Głosowanie życiem
W niespełna miesiąc Centrum Badania Opinii Społecznej opublikowało sporo materiału dotyczącego tematyki wprost lub pośrednio związanej z Kościołem. Zaczynając od stopnia zaufania do Kościoła jako instytucji publicznej, przez zmiany w zakresie podstawowych wskaźników religijności Polaków po śmierci Jana Pawła II, sondaż dotyczący prawd wiary, aż po oczekiwane zmiany w nauczaniu Kościoła. W stronę Kościoła kierują wzrok również takie badania, jak społeczna ocena pigułki "dzień po" czy funkcjonowanie w życiu społecznym sfer sacrum i profanum.
W tej chwili najgorętszym tematem jest kwestia oczekiwanych zmian w nauczaniu Kościoła. Trudno ustalić, w jakim stopniu dziełem przypadku było opublikowanie wyników tego badania opinii społecznej dokładnie w przeddzień 368. Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski, które (według zapowiedzi) zajmować się ma m. in. nierozerwalnością sakramentu małżeństwa oraz kwestią Komunii św. osób rozwiedzionych. Ankietowani odpowiadali na pytania "inspirowane synodem biskupów o rodzinie, który odbył się w Rzymie w październiku 2014 r.".
Nie raz podkreślałem dystans, z jakim podchodzę do sondaży, jako źródła wiedzy o życiu Kościoła. Jestem przekonany, że dają one informację cząstkową, wymagającą umieszczenia w różnych kontekstach i dogłębnej, wielostronnej analizy. Czasami mogą prowadzić do nieprecyzyjnych, czy wręcz błędnych wniosków. Zwłaszcza wtedy, gdy próbują ująć kościelną rzeczywistość przede wszystkim z perspektywy instytucji czy zwykłej doczesnej społeczności. Rozumiem więc zastrzeżenia ks. Wojciecha Sadłonia z Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego SAC, który komentując raport CBOS "Oczekiwane zmiany w nauczaniu Kościoła" zauważył, że nauczanie Kościoła katolickiego jest w nim odrywane od swojego duchowego fundamentu, przede wszystkim Pisma Świętego. "To tak, jakby wystawić nauczanie Kościoła w konkursie popularności" - powiedział. Coś w tym jest. Problem w tym, że dobie powszechnego lajkowania i zabiegania o popularność nawet w grupie rówieśników z przedszkola, nie tylko nie da się uniknąć takiego podejścia, ale ma ono realny wpływ na życie Kościoła.
Z "popularnością" swego nauczania mierzył się także Pan Jezus. Ewangeliści raz po raz podają liczby ludzi, którzy przyszli, aby Go słuchać. Dojmujący jest też opis licznych odejść po mowie eucharystycznej Chrystusa. "Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?" - mówili wówczas słuchacze i przestawiali za Nim chodzić. Jak dramatyczna musiała być sytuacja świadczy pytanie, które Jezus skierował do Dwunastu: "Czyż i wy chcecie odejść?".
Faktycznym miernikiem akceptacji i przyjęcia nauczania Kościoła jest życie jego członków. Także tych, którzy z pełną świadomością grzechu żyją w konkubinacie czy tych, którzy po latach bezskutecznego leczenia decydują się na poczęcie potomstwa metodą in vitro.
Ks. prof. Andrzej Draguła, dyrektor Instytutu Filozoficzno-Teologicznego w Zielonej Górze i znany publicysta, odnosząc się do wyników badań CBOS na temat oczekiwania zmian w nauczaniu Kościoła zwrócił uwagę na bardzo istotny problem. Jego zdaniem, dzisiaj ludzie z pełnym przekonaniem deklarujący się jako katolicy coraz częściej chcą wiedzieć dlaczego mają przestrzegać przykazań, chcą wiedzieć jaki jest sens norm podawanych im przez Kościół. "Nie chcą natomiast jedynie słuchać, że "Bóg tak powiedział"..." - stwierdził, wskazując, że żyjemy w czasach, których chwieje się nawet autorytet Boga.
Myślę, że nie wprost ks. Draguła poruszył niezwykle palącą kwestię sposobu nauczania we współczesnym Kościele.
W adhortacji apostolskiej "Evangelii gaudium" papież Franciszek zamieścił zaskakująco długi i precyzyjny wywód na temat przepowiadania słowa, ze szczególnym uwzględnieniem homilii. Z przykrością odnotowałem już wiele razy, że księża, którzy zdecydowali się papieski dokument przeczytać, tę część dokumentu raczej przejrzeli niż przeczytali, a niektórzy po prostu zupełnie go pominęli. "Homiletyki to mnie w seminarium uczyli" - uzasadniali.
Szkoda, ponieważ Franciszek zwraca uwagę na kilka bardzo istotnych aspektów głoszenia Ewangelii. Przede wszystkim pokazuje je w perspektywie dialogu. Przypomina między innymi, że kaznodzieja powinien także słuchać ludu, aby odkryć to, co wierni powinni usłyszeć. "Kaznodzieja jest człowiekiem kontemplującym Słowo, a także kontemplującym lud. W ten sposób odkrywa on pragnienia, bogactwa i ograniczenia, sposoby modlenia się, kochania, patrzenia na życie i świat - to wszystko, co wyróżnia daną społeczność ludzką, zwracając uwagę na konkretny lud z jego znakami i symbolami, i odpowiadając na pytania, jakie stawia. Chodzi o powiązanie przesłania tekstu biblijnego z ludzką sytuacją, z tym, czym ludzie żyją, z doświadczeniem potrzebującym światła Słowa".
Żeby nie było wątpliwości. Według Franciszka ta troska nie oznacza przyjmowania w przepowiadaniu postawy oportunistycznej lub dyplomatycznej. To troska głęboko religijna i duszpasterska. Nie chodzi o to, aby zmieniać prawdy wiary i zasady moralne. Rzecz w tym, aby głosić je w taki sposób, żeby ludzie rozumieli ich sens i znaczenie dla ich życia. Wiecznego i doczesnego.
Skomentuj artykuł