Grzechy główne naszego Kościoła
Ks. Andrzej Draguła komentując głośne przemówienie Franciszka, w którym papież opisuje 15 chorób grożących Kościołowi, napisał krótko: "Franciszek, bicz Boży". Warto zastanowić się, przeciwko komu jest skierowany ten bicz.
Mam wrażenie, że trochę się już przyzwyczailiśmy do stylu głoszenia obecnego papieża i jego kolejne mocne słowa, pojawiające się co jakiś czas w jego homiliach i przemówieniach, nie są już dla nas tak wstrząsające, jak na początku pontyfikatu. Dlatego cieszę się, że papieskie przemówienie wygłoszone wczoraj podczas spotkania w Sali Klementyńskiej zyskało ogromny rozgłos i jest szeroko komentowane zarówno przez ludzi Kościoła, jak i media świeckie.
Wielką zaletą Franciszka jest to, że swoimi wystąpieniami potrafi zaskakiwać. Chyba mało kto spodziewał się tak mocnych słów na kilka dni przed świętami. Jest to przecież czas, w którym większość z nas powoli "ląduje" z przygotowaniami przedświątecznymi. Większość z nas ma już za sobą odprawione rekolekcje, odbytą spowiedź i generalnie czujemy się jako tako przygotowani do duchowego przeżycia Bożego Narodzenia. Wydawać by się mogło, że teraz możemy spokojnie i z czystym sumieniem skoncentrować się na ogarnięciu spraw bardziej prozaicznych - sprzątaniu, przygotowaniu wigilijnych potraw, wizycie w parafii w celu zaopatrzenia naszych rodzinnych domów w opłatek i światełko betlejemskie.
Papież przerywa tą sielankową atmosferę. Wychodzi, mówi bardzo niewygodne rzeczy. Komunikat jest jasny. Czas na rachunek sumienia. Franciszek jest niezwykle precyzyjny w nazywaniu chorób grożących Kościołowi. Jest ich 15. Wśród nich są między innymi: znieczulenie umysłowe i duchowe, rywalizacja i zarozumiałość, obmowa i plotki, ubóstwianie szefów, obojętność wobec innych, mina pogrzebowa i brak poczucia humoru oraz zbijanie majątku.
Na mnie największe wrażenie zrobił 3 punkt papieskiego przemówienia. Franciszek ostrzega: «Choroba "zwapnienia" ("skamienienia") umysłowego i duchowego. Chodzi o tych, którzy mają serce z kamienia i są twardego karku (por. Dz 7,51-60), ci którzy po drodze stracili pogodę ducha, żywotność i rzutkość, i zasłaniając się papierami stali się "maszynami od procedur" a nie "ludźmi Boga" (Hbr 3,12). Utrata ludzkiej wrażliwości koniecznej do tego, by płakać z płaczącymi i radować się z radosnymi jest niezwykle niebezpieczna! To jest choroba tych, którzy tracą "dążenia Jezusa" (por. Flp 2,5-11) ponieważ ich serce, wraz z upływającym czasem, twardnieje i staje się niezdolne do bezwarunkowej miłości do Ojca i bliźniego (por. Mt 22,34-40). Bycie chrześcijaninem, tak naprawdę, oznacza "posiadanie tych samych dążeń, które miał Jezus Chrystus, tzn. pokory i ofiarowania się, oderwania od siebie i hojności"».
Obok takich słów nie da się przejść obojętnie. Ważne jest, by papieskie przemówienie nie zostało szybko zapomniane i zmarnowane. To nie może być kolejny news z Watykanu, który gdzieś nam umknie w zalewie informacji. Dlatego redakcja DEON.pl przygotowała jego obszerne tłumaczenie. Ktoś może powiedzieć, że nie będzie sobie zawracał tym głowy, bo są to przecież słowa skierowane do Kurii Rzymskiej (ewentualnie do tych "złych", faryzeuszy" itd.). Nic bardziej mylnego. Zgadzam się z o. Grzegorzem Kramerem SJ, który komentując słowa papieża napisał: «Słyszę dziś: "ale im Franciszek dokopał". Nie "im". Mi dokopał».
Źle by się stało, gdyby przemówienie Franciszka miało być orężem w niekończącej się walce pomiędzy różnymi kościelnymi środowiskami. Znamy to doskonale nie od dziś. Doszliśmy już prawie do perfekcji w wykorzystywaniu słów papieży i różnych fragmentów Ewangelii (często wyrwanych z kontekstu) w celach dowalenia komuś, kto ma inną wrażliwość i myśli inaczej niż my sami.
Jeśli spojrzymy uczciwie na nasz Kościół, to będziemy musieli przyznać, że słowa Franciszka dotyczą - w mniejszym lub w większym stopniu - nas wszystkich. Nie tylko Kurii Rzymskiej, ale też poszczególnych episkopatów, biskupów diecezjalnych, księży, zakonników, liderów wspólnot i zwykłych świeckich. Papieskie przemówienie to dobry materiał do zrobienia sobie rachunku sumienia podsumowującego kończący się rok (a może nawet zdecydowanie dłuższy okres czasu). Podkreślam - zrobienia rachunku sumienia sobie samym - w lokalnych wspólnotach, parafiach, rodzinach i w końcu (a raczej przede wszystkim) w naszych sumieniach. Nie po to, żeby się dołować, ale żeby stanąć w prawdzie, która jest warunkiem koniecznym do nawrócenia.
Skomentuj artykuł