Jestem katoliczką, mój mąż ewangelikiem

(fot. shutterstock.com)

Nawet jeśli nie żyjesz jak my w związku mieszanym, spotkanie niedzielne z Jezusem jest Twoim wolnym wyborem. Stoisz po tej stronie drzwi, gdzie jest klamka i to Ty te drzwi otwierasz. Dla nas wyborem wolności jest coniedzielne spotkanie z Chrystusem. Nawet jeśli wybór i jego realizacja muszą być przemyślane, przedyskutowane i zrozumiałe dla naszych dzieci.

Bóg się o ciebie troszczy

Jestem mężatką = jestem zatem wolna (Koh, 4,9-12). Wszyscy znamy przypowieść o wolnych krukach i liliach. Jezus sugeruje, by jak ptaki i kwiaty nie troszczyć się o codzienność (pożywienie, dach nad głową i inne sprawy), bo dobry Bóg o to zadba za nas, dla nas. Naszą troską, codzienną troską, jest coś ważniejszego - ZBAWIENIE, stąd należy zawierzyć/poddać się Bogu (Łk 12,22-31).

Jak jednak troszczyć się o przyszłe niebo w swej codzienności? Tak starotestamentowy Bóg, jak i nowotestamentowy Jezus daje wiele wskazówek, ba, nawet jednoznacznych nakazów i zakazów. Przede wszystkim jednak zaleca zaufać Bożej opatrzności (1 Kor 10,13). Jak jednak ta przypowieść ma się do zasady wolnej woli. A no tak jak śpiewają Chłopcy z Placu Broni w piosence "Kocham wolność": "Tak niewiele żądam, tak niewiele pragnę (…). Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem. Tak niewiele miałem. Tak niewiele mam. Mogę stracić wszystko". Człowiek jest bowiem, na Boży obraz i podobieństwo, powołany do wolności (Iz 49,9; Syr 15,11-20), także człowiek żyjący w małżeństwie.

DEON.PL POLECA

Chrześcijańska wolność a grzech

Dlaczego właśnie o wolności tym razem mowa? Jak ową wolność rozumieć? Wolność od czegoś? A może wolność do czegoś? Co ma to wspólnego z niezbywalnym prawem do wolności? Tym razem będzie to tekst z tezą: Panu Bogu chodzi o naszą wolność, także wolność tu, na ziemi, gdzie zabiegamy o nasze zbawienie. Bóg stworzył nas na swój obraz i podobieństwo, a On jest bezgranicznie wolny. Dlaczego i my powinniśmy być bezgranicznie wolnymi? Mimo że to On zna najlepsze dla nas rozwiązania, dał nam wolną wolę i przestrzega przed zniewoleniem. Ale od zniewolenia czym? Otóż, drogi Czytelniku, myślę, że chodzi tu o zniewolenie grzechem. Zaś jedyne, co gwarantuje nam ową nieograniczoną wolność, to miłość. Każde zniewolenie przeczy zaś naszemu człowieczeństwu - nazwijmy je tutaj godnością (Ga 5,13).

Owa wolność, w małżeństwach/rodzinach ekumenicznych znaczy nad wyraz wiele. Trzeba sobie jednak bardzo poważnie odpowiedź na pytanie, jaka jest treść owej wolności. Jeśli już przekonani jesteśmy, że rzecz tyczy się wolności od grzechu, to niebagatelna jest jego identyfikacja, co zaś jest zadaniem niezwykle trudnym dla każdego chrześcijanina, niezależnie od formy spowiedzi, którą przyjmuje (spowiedź uszną czy ogólną), czy faktu, że jest lub nie sakramentem (kwalifikacja jako sakrament wynika między innymi z definicji sakramentu).

Co więcej, wydaje Ci się czasem, że coś jest grzechem, mocno nas coś uwiera, a w opinii wielu, społeczeństwa czy nawet zwierzchników Twojego Kościoła, grzechem nie jest? A może jest tak, że przy spowiedzi wyznajesz swój ciężar, a okazuje się, że to nie jest Twoje intencjonalne, złe postępowanie, a jedynie jakaś forma bezsilności czy zwykłego ludzkiego postępowania? Może jesteś mamą, jak ja, i po nocach przepraszasz przed łóżkiem śpiących dzieci, że podniosłaś głos, że nie miałaś więcej czasu dla nich, że nieraz zmęczony wyraz twarzy bierze górę nad radosnym uśmiechem, którym powinnaś obdarzyć swoje pociechy? Przeżywasz czasem tak trudne chwile? Ja przeżywam. Klęczę przy łóżeczkach dzieci, kiedy już śpią, i je przepraszam.

A może wciąż słyszysz, że coś jest grzechem, a podświadomie czujesz, że Twoje zachowanie było dobre, rozsądne, a może tkwi w nim miłość? Co zatem grzechem jest, kiedy nasze postępowanie nie jest tak czarno-białe, wiele okoliczności się na nie składa.

Sumienie a wolność

I tutaj przychodzi pora na pojęcie szerokiego i wąskiego sumienia. Masz szerokie sumienie - a więc wszystko usprawiedliwiasz, wszystko chcesz wytłumaczyć! Przecież Bóg i tak jest miłosierny, z pewnością mi wybaczy - mówisz sobie. A może Twoje sumienie jest wąskie? Wszędzie widzisz złe postępowanie. Oni, oni - inni ludzie źle postępują. Tylko przystępują do sakramentu pokuty i myślą, że i tak im Pan Bóg przebaczy, taki miłosierny. W mojej opinii (a mam nadzieję, że i w Twojej), żadne ekstremum nie jest dobre. Ani za wąskie, ani za szerokie sumienie nie powinno cechować dobrego chrześcijanina.

Jak zatem znaleźć środek, jak zrozumieć, co naprawdę jest tzw. grzechem? Po pierwsze, chyba trzeba na początku zrozumieć, że nasze postępowanie wynika z naszej natury - tego, że jesteśmy słabi i często trudno nam się oprzeć kuszeniu, które jednak nie powinno przekraczać swych granic, by w grzech się nie zmienić (Jk 1,13-16). Po drugie, trzeba pamiętać, że to Bóg zsyła nam łaskę i dar przebaczenia (Jk 1,17). Stoi za drzwiami pokoju, w którym jest przeczysta miłość, wolność od słabości (grzechu).

Specyfiką tych drzwi jest jedno - klamka tylko z jednej strony - naszej. Bo Bóg zawarł z nami przymierze, zsyła łaskę tym, którzy go kochają i strzegą Jego przykazań, a On jedynie osądzi nasze postępowanie (Pwt 7,9; rozwinięcie J 12,44-50). Pewne jest jednocześnie, że istnieją prawdy - dogmaty, których przestrzegać trzeba, acz rzecz w tym, w jaki sposób. Jak wykładać prawo do życia? Czy np. nadmierna dbałość o sylwetkę, wyniszczające diety temu przykazaniu nie przeczą? Czy przeczy mu antykoncepcja? Czy przeczy mu aborcja i eutanazja? Jak jest z szacunkiem do rodziców? Czy brakiem tego szacunku jest ubezwłasnowolnienie ich, gdy są niedołężni? A może oddanie do domu starców? A może to wyraz troski, bo chcemy im zapewnić najlepsze warunku? Pytań tak wiele jak ludzkich zachowań czy doświadczeń. A to jedynie te drastyczne, co zaś z pytaniami o codzienne nasze postępowanie?

Pamiętaj, abyś dzień święty święcił dla małżeństw mieszanych

A czy zastanawialiście się, moi drodzy Czytelnicy, jak jest z przykazaniem: "Pamiętaj, abyś dzień święty święcił"? Co znaczy to przykazanie? Czy udział w mszy świętej/nabożeństwie jest wystarczający? Czy udział katolika w nabożeństwie u chrześcijan innych wyznań jest sprzeczny z tym przykazaniem? Czym różni się msza święta od nabożeństwa? Czy katolik może zgodzić się na udział jego dzieci w tym nabożeństwie, aby to przykazanie zrealizować? To jedno z trudniejszych pytań, przed którym staniesz, katoliku, kiedy założysz swoją rodzinę z niekatolikiem.

Świętym dniem dla chrześcijan jest niedziela. Ale jak ten święty dzień mają czcić małżeństwa mieszane? Tato opowiadał mi, że znane mu są przypadki, kiedy przed wojną, na terenie obecnej Ukrainy, z domu wychodziło się razem i razem wracało, tylko jedno z małżonków szło do kościoła, a drugie do cerkwi.

Tak kiedyś, jak i teraz ma to związek z zasadą wolności wyznania, możliwością uczęszczania do swojego kościoła na coniedzielną mszę/nabożeństwo. Przez wiele lat było to dla mnie bardzo proste: wybór dotyczył jedynie pory mszy czy czasem walki z lenistwem, a może i innymi pokusami (Rz 13,13-14).

W związku ekumenicznym jest już jednak inaczej. Realizacja tego przykazania jest banalnie prosta, ale w teorii. Otóż każdy z narzeczonych/małżonków idzie do swojego kościoła, przez co realizuje swoje przykazanie. W praktyce jednak przysparza to ogromnych trudności, chociażby dlatego, że w związku ekumenicznym nie chodzi już o swoje przykazania, a o wspólne. Dlaczego? Bo kiedy się kocha, po ludzku, chce się być razem. A modlitwa, wspólna modlitwa, staje się wyrazem najwyższej miłości. Czy zatem rozdzielać się w tej coniedzielnej modlitwie? Wiele par odpowiada - nie. Wybierzmy więc wspólny kościół. Ale który? Każdy ciągnie do swojego. Znanych jest mi wiele par, które wybierają system zmian czy podwójnego chodzenia w niedzielę do kościoła. Znanych jest mi wiele i takich, które decydują się na jeden kościół. Znanych jest mi wiele i takich, które chwalą w niedzielę Pana w samotności/rozdzielnie od drugiego partnera/małżonka. Z doświadczenia wiem, że jakikolwiek wybór jest niezwykle trudny. Sumienie przy każdym wyborze doskwiera. Nie podpowiem Ci też, Czytelniku, jakiego wyboru masz dokonać.

Doskwierają także różnice w liturgii, związane z przyjmowaniem komunii, odmiennymi pieśniami czy może wystrojem kościoła lub obecnością w kościele małżonka pastora. Co wtedy z realizacją przykazania? Czy można powiedzieć, że je wypełniamy, modląc się z małżonkiem w jego kościele? Sprawa staje się jeszcze trudniejsza, kiedy na świat przychodzą dzieci, prawda? Chcemy być wszyscy razem i tutaj nasze prawo do wolności wyznania zaczyna nas uwierać? Też tak macie?

A może, mój drogi Czytelniku, uwiera Cię w ogóle pójście do kościoła, bo zaplanowaliście coś wspólnie razem: wakacje, wycieczkę, inny wypoczynek, prace w ogrodzie… może pracę w ogóle (bez wyboru innej drogi)?

Pamiętaj, że nawet jeśli nie żyjesz jak my w związku mieszanym, spotkanie niedzielne z Jezusem jest Twoim wolnym wyborem. Stoisz po tej stronie drzwi, gdzie jest klamka i to Ty te drzwi otwierasz. Dla nas wyborem wolności jest coniedzielne spotkanie z Chrystusem. Nawet jeśli wybór i jego realizacja muszą być przemyślane, przedyskutowane i zrozumiałe dla naszych dzieci. A często związane z wczesną pobudką, szybkim przygotowaniem dużego śniadania, błyskawicznym umyciem zębów, prasowaniem w pośpiechu, energicznym ścieleniu łóżek, prędkim pleceniu warkoczy, pośpiesznym wiązaniu butów, ekspresowym wypiciu parzącej kawy, żwawym schodzeniu po schodach = po prostu wrzuceniem szóstego biegu. Bóg dał nam w tym wolną wolę, by przed wejściem do kościoła złapać powolny, głęboki, pełny oddech.

Zaprosił przede wszystkim do spotkania z Nim w spokoju, ciszy i skupieniu (tak, wiem, że wielu Czytelników - rodziców zauważy, że zachowanie spokoju i skupienia przy dwójce maluchów to trudne zadanie, acz przy odrobinie chęci czy przystosowania kościoła może być wykonalne).

I tutaj znowu nie daje o sobie zapomnieć ostatnio wysławiana Rut i to, jak rozumie ona Boga innych. Czy zatem nie warto jak Rut spojrzeć na Boga Twojego wybranka jego oczyma? Czy można ramię w ramię pomodlić się wspólnie i podziękować Bogu za wszystko w zborze/ kościele/cerkwi? Może warto? A może jednak nie, bo nie tędy Twoja droga do Boga wiedzie? Twoje dzieci i bliscy docenią Twój wybór wolności. Docenią, że uczycie je niedzielnego radowania się z Panem i w Panu.

Wolność to zadanie i odpowiedzialność

Wolność codziennych wyborów czasem uwiera - bo prawo do wolności to zadanie. Wolność wymaga odpowiedzialności. Jako matka wiem, że mam zadanie nauczyć moje dzieci wolności rozumianej jako zobowiązanie wobec Boga, siebie i innych. Czy tak jak ja znasz sytuacje, kiedy je tej wolności uczysz? Nie tylko w sprawie coniedzielnego spotkania z Bogiem, ale w każdej sytuacji?

Z jednej strony szepczą Ci do ucha: "Daj im wolność we wszystkim. Wychowuj bezstresowo!". Z drugiej szepczą: "Nie, wolność jest dyscypliną. Bezstresowe wychowanie prowadzi do rozbestwienia". Każdy ma własną metodę-drogę wychowania. W rodzinie ekumenicznej doskonale wiemy, że wspólne poszukiwanie równowagi i dobrego wyboru - np. w coniedzielnym spotkaniu z Panem Jezusem - sprawdza się najlepiej, ale ponieważ wolność traktujemy odpowiedzialnie, wiemy, że związane są z nią pewne obowiązki. Pokazujemy, że wolność to troska i poszukiwanie. Od spraw przyziemnych: "Tak kochanie (córka ma 3 lata), możesz ubrać dzisiaj kalosze, są twoje i je lubisz. Ale czy kalosze w upale to dobry wybór? Czy nie zapoci ci się stópka, a później nie obetrze?"; "Tak, możesz wypić tylko sok, ale czy jeśli nie zjesz obiadu, nie będziesz później głodna?".

Odpowiedzi na te pytania są niezwykle proste dla nas, dorosłych. W logice dziecka nie do końca i tutaj zaczyna się troska rodzica, aby pokazać i wytłumaczyć konsekwencje, pokazać, że wolność to ogromna odpowiedzialność. Dotyczy to spraw małych, błahych, dla nas nieważnych, ale przygotowuje do spraw wielkich. Zdajemy sobie sprawę, że ten, kto w małych rzeczach jest wierny, pozostanie i wierny w wielkich, kiedy mowa np. o wolności obywatelskiej. Dlatego też, chociaż to czasem skomplikowane, nie rezygnujemy ze wspólnej coniedzielnej wizyty w kościele/zborze. Niezależnie, czy robicie to razem, osobno, czy może ustalacie swój własny grafik. Pamiętajcie, że niedziela jest dla Pana, którego chwali się razem, wspólnie, bo gdzie dwóch lub trzech w imię Jego. A gdy dwóch lub trzech kochających się, czy Boga to nie raduje?

Wolny chrześcijanin to ten, który szanuje swoją wolność, troszczy się o nią, wie, że jej przeciwieństwem jest tak samo niewola, jak i samowola. Wie, że jest wolny, ale potrafi umiejętnie z tej wolności korzystać. Wolny chrześcijanin kocha wolność. Wolność małych i dużych wyborów. Wolny chrześcijanin jest wolnym człowiekiem. Chociaż ułomny i niewolny od grzechu, to znający wartość wolności. Wolność wyznania, religii, słowa, prawa do ochrony zdrowia, sprawiedliwego sądu, edukacji, czystego środowiska itd. Potrafi z tych praw umiejętnie korzystać. Wolny chrześcijanin szanuje także wolność innych. Dlatego szanując wolność swoją i pozostałych członków mojej rodziny, zamykam komputer i wychodzę z moją rodziną do kościoła? Jak myślisz, jakiego wyboru dokonaliśmy? Wyboru wolności! A Bóg zatroszczy się o resztę.

Joanna - dająca świadectwo matka, żona, córka.

Refleksja na dziś

A teraz zapraszam Cię do refleksji nad Twoją coniedzielną Eucharystią. Czym jest dla Ciebie? Wolnym, radosnym wyborem czy przykrym obowiązkiem? Czy tak jak my stajesz przed trudnymi wyborami? Czy może czytasz ten tekst w zakątku, w którym wizyta w kościele jest bardzo trudna - może zagraża Twojemu życiu? Twoje prawo do wolności jest ograniczone?

A jak rozumiesz ten fragment z Księgi Koholeta 4,17?

W kolejnym "odcinku" o małżeństwach mieszanych

A już wkrótce: Wiele się słyszy o etosie ewangelika czy protestanta. A czy istnieje etos katolika? Czy w ogóle można to rozróżniać? Nadto: Zauważyłeś pewnie, mój drogi Czytelniku, iż wspomniałam, że spowiedź nie w każdym porządku jest sakramentem, co wynika z różnej definicji sakramentu. Opowiem zatem wkrótce, dlaczego tak trudno jest zawrzeć katolikowi ślub z niekatolikiem i co ma z tym wspólnego definicja sakramentu.

Joanna Uchańska - niespełna trzydziestoletnia mama dwójki maluchów. Żona ewangelika. Rodowita Ślązaczka, która od dekady mieszka w Krakowie. Zawodowo prawnik, związana naukowo z Uniwersytetem Jagiellońskim. Napisała doktorat na temat patentowania wynalazków biotechnologicznych. Zajmuję się prawem własności intelektualnej oraz life science. Prywatnie pasjonuje się zdrowym gotowaniem i pieczeniem dla całej rodziny. Zaangażowana społecznie w sprawy ochrony srodowiska, wolności obywatelskich i szkolnictwa wyższego.

Podwójna matka, żona Ewangelika, rodowita Ślązaczka, od kilkunastu lat mieszkanka Krakowa. Doktor nauk prawnych i radca prawny – specjalizuje się w prawie własności intelektualnej oraz life science & healthcare.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jestem katoliczką, mój mąż ewangelikiem
Komentarze (4)
Danuta Hejduk
25 listopada 2020, 10:34
Duch Święty zawsze łączy a diabeł jest autorem rozłamów i podziałów. To najprostsze rozeznanie, które zazwyczaj prowadzi do owoców dobrych lub złych. Początek jest ważny czyli fundament na którym dalej budujemy. Pytanie, czy da się budować i iść za Duchem Bożym, by doprowadzić do jedności naszą rodzinę? Wiara jest łaską, należy prosić o przymnożenie wiary, by nie popaść w dywagacje filozoficzne a pójść za Panem poprzez Komunię Świętą, która łączy nas we wspólnocie, nie dzieli, że każdy sobie.
30 października 2017, 17:08
"...mój mąż jest ewangelikiem", ale czy ja jestem katoliczką - oto zasadnicze pytanie. Przez całą wypowiedź autorki przebija bowiem prymat sumienia nad prawem co jest jednoznacznie cechą protestancką. Kwestia indywidualnego wyboru jest tu stawiana nad obowiązkiem zachowania nauki Kościoła Rzymskokatolickiego. Oczywiście po Amoris Laetitia powstają tu wątpliwości, lecz z pewnością nie u prawidłowo ukształtowanych katolików (cały czas liczę na to że Franciszek potępi herezje, które świadomie bądź nie szerzy). Żeby jednak dowiedzieć się co sami protestanci sądzą o małżeństwach mieszanych zacytuję fragmenty wypowiedzi pastora dr Mateusza Wicharego: "Próby łączenia pobożności ewangelikalnej z katolicką na ogół kończą się niepowiedzeniem, a czasem tragediami rodzinnymi...Jedyne związki,które mają szanse szanse dobrze funkcjonować to małżeństwa obojętnych religijnie protestantów i katolików, którzy nie będą wnikać w sprawy wiary...W związku z tym uważam,że najuczciwszym rozwiązaniem jest ślub w urzędzie stanu cywilnego,który nie wymaga składania takich zobowiązań (wychowanie dzieci w duchu katolickim)". A więc aby idąc śladem autorki niczego nie sugerować pozostawiam ją z postawionym wyżej pytaniem    
Agamemnon Agamemnon
31 października 2017, 01:14
Papież Franciszek nie szerzy żadnych herezji. Ruszył Ziemię a wstrzymał Słońce i wielebni się obrazili.
D
deon
30 października 2017, 17:08
Nawet jeśli nie żyjesz jak my w związku mieszanym, spotkanie niedzielne z Jezusem jest Twoim wolnym wyborem. Stoisz po tej stronie drzwi, gdzie jest klamka i to Ty te drzwi otwierasz. Dla nas wyborem wolności jest coniedzielne spotkanie z Chrystusem. Nawet jeśli wybór i jego realizacja muszą być przemyślane, przedyskutowane i zrozumiałe dla naszych dzieci. <a href="https://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,3026,jestem-katoliczka-moj-maz-ewangelikiem.html">więcej</a>