
Właśnie - jak wielu chrześcijan widzi swoje życie tutaj, na Ziemi, jako tylko namiastkę prawdziwego życia, które zacznie się dopiero w niebie? Przecież chrześcijaństwo to jest przede wszystkim - nadzieja. Niezależnie od jakiegokolwiek zła, którego doświadczamy.