Grzegorz Kramer SJ: wielu nie chodzi o dobro Jacka, ale o egzekucję
(fot. facebook.com / youtube.com)
Grzegorz Kramer SJ / DEON.pl
Mam wiele błędów na sumieniu w tej sprawie. Zdarzało mi się osądzać, wydawać oceny, czuć się lepszym (ale i gorszym). Nie zawsze chodziło mi o dobro. Bywało, że chodziło o zwykłą ludzką, męską satysfakcję.
Czasem byłem obserwatorem, niekiedy wręcz "zmuszanym" do patrzenia na sprawę, a czasem prowokowałem innych do obserwowania. Zdarzały się momenty, kiedy byłem zły na swój Kościół, na Zgromadzenie Misjonarzy czy na ludzi, którzy to wszystko podkręcają. Za to, co zrobiłem złego w tej sprawie - przepraszam.
Jednak wczoraj wyszło oświadczenie. Tekst, którego domagali się ludzie Kościoła, dziennikarze, internauci i szukający po prostu sensacji. Tak, można czepiać się znaczenia słów, czasu reakcji - wielu rzeczy. Niektórzy wylewają krokodyle łzy, że "tylko tyle". Zakon i Kościół to nie aparat państwowy, nie można przykładać jednakowych mechanizmów do tych dwóch rzeczywistości. Kościół i zakon są po to, by człowieka doprowadzać do nawrócenia (czyli zmiany myślenia, z którego rodzą się decyzje i działanie), a nie na "szafot". Tak, w Kościele i zakonie są przewidziane kary, ale one są zawsze ostatecznością. Zresztą w każdym systemie ukaranie to obustronna porażka.
Dziś, kiedy czytam komentarze do wydanego oświadczenia wizytatora (odpowiednik prowincjała), widzę, że wielu ludziom nie chodzi o dobro, o dobro Jacka, ale po prostu o kolejną publiczną egzekucję, o krew. Dziś jest Jacek, jutro mogę być ja czy jakiś polityk, a pojutrze gwiazdeczka filmowa. Przy takich sprawach warto cały czas badać własne sumienie, nie wychodzić z założenia, że ja jestem OK, a problem jest tylko w tym człowieku. Działają w nas różne motywacje i intencje i zawsze, kiedy są one podszyte żądzą sensacji, trzeba się wycofać. Łatwo w takim momencie dorabiać ideologię. Wielu komentujących pisze wylewnie na temat wizerunku Kościoła, można mieć wrażenie, że bardzo się o niego troszczą. Na co dzień w ogóle ich nie interesuje, ale dziś są "zatroskani". Wielu też znalazło łatwe usprawiedliwienie, by nie skonfrontować się z własnym myśleniem na temat swoich problemów w Kościele, ale po prostu znalazło wygodnego "kozła ofiarnego", na którego zwala swój konflikt wewnętrzny, mówiąc: "jeśli tak się sprawy mają, to ja odchodzę (lub: dobrze, że odszedłem).
Serio, w tej sprawie, jak w wielu innych, nie chodzi o to, że kogoś ukarzemy (zetniemy mu głowę), ale o to, jak dobrze to zło, które się stało, przemienić w dobro. Za tym wszystkim kryją się całe rzesze młodych ludzi, którym trzeba coś zaproponować, nie tylko odciąć głowę mistrzowi. Po ścięciu głowy pojawi się krew, trochę adrenaliny w krzyczących (z każdej strony) i… nic się nie zmieni. Parę tygodni temu rozmawiałem z człowiekiem, który kiedyś był bardzo wysoko w hierarchii Młodzieży Wszechpolskiej. Mówił mi o tym, co potwierdzało moją obserwację, że w organizacjach tego typu jest mnóstwo młodych, których nikt rozsądnie nie zagospodarował. Dołącza tam wiele osób, które mają wartości, dobre pragnienia i potrzebę przynależności do grupy. Nie spotkały jednak ludzi, którzy nauczyliby ich, jak wybierać, więc często się gubią. Nie możemy widzieć tylko krzyczącej coś "masy ludzkiej", ale musimy w końcu zobaczyć tych, którym trzeba pokazać, jak żyć twórczo. Wykorzystać ten zapał młodych do budowania również dobra Ojczyzny.
Mamy szukać dobra, a nie kolejnych ringów, na których ktoś straci życie.
"Człowieka się łatwo z Kościoła wyrzuca, zaprosić go z powrotem jest bardzo trudno". (bp Grzegorz Ryś)
Grzegorz Kramer SJ - jezuita, bloger, pomysłodawca mszy w intencji mężczyzn w kościele św. Barbary w Krakowie
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł