Helena Kmieć i szansa dla Kościoła
Proces beatyfikacyjny Heleny Kmieć rozpoczyna się w trudnym dla Kościoła w Polsce momencie. Jej postać jest jednak szansą dla Kościoła w Polsce. Szansą pokazania Kościoła od innej niż to ostatnio częste, strony.
Gdy pod koniec stycznia 2017 r. media obiegła informacja o tragicznej śmierci polskiej wolontariuszki Heleny Kmieć w Boliwii, niejeden Polak po raz pierwszy usłyszał o tym, że są w naszym kraju młodzi katolicy, którzy wyjeżdżają nawet na drugą półkulę z motywacji religijnej. Nie wszyscy rozumieli po co i dlaczego pełna życia dziewczyna z Libiąża z tytułem magistra inżyniera, która potrafiła zdobyć atrakcyjną dla wielu pracę stewardesy, znalazła się razem z koleżanką w Cochabambie, aby pomagać siostrom zakonnym w prowadzeniu ochronki dla tamtejszych dzieci. Niektórzy zastanawiali się, po co przemierzać pół świata, by robić coś tak prostego i banalnego. Przecież w Polsce nie brakuje przedszkoli i ochronek, w których mogłaby robić to samo.
W serwisie społecznościowym wciąż istnieje strona, którą założyły ponad siedem lat temu Helena i Anita, aby relacjonować swoją planowaną na pół roku działalność w Boliwii. Pod datą 9 stycznia 2017 widnieją trzy zdjęcia roześmianych dziewczyn i wsparty emotikonami radosny wpis: „Tak pięknie przywitały nas siostry w Boliwii! 27°C laaatoooo! Pozdrawiamy z Cochabamby, która przez najbliższe pół roku będzie naszym domem. ”.
11 maja br. na tej samej stronie pojawiła się wiadomość o rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego Sługi Bożej Heleny Kmieć. Uzupełnia ją ponad sto zdjęć z uroczystości, która miała miejsce dzień wcześniej w kaplicy Domu Arcybiskupów Krakowskich.
Sam fakt rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego Heleny nie wywołuje zdziwienia. Jak zauważył postulator, ks. Paweł Wróbel, po jej śmierci „spontanicznie wśród wielu wiernych pojawiła się fama o jej świętym życiu oddanym Bogu i Kościołowi”. Co więcej, pamięć o jej życiu nie tylko trwa i jest nadal bardzo żywa, ale także rozwija się w świadomości wielu osób zarówno w Polsce, jak i w innych krajach. Są ludzie, którzy modlą się przez jej wstawiennictwo, pojawiają się też informacje „o znakach otrzymanych za jej przyczyną”. Poza tym już w grudniu 2022 r. rozpoczęła się faza przygotowawcza do procesu.
Rok po śmierci Heleny Kmieć opublikowane zostały wyniki badań Pew Research Center, według których młodzi Polacy laicyzują się najszybciej na świecie. W minionych latach były one wielokrotnie przywoływane przy różnych okazjach. Coraz więcej mówi się również nie tyle o powodującym faktyczne odchodzenie od Kościoła braku wiary młodego pokolenia mieszkańców naszej Ojczyzny, ile o braku potrzeb religijnych, o kryzysie religijności, które przejawiają się m.in. w rezygnacji z udziału w Mszach świętych niedzielnych i innych nabożeństwach, ale także w podejściu do licznych kwestii życia codziennego. Narzekanie, a czasami wręcz biadolenie na ten temat stało się w ostatnich latach powszechnym zwyczajem zarówno wśród polskich duchownych, jak i części świeckich. Raz po raz można słyszeć westchnienia i utyskiwania, że np. jeszcze nie tak dawno podczas nabożeństw majowych kościoły w Polsce były pełne, a dzisiaj śpiewających litanię loretańską ku czci Maryi niejednokrotnie można policzyć na palcach.
W tym kontekście postać Heleny Kmieć może być dla Kościoła w Polsce szansą. Wykorzystanie tej szansy zależy m.in. od tego, w jaki sposób będziemy mówić o wolontariuszce misyjnej z Libiąża. Istnieje pokusa, aby opowieść o niej przesłodzić i oderwać od realiów, w jakich faktycznie toczyło się jej życie. Łatwo jej ulec i zapomnieć, że Helena była dla wielu po prostu dziewczyną z sąsiedztwa. Głęboko wierzącą, potrafiącą rozmawiać o bardzo poważnych sprawach, ale pełną humoru i dystansu do siebie. I ładnie śpiewającą.
Proces beatyfikacyjny Heleny Kmieć rozpoczyna się w trudnym dla Kościoła w Polsce momencie. Mamy do czynienia nie tylko z poważnym kryzysem wizerunkowym instytucji, ale z coraz wyraźniejszym starciem różnych wizji kształtu i funkcjonowania wspólnoty. Oczekiwania wielu duchownych i części świeckich mocno się rozmijają. Sprawdzone przez dziesięciolecia „metody duszpasterskie” okazują się nieskuteczne, a nowych pomysłów nie ma lub nie potrafią się przebić przez rutynę. Spadająca liczba kandydatów do kapłaństwa dla jednych jest sygnałem do bicia na trwogę, dla innych znakiem, że trzeba zacząć myśleć o znacznie większym niż dotychczas włączeniu świeckich w misję ewangelizacyjną.
Być może w trakcie procesu beatyfikacyjnego okaże się, czy Helena Kmieć wypowiadała się na dotyczące Kościoła kontrowersyjne tematy, czy interesowała się wyborami w Konferencji Episkopatu Polski albo, czy wyrażała swoje zdanie o którymś z biskupów lub księży (w tym o nowym metropolicie krakowskim, który kilka dni po jej śmierci odbył ingres do katedry na Wawelu). Jednak już dziś jej postać pokazuje dobitnie, że istnieje w Polsce Kościół, w którym świecka dziewczyna po prostu chce ewangelizować, mając prostą i zrozumiale podaną motywację. Chce ewangelizować i robi to.
Istnieje niebezpieczeństwo zepchnięcia tego obrazu Kościoła na margines i skupienia się tylko na strukturach, nominacjach, podjętych lub zaniechanych decyzjach tych, którzy biorą na siebie odpowiedzialność. To sfera, której nie wolno lekceważyć, ale jej niezbędnym dopełnieniem jest taki Kościół, jaki swoim życiem pokazywała rozśpiewana dziewczyna z Libiąża.
Skomentuj artykuł