Historia pewnego małżeństwa

ks. Adam Błyszcz CR

Bernard i Georgette Cazes musieli robić wrażenie zakochanych. Mimo swoich 86 lat. I sześćdziesięciu lat małżeństwa, co w metropolii paryskiej ociera się o cud, zważywszy, że prawie 80 procent małżeństw zawieranych w Paryżu kończy się rozwodem.

Zameldowali się w jednym z najbardziej ekskluzywnych hoteli miasta. W Lutetii. To rzymska nazwa osady, która dała początek dzisiejszej stolicy Francji. Czy miało to jakieś znaczenie dla Georgette Cazes, starej profesorki łaciny, która pisała podręczniki? A może na wyborze hotelu zaważył fakt, że jest on związany z takimi sławami jak Pablo Picasso czy Antoine de Saint-Exupéry.

Obydwoje małżonkowie należeli do elity intelektualnej kraju. Bernard Cazes, ekonomista i filozof, przez lata współpracował z Politique étrangère prowadząc tam rubrykę Passé - Présent. Jego najważniejsze dzieło ukazało się w 1986 roku (nie tak dawno, bo w 2008 roku, wydane ponownie) i nosiło tytuł "Historia przyszłości". A może Georgette chciała, na moment przynajmniej, wrócić do dnia, w którym po zakończeniu II wojny światowej, spotkała swojego ojca wracającego po pięciu latach z niemieckiego obozu. Spotkali się właśnie w Lutetii.

DEON.PL POLECA

Po zameldowaniu zażyczyli sobie, aby następnego dnia śniadanie przyniesiono im do pokoju. Jak się później okazało, był to jedynie pretekst, aby ktoś zjawił się w pokoju następnego dnia. Śniadanie jednak już nie będzie potrzebne. Nie dowiemy się nigdy, co stało się z przygotowanymi wiktuałami. Najprawdopodobniej zostały wyrzucone. Zmarnowane. Małżonkowie, martwi, leżeli w łóżku, trzymając się za ręce. Popełnili samobójstwo. W pokoju znaleziono dwa listy. Jeden adresowany do rodziny, drugi do… No właśnie do kogo.

W tym drugim, który przedostał się do prasy, para małżonków oskarża społeczeństwo, że nie pozwala im spokojnie i świadomie odejść z tego świata. Padają mocne słowa o granice wolności. Czy wolność jednej osoby może ograniczać wolność drugiego?

Najmocniej jednak brzmi pytanie dotyczące powinności wobec siebie. Kto może zabronić osobie, która nie ma żadnych zobowiązań; która płaciła podatki i która poświęcała swój czas w wolontariacie (Georgette po przejściu na emeryturę udzielała się jako nauczycielka języka francuskiego) odejść, umrzeć wtedy kiedy uzna to za stosowne?

Nieco światła na gest państwa Cazes rzuca wypowiedź ich syna (drugi syn zginął w wypadku samochodowym w 1976 roku), który wyznał, że rodzice nosili się z samobójstwem od jakichś dziesięciu lat i bardziej niż śmierci bali się, że zostaną nią rozłączeni lub że na starość zostaną uzależnieni od pomocy innych osób.

Wiadomość o samobójstwie państwa Cazes obiegła prasę europejską 25 listopada. Następnego dnia ustąpiła miejsca innej informacji - Franciszek przedstawił swoją pierwszą adhortację Evangelii Gaudium. Poważna część tego dokumentu poświęcona jest analizie współczesnego społeczeństwa i kryzysowi, w jakim się znalazł. Papież wspomniał o poluźnieniu (czy wręcz zerwaniu) więzi rodzinnych, o wykluczeniu, o traktowaniu człowieka jako przedmiotu konsumpcji, użycia.

W świetle tych dwóch wydarzeń pojawia się pytanie o więzi, które łączą nas z innymi. Co nas łączy? Zapłacone podatki, uregulowane długi czy zobowiązania, odrobina pomocy świadczonej lub otrzymywanej? Co nas łączy z drugim człowiekiem?

Przyjaciele państwa Cazes w słowie poświęconym ich pamięci mówili o odwadze. Czy wolno innym (nie ujmując w niczym szacunku dla dwojga starszych osób) mówić o lęku? Jaka będzie historia przyszłości?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Historia pewnego małżeństwa
Komentarze (8)
T
Tomek
1 grudnia 2013, 23:49
Bolesne to, nawet bardzo. Ogarnia mnie smutek a nawet żal tych ludzi. Niezrozumienie ich postępowania. W żadnym jedanak wypadku nie zdobęde się tutaj na słowa potępienia dla tych ludzi, ani nawet sarkazmu. Nie wypowiadam się na temat ich zbawienia, pozostawiając tą kwestię Miłosiernemu Bogu, bo tylko On zna i przenika ludzkie serce, jest dawcą życia i śmierci. Zachęcam do westchnięcia w intencji ich dusz albo zdrowaśki.
B
Bodzio
1 grudnia 2013, 11:18
Szkoda, że tak bezsensownie stracili taki piękny kawał wspólnego życia. Pozostał tylko żal.
K
kasia
1 grudnia 2013, 10:19
Starsi ludzie (nieważne czy intelektualiści) często potrafią sobie "zafiksować" jakąś myśl, której się przez lata trzymają, w zależności od poziomu intelektualnego i środowiska może być to lęk przed jakąś chorobą, przed rodziną (nie zawsze uzasadniony), lub uraz do kogoś lub czegoś. Tak sobie myślę, a starm się myśleć o zmarłych starszych ludziach z szacunkeim ale bez dystansu (typu "zwariowani intelektualiści"), że była to tragiczna pomyłka, nawet w sferze tego, przeciwko czemu kierowali swój protest. Oczywiście nie popieram samobójstwa, ale jeśli obawiali się rodzielenia, ubezwłasnowolnienia, upokorzeń, to może raczej powinni napisać w swoim manifeście że stary człowiek nie powinien być traktowany jak niepotrzebny śmiec przez współczesne społeczeństwo, bo eutanazja nie wydaje mi się tu rozwiązaniem czegokollwiek (opiekunowie których decyzji o rozdzieleniu/ubezwłasnowolnieniu starsi państwo się być może obawiali, równie dobrze mogli podjąć decyzję o eutanazji wbrew ich woli, gdyby było takie prawo..) Powiedziawszy to, nie wiem jakie inne mogłoby istnieć rozwiązanie, prócz powrotu do kochającej chrześcijańskiej rodziny, ale tego się nie osiąga protestami...
L
leszek
1 grudnia 2013, 09:34
Para bogatych intelektualistów postanowiła zakończyć życie w luksusowym hotelu, przy okazji oskarżając bezduszne społeczeństwo, że zamiast nabyć bezbolesną i śmiercionośną pigułkę z fachową obsługą musieli łyknąć trutkę na szczury, co uchybiało ich godności osobistej. To raczej ponura anegdotka, ale ma płynąć stą moralna czy teologiczna nauka to pojęcia nie mam. Nie od dzisiaj wiadomo, że wyrafinowani intelektualiści, a zwłaszcza francuscy lubią zaskakiwać czy szokować. Jedyna refleksja jaka mi się nasuwa, to tak, że widać tutaj jakąś współczesną wiarę w moc pigułki. Jak wiadomo, są lub niedługo będą pigułki na wszystko. Na zdrowie, na dobry humor, na szczęscię, na poprawienie pamieci, na zagubienie złych wspomnień, jedne kobiety zażywają pigułki żeby nie zajść w ciąże, a drugie żeby zajść. Więc dlaczego ma nie być skutecznej pigułki żeby zakończyć życie ?
TR
Tomek Romaniuk
30 listopada 2013, 21:54
Oczywiście z punktu widzenia chrześcijanina wykazali się tchórzostwem, egoizmem, strachem i małą wiarą jeżeli nie żadną co w tak zlaicyzowanym kraju jak Francja właściwie nie powinno dziwić.   ... No nie, punkt widzenia chrześcijanina jest raczej inny. I na pewno nie zaczyna się od "oczywiście".
A
azzurra
30 listopada 2013, 20:59
Literatrura i poezja jest mile widziana ale Autor chyba trochę przesadził... Po pierwsze biorąc pod uwagę, że ci Państwo zawarli małżeństwo w latach 50-tych to lekka przesada z tymi 80-cioma procentami. W Paryżu są bardziej ekskluzywne hotele a passus o Lutece to chyba pokłosie nauczycielskich przyzwyczajeń. Najzabawniejszym fragmentem jest troska Autora o niezjedzone śniadanie i obawa co się z nim stało. Historia dalszych losów croissanta i cafe au lait moze być z pewnością bardzo intrygująca  ale wydaje się drugorzędna. Nie takie rzeczy się w życiu marnują... a co sobie myślała Georgette to już czysta literatura. Otóż ci Państwo zaprotestowali przeciwko zakłamanemu systemowi francuskiemu, który zezwala na podawanie leków które de facto prowadzą do śmierci ( ustawa Leonettiego) a nie zezwala na oficjalną eutanazję. Oczywiście z punktu widzenia chrześcijanina wykazali się tchórzostwem, egoizmem, strachem i małą wiarą jeżeli nie żadną co w tak zlaicyzowanym kraju jak Francja właściwie nie powinno dziwić.  A fakt niemożności przebywania fizycznie z ukochaną osobą ( jak długo jeszcze? moze z 5 lat?) świadczy o totalnym egoizmie i nie myśleniu o rzeczach ostatecznych. Drugorzędna rzeczą jest również fakt czy płacili podatki  i byli praworządnymi obywatelami, chyba że uwiarygania ich to w oczach Autora.  Czy Autor inaczej by ich postrzegał gdyby nie byliby to ludzie znani i powszechnie szanowani? Szkoda ze Autor nie pociągnąl wątku co łaczy nas z drugim człowiekiem, traktowaniu go jako przedmiotu konsumpcji a jedynie zadał pytanie w eter. To z pewnością byłoby bardziej interesujące niż nieznana historia croissanta....nawet croissanta z czekoladą. Bez urazy.
jazmig jazmig
30 listopada 2013, 18:59
Ci samobójcy są byli zakłamanymi egoistami. Zakłamanymi, ponieważ nikt im nie zabraniał popełnienia samobójstwa, a egoistami, ponieważ popełnili jest w hotelu, narażając właściela i obsługę na poważne kłopoty i problemy. Nie byli to młodzi smarkacze, lecz ludzie w podeszłym wieku. Nie wiem w jakich warunkach oni się wychowywali, ale byli to ludzie  myślący głównie o sobie. Można również domniemywać, że byli ateistami, skoro świadomie i bez wyraźnego powodu popełnili samobójstwo. Ich przyjaciele mówią o odwadze, ale ja bym określił ich postępek jako głupotę.
Paweł Tatrocki
30 listopada 2013, 13:59
To tak jak życie nie ma odniesienia do Boga. Wtedy człowiek jest jedynym jego właścicielem. I co z tego, że razem popełnili samobójstwo, co się z nimi stało po śmierci. Czy jako małżonkowie zbawili się. Czy gdyby jedno przeżyło drugie to oznaczałoby koniec ich miłości, czy też ich miłość weszłaby na nowe tory - nadprzyrodzone, weszłaby w fazę miłości oblubieńczej właściwej dla nieba. Tak by było jakby oboje byli wierzący. Tutaj wymagane jest męstwo istnienia, walka z przeciwnościami losu, walka z trudnosciami życia aż do ostatka, do ostatniego tchu. Wtedy nagrodą jest niebo i wspólne w nim przebywanie. A tak małżonkowie okazali się na starość tchórzami, może byli zaszczuci przez otoczenie, wtedy to zmniejszyłoby ich winę. Samobójstwo nie jest żadnym rozwiązaniem, jest ucieczką od rzeczywistości. Niemniej postawa męstwa jest trudna, wymaga lat modlitwy, aby pod koniec swojego życia dać przykład wierności Bogu aż do końca.