Gdzie podziali się bracia?

W ubiegłym tygodniu rozpoczął się nowy rok akademicki w seminarium werbistów w Lusace. Na filozofii jest kilku studentów z Zimbabwe i Zambii. W werbistowskim postulacie w Kabwe nie ma znowu żadnego kandydata na brata zakonnego. Ktoś postronny mógłby pomyśleć, że werbiści są zgromadzeniem złożonym tylko z księży.

Za czasów św. Arnolda Janssena, założyciela Zgromadzenia Słowa Bożego, było więcej braci niż księży. Przed śmiercią założyciela w 1909 r. zgromadzenie liczyło prawie 600 braci zakonnych w ślubach wieczystych i 430 księży.

Święty Arnold zdawał sobie dobrze sprawę, że bracia stanowią niezbędne logistyczne zaplecze dla zakładania i rozwoju nowych misji. Wie o tym każdy misjonarz w Afryce. Bez murarza, stolarza, mechanika, hydraulika i elektryka wybudowanie nowej misji jest niemożliwe. W Afryce łatwiej często o katechistę niż o dobrego murarza.

Od pewnego czasu w zgromadzeniu pojawił się nowy nurt w formacji zakonnej braci. Na misjach spotykam braci po teologicznej formacji na katechetów lub pracowników socjalnych. Trudniej znaleźć brata z konkretnym zawodem. Ostatnich takich braci spotkałem w Zairze (dzisiaj Demokratyczna Republika Konga) prawie 30 lat temu. Byli to głównie Niemcy. Stara gwardia braci wyszkolonych jeszcze w duchu św. Arnolda. Jeden prowadził warsztat stolarski, inny mechaniczny. Był także farmer, elektryk i murarz. Współcześnie takich braci na misjach spotykam tylko z Polski.

DEON.PL POLECA

Dzisiaj coraz trudniej o brata zakonnego z konkretnym zawodem. W zgromadzeniu, które jest prawie pięciokrotnie większe niż w czasach św. Arnolda, jest mniej braci niż było za jego czasów. Większość z nich stanowią niemieccy bracia na emeryturze. Nowych powołań na braci zakonnych jest bardzo mało. Dlaczego?

Z jednej strony panuje ciągle powszechne przekonanie, że bratem zakonnym w zgromadzeniu kleryckim zostaje ktoś, kto nie nadaje się na księdza. Z drugiej strony w zakonach bardziej stawia się pracę charytatywną niż na wytwarzanie dóbr. Wiąże się to często z wypaczonym rozumieniem pojęciem służby.

Benedykt XVI nauczał w encyklice o miłości chrześcijańskiej, że "praktyka miłości wobec wdów i sierot, wobec więźniów, chorych i wszystkich potrzebujących należy do jego istoty w równej mierze, jak posługa Sakramentów i głoszenie Ewangelii" (Deus caritas est, 22).

Ale tworzenie poprzedza rozdawanie - jak adekwatnie zauważyła amerykańska pisarka i filozof Ayn Rand (+1982), gdyż inaczej nie byłoby co rozdawać: "Potrzeba twórcy poprzedza potrzebę każdego potencjalnego beneficjenta. A jednak uczą nas podziwiać powielacza rozdającego dobra, których nie wyprodukował, i stawiać go ponad człowiekiem, który ich przysporzył" ("Źródło", Poznań 2007).

Służba nie musi ograniczać się tylko do działalności filantropijnej. Zaspokajanie potrzeb innych ludzi poprzez wolną wymianę towarów jest jak najbardziej służbą. Jak trafnie zauważa Ludwig von Mises (+1973), austriacki ekonomista, uczestnicy wolnego rynku starają się, kierując się swoim własnym dobrem, zaspokoić roszczenia innych uczestników i dostosować do nich swe zachowanie. W dowolnym momencie producenci mogą zostać odwołani z tego stanowiska, jeśli nie będą potrafili zaspokoić oczekiwań konsumentów.

Czy brat zakonny, piekarz, który z sukcesem prowadzi piekarnię i sprzedaje w sklepach dobry chleb, nie karmi głodnych? Czy brat zakonny, który szyje dobre ubrania, nie ubiera nagich? Ciągle łatwiej jest nam wyobrazić sobie brata zakonnego, który wydaje darmowe zupy dla bezdomnych, rozdaje używane ubrania biednym lub ewentualnie zostaje administratorem domu zakonnego. Czy takie wyobrażenie służby nie zamyka drogi nowym powołaniom na braci zakonnych? Dawniej braci uświęcała nie tylko modlitwa, ale praca i wytwarzanie dóbr.

Kiedyś cystersi byli nie tylko wytrwałymi krzewicielami wiary, ale także mistrzami średniowiecznej Europy w zakresie inżynierii wodnej (nowe systemy melioracyjne, młyny wodne, stawy rybne). Rozpowszechnili ciężki pług żelazny zaprzęgany w kilka par wołów. Uprawiając zboże, hodując bydło i owce, cystersi dążyli do samowystarczalności i stąd było u nich wielkie zapotrzebowanie na braci zakonnych. W przeciwieństwie do benedyktynów nie oddawali swoich majątków w dzierżawę ludziom świeckim. Poprzez swoją pracę, przedsiębiorczość i innowacyjność cystersi wnieśli wielkie zasługi w podnoszeniu kultury cywilizacyjnej regionów. Przyczyniali się nie tylko do rozwoju gospodarczego, ale również do zmniejszenia ubóstwa.

Dlaczego dzisiaj zakonny przeżywają kryzys? Dlaczego nie ma powołań na braci zakonnych? Wydaje mi się, że jest to związane z wypaczonym spojrzeniem na pracę i przedsiębiorczość. Współczesny katolicki duchowny, wychowany na katolickiej nauce społecznej, patrzy na przedsiębiorcę z podejrzliwością. Bogactwo nie kojarzy się mu już z pracą i oszczędnością, ale z przebiegłością i wyzyskiem.

Księża na kazaniach powtarzają jak mantrę, że bogaci stają się bogatsi tylko dlatego, że biedni stają coraz biedniejsi. Ale wymiana handlowa nie jest grą o sumie zerowej, w której zysk jednej strony oznacza stratę drugiej. Każda wymiana jest grą o sumie dodatniej, w której zyskują obie strony. Gdyby było inaczej, to na wolnym rynku nigdy nie doszłoby do takiej wymiany.

To jedna z przyczyn dlaczego tak trudno przebić się z klasyczną formułą brata zakonnego, który pracując w swoim zawodzie traktuje to jako środek swojego uświęcenia. Czy dzisiaj potrzebujemy braci, którzy będą murarzami, stolarzami, mechanikami lub informatykami? Pracuję od wielu lat w Afryce i nie mam najmniejszych wątpliwości, że istnieje taka potrzeba. Cel zgromadzenia jest ciągle ten sam, a do głoszenia Dobrej Nowiny potrzebne są materialne środki i logistyczne zaplecze.

W jaki sposób przekonać młodych ludzi do takiej misji? Nie wiem, co dokładnie robił św. Arnold. Wiem jednak, że musiał być dobrym przedsiębiorcą i trafił bezbłędnie w rynkową niszę. Cztery miesiące po inauguracji pierwszego domu misyjnego w Steylu w Holandii (8 IX 1875 r.), otworzył w nim drukarnię. Przerodziła się ona szybko w ogromne nowoczesne przedsięwzięcie, gdzie przy drukowaniu i kolportażu misyjnych czasopism pracowało setki braci. Swoje zawodowe przygotowanie wykorzystali nie tylko do wykonania konkretnych zadań, ale również dla własnego uświęcenia na drodze rad ewangelicznych.

Dzisiaj prowadzenie drukarni w dobie internetu nie ma chyba większego ekonomicznego uzasadnienia. Przełożeni muszą wyszukać takie część rynku, którego potrzeby nie są jeszcze zaspokojone, a nie kopiować stare rozwiązania. A może pozwolić, by zrobili to inni? Na przykład brat zakonny, który ma przedsiębiorcze zdolności. Ale czy przełożony byłby w stanie to dostrzec?

Znam sytuację w Lusace. Brat murarz lub hydraulik mógłby z powodzeniem założyć swoją firmę. Na tym rynku nie potrzeba przebijać się jeszcze z innowacyjnością. Wystarczy solidna, dobra rzemieślnicza praca. Takie warsztaty wniosłyby nową jakość na miejscowy rynek. Przynosiłyby nie tylko niezbędne materialne środki dla prowadzenia misji, ale przez wytwarzanie dóbr przyczyniałyby się do zmniejszania ubóstwa i rozwoju gospodarczego. Szkoliłyby również czeladników: "Uncja praktyki jest lepsza od funta teorii". Młodzi ludzie w Lindzie chcą się uczyć. Brakuje im dobrych wzorców.

Wszystko wskazuje na to, że nie brakuje powołań na braci, ale świętych, którzy tak jak św. Arnold potrafiliby swoimi pomysłami odkryć nowe nisze rynkowe dla braci zakonnych i przyciągnąć ich do zgromadzenia, aby poprzez swoją pracę włączyli się w dzieło misyjne i swoje własne uświęcenie.

Modlitwa o powołania to konkretna prośba. Należy więc ją odpowiednio sformułować. I tu jest chyba źródło kryzysu.

---------------------------------

Ks. Jacek Gniadek SVD - misjonarz ze Zgromadzenia Słowa Bożego, doktor teologii moralnej, obecnie ewangelizuje w Zambii. Publikuje na stronie www.jacekgniadek.com

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Gdzie podziali się bracia?
Komentarze (23)
J
janina
13 września 2014, 17:58
brat zakonny to poprostu robol i sluzacy dla ksiazat, ups, znaczy ksiezy
GN
g nG
14 września 2014, 01:00
Książę to książę, brat to brat a robol to robol. Każdy ma swoje radości i ciężary. Łatwo zgadnąć, że ci co chcieliby zamienić się z księciem widzą tylko rozkosze a trudów nie pojmują.
WS
ważne Słowa
12 września 2014, 23:52
Pan Jezus w Quito Był listopad 1634 roku kiedy Marianna otrzymała kolejne objawienie. Tym razem z wizją przyszedł do niej sam Jezus. "Przyjdą czasy, kiedy doktryna dotrze do uczonych i ignorantów, dostępna będzie dla duchownych i prostych wiernych. Ukaże się wiele książek, lecz praktyka cnót będzie tylko wśród nielicznych dusz; święci będą rzadkością. To właśnie z tej racji moi kapłani popadną w fatalny indyferentyzm. Ich obojętność i chłód osiągnie ognia Bożej miłości, dotykając boleśnie moje serce cierniami, które widzisz. Dlatego pragnę, aby były tutaj dusze, na których mógłbym polegać i im się podobać. Ich życie przepełnione ekspiacyjnym cierpieniem jest dla mnie niczym pieszczota, jak ręce, które wyjmują ciernie z mojego Serca i opatrujące rany niezbędnym, skutecznym balsamem(...) Moja małżonko, podczas tych kilku lat które Ci pozostały nie ustawaj w wysiłkach nad doskonaleniem moich kapłanów i osób zakonnych. Ofiaruj w tej intencji, w łączności z zasługami moimi i mojej Matki, wszystko co robisz, nawet swoje ostatnie tchnienie. J estem bardzo rad z moich dusz zakonnych, które podjęły się wzniosłego zadania prowadzenia duchowieństwa do świętości, poprzez modlitwę, ofiarę i pokutę. Po wsze czasy wybierać będę te dusze, aby jednocząc się ze Mną pracowały, modliły się i cierpiały, by osiągnąć ten szlachetny cel, za co wielka chwała czekać ich będzie w Niebie".
MO
MB ostrzega
12 września 2014, 22:51
Matka Boża przepowiedziała w Quito w r 1610 fragmenty Czwartą przyczyną jest to, iż po infiltracji we wszystkich warstwach społecznych, masońskie sekty będą z wielką przebiegłością szerzyć swoje błędy w rodzinach, przede wszystkim po to, by zepsuć dzieci. W tych nieszczęśliwych czasach zło uderzy w dziecięcą niewinność, a w ten sposób powołana kapłańskie będą zaprzepaszczone. Jednak i wtedy będą zgromadzenia zakonne, które podtrzymują Kościół, oraz święci kapłani – ukryte i piękne dusze, którzy będą pracować z energią i bezinteresownym zapałem dla zbawienia dusz. Przeciw nim bezbożni będą toczyć okrutną wojnę, obrzucając ich oszczerstwami, obelgami i nękając, próbując zniechęcić do wypełniania ich obowiązków. Lecz oni, jak solidne kolumny, nie poddadzą się i stawią czoło temu wszystkiemu w duchu pokory i ofiary, w którego będą uzbrojeni mocą nieskończonych zasług Mojego Najświętszego Syna, miłującym ich w najbardziej wewnętrznych głębiach Jego Najświętszego i Najczulszego Serca. Jak bardzo Kościół będzie cierpieć w owej ciemnej nocy! Zabraknie prałata i ojca, który czuwałby z miłością, łagodnością, siłą i przezornością, a wielu utraci ducha Bożego, wystawiając swoją duszę na wielkie niebezpieczeństwo.
GN
g nG
11 września 2014, 19:55
A czy to nie jest tak, że kiedyś w narodach wiara była płytsza a bardziej rozpowszechniona? A współcześnie wiara jest mniej popularna a mocniejsza?
H
H
11 września 2014, 17:30
To jest ciekawy i bardzo ważny problem. W Polsce jest o jedną trzecią mniej sióstr zakonnych niż księży. No i około dziesięciokrotnie mniej braci, niż księży. Pierwsze należy interpretować przede wszystkim jako skutek drastycznego spadku kobiecej religijności. Zresztą też o 1/3 jest więcej rozwodów z powództwa kobiet niż mężczyzn. Te liczby są zupełnie zgodne. Jednak do wyjaśnienia pozostaje dramatycznie niska liczba braci zakonnych. Kiedyś widziałem jak wygląda dzień pracy brata zakonnego odpowiedzialnego za sprawy gospodarcze w zgromadzeniu: praca od świtu do nocy, a przy tym stawanie na baczność przed ojcami a nawet klerykami, którzy zresztą niewiele mieli do roboty. Ot taki robotnik za miskę strawy i miejsce do spania. W żeńskich zgromadzeniach zakonnych sprawa wygląda zupełnie inaczej z naturalnych przyczyn, bo tam przełożoną jest inna siostra zakonna. Może gdyby bracia zakonni zostawali przełożonymi ojców, przynajmniej w jakimś procencie, to by i w braciach dostrzeżono współbraci i doceniono wartość ich pracy. A jak nie, to brat przełożony zdyscyplinowałby aroganckiego współbrata ojca.
H
H
11 września 2014, 17:40
Tak sobie też myślę, że zamiast ojców naukowców, typu jezuita astronom w papieskim obserwatorium, można byłoby po prostu mieć braci naukowców. Wielu księży naukowców, z kapłaństwem nie ma wiele wspólnego, bo całe serce wkładają w pracę naukową. Do obserwacji gwiazd, analiz socjologicznych, rozważań na temat filozofii nauki itp. święcenia kapłańskie są zupełnie niepotrzebne. Ci księża i ojcowie często nawet nie noszą koloratek. Mogliby więc być członkami zgromadzenia bezhabitowego.
AP
a psik
10 września 2014, 23:11
Zakony, bracia, ojcowie tacy czy siacy, dzisiaj są jutro ich nie ma. Dzisiaj jest tylu, jutro jest tylu. Jedne wymierają śmiercią naturalną inne się rodzą. Tak było jest i będzie. Nie ma co płakać nad brakiem braci zakonnych. A nowy nurt braci bez konkretnego wykształcenia to może być przyczyna tego, że ludzie idą do ogólniaka jako dzieci. Po kilku latach odkrywają powołanie i co mają robić ? Wracać do zawodówki ? Pan Bóg prowdzi róźnymi drogami. Poza tym jest jeszcze pewien okres w formacji, który można wykorzystać na zdobycie konkretnego zawodu. Nie widzę problemu.
Y
yhy
10 września 2014, 23:14
Ja częściej widzę, że to "ojcowie" i "księża" nie mają konkretnego zawodu i zazwyczaj lewe rączki do roboty.  No chyba, że kapłaństwo jest zawodem ale Papa Francesco jest innego zdania.
P
piw
10 września 2014, 21:51
A o. Gniadek też bratem nie został tylko księdzem? Proponuję ojcu więcej czytać więcej dzieł ludzi świętych a mniej świckich filozofów i ateistów bo to zagrożenie dla duszy.
H
H
11 września 2014, 17:43
Tu nie chodzi o izolowanie się od myśli naukowej i filozoficznej. Choć lepsza znajomość encyklik, np Centesimus annus, przdałaby się na pewno.
T
tomi
10 września 2014, 19:49
Kiedys na brata zakonnego ludzie szli w wiekszosci z biedy. Dzisiaj nie ida. Bo tak na dobra sprawe to zakon ma darmowego pracownika, na ktorym cale zycie zarabia, co chce z nim robi, daje mu kieszonkowe jak malemu dziecku, bywa ze nie ma uszanowania od wspolbraci ksiezy. Plus taki ze jest regularna modlitwa i latwiej o zycie duchowe. Niestety tez jest pewna dysproporcja, nie mowie tutaj o sytuacjach skrajnych oraz o agentach ktorzy z wymyslnych powodow ida do zakonow, ale zakonnkik musi oddac zakonowi wszystko siebie, pieniadze, zycie, bywa ze godnosc, szacunek, zdrowie, a jak mu tego zdrowia zabraknie albo sie cos pogubi, to zakon dyskretnie wystawi za drzwi i powie lecz sie sam, niech ci rodzina da, jestes nieproduktywny, my tu chorych nie potrzebujemy, albo idz na kilka lat psychoterapii bo tak przelozony wymislil sobie, a z czlowiekiem ogollnie wszystko w porzadku, tyle ze czasem troche problemowy, ale po to jestesmy zebysmy znosili swoje wady i ograniczenia, a nie popadali w wygode i pyche.
KO
Kościół otwarty w natarciu
10 września 2014, 15:14
Ojciec Gniadek powołuje się na swoje największe autorytety: arogancką ateistkę Ain Rand i wroga wszelkich religii objawionych Ludwiga Misesa, znanego z naigrawania się z wiary chrześcijańskiej. Myślę, że i Richard Dawkins wysoko stoi u ojca Gniadka. Kościół otwary w całej pełni.
J
Johny
10 września 2014, 17:24
Wyświadcz więc przysługę Kościołowi otwartemu i zamknij się...
8
88
10 września 2014, 21:06
Czuć od Pana woń milości bliźniego, trochę też pokapał pan sobie ubranie.
C
Czytelnik
10 września 2014, 13:11
Księże, świat się zmienił, bo dziś nie trzeba być bratem zakonnym, by być dobrym katolikiem i swoją pracą chwalić Pana Boga, i nie trzeba być siostrą zakonną, by szukać i znajdować Boga w służbie chorym w szpitalu. Jeśli nie odczytamy właściwie tego znaku czasu, nie odnajdziemy się we współczesności, w której też przecież Pan Bóg działa... i znaczy znakami nasz czas.
A
Annika
10 września 2014, 13:19
Zgadza się. Ale z drugiej strony jesli chce się całkowicie i do końca poświęcić dla Boga i innych, to cięzko to zrobić nie będąć bratem/siostrą zakonną.
C
Czytelnik
10 września 2014, 13:28
Dlaczego? Mnie się wydaje, że poświęcenie się Bogu nie zależy od warunków zewnętrznych (mury klasztoru), ale do dyspozycji wewnętrznej, duchowej. Jedyne, co moim zdaniem, zdaje się przemawiać za Twoją opinią, to wspólnota, która pomaga szukać i znajdować Boga.
A
Annika
10 września 2014, 13:35
Wspólnota pomaga nie tylko w szukaniu Boga, ale też w codziennym szarym zyciu. Łatwiej pokonywać np. problemy materialne w kilka osób, niż całkowicie samotnie. 
C
Czytelnik
10 września 2014, 14:09
Ale to z motywacją religijną nie ma nic wspólnego. W komunach też się ludzie wspierają i ... sobie chwalą.
A
Annika
10 września 2014, 14:20
Ale chodzi o wspieranie się, tak żeby można było swój czas poswięcić służbie Bogu i innym. Poza tym absolutnie nie uważam, że to jest motywacja wstepowania do Zakonu. Do Zakonu idzie sie z miłości do Boga i to jest pierwszy i najwazniejszy powód. O wspólnocie wspomniałam w odniesieniu do słzuby innym, że łatwiej całkowicie poświęcić się takiej służbie we wspólnocie, gdzie też m.in. razem pokonuje się codzienne trudności, niż gdy się robi to samotnie.  
C
Czytelnik
10 września 2014, 14:25
To prawda, ale wiele zależy też od tej konktretnej wspólnoty. Z drugiej strony w życiu razem nie chodzi o to, by zaoszczędzię czas, aby ten oszczędzony oddać potem w kąciku Bogu, ale o to, by we wszystkim, co się robi, Bogu oddawać chwałę. Gdyby tak nie było, to prosty brat zakonny, dajmy na to stolarz, czułby się gorszy od księdza odprawiającego Mszę. A tak przecież nie jest. A może jednak... bracia to tak postrzegają i stąd problem?
B
brat
10 września 2014, 23:05
Pierwszy powód pójścia do zakonu to nie do końca jest taki. Bóg wybiera pierwszy. On nas pierwszy umiłował. Później jest tylko nasza odpowiedź. Albo pozytywna albo negatywna.