Faryzejska drzemka

Janusz Poniewierski

Na naszych oczach - 50 lat po Soborze - Kościół na powrót zamienia się w oblężoną twierdzę. Łatwo dziś szafować oskarżeniami o zdradę, odstępstwo, herezję…

Hans Urs von Balthasar pisał o Kościele, że opiera się on na czterech filarach - charyzmatach, którymi Bóg obdarował wybranych apostołów: Piotra, Jakuba, Jana i Pawła. Powinny one ze sobą w Kościele współistnieć, "bez wyłączania któregokolwiek i bez rozszerzania jednego kosztem innych".

Tak oto opisywał owe Balthasarowe charyzmaty polski teolog i publicysta ks. Dariusz Oko: "Na barkach Piotra spoczywa ciężar najwyższego urzędu pasterskiego, odpowiedzialność za zachowanie niezmiennego depozytu wiary, za Kościół jako społeczność potrzebującą organizacji i dyscypliny. Jakub uosabia historyczną ciągłość Kościoła, jego hebrajskie korzenie, a także wierność faktom i prawom, potrzebną również w tak duchowej wspólnocie jak wspólnota wiary. Paweł to apostoł, który otrzymał szczególnie dużo światła Ducha Ożywiciela, to człowiek pełen świadomości wolności i pełni Ducha, które są niewyczerpalnym źródłem nowego w Kościele (dlatego Paweł to również wymiar intelektualny w Kościele, to jego rozumienie i samo-zrozumienie, to przewodnik otwierający nowe drogi i prowadzący po nich). W końcu Jan, najpełniej żyjący tajemnicą Miłości, posiadł głęboką świadomość wieczności już teraz powstającej i obecnej, najgłębsze wyczucie tego, co ponad widzeniem i ponad dziejami (Jan to ciche wycofanie się z głośnych aren tego świata w to, co zasłonięte, niewidoczne, ale bardziej istotne. Jan to ukryta głębia, to maryjność Kościoła)".

Niszczenie któregokolwiek z tych filarów Kościoła, ich osłabianie bądź też przesadne poszerzanie jednego kosztem innych − to znak choroby toczącej naszą wspólnotę wiary. Przejaw jej niedomagania.

Myślę o tym obrazie Kościoła, czytając komentarze internautów po informacji o śmierci kardynała Carla M. Martiniego. Lektura niektórych wpisów uświadamia mi, że w Kościele rzymskokatolickim w Polsce - przynajmniej wśród części wiernych - dochodzi dziś do zaburzenia równowagi pomiędzy charyzmatami, opisanymi przez von Balthasara. Dominującym - i w gruncie rzeczy jedynym naprawdę ważnym - staje się filar Piotrowy; no i może jeszcze Jakubowy, rozumiany jako wierność prawu i wymogom moralnym. Trudno mi oprzeć się wrażeniu, że dla coraz większej liczby katolików w Polsce liczy się przede wszystkim doktryna, dyscyplina kościelna i moralność (ze szczególnym naciskiem na etykę życia seksualnego).

Na naszych oczach - 50 lat po Soborze - Kościół na powrót zamienia się w oblężoną twierdzę. Charyzmat Janowy (realizacja przykazania miłości nieprzyjaciół, kenoza - uniżenie, umywanie nóg) i Pawłowy (odczytywanie "znaków czasu", odwaga zadawania pytań i stawiania teologicznych hipotez) przestają być w cenie, a nawet stają się podejrzane i niepożądane. Charyzmat Jakubowy natomiast (rozumiany jako pamięć o żydowskich korzeniach Kościoła) jest już niemalże synonimem zdrady.

Łatwo dziś szafować oskarżeniami o zdradę, odstępstwo, herezję… I tak, "heretykiem" okrzyknięty zostaje ten, kto stawia niewygodne pytania (a przecież zadaje je, bo chodzi mu o prawdę). I ten, kto schodzi z utartego szlaku, żeby odnaleźć zagubioną owcę. Mocno podejrzany jest także ten, kto - mając wokół siebie "porządnych katolików" - idzie w gościnę do "celników" i "nierządnic".

Jak dobrze, że już za chwilę zacznie się w Kościele Rok Wiary. Może on nami potrząśnie, wyciągnie z kolein, w które wpadliśmy, i obudzi z "faryzejskiej drzemki"?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Faryzejska drzemka
Komentarze (75)
TD
Tomasz Dekert
13 września 2012, 18:37
Że tak z głupia frant zapytam (może ktoś to już zrobił, ale nie mam chwilowo czasu zagłębiać się w całą dyskusję): dlaczego odczytywać aktualnie pojawiający się nacisk na wymiar Piotrowy jako zachwianie równowagi kosztem innych wymiarów? Czy rzeczywiście przez te ostatnie 50 lat mieliśmy do czynienia z równowagą? P.S. Generalnie w ogóle nie przekonuje mnie przyjmowanie takich historiozoficznych koncepcji jak ta von Balthasarowa w charakterze schematów używanych do interpretacji rzeczywistości, ale tymczasem zostawiam to na boku.
TD
Tomasz Dekert
13 września 2012, 18:36
Że tak z głupia frant zapytam (może ktoś to już zrobił, ale nie mam chwilowo czasu zagłębiać się w całą dyskusję): dlaczego odczytywać aktualnie pojawiający się nacisk na wymiar Piotrowy jako zachwianie równowagi kosztem innych wymiarów? Czy rzeczywiście przez te ostatnie 50 lat mieliśmy do czynienia z równowagą? P.S. Generalnie w ogóle nie przekonuje mnie przyjmowanie takich historiozoficznych koncepcji jak ta von Balthasarowa w charakterze schematów używanych do interpretacji rzeczywistości, ale tymczasem zostawiam to na boku.
D
dx
13 września 2012, 01:05
"Teza von Balthasara nie jest hipotezą w znaczeniu, jakie temu słowu nadaje metodologia nauk empirycznych". To może warto by napisać zatem czym metodologicznie są tajemnicze hipotezy Balthasara ? Samo stwierdzenie, że czymś nie są posiada znikomą wartość poznawczą. A może chodzi o to, że Balthasar stosując heglowską dialektykę (względność prawdy !) sam niejako uznaje, że każde wyjaśnianie jest tymczasowe, bo np. uwarunkowane historycznie i kulturowo. Balthasar wierzył, że „antyteza” jest częścią prawdy, a jedynie Bóg jest prawdą absolutną. W swej książce Word and Revelation pisał, że sprzeczne mogą być ze sobą nawet prawdy zawarte w Piśmie św. – z czego wynika, że nie są one w sposób bezwzględny pewne. Każda z nich jest względna i w pewien sposób sprzeczna z innymi oraz fałszywa i osiągną one swą syntezę dopiero wówczas, kiedy wrócimy do Ojca, który jest prawdą absolutną. Na razie jednak nie możemy pokładać ufności nawet w słowach Chrystusa. Balthasar stwierdza: «Słowo Chrystusa, który mówił, jak nikt inny nie mówił, który jako jedyny przemawiał jako posiadający władzę, jest niemniej jedynie niepewnym mostem pomiędzy bezsłownością świata i supersłowem Ojca». Otóż Hegel twierdził właśnie, że żadna prawda ani koncepcja religijna nie jest w sposób bezwzględny pewna. Wszystkie są w pewien sposób fałszywe lub względne. Jedynie Bóg jest absolutną prawdą. Tak więc, wedle Hegla, koncepcje religijne, pojęcia czy dogmaty mogą być wzajemnie sprzeczne, a jednak znajdować syntezę w Bogu, który jest prawdą absolutną. Każda koncepcja zawiera w sobie wewnętrzną sprzeczność. „Każda teza zawiera już w sobie antytezę, obydwie zaś zostają zniesione w syntezie”. Teraz już wiemy dlaczego filozofia jest nieobecna w procesie edukacji, a jej szczątkowe pozostałości bardziej przypominają ideologiczną indoktrynację.
D
dx
13 września 2012, 00:57
"Zakładasz, że Kościół katolicki przed Soborem był zdrowy. A on przecież zdrowy nie był - i mamy na to mnóstwo świadectw z tamtego czasu. Sobór miał być - i był - lekarstwem na kryzys". Piszesz stwierdzenia bez pokrycia ! Oczywiście, jak się psa chce uderzyć, to kij się zawsze znajdzie (to taka powszechna obecnie metoda: z wyjątków albo wielkości nieporównywalnych tworzyć jakąś ideologiczną regułę - praktyczne wykorzystanie prawa relatywizmu językowego Sapira-Whorfa). Natomiast trzeba by zamknąć oczy, by nie widzieć, że Kościół katolicki znajduje się obecnie w ciężkim kryzysie. Jeśli jeszcze w latach sześćdziesiątych, podczas Soboru Watykańskiego II oczekiwano nowego rozkwitu Kościoła, to obecnie zaistniała sytuacja jest radykalnie przeciwna. I właśnie liczne badania np. socjologiczne (w tym porównawcze) są b. dobrym "weryfikatorem" wpływu jaki został wywarty m. inn. przez Balthasara albo Carla M. Martiniego na dzisiejszą kondycję KK: ilość porzuceń kapłaństwa i stanu zakonnego, ilość święceń, społeczne zainteresowanie kościołem i ilość osób z niego występujących (obojętność), ilość katolików wypełniających przykazanie Mszy św. niedzielnej, respektujących katolickie zasady moralne i dogmatyczne, uznających podstawowe prawdy chrześcijańskie, jak np. wiara w Bóstwo Jezusa Chrystusa, niebo, czyściec albo piekło, itd, itd.... To czego jesteśmy świadkami, to już jest zapaść cywilizacyjna i skrajną naiwnością (ignorancją) jest twierdzić, że w cywilizacji łacińskiej było i jest nadal bez znaczenia podważanie (relatywizowanie, rozmywanie) jej fundamentów na których została utworzona.
Michał Buczkowski
12 września 2012, 23:57
"A co do Roku Wiary: osobiście znam ludzi, którymi wstrząsnął Jubileusz 2000". Widzę znaczącą różnicę w ogłoszeniu roku łaski a w ogłaszaniu kolejnych roków moralizowania i katechizonapominania. 
Michał Buczkowski
12 września 2012, 23:56
"A co do Roku Wiary: osobiście znam ludzi, którymi wstrząsnął Jubileusz 2000". Widzę znaczącą różnicę w ogłoszeniu roku łaski a w ogłaszaniu kolejnych roków moralizowania i katechizonapominania. 
J
janusz.poniewierski
12 września 2012, 15:17
 @ ~dx Teza von Balthasara nie jest hipotezą w znaczeniu, jakie temu słowu nadaje metodologia nauk empirycznych. To po pierwsze. Po drugie, zgadzam się z Kingą. Zakładasz, że Kościół katolicki przed Soborem był zdrowy. A on przecież zdrowy nie był - i mamy na to mnóstwo świadectw z tamtego czasu. Sobór miał być - i był - lekarstwem na kryzys.
J
janusz.poniewierski
12 września 2012, 15:04
@Kinga Fałszywe jest zalożenie, że gdyby nie SWII to Kościół dzisiaj byłby taki jak 50 lat temu. Udowodnij, że nie byłby w stanie gorszym niż jest. Otóż to. Pozdrawiam. 
J
janusz.poniewierski
12 września 2012, 15:00
@tomkalon Zachęcam do lektury książek (!) kard. M. I jednocześnie zwracam uwagę na specyfikę mediów: na to, co je interesuje, jakie są ich pytania, kontekst etc. Nazywanie tego wywiadu "testamentem" to - moim zdaniem - przesada. W kontaktach z mediami potrzebna jest ostrożność - a z drugiej strony nie można ich lekceważyć, bo to jest jednak "współczesny areopag". Pozdrawiam    
J
janusz.poniewierski
12 września 2012, 14:45
@Abdul "Rok Wiary. Może on nami potrząśnie" Z pewnością. Zawsze ogłaszanie kolejnych roków czegoś tam wstrząsało ludźmi i zmieniało ich nastawienie. To zależy od naszej gotowości do nawrócenia. Są tacy, którzy posłuchają oślicy Balaama, i tacy, którzy nie uwierzą nawet wtedy, gdy stanie przed nimi sam św. Piotr. A co do Roku Wiary: znam ludzi, którymi wstrząsnął Jubileusz 2000.  
J
janusz.poniewierski
12 września 2012, 14:45
@Abdul "Rok Wiary. Może on nami potrząśnie" Z pewnością. Zawsze ogłaszanie kolejnych roków czegoś tam wstrząsało ludźmi i zmieniało ich nastawienie. To zależy od naszej gotowości do nawrócenia. Są tacy, którzy posłuchają oślicy Balaama, i tacy, którzy nie uwierzą nawet wtedy, gdy stanie przed nimi sam św. Piotr. A co do Roku Wiary: osobiście znam ludzi, którymi wstrząsnął Jubileusz 2000.  
J
janusz.poniewierski
12 września 2012, 14:41
 @M Bardzo dziękuję za wyjaśnienie. A lekturę książek kard. Martiniego polecam. Ściskam dłoń.  
Jadwiga Krywult
12 września 2012, 07:44
Ponad to, czy jednym z takich "weryfikatorów" 50-ciu lat wprowadzania w życie KK hipotez teologicznych Hansa Urs von Balthasara albo Carla M. Martiniego nie jest obecna kondycja tegoż Kościoła ? Fałszywe jest zalożenie, że gdyby nie SWII to Kościół dzisiaj byłby taki jak 50 lat temu. Udowodnij, że nie byłby w stanie gorszym niż jest.
D
dx
12 września 2012, 05:55
Hans Urs von Balthasar postawił teologiczną hipotezę o Kościele, "że opiera się on na czterech filarach - charyzmatach, którymi Bóg obdarował wybranych apostołów: Piotra, Jakuba, Jana i Pawła". I ponieważ Urs von Balthasar postawił taką hipotezę, zatem autor dalej pisze, że "niszczenie któregokolwiek z tych filarów Kościoła, ich osłabianie bądź też przesadne poszerzanie jednego kosztem innych - to znak choroby toczącej naszą wspólnotę wiary. Przejaw jej niedomagania". Jak wiadomo hipoteza, to osąd, który podlega dopiero weryfikacji lub falsyfikacji (prawda lub fałsz).  To "takie przypuszczenie dotyczące zachodzenia pewnych zjawisk lub zależności, które pozwala wyjaśnić jakiś problem" (Tadeusz Kotarbiński).  Dlaczego zatem autor artykułu tak bardzo dziwi się "czytając komentarze internautów po informacji o śmierci kardynała Carla M. Martiniego", gdzie - jak twierdzi - "dochodzi dziś do zaburzenia równowagi pomiędzy charyzmatami, opisanymi przez von Balthasara" ? Może ci internauci opierają się na innych hipotezach teologicznych albo - co więcej - opierają się nie na jakiś hipotezach ale na PRAWDACH wiary zawartych w Katechizmie Kościoła Katolickiego !  Ponad to, czy jednym z takich "weryfikatorów" 50-ciu lat wprowadzania w życie KK hipotez teologicznych Hansa Urs von Balthasara albo Carla M. Martiniego nie jest obecna kondycja tegoż Kościoła ? 50 lat już daje podstawy do wyciągania wniosków odnośnie "prawdziwości" tych - i im podobnych - hipotez.
D
dx
12 września 2012, 05:54
Hans Urs von Balthasar postawił teologiczną hipotezę o Kościele, "że opiera się on na czterech filarach - charyzmatach, którymi Bóg obdarował wybranych apostołów: Piotra, Jakuba, Jana i Pawła". I ponieważ Urs von Balthasar postawił taką hipotezę, zatem autor dalej pisze, że "niszczenie któregokolwiek z tych filarów Kościoła, ich osłabianie bądź też przesadne poszerzanie jednego kosztem innych - to znak choroby toczącej naszą wspólnotę wiary. Przejaw jej niedomagania". Jak wiadomo hipoteza, to osąd, który podlega dopiero weryfikacji lub falsyfikacji (prawda lub fałsz).  To "takie przypuszczenie dotyczące zachodzenia pewnych zjawisk lub zależności, które pozwala wyjaśnić jakiś problem" (Tadeusz Kotarbiński).  Dlaczego zatem autor artykułu tak bardzo dziwi się "czytając komentarze internautów po informacji o śmierci kardynała Carla M. Martiniego", gdzie - jak twierdzi - "dochodzi dziś do zaburzenia równowagi pomiędzy charyzmatami, opisanymi przez von Balthasara" ? Może ci internauci opierają się na innych hipotezach teologicznych albo - co więcej - opierają się nie na jakiś hipotezach ale na PRAWDACH wiary zawartych w Katechizmie Kościoła Katolickiego !  Ponad to, czy jednym z takich "weryfikatorów" 50-ciu lat wprowadzania w życie KK hipotez teologicznych Hansa Urs von Balthasara albo Carla M. Martiniego nie jest obecna kondycja tegoż Kościoła ? 50 lat już daje podstawy do wyciągania wniosków odnośnie "prawdziwości" tych - i im podobnych - hipotez.
ZL
z listy przebojów
11 września 2012, 23:30
Wybór należy do Ciebie - ORDO MISSAE: http://www.youtube.com/watch?v=nGR8RffrpAE&feature=pla<x>yer_em<x>bedded Czy jednak taki wybór jest dziś realnie możliwy ? już nudne robi się paranoiczne wykazywanie, że istnieje albo barokowa 'jedyna słuszna' forma Rytu Rzymskiego albo zestaw wypaczeń; drogi X poszukaj a na peno znajdziesz porządnie odprawioną i przygotowana Mszę, ale oczywoście i tak z pogardą nazwieszją NOM... magellan_f - specjalnie dla Ciebie, aby rozwiać nieco katolicką nudę:  http://www.youtube.com/watch?v=DDNDNRhV1ZM&feature=pla<x>yer_em<x>bedded
M
magellan_f
11 września 2012, 23:14
Wybór należy do Ciebie - ORDO MISSAE: http://www.youtube.com/watch?v=nGR8RffrpAE&feature=pla<x>yer_em<x>bedded Czy jednak taki wybór jest dziś realnie możliwy ? już nudne robi się paranoiczne wykazywanie, że istnieje albo barokowa 'jedyna słuszna' forma Rytu Rzymskiego albo zestaw wypaczeń; drogi X poszukaj a na peno znajdziesz porządnie odprawioną i przygotowana Mszę, ale oczywoście i tak z pogardą nazwieszją NOM... 
Michał Buczkowski
11 września 2012, 22:24
"Rok Wiary. Może on nami potrząśnie" Z pewnością. Zawsze ogłaszanie kolejnych roków czegoś tam wstrząsało ludźmi i zmieniało ich nastawienie. 
Michał Buczkowski
11 września 2012, 22:22
"Rok Wiary. Może on nami potrząśnie" Z pewnością. Zawsze ogłaszanie kolejnych roków czegoś tam wstrząsało ludźmi i zmieniało ich nastawienie. 
X
x
11 września 2012, 00:12
Wybór należy do Ciebie - ORDO MISSAE: http://www.youtube.com/watch?v=nGR8RffrpAE&feature=pla<x>yer_em<x>bedded Czy jednak taki wybór jest dziś realnie możliwy ?
M
M.
10 września 2012, 23:20
@Janusz Poniewierski Dokończenie Ocenianie ludzi, którzy nie mogą się bronić nie jest słuszne. Skoro możliwości dialogu już nie ma, doprecyzowanie jest niemożliwe, a więc nie możemy nadinterpretować. Zapewne jest czymś pozytywnym, że opinie Kardynała wywołują dyskusje na ważne tematy, być może taką miał intencję Kardynał. Osobiście wolę uczyć się teologii od kard. Ratzingera, bo wiem, że uzyskuję solidne podstawy. Innych też czytam, aby poszerzać swoje horyzonty. Takie mam podejście zarówno do Balthasara i Martiniego, których nie znam. Warto rozmawiać, gdyż przy tej okazji dochodzimy do nauczania Kościoła, bo ostatecznie je przywołujemy. Druga sprawa - możemy nauczyć się słuchać, dialogować, poznawać różne opinie i różną ludzką wrażliwość. Chrześcijanie nie mogą tylko mieć swoje zdanie (oczywiście muszą je mieć i mają obowiązek je wyrażać), powinni też umieć wsłuchać się w głos ludzi niepodzielających ich zdania i opinii, aby ich zrozumieć. Musimy "uczyć się" świata, nie izolować się od niego, mamy być dla świata i w tym świecie, ale aby światu służyć - świadectwem życia i mądrością Bożą, która nie jest naszą własnością, ale od Boga pochodzi. Nie głosimy siebie samych, ale Jezusa. W ludzi nie rzucajmy kamieniami, ale rozmawiajmy w porę i nie w porę, a gdy trzeba - oddajmy życie za ten świat. Naśladujmy Jezusa, który nauczał i wyrażał się jasno, ale też ofiarował samego siebie, aby każdy człowiek miał szansę zbawienia. My nie dokonamy tego co dokonał Jezus, bo tylko Jego Ofiara ma wymiar zbawczy, ale mamy w tym dziele mieć swój skromny udział i na tym się koncentrujmy. Odmieniajmy ten świat nauczaniem, ale też miłością. Najwierniej naśladujemy Jezusa, gdy kochamy, a miłość jest wymagająca od siebie i innych, ale też jest ofiarą.
M
M.
10 września 2012, 23:15
@Janusz Poniewierski Panie Januszu, pojawiłem się na DEONie ponieważ zauważyłem wiele ciekawych tekstów (włączając w to także wpisy na blogach). Przy tej okazji przeczytałem o kard. Martinim. Nie znam dorobku Kardynała i choć zapoznałem się z różnymi opiniami na jego temat, uważam, że dopóki sam nie przeczytam jego tekstów i książek, dopóty nie mogę mieć swojego zdania. Druga sprawa - każdy z nas ocenia w pewnym stopniu subiektywnie, chyba, że komentowane wypowiedzi są jednoznaczne w swojej wymowie.  Ponieważ nie czytałem Kardynała, nie wiem też, czy jego opinie takie są. Wydaje się, że ponieważ słowa Kardynała wzbudzają kontrowersje - to oznacza, że nie są jednoznaczne. Może są wyrywane z kontekstu, a może nie - tego nie wiem.  Nie wolno nazywać ludzi heretykami, chyba, że Kościół uzna ich nauczanie za całkowicie sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Słowo "heretyk" brzmi oskarżycielsko i u mnie nie cieszy się wielką popularnością. Nie należy posuwać się za daleko w ocenie, a ponadto trzeba wykazać, gdzie tkwi błąd. Zwłaszcza w przypadku Kardynała należy być bardzo ostrożnym. Opinie Kardynała docierają do wielu, są powszechnie znane, więc, jeżeli nie zostały oficjalnie uznane za "heretyckie", nie można ich takimi ogłaszać. Nie należy wyprzedzać głosu Kościoła (np. Kongregacji Nauki Wiary). Czasami ludzie wypowiadają się mało precyzyjnie, wtedy należy prosić o wyjaśnienie. W przypadku Kardynała nie jest to już możliwe, zatem należy przyjąć słowa takie, jakimi są. Ja raczej przywołuję stanowisko Kościoła w danej kwestii, aby było jasne, jaki jest głos Kościoła. Opinie "kontrowersyjne" powinny nas uczyć, aby mówić jasno i precyzyjnie. Warto taką lekcję wyciągnąć z tej dyskusji. CDN
J
janusz.poniewierski
10 września 2012, 19:56
@M  Panie Januszu, zarówno dla chrześcijan i żydów jedyną Bramą jest Jezus i nie ma innej, nawet, gdy Jezusa nie uznaje się za Zbawiciela. To samo tyczy się niewierzących i wyznawców innych religii. Tę prawdę trzeba jasno ukazać we wszelkim dialogu. Tak, On jest Bramą - tyle że niektórzy przejdą przez nią dopiero po śmierci. A na końcu czasów obie nasze społeczności (chrześcijanie i Żydzi) wyjdą na spotkanie Mesjasza (dla nas to będzie Jego drugie przyjście). Natomiast prowadząc dialog, nie staram się "ochrzcić" osoby, z którą rozmawiam. Oczywiście, nie wypieram się wtedy Jezusa. Przeciwnie: daję Mu świadectwo. Drugi, z którym prowadzę dialog, dobrze wie, w kogo wierzę. I - gdy zapewniam go o modlitwie - wie też, do kogo będę się modlił. A co do reszty: zgadzam się z tym, co poniżej napisał Nohur (przywołując m.in. książkę Benedykta XVI). Przy okazji, dziękuję Panu za aktywność na moim blogu. Niektóre Pańskie wpisy są b. cenne (choć nie ukrywam, że moja wrażliwość np. w kwestii krytyki Kościoła jest dużo bliższa wrażliwości ks. Piórkowskiego aniżeli Pańskiej). Mam jednak do Pana pytanie: czytał Pan wpis jazmiga (i zasadniczo się z nim chyba zgodził) i nie zareagował Pan na oskarżenie Martiniego o herezję. Czy mam przez to rozumieć, że i Pan uważa kard. M. za "heretyka"? Jeśli tak, to w tym miejscu zgody między nami nie ma i nie będzie.  . 
J
janusz.poniewierski
10 września 2012, 11:58
@jazmig  Gdzie ojciec mieszka, że widzi wokół siebie taki Kościół? (...)  Mieszkamy w dwóch różnych światach. (...) Doradzam ojcu powrót do Polski Rozumiem, że Pan ma doświadczenie zupełnie innego Kościoła. Proszę jednak się zaciekawić tym, co pisze ks. Piórkowski, Może nie tylko Pan, ale i on ma rację? Ludzi warto słuchać.  Także poprzedni mój wpis adresowany jest do jazmiga. Przepraszam za pominięcie adresu.  
J
janusz.poniewierski
10 września 2012, 11:48
  Jeżeli wysoki hierarcha KK, kardynał, arcybiskup ogromnej archidiecezji, głosi herezje, to pojawia się poważny problem dla wiernych, wprowadzanych w błąd przez takich jak on. Ależ kard. Martini nie głosił żadnych herezji! To właśnie tego rodzaju (bezpodstawne) oskarżenia skłoniły mnie do napisania powyższego tekstu.   Vaticanum II wcale nie wzywał do herezji! Nie obalał nauk Chrystusa.    Co do tego pełna zgoda. I powód do radości, że jesteśmy co do tego jednomyślni.
J
janusz.poniewierski
10 września 2012, 11:07
@tomkalon Ogólnie rzecz biorąc dyskusja przebiega pomiędzy zdaniem świętych i mistyków, a poglądem niektórych teologów. Ci drudzy zdają się całkowicie ignorować zdanie tych pierwszych. A ci pierwsi nie zajmują się zbytnio teologią, co prostu prowadzą dusze innych - swoją drogą, niesamowicie skutecznie, a my możemy ich naśladować. Święci, oczywiście, nie muszą zajmować się teologią (choć powinni używać rozumu, który jest darem Boga), jednak teologowie powinni dążyć do świętości.  Grzech przeciwko Duchowi Świętemu to zarówno grzech uznawania Boga za tyrana, jak i grzech zuchwałości, że Bóg i tam nam wszystko wybaczy. Błąd popełniają zarówno straszący piekłem, jak i ci usprawiedliwiający. Problem w tym, że czasem za zuchwałość bierzemy pytanie teologów, czy niebo może byc puste. I takiego teologa zaczynamy uważać za "heretyka" (i grzesznika), a przecież zadawanie trudnych pytań (i myslenie) należy do jego zadań i do jego powołania.  Zuchwały jest ten, kto zaczyna żyć lekceważąc grzech, bo - jak mówi - Bóg jest miłosierny, a nie ten, kto pyta i karmi się nadzieją w Miłosierdzie przekraczające również ludzką śmierć.  Rzucając oskarżenia typu - "faryzeusze", należy uważać, by przypadkiem nie trafić nimi rykoszetem tych świętych, którzy mieli "czelność" upominać i wskazywać grzechy. Mój tekst nie mówił o świętych piętnujących zło (takich jak Jan Chrzciciel czy ks. Popiełuszko). On mówił o czymś (i o kimś) zupełnie innym. 
X
xxx
10 września 2012, 10:42
 ks. Divo Barsotti (†2006) "Wiara (…) jest zagrożona przez nastraszonych teologów: jest to kompleks niższości łacinników przed tym, co zostało napisane po niemiecku, jest to kompleks niższości kultury chrześcijańskiej wobec kultury laickiej, dlatego przyjmuje się na serio każdą niedorzeczność, która pochodzi od niewiary lub agnostycyzmu, bez zwalczania jej w imię prawdy, jakby należało. Lęk także przed niepopularnością, z powodu którego niektórzy przystosowują Ewangelię do oczekiwań ludzi, zapominając, że sam Jezus chciał odebrać złudzenia swojemu narodowi. Czystość seksualna, pokuta, życie wieczne: tematy, których już się unika w głoszeniu kazań, z obawy, aby nie okazać się niezbyt [sympatycznym]. Ale co w ten sposób zrobimy z chrześcijaństwa?"
X
xxx
10 września 2012, 10:39
św. Hilary z Poitiers († 367) Wypadałoby przede wszystkim, żeby pobożni ludzie, stawiający ponad wszystko znajomość spraw Boskich, opowiadali się za tym, co głosi prawda ewangeliczna i apostolska, natomiast odrzucali zawiłe kwestie podstępnej filozofii naśladując wiarę mającą swe źródło w Bogu… Zatem obowiązkiem tych, którzy głoszą Chrystusa – jest przeciwstawianie się bezbożnym i błędnym doktrynom światowym posługując się wiedzą mądrej wszechmocy, zgodnie z powiedzeniem błogosławionego Apostoła: „Gdyż oręż bojowania naszego nie jest z ciała, lecz ma moc burzenia dla Boga twierdz warownych. Unicestwiamy ukryte knowania i wszelką wyniosłość przeciwną poznaniu Boga” (2 Kor 10,4-5).  De Trinitate 
WT
w trosce o duszę
9 września 2012, 23:22
ks.Jacek Bałemba wieczorna litania troskliwa Ave, Maria!  Nawróć duchownych, którzy na Podniesienie każą ludziom stać. Nawróć duchownych, którzy na Komunię każą ludziom stać. Nawróć duchownych, którzy na Różaniec każą ludziom siadać. Nawróć duchownych, którzy fałszują krystaliczną Prawdę Ewangelii. Nawróć duchownych, którzy bardziej ufają polityce niż Panu Bogu. Nawróć duchownych, którzy zdetronizowali Boga i przez ubóstwienie człowieka uczynili z Kościoła jaskinię zbójców, albowiem zagubienie ich jest wielkie.  Nawróć! Ustrzeż nas od pomieszania powszechnego… Umocnij tych, którzy na Podniesienie klęczą. Umocnij tych, którzy na Komunię klęczą. Umocnij tych, którzy podczas Różańca klęczą. Umocnij duchownych, którzy głoszą krystaliczną Prawdę Ewangelii. Umocnij duchownych, którzy ufają bardziej Panu Bogu niż polityce. Umocnij duchownych, którzy intronizowali Boga i przez pokorę człowieka uczynili z Kościoła dom modlitwy, albowiem wierność ich jest wielka. Umocnij! Ustrzeż nas od pomieszania powszechnego… Zegnij kolana tych, którzy już przed Panem Bogiem nie klękają, albowiem zagubienie ich jest wielkie. Wzmocnij kolana tych, którzy przed Panem Bogiem klękają codziennie, albowiem wierność ich jest wielka. Ave, Maria. Ave, Maria!    
O
ostrzeżenie
9 września 2012, 20:59
poznać ks.Stefana Gobbiego, jego misję i przekazy poznać by,  znaki czasu czytać by.
O
ostrzeżenie
9 września 2012, 20:58
poznać ks.Stefana Gobbiego, jego misję i przekazy poznać by
S
Szaweł
9 września 2012, 18:45
 Może trzeba patrzeć na sprawy bardzo prosto? Jest Urząd Nauczycielski Kościoła. Wydaje dokumenty (różnej wagi), przekazując nam zdrową doktrynę dla naszego zbawienia. Poznajemy je i respektujemy. W ten sposób bedziemy ufać Kościołowi, ale niekoniecznie nawet najbardziej nawet uczonym teologom, których opinie nie wiążą wiernych, dopóki nie potwierdzi ich Kościół. Potem możemy apostołować, głosząc Chrystusa, tak, jak chce Kościół, a nie siebie samych, czy też inną ludzką naukę.
9 września 2012, 12:25
Że ewangelizacja jest formą nakłaniania do zmiany religii - to teza dyskusyjna. Moim zdaniem raczej propozycją. Może to tylko niuans, ale jednak. Tyle tylko, iż Koscioła nie mozna traktować jako jedna z wielu równoważnych propozycji.  Należy więc stanowczo wyznawać jako prawdę wiary katolickiej, że powszechna wola zbawcza Boga Trójjedynego została ofiarowana i spełniona raz na zawsze w tajemnicy wcielenia, śmierci i zmartwychwstania Syna Bożego. Pamiętając o tej prawdzie wiary i zastanawiając się nad faktem istnienia innych doświadczeń religijnych oraz nad ich znaczeniem w zbawczym planie Boga, teologia współczesna ma badać, czy i w jaki sposób także postacie i pozytywne elementy innych religii mieszczą się w Bożym planie zbawczym. Otwiera się tutaj rozległe pole poszukiwań teologicznych, prowadzonych pod przewodnictwem Magisterium Kościoła. Sobór Watykański II stwierdził bowiem, że «jedyne pośrednictwo Odkupiciela nie wyklucza, lecz wzbudza u stworzeń rozmaite współdziałania, pochodzące z uczestnictwa w jednym źródle» 43. Należy dążyć do głębszego zrozumienia, na czym polega ów współudział w pośrednictwie, który wszakże musi być zawsze podporządkowany zasadzie jedynego pośrednictwa Chrystusa: «Jeśli nie są wykluczone różnego rodzaju i porządku pośrednictwa, to jednak czerpią one znaczenie i wartość wyłącznie z pośrednictwa Chrystusa i nie można ich pojmować jako równoległe i uzupełniające się» 44. Należy jednak uznać za przeciwne wierze chrześcijańskiej i katolickiej te propozycje rozwiązań, które przyjmują możliwość zbawczego działania Boga poza obrębem jedynego pośrednictwa Chrystusa. DEKLARACJA DOMINUS IESUS O JEDYNOŚCI I POWSZECHNOŚCI ZBAWCZEJ JEZUSA CHRYSTUSA I KOŚCIOŁA
N
Nohur
9 września 2012, 09:01
@TomaszL Że ewangelizacja jest formą nakłaniania do zmiany religii - to teza dyskusyjna. Moim zdaniem raczej propozycją. Może to tylko niuans, ale jednak. Poza tym między nami zgoda. Bo nie piszę, że trzeba być świętym, żeby ewangelizować, tylko że najlepszą formą ewangelizacji jest święte życie (co nie wyklucza świadectwa grzeszników). Pozdrawiam.
9 września 2012, 08:51
@Nohur - Ewangelizacja zawsze będzie formą nakłaniania do zmiany religii. Chodzi tylko o sposób w jaki to się robi. Rozpocząć należy od poszanowania prawa człowieka do wyboru i religii i poprzez pozytywny przykład, świadectwo, osobistą wiarę głosić Dobrą Nowinę, aby zachęcić do jej przyjęcia każdego człowieka. I druga sprawa, każdy katolik jest grzesznikiem, stąd ewangelizacja innych to tez świetne miejsce do nawracania siebie. I nie jest prawdą, iż aby głosić Dobrą Nowinę należy być świętym. Każdy katolik jest powołany do dzieła misyjnego.
N
Nohur
9 września 2012, 07:55
@TomaszL Ojej, czyżby ojcowie soborowi cierpieli na schizofrenię i uchwalili przeczące sobie dokumenty? Moim zdaniem rzekoma sprzeczność bierze się z różnych znaczeń słowa "nawracać". Gdy chodzi o głoszenie Jezusa Chrystusa - nie tylko słowami, ale nade wszystko własnym świętym życiem -  to zgoda, takie "nawracanie" jest obowiązkiem każdego chrześcijanina. Na tym polega misja Kościoła wobec świata. Ale jeśli nawracać miałoby oznaczać stosować jakikolwiek, choćby najmniejszy przymus czy nawet tylko nakłanianie do zmiany religii, to na takie działanie nie ma zgody. W tym też duchu wypowiedziała się w Kongregacja Nauki Wiary  w nocie o niektórych aspektach ewangelizacji (grudzień 2007 r.). O nienawracaniu Żydów pisze wprost Benedykt XVI w swojej książce "Jezus z Nazaretu". Zastanawiam się często, skąd w wielu katolikach bierze się ta gorliwa gotowość do nawracania innych na chrześcijaństwo, połączona z brakiem gotowości do nawracania siebie. Czy źródłem takiej postawy jest rzeczywiście miłość do Jezusa i inaczej wierzącego bliźniego? Czy nie jednak poczucie wyższości jako jedynego posiadacza prawdy? Jest taka powieść "Klucze Królestwa" bodajże Cronina. Jej bohater, angielski misjonarz w Azji, stanowi idealny wzór ewangelizacji. Polecam gorąco.
8 września 2012, 23:43
A także o tym, że jesteśmy wezwani do dawania wobec wyznawców innych religii świadectwa wiary i życia chrześcijańskiego, nie zaś do ich nawracania. KK17. Albowiem jak Syn posłany został przez Ojca, tak i sam posłał Apostołów (por. J 20,21) mówiąc im: "Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, nauczając je zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem. A oto ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata" (Mt 28,18-20). Ten uroczysty nakaz Chrystusowy zwiastowania zbawiennej prawdy Kościół otrzymał od Apostołów, aby go wypełniać aż po krańce ziemi (por. Dz 1,8). Stąd też za swoje uznaje słowa Apostoła: "Biada mi, jeślibym Ewangelii nie głosił" (1 Kor 9,16), i dlatego nieustannie rozsyła zwiastunów, dopóki nie powstaną nowe Kościoły i same nie zaczną prowadzić dalej dzieła ewangelizacji. Duch Święty bowiem przynagla go do współdziałania, aby spełnił się skutecznie zamysł Boga, który uczynił Chrystusa źródłem zbawienia dla całego świata. Głosząc Ewangelię, Kościół zachęca słuchających do wierzenia i wyznawania wiary, przygotowując ich do chrztu, wyrywa z niewoli błędu i wciela w Chrystusa, aby przez miłość ku Niemu dorastali do pełności. Działalnością swoją sprawia, że cokolwiek dobrego znajduje się zasiane w sercach i umysłach ludzkich lub we własnych obrządkach i kulturach narodów, wszystko to nie tylko nie ginie, lecz doznaje ulepszenia, wyniesienia na wyższy poziom i pełnego udoskonalenia na chwałę Bożą, na zawstydzenie szatana i dla szczęścia człowieka. Ze swej strony każdy uczeń Chrystusowy ma obowiązek szerzenia wiary. [...] Konstytucja dogmatyczna o Kościele "LUMEN GENTIUM" – SV II
N
Nohur
8 września 2012, 23:10
@M "Panie Januszu, zarówno dla chrześcijan i żydów jedyną Bramą jest Jezus i nie ma innej, nawet, gdy Jezusa nie uznaje się za Zbawiciela. To samo tyczy się niewierzących i wyznawców innych religii. Tę prawdę trzeba jasno ukazać we wszelkim dialogu". Zgoda: ostatecznie jedyną Bramą dla WSZYSTKICH ludzi jest Jezus. Ale to jednak nie znaczy, że nie ma dróg innych. Warto chyba w tym miejscu przypomnieć fragment soborowej deklaracji Nostra aetate o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich: "[...] inne religie, istniejące na całym świecie, różnymi sposobami starają się wyjść naprzeciw niepokojowi ludzkiego serca, wskazując drogi, to znaczy doktryny oraz nakazy praktyczne, jak również sakralne obrzędy. Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych prawdziwe jest i święte. Ze szczerym szacunkiem odnosi się do owych sposobów działania i życia, do owych nakazów i doktryn, które chociaż w wielu wypadkach różnią się od zasad przez niego wyznawanych i głoszonych, nierzadko jednak odbijają promień owej Prawdy, która oświeca wszystkich ludzi. [...]. Przeto wzywa synów swoich, aby z roztropnością i miłością przez rozmowy i współpracę z wyznawcami innych religii, dając świadectwo wiary i życia chrześcijańskiego, uznawali, chronili i wspierali owe dobra duchowe i moralne, a także wartości społeczno-kulturalne, które u tamtych się znajdują" (nr 2, podkr. moje). Drogą muzułmanów jest Koran, a Żydów (a jednak wielką literą) Tora. Jak wynika z tekstu powyżej, obie te drogi (jak i wiele innych) nie są pozbawione tego, co prawdziwe i święte. I o tym także trzeba pamiętać w każdym dialogu międzyreligijnym. A także o tym, że jesteśmy wezwani do dawania wobec wyznawców innych religii świadectwa wiary i życia chrześcijańskiego, nie zaś do ich nawracania.
DM
do M
8 września 2012, 22:47
@M, dziekuje za Twoje wpisy!
M
M.
8 września 2012, 21:22
@ Janusz Poniewierski Cytuję Pana słowa: Przy okazji zwracam uwagę, że dla Żydów Prawo jest drogą prowadzącą do Boga (i przez Niego samego usankcjonowaną), natomiast dla Kościoła Drogą (i Prawem) jest sam Jezus Chrystus. Mogę tylko żałować, że to, jak chrześcijanie rozumieją dziś obowiązujące ich "prawo", ma tak niewiele wspólnego z czytaniem Pisma, z kontemplacją Słowa Bożego. I ze zrozumieniem przenikającej Biblię (zwlaszcza Nowy Testament: Ewangelie i Listy św. Pawła) nauki o "wolności dzieci Bożych". Panie Januszu, zarówno dla chrześcijan i żydów jedyną Bramą jest Jezus i nie ma innej, nawet, gdy Jezusa nie uznaje się za Zbawiciela. To samo tyczy się niewierzących i wyznawców innych religii. Tę prawdę trzeba jasno ukazać we wszelkim dialogu. Słusznie Pan przypomina o "wolności dzieci Bożych". Tak, my chrześcijanie odnajdujemy pełną i dojrzałą wolność w Jezusie. To nasze szczęście i należy o tym mówić innym, bo samo prawo nie wystarczy, Jezus dopełnia wszystkiego i nie innej Bramy poza Nim.
B
bene
8 września 2012, 19:05
Kilka pomniejszych owoców von Balthasara & CO http://rzymskikatolik.blox.pl/2011/06/Abberacje-liturgiczne-cz-51.html http://www.youtube.com/watch?v=l9inm2LBJeQ&feature=pla<x>yer_em<x>bedded http://rzymskikatolik.blox.pl/2011/04/Abberacje-liturgiczne-cz-43.html http://rzymskikatolik.blox.pl/2011/03/Abberacje-liturgiczne-cz-42.html http://www.youtube.com/watch?v=Q5VFC_TDkYM&feature=pla<x>yer_em<x>bedded#! http://www.youtube.com/watch?v=QN5yW-Eh9nk&feature=pla<x>yer_em<x>bedded#! http://rzymskikatolik.blox.pl/2011/02/Abberacje-liturgiczne-cz-39-The-Drag-Queen-Priest.html http://www.youtube.com/watch?v=4qIGsLWT4MQ&feature=pla<x>yer_em<x>bedded#! http://rzymskikatolik.blox.pl/2011/04/Szydzenie-z-Jezusa-w-izraelskiej-TV-8211.html 
J
janusz.poniewierski
8 września 2012, 17:19
@Dariusz Piórkowski SJ  Chodzi o to, że ciągle powielamy wiele starotestamentalnych praktyk, które w Chrystusie już nie mają większego sensu, chociaż mają znaczenie dla wyznawców judaizmu. Istnieje też wiele cech - pewna ciągłość - wspólnych z judaizmem, np. to, że dla obu religii Prawo i Prorocy to Słowo Boże. Zgoda. Przy okazji zwracam uwagę, że dla Żydów Prawo jest drogą prowadzącą do Boga (i przez Niego samego usankcjonowaną), natomiast dla Kościoła Drogą (i Prawem) jest sam Jezus Chrystus. Mogę tylko żałować, że to, jak chrześcijanie rozumieją dziś obowiązujące ich "prawo", ma tak niewiele wspólnego z czytaniem Pisma, z kontemplacją Słowa Bożego. I ze zrozumieniem przenikającej Biblię (zwlaszcza Nowy Testament: Ewangelie i Listy św. Pawła) nauki o "wolności dzieci Bożych".   
J
janusz.poniewierski
8 września 2012, 17:03
@Drabiniasty  Całkowicie nie zgadzam się z głównym założeniem von Balthasara, że charyzmaty Piotra, Jakuba, Jana i Pawła są podstawami Kościoła. Ma on tylko jeden fundament: Boga. Zaszło nieporozumienie: Apostołowie są filarami Kościoła w zupełnie innym sensie niż JEDYNY FILAR, którym jest Jezus Chrystus. To trochę tak, jak z Ojcami Kościoła - tak ich nazywamy, a przecież mógłby ktoś powiedzieć, że jest tylko JEDEN OJCIEC.   Cóż, o pewnym rzeczach mówimy poprzez analogię.   Pocieszające jest w tym wszystkim, że na szczęście, do zbawienia nie jest potrzebna znajomość pism żadnego z teologów. :) To prawda. Niemniej dobrze jest wiedzieć, w co się wierzy. I "być gotowym do uzasadnienia nadziei, która w nas jest" - także na drodze rozumowej/teologicznej. Nikogo do czytania teologów nie zmuszam - ale sam próbuję ich czytać i bardzo sobie tę lekturę chwalę. :) 
Janusz Brodowski
8 września 2012, 11:54
@ks. Dariusz Piórkowski Także nie wierzę, w jakiś prywatny dostęp do zbawienia. Odczytuję w tezach von Balthasara apostolstwo jako wymieszanie funkcji z charyzmatem, natomiast u Jezusa jest to służenie ludziom. I w takim wymiarze oczywiście apostolstwo jest bardzo ważne. Natomiast uważam, że von Balthasar zaciemnia światło. Swoją opinię: " Ale głęboko w sercu czuję, że to czy apostołowie są kolumnami dla Kościoła czy też nie są, nie ma Żadnego znaczenia na mojej drodze do zbawienia." odnosiłem do von Balthasara a nie do depozytu wiary. Chociaż rzeczywiście skrótowość mojej wypowiedzi mogłą nasunąć taki wniosek. Teraz wyrażę się jaśniej :). Uważam, że zajmowanie się tezami teologów nie ma żadnego znaczenia na mojej drodze do zbawienia.
M
M.
8 września 2012, 11:45
Cieszę się, że pisuje Ksiądz merytorycznie. Ja miałem na myśli, że odpowiadając konkretnemu internaucie (jazmig) nie odpowiedział Ksiądz merytorycznie. Zareagowałem, gdy Ksiądz pisał z pozycji wyższości, niejako starając się pokazać, że Ksiądz wszystko wie lepiej. Co do uwagi Księdza do mnie: "Jeśli takie sygnały, a zapewniam, że jest ich więcej, Pana nie martwią, bo mnie tak i myślę, co mogę z tym zrobić w miarę możliwości, to o czym mamy tutaj ze sobą rozmawiać?" Wspomina Ksiądz, że katolicy nie potrafią rozmwiać np. z niewierzącymi. Jeżeli wobec nich Księdza postawa jest taka sama jak wobec mnie, to rzeczywiście ani ze mną ani z nimi Ksiądz raczej nie porozmawia. My świeccy szukamy świadków i duszpasterzy, a nie mądrali.
Dariusz Piórkowski SJ
8 września 2012, 11:26
@ks. Dariusz Piórkowski SJ Jeżeli czytał Ksiądz moje wpisy, tutaj czy na swoim blogu, to wie Ksiądz, że piszę merytorycznie. Proszę poczytać, chyba, że uważa Ksiądz, że szkoda czasu. Co jest merytorycznego w Księdza ostatnim wpisie - tego nie wiem, nawet brakuje tam konkretów.. Jeśli chce Pan konkretów, to Panu kilka podam: 1. Dlaczego w sytuacji, kiedy spada liczba osób chodzących do kościoła ( w niektórych diecezjach udział w mszy niedzielnej bierze poniżej 30 % ochrzczonych), my ciągle sądzimy, że siła tkwi w budowaniu kościołów: ogromna bazylika w Licheniu, świątynia Opatrzności. Kto to będzie utrzymywał, to po pierwsze. A po drugie, czy nie należałoby skupić więcej wysiłków na katechezie dorosłych wierzących, na budowaniu wspólnot przy parafiach itd. Owszem, budowa nowych kościołów ma sens, jeśli dzieli się te ogromne parafie na mniejsze. Chociaż to ciekawe, że w Nowym Testamencie nie ma nigdzie zachęty do budowania kościoła z kamienia, a dużo o budowaniu kościoła z żywych kamieni. 2. Byłem ostatnio na rekolekcjach dla małżeństw, bardzo zaangażowanych, oddanych Kościołowi. Niektórzy z nich odkryli po kilkudziesięciu latach, że podczas Eucharystii obecny jest także Chrystus Zmartwychwstały, a nie tylko Ukrzyżowany. Jakoś nie dotarło to do nich, pewnie nie z ich winy, ale takiej czy nie innej katechezy, że my świętujemy i przeżywamy Zmartwychstanie na mszy św. Owszem, można powiedzieć, że to szczegół. Ale jednak coś takiego woła o porządną katechezę, a nie tylko przymusowe wręcz wykładanie religii w szkołach. 2. Ostatnio błogosławiłem dwa śluby w jednym z krakowskich kościołów. Na każdym z nich było około 100 osób. Do komunii sw. w tak ważnej chwili dla młodych przyszło razem z nimi 10 osób. Na jednym z nich, goście weselni (zapewne ludzie ochrzczeni) całą mszę siedzieli z tyłu, gadali, śmiali się, a nawet pili wodę ( o może co innego) z butelki. Jeśli takie sygnały, a zapewniam, że jest ich więcej, Pana nie martwią, bo mnie tak i myślę, co mogę z tym zrobić w miarę możliwości, to o czym mamy tutaj ze sobą rozmawiać?
Dariusz Piórkowski SJ
8 września 2012, 11:16
@ ks. Dariusz Piórkowski "To właśnie św. Paweł pisze, że Kościół zbudowany jest na fundamencie apostołów, podobnie wypowiada się Apokalipsa o niebieskim Jeruzalem." Ja tam wolę użyć na opisanie Kościoła słów Jezusa: "Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami." Nie podaję cytatu, żeby Księdza przekonać, pokazuję tylko, że podpieranie się słowami ludzi może nie być zgodne z tym co mówił Jezus. Ale głęboko w sercu czuję, że to czy apostołowie są kolumnami dla Kościoła czy też nie są, nie ma Żadnego znaczenia na mojej drodze do zbawienia. Osobiście uważam, że w Kościele jest za dużo teologii. Życzę Księdzu dużo siły i trwania w Jezusie przy czytaniu komentarzy - także moich :). Rzeczywiście wielu z nas katolików boi się zadawania pytań. Wydaje mi się, że apostolskość Kościoła jest kluczowa dla naszego zbawienia. Bez apostołów nie mielibyśmy ani Słowa Bożego, ani sakramentów. Nie byłoby słów Jezusa, które Pan cytuje. Owszem, można wierzyć w Chrystusa poza Kościołem. On sam mówi: "Kto nie jest przeciwko nam, ten jest z nami", a apostołom, którzy chcieli zabronić nauczania i uzdrawiania tym, "którzy z nami nie chodzą", powiedział, żeby sobie dali spokój i nie przeszkadzali im. To jasne, że Bóg może działać także poza strukturami Kościoła. Ale ci, którzy są w Kościele wyznają wiarę apostolską, zapośredniczoną przez ludzi. Nie mamy jakiegoś jedynie prywatnego dostępu do zbawienia - sam na sam z Chrystusem. Wtedy to nie będzie już chrześcijaństwo w ścisłym sensie tego słowa.
M
M.
8 września 2012, 11:11
@Drabiniasty Z jakiego źródła podaje Pan te dane? Aby rzeczwiście mieć jakiś punkt odniesienia - to powiedzmy Zachód. Może nie jest to pocieszające, ale tam młodzież jeszcze mniej praktykuje. Co do rzetelności danych podanych przez Pana nie mogę się wypowiedzieć. Jeżeli te 15% to prawda - to rzeczywiście powinno być lepiej.  Statystyki to nie wszystko, ale zapewne dają do myślenia, tylko rzeczwiście muszą one odzwierciedlać rzeczywistość. Jeżeli napisałem, że jest lepiej niż myślimy - to w kontekście tego ustwicznego narzekania na Kościół i katolików, którzy ponoć bardziej odstraszają i zniechęcają do wiary, Boga i Kościoła niż zachęcają. Za kryzys praktykowania wiary nie będę nikogo obwiniał. Przyczyn może być wiele, ale myślę, że piękno wiary należy ukazać w liturgii, ludzie potrzebują i oczekują solidnej katechezy, wytłumaczenia czym jest Kościół, do Kogo prowadzi, co daje nam wiara. Jeżeli tego nie wytłumaczymy, nie poprawimy, a będziemy tylko narzekać, to nic się nie zmieni. Pracy jest dużo, a robotników mało.  Ja z mojej strony napisałem i opublikowałem ponad 1000 stron o wierze. Tyle mogę - dać świadectwo. Zasadniczo uważam, że osoby duchowne mają ten depozyt wiary do przekazania. Święccy też mają swoją rolę do odegrania, ale we współpracy z duchwnymi. Dlatego też rzadko udzielam się w dyskusjach na blogach, itp. Wiem, że jest to potrzebne i często twórcze, ale też nie zawsze. Na Kościół dużo się narzeka, a Kościół trzeba budować w sensie duchowym, w sensie wierności nauczaniu Kościoła - ukazując piękno Kościoła i miłość Boga.
M
M.
8 września 2012, 11:11
Z jakiego źródła podaje Pan te dane? Aby rzeczwiście mieć jakiś punkt odniesienia - to powiedzmy Zachód. Może nie jest to pocieszające, ale tam młodzież jeszcze mniej praktykuje. Co do rzetelności danych podanych przez Pana nie mogę się wypowiedzieć. Jeżeli te 15% to prawda - to rzeczywiście powinno być lepiej.  Statystyki to nie wszystko, ale zapewne dają do myślenia, tylko rzeczwiście muszą one odzwierciedlać rzeczywistość. Jeżeli napisałem, że jest lepiej niż myślimy - to w kontekście tego ustwicznego narzekania na Kościół i katolików, którzy ponoć bardziej odstraszają i zniechęcają do wiary, Boga i Kościoła niż zachęcają. Za kryzys praktykowania wiary nie będę nikogo obwiniał. Przyczyn może być wiele, ale myślę, że piękno wiary należy ukazać w liturgii, ludzie potrzebują i oczekują solidnej katechezy, wytłumaczenia czym jest Kościół, do Kogo prowadzi, co daje nam wiara. Jeżeli tego nie wytłumaczymy, nie poprawimy, a będziemy tylko narzekać, to nic się nie zmieni. Pracy jest dużo, a robotników mało.  Ja z mojej strony napisałem i opublikowałem ponad 1000 stron o wierze. Tyle mogę - dać świadectwo. Zasadniczo uważam, że osoby duchowne mają ten depozyt wiary do przekazania. Święccy też mają swoją rolę do odegrania, ale we współpracy z duchwnymi. Dlatego też rzadko udzielam się w dyskusjach na blogach, itp. Wiem, że jest to potrzebne i często twórcze, ale też nie zawsze. Na Kościół dużo się narzeka, a Kościół trzeba budować w sensie duchowym, w sensie wierności nauczaniu Kościoła - ukazując piękno Kościoła i miłość Boga.
Janusz Brodowski
8 września 2012, 10:54
@M. "Kościół jest piękny, a w Polsce ma się lepiej niż się Księdzu wydaje. " Kościół jest rzeczywiście piękny pięknem Jezusa. Jeżeli ma się w Polsce tak dobrze, to dlaczego młodzi stanowią tylko 15% wiernych na mszy? Za czasów mojej młodości było to 50%. Przecież społeczeństwo nie zestarzało się tak mocno.
Janusz Brodowski
8 września 2012, 10:47
@ ks. Dariusz Piórkowski "To właśnie św. Paweł pisze, że Kościół zbudowany jest na fundamencie apostołów, podobnie wypowiada się Apokalipsa o niebieskim Jeruzalem." Ja tam wolę użyć na opisanie Kościoła słów Jezusa: "Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami." Nie podaję cytatu, żeby Księdza przekonać, pokazuję tylko, że podpieranie się słowami ludzi może nie być zgodne z tym co mówił Jezus. Ale głęboko w sercu czuję, że to czy apostołowie są kolumnami dla Kościoła czy też nie są, nie ma Żadnego znaczenia na mojej drodze do zbawienia. Osobiście uważam, że w Kościele jest za dużo teologii. Życzę Księdzu dużo siły i trwania w Jezusie przy czytaniu komentarzy - także moich :). Rzeczywiście wielu z nas katolików boi się zadawania pytań.
M
M.
8 września 2012, 10:40
@ks. Dariusz Piórkowski SJ Jeżeli czytał Ksiądz moje wpisy, tutaj czy na swoim blogu, to wie Ksiądz, że piszę merytorycznie. Proszę poczytać, chyba, że uważa Ksiądz, że szkoda czasu. Co jest merytorycznego w Księdza ostatnim wpisie - tego nie wiem, nawet brakuje tam konkretów. Ksiądz zapewnia o tym i o tamtym, mnie sugeruje, abym poczytał, a jednocześnie Ksiądz osądza, choć nieustannie pisze, aby nie sądzić. Nikt ludzi nie chce sądzić. Piszemy o postawach i zachowaniach, o tym co święte i o tym co nie święte. Tyle, że niektórzy w tym widzą Sąd Boży. Dziękuję Księdzu za współczucie. Ja odpłacę się modlitwą.
Dariusz Piórkowski SJ
8 września 2012, 10:31
Do M. Drogi Panie, ja już nawet nie dziwię się temu, ze zamiast dyskutowania rzeczowego wytacza Pan ocenę człowieka, którego Pan nie zna. I czyni dokładnie to, co mi Pan zarzuca. Tak to właśnie w człowieku działa. Jeśli się nie ma innych argumentów, to się atakuje i wmawia drugiemu coś, czego on nie ma. Rodzaj ludzkiej bezradności. Jeśli nie rozumie Pan różnicy między krytyką pełna zajadłości i nienawiści, a krytyką, która wypływa z troski i miłości, no to już Pana problem. Jeśli Pan nie dowierza, że cos takiego istnieje, proszę trochę poczytać Listy św. Pawła lub dobrą ksiażkę z historii Kościoła. Szczerze współczuję tym, którzy w wypowiedziach niektórych osób, nie zostawiających suchej nitki na innych i potępiających ich, widzą przejaw zachwytu i świadectwa prawdziwej wiary. Na przyszłość, radzę najpierw zapytać, czy mam kontakt ze wspólnotami żyjącymi wiarą, przed rzucaniem złośliwych uwag. Nic Pan na ten temat nie wie, a osądza.  I strzela kulą w płot. Akurat tak się składa, że mam dosyć częsty kontakt, wbrew temu co mi Pan zarzuca, ze wspólnotami wiary i z duszpasterstwem. Owszem, w Kościele w Polsce dzieje się bardzo dużo dobrego. Ale są też obszary, które powinny nas niepokoić. I trzeba o tym mówić, a nie utrzymywać się w śpiączce.
M
M.
8 września 2012, 10:23
@Ks. Dariusz Piórkowski SJ Szkoda, że zamiast głoszenia wiary Ksiądz narzuca ludzim, którzy wchodzą na DEON, swoje wizje Kościoła i wiary. Coś jest w powiedzeniu: cudze chwalicie, swojego nie znacie. Własne frustracje lepiej wylewać w konfesjonale niż na forum. Kościół jest najpiękniejszą rzeczywistością na tym świecie, nauczanie Kościoła Katolickiego - nauczaniem Boga, a Księdz tylko szuka sposobu jak poszukujących do tego Kościoła zniechęcić. Szkoda czasu. Kościół jest piękny, a w Polsce ma się lepiej niż się Księdzu wydaje. Tyle, że aby to odkryć, trzeba czasami odejść od komutera i pójść do wspólnot żyjących wiarą w Kościele. Na tym polega "mentalny świat" jazmiga. On wychodzi i poznaje Kościół i zachwyca się nim. Ksiądz klika, klika i nic z tego nie wynika.
M
M.
8 września 2012, 10:22
@Ks. Dariusz Piórkowski SJ Szkoda, że zamiast głoszenia wiary Ksiądz narzuca ludzim, którzy wchodzą na DEON, swoje wizje Kościoła i wiary.  Coś jest w powiedzeniu: cudze chwalicie, swojego nie znacie. Własne frustracje lepiej wylewać w konfesjonale niż na forum. Kościół jest najpiękniejszą rzeczywistością na tym świecie, nauczanie Kościoła Katolickiego - nauczaniem Boga, a Księdz tylko szuka sposobu jak poszukujących do tego Kościoła zniechęcić. Szkoda czasu. Kościół jest piękny, a w Polsce ma się lepiej niż się Księdzu wydaje. Tyle, że aby to odkryć, trzeba czasami odejść od komutera i pójść do wspólnot żyjących wiarą w Kościele. Na tym polega "mentalny świat" jazmiga. On wychodzi i poznaje Kościół i zachwyca się nim. Ksiądz klika, klika i nic z tego nie wynika.
W
wierny
8 września 2012, 10:18
Powiedzcie coś dobrego o Kościele, mówicie o pięknie wiary, która została przez Jezusa złożona w Kościele. Tylko w ten sposób zaprosicie niewierzących do środka. Nikt nie przyjdzie tam, gdzie nawet gospodarze narzekają i wstydzą się swego domu. Słuszna uwaga. Ale czy do tego Kościoła przyjdą niewierzący, jeśli słyszą wierzących wyklinających grzeszników i stawiających się wyżej od nich, potępiający i wysyłający inaczej myślących do piekła? To właśnie tacy ludzie wyrządzają największą szkodę Kościołowi.
M
M.
8 września 2012, 10:12
@Agnes Mówi Pani o katolickim śnie. Ja katolicyzm kocham, bo wiem, że Kościół katolicki założył Jezus Chrystus, On w Kościele mieszka, On jest z nami do końca świata. Jeżeli już muszę ustosunkować się do tezy o katolickim śnie, to myślę, że jest to postawa polegająca na bezsensownym ciskaniem swoimi "mądrościami" w Kościół i katolików, aby ten Kościół poniżyć, upokożyć, a nie ukochać. Kościołowi nie zabraknie prześladowań, natomiast w Kościele brakuje świętych, brakuje wierzących, którzy nie odrzucają nauczania Jezusa, ale potrafią to nauczanie bronić i sami żyją według niego. Powiedzcie coś dobrego o Kościele, mówicie o pięknie wiary, która została przez Jezusa złożona w Kościele. Tylko w ten sposób zaprosicie niewierzących do środka. Nikt nie przyjdzie tam, gdzie nawet gospodarze narzekają i wstydzą się swego domu. Kościół budują święci, a do tego nie jest potrzebne narzekanie. Oczywiście można dyskutować, ale świat bardziej potrzebuje świadków. O tym mówią święci, papieże. Tyle, że to jest bardziej wymagające od narzekania i oskarżania Kościoła.
M
M.
8 września 2012, 10:11
@Agnes Więź z Jezusem nawiązuje się dzięki Kościołowi, w Kościele i przez Kościół, a Kościół to wierzący dążący do świętości, trwający w nauce Jezusa (czyli trzymający się nauczania Kościoła bez kreowania własnej wiary, odbiegającej od nauczania Kościoła, co wcale nie tłamsi kreatywnej dyskusji) oraz trwający na łamaniu chleba. Właśnie we współnocie poznajemy Boga, bo Jezus ustanowił Kościół, aby w Kościele spotkać się z NIM. Droga do Boga wiedzie przez sakramenty, bo cały Jezus jest przede wszystkim w sakramentach. Jezus jest sakramentem dla świata, a sakramenty są Jezusem, bo tam stajemy wobec Boga "twarzą w twarz". Oczywiście z Bogiem możemy rozmawiać cały czas, możemy mieć nawet doświadczenia mistyczne, choćby w domu, ale takie doswiadczenia przeżywają święci, którzy żyją sakramentami i trwają w Bogu, a On w nich. Kwestia Prawa jest podobna, bo Jezus przyszedł do wszystkich, ale z konkretnym wezwaniem do świętości, które opiera się na miłości, czystości, posłuszeństwie Bogu i Kościołowi (w kwestiach wiary). Święci nie rodzą się świętymi, ale wzrastają we wspólnocie wiary - w Kościele. Drogowskazy dekalogu są wpisane w serce świętego i dlatego w ich przypadku możemy powiedzieć za św. Augustynem: kochaj i rób co chcesz, gdyż ich miłość jest czysta, jest odbiciem miłości Boga, jest odbiciem świętości Boga, w którym nie ma grzechu. Święci są najbliżej Boga, bo i grzechu jest w nich najmniej. Swięci znają Prawo Boże i nim kierują się, i tym bardziej grzesznicy powinni znać Prawo Boże i starać się żyć według niego. Co więcej - powinni Prawo Boże pokochać. Nie można kochać Boga, gdy się Go nie zna, gdy nie wie się lub nieakceptuje tego, kim ON jest, jaki ON jest. Najlepszym potwierdzeniem miłości do Boga i do ludzi jest wierne naśladowanie we wszystkim Jezusa Chrystusa.
Dariusz Piórkowski SJ
8 września 2012, 10:08
Do jazmig, Tak, ma Pan stuprocentową rację. Mieszkamy w dwóch różnych światach. Mentalnych. Pozdrawiam.
jazmig jazmig
8 września 2012, 10:02
@Dariusz Piórkowski SJ Ja z kolei uważam, oprócz tego, co Pan wspomina, że Kościół w Polsce jest bardzo starotestamentalny w sensie nacisku na prawo, na składanie ofiar, budowania kościołów z kamienia bardziej niż Kościoła wspólnoty, nacisk na niektóre elementy etyki seksualnej. Gdzie ojciec mieszka, że widzi wokół siebie taki Kościół? Na Syberii, Alasce, czy w sercu dżungli?  Ja widzę wokół siebie Kościół ludzi modlących się, przystępujących do komunii św., udzielających różnej pomocy potrzebującym bliźnim oraz prowadzący dziesiątki różnych grup religijnych. Mieszkamy zatem w dwóch różnych światach. Mamy więc taką sytuację często, jak wspomina św. Paweł - wiemy, że jest jakieś Prawo, ale, paradoksalnie, nie chcemy Zbawiciela, dzięki któremu możliwe jest zachowanie tego prawa. Doradzam ojcu powrót do Polski, u nas takich problemów nie ma. Zagraża nam wprawdzie próba zakłamywania nauk Chrystusowych, wmaiwania nam tego, czego Jezus ani Jego apostołowie nigdy nie głosili, ale tu w Polsce są ludzie, którzy potrafią wytknąc swoim kapłanom ich błędy.
jazmig jazmig
8 września 2012, 09:54
 Możliwe, że KK jest oblężoną twierdzą, jest to twierdza, która jest atakowana z zewnątrz, przez jego wrogów, ale jest ona atakowana od wewnątrz. Znana powiedzenie Woltera: Boże, chroń mnie przed przyjaciółmi, bo z wrogami poradzę sobie sam, zaczyna nabierać nieprzewidzianego sensu w przypadku KK. Jeżeli bowiem wysoki hierarcha KK, kardynał, arcybiskup ogromnej archidiecezji, głosi herezje, to pojawia się poważny problem dla wiernych, wprowadzanych w błąd przez takich jak on. Spora grupa młodych niemieckich księży, wspieranych przez teologów, żąda zniesienia celibatu, zgody na rozwody, aborcję itp. To są dzieci takich, jak zmarły kardynał Martini. Jezuici, którzy zamiast co najmniej milczeć, pisizą kolejne teksty w obronie kard. Martiniego i jemu podobnych - czymże są innym niż owym przyjacielem, przed którym musi bronić swojego Kościoła sam Pan Bóg? Vaticanum II wcale nie wzywał do herezji! Nie obalał nauk Chrystusa. Dlatego pospieranie się V II w tej dyskusji jest poważnym  nadużyciem.
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
8 września 2012, 02:32
Zgadzam się z Joanną. Tylko odnalezienie silnej, osobowej relacji z Jezusem Chrystusem radykalnie zmienia życie w pożądanym kierunku: jarzmo (miłości) staje się słodkie, a brzemię (prawa) lekkie. Tylko ta miłość wszystko wyjaśnia, porządkuje, pozwala poczuć się prawdziwie dzieckiem Boga i osadzić się we wspólnocie, równych sobie, dzieci bożych. W Kościele najbardziej potrzebni są specjaliści od budzenia w wiernych istot duchowych, łączących się trwale z Jezusem Chrystusem. Wtedy problemy z przestrzeganiem prawa i życiem sakramentalnym będą dużo mniejsze. Mam nieodparte wrażenie, że szeroka praktyka Kościoła jest zupełnie odwrotna: to prawo i sakramenty mają prowadzić do relacji ze Zbawicielem. Tymczasem drogowskazów Dekalogu potrzebujemy wtedy, gdy nie kieruje nami miłość. Sakramenty najczęściej przyjmowane są dla zachowania poprawności lub tradycji, bez rozumienia ich istoty, a nie z rzeczywistej, duchowej potrzeby. To prowadzi do ich deprecjacji i nieposzanowania. Może zabrzmi to obrazoburczo, ale w mojej ocenie świadomość duchowa to w naszym Kościele zupełny ugór. Bez niej bardzo trudno wejść w żywą, osobistą relację z Bogiem, fundament wspólnoty, wzrastania w wierze i odnalezienia w coraz trudniejszej rzeczywistości tego świata. Nie ma tu mowy o drzemce. To jeszcze głęboki, chociaż katolicki sen.
Dariusz Piórkowski SJ
7 września 2012, 23:34
  Zasadniczo zgadzam się z Ojcem, jednak - ze względu na szacunek dla Starego Testamentu - wzbraniam się przed nazywaniem takiej postawy starotestamentalną. Ale problem naszego, katolickiego stosunku do "prawa" rzeczywiście istnieje. Musimy zatem na nowo wrócić do Jezusa Chrystusa, tak żeby Jego światło rozświetliło "prawo". Swoją drogą: powinniśmy chyba gruntownie przemyśleć listy św. Pawła... Nie użyłem tej nazwy w znaczeniu pejoratywnym, ale w takim, że Chrystus wypełnił Prawo i pewne rzeczy ustały. Nie ma ofiar, nie powinno być nacisku na prawne przepisy i rytuały - jak było w Starym Przymierzu. Mnie chodzi o to, że ciągle powielamy wiele starotestamentalnych praktyk, które w Chrystusie już nie mają większego sensu, chociaż mają znaczenie dla wyznawców judaizmu. Istnieje też wiele cech - pewna ciągłość - wspólnych z judaizmem, np. to, że dla obu religii Prawo i Prorocy to Słowo Boże.
Dariusz Piórkowski SJ
7 września 2012, 23:30
  Natomiast całkowicie nie zgadzam się z głównym założeniem von Balthasara, że charyzmaty Piotra, Jakuba, Jana i Pawła są podstawami Kościoła. Ma on tylko jeden fundament: Boga. Pocieszające jest w tym wszystkim, że na szczęście, do zbawienia nie jest potrzebna znajomość pism żadnego z teologów. :) To właśnie św. Paweł pisze, że Kościół zbudowany jest na fundamencie apostołów, podobnie wypowiada się Apokalipsa o niebieskim Jeruzalem. Chrystus nazwany jest kamieniem węgielnym lub Głową Kościoła.
S
slawrus
7 września 2012, 22:07
Bardzo trafny tekst. Bardzo dziękuję.
7 września 2012, 21:58
Po owocach poznacie. Jedynie radykalizm katolicki, a nie układanie się ze światem może przynieść pożytek. Radykalizm, to bezwarunkowe kochanie każdego bliźniego, a jednocześnie bezwarunkowe przekazywanie nauczania Jezusa. Jeśli radykalnie kocham Boga, to wypełniam (zapewne ułomnie za względu na grzeszna naturę) Jego Prawo. I wiem, ze jedynie miłość do Boga ma siłę zabawienia. I dlatego chcę , aby ludzie uwierzyli i pokochali Jezusa i wybrali Jego jakże trudną wąską drużkę do zbawienia. Bo kocham każdego bliźniego i chcę dla każdego czegoś najlepszego. Natomiast letniość, brak własnej wiary i radykalnej miłości do Boga, intelektualny romans ze światem zewnętrznym są  pogardzane przez ten świat, co widać, bo przecież dziś duża część mieszkańców Europy pogardza Kościołem. Letniość, to też szukanie oparcia wyłącznie w Prawie.
Janusz Brodowski
7 września 2012, 21:48
Bardzo dziekuję za tekst, pobudził mnie do zastanowienia się. Z faryzejskiej postawy dodałbym jeszcze używanie kłamstw w wyrażaniu opinii o osobach spoza Kościoła. Natomiast całkowicie nie zgadzam się z głównym założeniem von Balthasara, że charyzmaty Piotra, Jakuba, Jana i Pawła są podstawami Kościoła. Ma on tylko jeden fundament: Boga. Pocieszające jest w tym wszystkim, że na szczęście, do zbawienia nie jest potrzebna znajomość  pism żadnego z teologów. :)
J
janusz.poniewierski
7 września 2012, 21:07
Dariusz Piórkowski SJ Ja z kolei uważam (...), że Kościół w Polsce jest bardzo starotestamentalny w sensie nacisku na prawo, na składanie ofiar, budowanie kościołów z kamienia bardziej niż Kościoła wspólnoty, nacisk na niektóre elementy etyki seksualnej...  Zasadniczo zgadzam się z Ojcem, jednak - ze względu na szacunek dla Starego Testamentu - wzbraniam się przed nazywaniem takiej postawy starotestamentalną. Ale problem naszego, katolickiego stosunku do "prawa" rzeczywiście istnieje. Musimy zatem na nowo wrócić do Jezusa Chrystusa, tak żeby Jego światło rozświetliło "prawo". Swoją drogą: powinniśmy chyba gruntownie przemyśleć listy św. Pawła...      
J
Joanna
7 września 2012, 21:01
Dla mnie największą wartością, którą odnajduję w Kościele jest relacja z Panem Jezusem, a nie Prawo. A mówiąc dokładnie - poszukiwanie głebokiej relacji z Panem Jezusem pomaga mi zachowywać Prawo. Jednocześnie mam świadomość, że nie zawsze tak było i moje spojrzenie na to, co ważne zmieniało się wraz ze wzrostem mojej wiary. Mam wrażenie, że spostrzeżenia autora dotyczą rzeczywiście ogromnej części katolików, którzy funkcjonują wyłącznie na powierzchni Kościoła - dokładnie tak, jak żyją na powierzchni swoich jestestw. A przecież istotą chrześcijaństwa jest poszukiwanie głębokiej relacji z Bogiem, aby prawdziwie kochać ludzi. Widzę wokół siebie, że ludzie mają mnóstwo problemów z budowaniem wzajemnych relacji z powodu małej świadomości swoich uczuć, swoich wewnętrznych zranień, pochopnego osądzania itd. Czy w takim klimacie codzienności można usłyszeć wołanie Miłości, nie mówiąc już o próbie odpowiedzi na Nią? Myślę, że dla wielu jest to bardzo trudne i potrzeba do tego choć trochę ciszy w sercach i umysłach. A o to też coraz trudniej w obecnym świecie. I chyba dla wielu katolików, przyzwyczajonych w codzienności do "instrukcji" wydawanych przez media, pracodawców, kreatorów mody i obyczajów itp. Kościół też jawi się jako instytucja posiadająca swoje "instrukcje", których wystarczy przestrzegać, aby bez wysiłku poszukiwań Pana Boga być "w porządku". Czy jednak w tej sprawie Kościół nie ma sobie nic nie zarzucenia?
J
janusz.poniewierski
7 września 2012, 20:30
@Mariusz Który z wymienionych w artykule charyzmatów przypisałby autor zmarłemu kardynałowi Martiniemu? Z charyzmatami jest tak, że one nie są od siebie izolowane. I bywa, że - w różnym natężeniu albo też w różnym czasie - mogą współistnieć w ramach jednego powołania. Np. gdy rzecz dotyczy najpierw profesora teologii, potem arcybiskupa, wreszcie emeryta, który postanowił zamieszkać w Jerozolimie, w cieniu Bazyliki Zmartwychwstania. W każdym z tych miejsc może ujawniać się inny charyzmat.
J
janusz.poniewierski
7 września 2012, 20:29
@Mariusz Który z wymienionych w artykule charyzmatów przypisałby autor zmarłemu kardynałowi Martiniemu? Z charyzmatami jest tak, że one nie są od siebie izolowane. I bywa, że - w różnym natężeniu albo też w różnym czasie - mogą współistnieć w ramach jednego powołania. Np. gdy rzecz dotyczy najpierw profesora teologii, potem arcybiskupa, wreszcie emeryta, który postanowił zamieszkać w Jerozolimie, w cieniu Bazyliki Zmartwychwstania. W każdym z tych miejsc może ujawniać się inny charyzmat.
M
M.
7 września 2012, 19:28
Słuszne uwagi, ale proszę pamiętać, że  na wymazanie czy choćby wypaczenie prawdy i doktryny nie zgodziłby się ani Jan Paweł II, ani Benedykt XVI. Budować można tylko na prawdzie i miłości, a miłość i prawda nie są w kontrze wobec siebie, ale stanowią jedno. Druga sprawa - ktoś kto zna doktrynę, zna też Jezusa, bo doktryna ma sens jedynie, gdy jest rozwinięciem nauczania Jezusa, a prawdziwa doktryna nią jest.  Jezus jest Prawdą, ale i Przebaczeniem. Jezus nawołuje do nawrócenia i zerwania z grzechem. Miłosierdzie nie jest ślepe. Zatem jeżeli chcielibyśmy mieć miłość bez prawdy, wtedy nie pochodziłaby ona od Jezusa. Natomiast doktryna bez miłości jest tylko prawem, ale w tym chyba inne religie bardziej specjalizują się niż chrześcijanie.  Wszystkie charyzmaty są w Jezusie, więc znajomość Jezusa jest najważniejsza, a Jezusa trzeba przyjąć w całości. On podchodzi z miłością, wyjaśnia, wymaga i jasno wzywa do zerwania z grzechem, i choć człowiek może jeszcze upaść, powinien czynić wszystko, aby żyć po Bożemu. Nie można odpowiadać na Jezusa wymagania: na to się zgadzam, a na to się nie zgadzam. Wtedy nie ma mowy o byciu uczniem. Wtedy pozostaje się statystą, który przygląda się, podziwia, ale nie realizuje, czyli jest poza wspólnotą. Dlatego Jezus miał niewielu uczniów, którzy poszli za nim. Reszta pozostała zasmucona. Coś oddać i zostawić nie chcieli. Dziś jest podobnie. Każdy wybiera samodzielnie. Tyle, że Papież i uczciwi uczniowie Jezusa nie mogą powiedzić, że każdy wybór daje te same miejsce, tę samą bliskość z Jezusem. Grzech oddziela nas od Jezusa, a nie doktryna. Im większy grzech, tym większy dystans wobec Jezusa. Nie można tej prawdy ukrywać. Tytuł wpisu niezbyt fortunny - chyba, że tyczy się tych, którzy za Jezusem są daleko w tyle, a uważają się za uczniów, choć żyją po swojemu, a nie po Bożemu.
G
gospa
7 września 2012, 16:01
Dziekuje za ten madry tekst.
Dariusz Piórkowski SJ
7 września 2012, 15:20
Panie Januszu, dziękuję za ten tekst. Mam podobne odczucia i spostrzeżenia. Tak duży akcent kładziony na "czystość" doktryny i moralność przed relacją z Chrystusem, to często wynik lęku, a także słabego zrozumienia wiary. My po prostu często nie wiemy, jak zmieścić w łonie Kościoła takich celników i grzeszników, jesteśmy bezradni wobec najrozmaitszej krytyki (bo sądzimy, że jej nie powinno być, zapominając, jak ludzie obeszli się z Jezusem), i zapominamy, że Kościół nie istnieje tylko dla siebie, ale głównie dla świata. Często to ograniczanie misji Kościoła i rugowanie niektórych jego elementów wynika z ubogiej wizji Kościoła. Jak się ją uprości, to wydaje się, że Kościół i Ewangelia przetrwa. Ja z kolei uważam, oprócz tego, co Pan wspomina, że Kościół w Polsce jest bardzo starotestamentalny w sensie nacisku na prawo, na składanie ofiar, budowania kościołów z kamienia bardziej niż Kościoła wspólnoty, nacisk na niektóre elementy etyki seksualnej. Mamy więc taką sytuację często, jak wspomina św. Paweł - wiemy, że jest jakieś Prawo, ale, paradoksalnie, nie chcemy Zbawiciela, dzięki któremu możliwe jest zachowanie tego prawa.
M
Mariusz
7 września 2012, 15:14
Który z wymienionych w artykule charyzmatów przypisłaby autor  zmarłemu kardynałowi Martiniemu?