Jezuita, który uczył zen

(fot. Wikimedia Commons)

6 sierpnia 1945 r. o godz. 8.15 nad Hiroszimą wybuchła bomba atomowa - oślepiający błysk i ognista fala o temperaturze 3000 st. Celsjusza rozchodząca się z prędkością 800 do 1500 km/h, topiąca wszystko w promieniu 400 metrów.

Od razu zginęło 70 tys. mieszkańców, a 250 tys. zmarło później w wyniku poparzeń i choroby popromiennej. Niemal wszystkie budynki w odległości dwóch, trzech kilometrów od epicentrum zostały zniszczone. Niemal, bo przetrwał oddalony o kilometr klasztor i kościół Jezuitów.

Ocaleli w nim wszyscy zakonnicy - ośmiu. O. Hubert Schiffer tak wspominał to wydarzenie: "Niewidzialna siła uniosła mnie w górę, wstrząsała mną, rzucała, wirowała niczym liściem podczas jesiennej zawieruchy".

DEON.PL POLECA

Trudno znaleźć naukowe uzasadnienie dla faktu, że zakonnicy przeżyli, odnosząc jedynie powierzchowne rany w postaci skaleczeń. Wszyscy byli potem wielokrotnie badani i u żadnego nie stwierdzono śladów choroby popromiennej. O. Schiffer umarł 30 lat później. Wierzył, że zakonników ocaliła Matka Boża: "Przeżyliśmy, bo w naszym domu zakonnym żyliśmy orędziem fatimskim i modliliśmy się na różańcu". Inny jego współbrat, o. Hugo Lassalle, zmarł w 1990 r. On też był człowiekiem głębokiej modlitwy. Praktykował również zen, był nawet nauczycielem tej medytacji.

Hugo Lassalle urodził się 11 listopada 1898 r. w Externbrock w Westfalii. Po pierwszej wojnie światowej wstąpił do nowicjatu jezuitów w Holandii. Interesował się szczególnie teologią duchowości, mistykami: Teresą z Ávila i Janem od Krzyża. W 1929 r. wysłano go na misje do Japonii. Został wykładowcą na uniwersytecie w Tokio, uczył niemieckiego i socjologii. Z czasem zajął się także pracą wśród mieszkańców tokijskich slumsów. Pomagał im materialnie i duchowo, sprawując dla nich Eucharystię. W 1939 r., już jako przełożony misji japońskiej, przeniósł się do Hiroszimy. Został w niej na kolejnych 30 lat. Dla upamiętnienia ofiar bomby wybudował z błogosławieństwem Piusa XII i dzięki funduszom japońskiej rodziny cesarskiej oraz darom z Europy katedrę (Memorial Cathedral for World Peace). Kamień węgielny wbudowano 6 sierpnia 1950 r. Za zasługi dla budowania pokoju o. Hugo otrzymał w 1968 r. japońskie obywatelstwo i nazwisko: Makibi Enomiya. Był jednym z kandydatów do Pokojowej Nagrody Nobla.

Mimo zasług i szacunku, jakim go powszechnie darzono, zarówno w Japonii, jak i w Europie, wzbudzał (a może nadal wzbudza) kontrowersje. Niewątpliwie swoimi duchowymi zainteresowaniami wyprzedzał epokę. Już bowiem w latach 30. zainteresował się medytacją zen. Czytał prace Deisetza Teitaro Suzukiego, jednego z najwybitniejszych znawców i mistrzów buddyzmu zen, człowieka, który przybliżył zen ludziom Zachodu. A intensywną praktykę zen rozpoczął tuż po wojnie pod okiem Roshiego (Nauczyciela) Harady Sōgaku. Po jego śmierci naukę kontynuował u Roshiego Kouna Yamady.

Zrozumienie, czym jest zen, przychodzi człowiekowi Zachodu z trudem. Podobnie jak zrozumienie wielu innych pojęć, np. Tao. Wybitny psychiatra Carl Gustav Jung, który wykonał wielką pracę, by zrozumieć zen, stawał wiele razy przed niemożnością dogłębnego jego ujęcia w pojęciach znanych zachodniej kulturze. Niemniej uważał, że "zen wymaga inteligencji i siły woli, jak wszystko, co wielkie i co pragnie urzeczywistnienia". Czy zen jest filozofią? Teitero Suzuki mówił, że tak, ale w innym sensie tego słowa niż ten przyjęty na Zachodzie. Nie jest systemem opartym na zasadach logiki i rozumowej analizie. Można nawet powiedzieć, że zen jest alogiczny. Próbuje wynieść się na poziom afirmacji, na którym nie istnieją antytezy. Zen niczego nie uczy, w zen uczysz się sam.

Czy zen jest religią? I tak, i nie. Nie ma w nim dogmatycznych zasad i świętych ksiąg. Sutry, tak ważne np. w tybetańskiej wersji buddyzmu, w zen traktowane są jak makulatura. Zen nie czci Boga ani bóstw. Nie przeczy jednak ich istnieniu. Zen nie lubi religijnych konwencji. Osoba praktykująca medytację nie rozmyśla nad kwestiami teologicznymi czy doktryną wiary. Ten, kto praktykuje zen, ma widzieć świat takim, jakim jest naprawdę. Na tej drodze niezwykle istotnym doświadczeniem jest satori, które chyba najlepiej (co nie znaczy, że doskonale) przetłumaczyć można jako oświecenie, wgląd. Jeden z japońskich uczonych powiedział, że dzięki doświadczeniu satori: "W umysłach naszych dokonuje się całkowity przewrót. Przestaje nas nękać złość i nienawiść, nie kłuje już zazdrość ani ambicja, nie opada smutek ani rozczarowanie, nie ogarnia melancholia ani rozpacz".

Satori osiąga się na drodze medytacji i rozważania koanów (choć nie w każdej szkole). Koan to rodzaj pytania, sformułowania, które uczeń otrzymuje od mistrza, by nad nim medytować. Ma to robić tak długo, aż uda mu się go złamać, odnaleźć jego znaczenie. Specyficzna konstrukcja koanów burzy logiczne założenia, a tym samym uderza w przywiązania i przyzwyczajenia człowieka. Są to np. pytania o to, jaki odgłos wydaje jedna ręka, która klaszcze. O. Hugo był pierwszym Europejczykiem, któremu udało się złamać koan. Poświęcił temu ponad 30 lat.

Czy zen przeszkadzał o. Lassalle’owi w byciu chrześcijaninem? Na pewno wielu nie potrafiło zrozumieć jego zaangażowania. Uważało, że jest ono niebezpieczne, dlatego przez jakiś czas o. Lassalle miał zakaz pisania i publicznego wypowiadania się na temat chrześcijaństwa i buddyzmu zen. Z czasem zakaz ten zniesiono. Krytyka spadała na niego również ze strony niektórych buddystów. On sam mówił, że zen pomaga mu odnaleźć Chrystusa. Kiedy po powrocie do Europy został skierowany do pracy duszpasterskiej, parafianie zapamiętali go raczej jako zaangażowanego kapłana niż nauczyciela zen, mimo że prowadził ośrodek medytacyjny, do którego przyjeżdżali ludzie z całej Europy. Eucharystia była dla niego centrum życia. W Japonii uzyskał nawet zgodę, by sprawować ją w niektórych klasztorach buddyjskich i zapraszać zainteresowanych.

O. Lassalle zmarł w 1990 r. Na jego pogrzebie kard. Hengsbach powiedział: "Znam o. Lassalle’a jako księdza bez mała zrośniętego z ołtarzem z niezwykłą wprost oczywistością, który codziennie odprawia Świętą Ofiarę, nawet w najtrudniejszych warunkach". Wielu mnichów buddyjskich uważało go za świętego człowieka. Na dwa lata przed śmiercią otrzymał od buddystów imię "Obłok Miłości".

Niewątpliwie był człowiekiem dialogu i pokoju, o który zabiegał szczególnie mocno, mając w pamięci okropieństwa I wojny światowej i koszmar bombardowania w Hiroszimie. Jestem pewien, że gdyby dziś żył, podpisałby się pod słowami apelu, jaki skierowali do świata przywódcy religijni w Asyżu. Jego ostatnie słowa brzmią: "Nic się nie traci, kiedy skutecznie prowadzony jest dialog. Nic nie jest niemożliwe, jeśli zwracamy się do Boga w modlitwie".

Sławomir Rusin - mąż, ojciec, redaktor, z wykształcenia historyk. Uważa, że o wszystkim da się mówić/pisać "po ludzku". Lubi pracować z ludźmi, ale najlepiej odpoczywa w dzikich, leśnych ostępach. Interesuje się Wschodem (szeroko pojętym).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jezuita, który uczył zen
Komentarze (23)
25 października 2016, 10:21
Być może, zaraz tu przylecę, Ci moi "kochani oponenci" :-), ale podzielę się i trochę skrytykuję :-). Dużo komentarzy o tym, że "Jezuici nie wiedzą, jak i w kogo wierzą i, że "zdziwiają". No pewnie, że mogą się zdarzać i u nich wyjątki, wszak i u apostołów one były :-), ale z pewnością Jezuici znają się na: - medytacji - kontemplacji  Znają się, bo ich mistrzem był i pozostanie - św. Ignacy z Loyoli, który metodę medytacji i kontemplacji nazwał - ćwiczeniam duchownymi.   Odprawiłem, wszystkie tzw. "tygodnie" plus powtórzyłem fundament i zawsze one przynosiły owoce, chociaży bywały strasznie trudne (wszakże to ćwiczenia - czyli trud psychiczny,  a nawet fizyczny). No ale owoce ? Owocem jest moja relacja z Chrystusem i modlitwa myślna :-), czyli coś co akurat nie jest domeną tylko Jezuitów, ale również Karmelitów bosych :-). O to w tym wszystkim chodzi i to się udaje a że bywa to trudne, to co w życiu jest łatwe ?  No a że przypomina (czyli wydaje się podobne) do tzw. "zen", to co nie można mieć jakichś skojarzeń ? Z pewnością medytacja i kontemplacja ewangeliczna w/g Ignacego nie była wzorowana na "zen", ale Ignacy mówił - "nie obfitość wiedzy, lecz wewnetrzne smakowanie nasyca duszę", czyli można się nasycić, nasycać jednym słowem, aktem strzelistym, który jest często powtarzany. O tzw. "aktach strzelistych", mówiła również św. Faustyna Kowalska a czyż różaniec nie jest takowym aktem strzelistym ? Św. O. Pio, non stop "mamrotał" różaniec, a, że robił to wewnętrznie (myślnie), to owoc nadprzyrodzonej medytacji i konemplacji. Św. O. Pio, zalecał rozmyślanie, nawet wcześnie rano :-), czyli medytację. No i kończąc, ale wszyscy mistrzowi duchowi i mistycy zalecali medytację.   Wydaje mi się, że krtyczne komentarze na temat medytacji Jezuitów, są "wyssane z palca", czyli krytykowane przez ludzi, nie wiedzących i nie mających doświadczenia medytacji. Pozostaje tylko zaprosić, do spróbowania :-), ale uwaga, to "ciężki chleb".
Z
Zbyszek
25 października 2016, 11:18
Widzę że rozmowa kręci sie cały czas w kółko i się nie rozumiemy. Spróbuję inaczej - nie jest problemem ta czy inna medytacja, pytanie JAK o. Lassalle pogodził sprzeczności wynikające z zen i z wiary w Chrystusa. Proszę, błagam o konkrety a nie ciągłe opowiadanie - jak to jezuici są przez różnych szubrawców obmawiani. Będę pierwszy który za nimi stanie murem jeśli będzie się traktowało moje pytania z należną uwagą. Jeśli nie - to jedyne co powstaje to coraz gorszy obraz jezuitów... Czemu otwarci są tak zamknięci na dialog?!
MW
malgorzata wisniewska
25 października 2016, 16:03
No i kręcenie się wokół będzie trwało dopóki samemu nie przeczyta się słów samego Ojca Lassalle, ba nawet można je różnie interpretować,  bez przeczytania jego myśli obawiam się,  że ani Pan ,ani ja nie dowiemy się czy połączył ,  czy korzystał z technik medytacyjnych i ewentualnie jak, wtedy samemu można wyciągnąć wnioski, "duzi" jesteśmy.  Pana prawo ocenić nawet bardzo krytycznie, ale jak się wie o czym mowa. Czy  będzie to krytyka wszystkich jezuitów,  według mnie nie, a że zamieszczają krótką notkę na ten tamat, daja nam szansę samemu do czegoś dojść,  co lubi Pan przecież,  do analizy konieczne jest zapoznanie się z książkami Ojca Lassalle, inaczej będziemy krążyć wokół tematu,  nie w temacie, i jeszcze ewentualnie cczepiać się jezuitów za to , że dużo wiedzą,  no wiedzą. 
Z
Zbyszek
25 października 2016, 16:52
Oj, prosiłbym z uwagą przeczytać moje wpisy, a na wypadek gdybym jednak nie jasno się spróbuję to zrobić lepiej: 1. nie oceniam o. Lassalle'a - nie mam pojęcia o jego pracach 2. oceniam jakość artykułu (choć ten przynajmniej nie jest napastliwy jak często inne twory pojawiające się na tym portalu - czyli autoryzowane przez jezuitów). Porusza on temat, a następnie przedstawia go tylko jednostronnie. Jest to zabieg propagandowy albo źle pojętej publicystyki, która dąży do wmówienia tez autora (nie przekonania ale "wdrukowania" ich). W najlepszym wypadku zmarnowano tu szansę na przedstawienie dorobku Ojca a skupiono się na - jak to już powiedziałem - mowie pogrzebowej 3. konieczność badania każdego obszaru samodzielnie, brak wsparcia ze strony tych którzy mają takie wsparcie dawać jest najbardziej oburzający. Nie mam czasu by badać kolejny obszar - a Autor próbuje mi mówić "nie martw się, uwierz mi, jest dobrze". Zbyt często okazywało się to zwykłym krętactwem (także w wykonaniu jezuitów) bym to brał za dobrą monetę
MW
malgorzata wisniewska
25 października 2016, 19:04
Nie wszyscy musimy wszysko badać nie wszyscy musimy wszystkiego próbować , szczególnie , jezeli nie mamy czasu, jeżeli chcę zrozumieć,  wiedzieć i sprobowac to chciał , nie chciał wymaga to mniejszego lub wiekszego wysiłku,  jezeli nie próbuje,  bo nie muszę,  nie rozumiem , bo nie wszystko muszę rozumiec nie wysilam się i nie próbuje,  nie jest to jedyna rzecz, ktora mnie nie interesuje ,sama w sobie, i ktorej nie będę próbować, to odpuszczam, tematy, które mnie interesują pogłębiam, Pan wybaczy ale nadal nie rozumiem tych żali i roszczeń.  Z buddyzmem , jak z każdym  ....izmem przyznaje trzeba ostrożnie,  ale skoro nie zamierzam tego pogłębiać to nie muszę komentować tych, którzy pogłębiali i spróbowali, a jeżeli komentuje to nie koniecznie z opinią na temat jezuitów.
25 października 2016, 19:59
Jeśli piszesz -"medytacja to ciężki chleb" to jesteś zaledwie początkującym, z znamieniem zachłyśnięcia się nowym wraz z dobudowaniem do tego własnego "ja". Chwalisz jezuitów bo zobaczyłeś medytację, która Cię wciągnęła. Tu zaś chodzi o co innego - O czystość wiary i walkę z jej zagrożeniami. W tym zaś temacie dzisiejsi jezuici mają sporo za uszami. Jak widać medytacja to nie panaceum na wszystko.  
25 października 2016, 23:13
Bzdura, chociaż wiary należy bronić, to jednak nie jest to podstawą jej wyznawania. Wiarę wyznaję się i praktykuje, np. modlitwę myślnę, dla zjednoczenia z Chrystusem o czem np. wspomina klasyka mistyki - droga: oczyszczająca, oświecająca i jednocząca. Tak więc duchowość jest drogą, na której człowiek przeżywa wzloty i upadki a więc: pocieszenia i strapienia, czasem noc ciemną.  Powtórzę się, jeżeli coś przypomina tę medytację "zen", to tylko wydaje się podobne, ale takowe nie jest, jednak np. św. Ignacy zaleca tzw. "modlitwę w rytm oddechu" i z pewnością nie nauczył się tego na "wschodzie".   Osobiście praktykowałem takową modlitwę i pomaga ona w rozproszeniach a jeżeli założyć, że gro rozproszeń jest duchowych (zły duch), to spokojna modlitwa odgania go. No i znowu można zapytać, co to przypomina ? Przypomina, ale wciąż jesteśmy na poziomie Boga, o Nim trzeba rozmyślać a jak się nie za bardzo da ,to trzeba "klepać paciorki" i to wcale nie jest początkujące. Ogólnie medytacja prowadzi do relacji z Bogiem o ile rozmyślający uświadamia sobie z kim się spotyka ? W końcu medytacja i kontemplacja prowadzi do pustki wewnętrznej, no i powstaje problem :-), ale ktoś kiedyś powiedział, że "jak w koło cicho, ciemno, byle jak", to wtedy jesteśmy najbliżej Boga i to już nie jest amatorszczyzna, lecz wysoki stopień, no właśnie - czego ? Z zresztą, no właśnie - św. Teresa Wielka (zalecająca medytację i kontemplację), mówi o tzw. "stopniach modlitwy" a św. Jan od Krzyża - mówi o "drodze na górę Karmel", a jak się tam człowiek wdprapie, to doświadczy Boga i o to w tym wszystkim chodzi.
Z
Zbyszek
24 października 2016, 20:47
Buddyzm (znam go jedynie na podstawie takich artykułów więc mogę być krzywdzący) daje iluzję szczęścia przez wyłączenie myślenie ("bo to sprowadza cierpienie"). Ćwiczenia w stylu "jaki dźwięk wydaje jedna dłoń" przypominają pranie mózgu. Obawiam się że ich konsekwencją jest wyłączenie zdolności myślenia i doskonała podatność na manipulacje. Chętnie skoryguje swoje zdanie dzięki rzetelnym argumentom :)
Andrzej Ak
24 października 2016, 20:14
Upadli upakowali tysiące iluzji w tym Ziemskim wymiarze. Niektóre z nich są "zabarwione", inne prawie "przeźroczyste" jak zen. Wszystkie niestety prowadzą w jednym kierunku, ku podstępnemu  zdobyciu naszych dusz i ich wiecznym zniewoleniu.
24 października 2016, 15:11
Ach ,ci jezuici.W imię dialogu ze wszystkimi,rozeznania, działania na obrzeżach propagują ładnie opakowane bezbożnictwo. Łapią się na to zwłaszcza młodzi.W imię pogłębienia życia duchowego, aby być "lepszym chrześcijaninem" idź na medytacje ZEN. Tam zaś zapodają ci koan np."Jaki jest dźwięk klaśnięcia jedną dłonią" , a tobie z wrażenia szczena opada i robisz dobrą minę do złej gry.Wokoło nastrój skupienia, "mistrz" ubrany w odjazdowy "uniform".Każą ci bić pokłony (nie wiadomo przed kim) - dla wzmocnienia ducha.Gdzieś w tle pali się kazdidełko (jakiś ołtarzyk, a co tam to nieistotne). Pojawiają się jezuiccy mistrzowie ZEN -o.Kennedy -znany z wykładów pt."Gdy Bóg znika",o.Ama Samy namawiający do medytacji Boga nieosobowego. Ja zaś się zastanawiam jak długo będą jeszcze wzorem dla nas chrześcijan Kościelni renegaci , którzy nie dla pogłębienia duchowości lecz dla własnej gnuśności palą kadzidełka przed własnym EGO, tak rozbudowanym,iż gotowym zlać się z nieskończonością. Nie ma neutralnego ZEN, jest budyzm ZEN. Przed Kim chcesz bić pokłony? Przed Bogiem w Trójcy Świętej Jedynym, czy diabłem?!  P.S. Autorowi radzę zaś nie bluźnić pamiętając,że Nauczyciela ma tylko Jednego-Jezusa Chrystusa, żaden roshi Go nie zastąpi.  
Z
ZbyszekMichal
24 października 2016, 15:09
Czytając ten artykuł (jak niestety wiele które wychodzą spod ręki jezuitów, z Papieżem włącznie) mam mętlik w głowie. Kiedyś oburzała mnie definicja słowa jezuita / jezuicki w języku angielskim ("a crafty, intriguing, or equivocating person: so called in allusion to the methods ascribed to the order by its opponents" - w skrócie przebiegła osoba grająca na aluzjach, myleniu znaczenia słów...). Teraz widzę że to nie było wyssane z palca. Musiało się to kiedyś zakorzenić w tym zakonie i grzech ten dziś przynosi koszmarne skutki... Ad rem - proszę o wytłumaczenie jak można jednocześnie wyznawać dwie religie?
MW
malgorzata wisniewska
24 października 2016, 18:51
Witam,  no, ale nikt nie namawia do bycia wyznawcą, wyznajemy jedną Chrystusa,wydaje mi się, że można na spokojnie przyjąć,eże jak zen nie zagraża, nie wprowadza niepokoju, a pomaga  w wierze lub w życiu to dlaczego nie, jezeli nie pomaga lub nawet wręcz przeciwnie to pewnie lepiej w to nie wnikać.  Przyznam się szczerze, że mi , ani nie pomaga, ani nie szkodzi, natomiast coś mnie uwiera kiedy we wszystkim widzi się diabła, po pierwsze za bardzo kojarzy mi się ze średniowieczem, kiedy jak się czegoś nie rozumiało lub nawet siebie się nie rozumiało to widać sprawka szatana, druga sprawa z ok. 6 miliardów ludności swiata, chrzescijanie to ok. 1,2 miliarda, trudno mi przyjąć , że pozostałe prawie 5 miliardów ludzi to ............ (nawet przez klawiaturę nie chce mi przejść). p.s. te liczby mogłam przytoczyć mylnie, jezeli tak to sorry, ale myślę , że proporcja jest mniej, wiecej taka.
Z
Zbyszek
24 października 2016, 19:10
To czym ten zen / buddyzm jest - religią czy czymś innym? Jeśli religią to jak może pomagać w znalezieniu Chrystusa? Po drugie św. Paweł nakazał zachować czujność ("unikać wszystkiego co ma choćby pozory zła"), bo szatan lubi nasze samopoczucie wykorzystywać do swoich celów i może też pomagać w życiu. Jeśli zaś jest to prawdziwa religia to Bóg istnieje czy nie (z tego co wiem - mogę się mylić - buddyzm zakłada bezosobową siłę wyższą)? Jak się ma zbawienie wg Chrystusa do "Zen jest utrzymywaniem tego umysłu 'nie-wiem' zawsze i wszędzie"?
MW
malgorzata wisniewska
24 października 2016, 19:27
I jeszcze jedno, nie zgadzam się,  że prezentacja różnych religi ich znaczenia, filozofii wschodnich  jest zła,  a wynika to z tego , że prosze zwrócić uwagę jak świat się kurczy, ilu ludzi spotykamy, różnych narodowości , różnych wyznań, a ilu przyjdzie nam jeszcze spotkać,  ba nawet gdzieś obok siebie funkcjonować, dodatkowo  dotarcie do informacji o czymkolwiek stało się bardzo proste , wystarczy otworzyć iinternet. Mlodzi ludzie stykają sie z filozofiami, innymi religiami, ba nawet z krytyką KK, no i chyba nie uda się zabronić im stykania się,  ale można przygotować zarówno pod względem duchowym, jak i merytorycznym, jak się zabroni to tym bardziej  będą szukać.  Jak będą przygotowani to latwiej o przemyślenie, a nie zachlysniecie się "nowym" odkryciem, lepsze przygotowanie głębsze przemyślenie i dojrzalszy wybór, w konsekwencji glebsza i dojrzalsza wiara, bo swiadoma. Tak samo jest z tymi grzechami KK, po pierwsze potrzebna jest rzetelna wiedza, ktore prawdziwe i kontekst historyczny, a później,  a niech sobie ktoś "uświadamia" , jezeli człowiek będzie miał swoją wiedzę to to co prawdziwe przyjmie na zasadzie -wiem o tym i co z tego. Jak mnie ktoś "uświadamia" to, o ile mówi prawdę,  mówię , dobra, biorę na klatę grzechy moich przodków duchowych i tak martwiąc się bardziej o moje własne grzechy, jezeli kręci, mówię , dobra, muszę sprawdzić.  Chodzi o to, żeby młodego człowieka nie zostawić bezbronnego na pewnego rodzaju manipulacje, a jak jeszcze ma jakieś problemy osobowosciowe, niedowartosciowanie, deficyty emocjonalne to takie "odkrycia" mu zagrażają np. sekciarstwem, fundamentalizmem (wszystko jedno w jakiej grupie, czy sekcie).  Także , patrzę na to z innej strony, no i myślę,  że jezuici w tym względzie robią dobrą robotę.
MW
malgorzata wisniewska
24 października 2016, 19:40
Nie umiem Panu rzetelnie odpowiedzieć,  mi nie pomaga, temu Ojcu nie szkodzil, na dodatek techniki medytacyjne mu pomagały,  Apostoł pisał w konkretnym czasie i dla ,wydaje mi się ,konkretnych ludzi, i twierdził,  ze jeżeli coś jest dla nas złe,  nie pogłębia wiary to lepiej odpuścić,  żeby wiedzieć czy pomaga, czy przeszkadza, trzeba poobserwować. O tym samopoczuciu to poniżej trochę napisałam jak ja to widzę. Moim zdaniem , poprostu, oblężona twierdza nie sprawdzi się wśród ludzi młodych,  a pozbawiając ich wiedzy na zjawiska, z którymi i tak się zetkną naraża ich na wieksze niebezpieczenstwo, ale to tylko moje skromne zdanie. 
Z
Zbyszek
24 października 2016, 20:28
Dziękuję ale skąd te zastrzeżenia do oblężonej twierdzy (a wcześniej szukania diabła)? Nie trzeba się bać ale trzeba myśleć krytycznie i analizować. Np czy pomogło to opisywanemu Ojcu - nie wiem. Mam nadzieję że nie zamknęło mu drogi do Nieba. Nawet nie znam pism tego duchownego więc trudno mi cokolwiek powiedzieć a prawdę ostateczną poznamy troszkę później :). Stąd moje pytania - bo artykuł nie mówi jak wspomniany Ojciec to połączył tylko że to było fajne. Tak można każdy kit wcisnąć... Nie fetyszyzujmy też młodych ludzi i jaki to będzie na nich miało wpływ. Moja teza jest taka że to nie o nich się powinniśmy przede wszystkim troszczyć a osoby w średnim wieku, najbardziej aktyne. I tu nie słowa są ważne ale ich postawa. Młodzi się (za przeproszeniem) czymś podniecają, zachowują się jak neofici a potem prostytuują na potęgę :) mimo wczęsniejszych buńczucznych deklaracji 
Z
Zbyszek
24 października 2016, 20:45
Hmmm... Mój wpis dotyczył dokładnie tego o czym Pani pisze (pominę kwestię dotyczącą młodych ludzi bo jak pisałem nie w niej widzę priorytet). Kłopot w tym że Autor nie rozwija tematu a spłyca go do "fajności". Brak mi innego określenia na to co przedstawia artykuł - w sumie nic on nie wnosi. A szkoda - mógł Autor pochylić się nad dziełami o. Lassalle'a i je przybliżyć. Jeśli tam jest naprawdę mądra myśl - byłaby upowszechniana, a tak mamy mowę pogrzebową. Bez sensu i bez skutku (poza negatywnymi) na innych. Teraz wszyscy mamy łatwy dostęp do informacji ale ile osób w nie wnika, a ile przyjmuje treść zawartą na pierwszej napotkanej stronie, albo dochodzi do wniosku że prawdy nie ma "bo każdą da się udowodnić". Jest to bzdura wyłączająca myślenie. Ma więc Pani rację - trzeba zanć świat w tym różne religie.  Proszę jednak zwrócić uwagę na swój błąd - pierwsza Pani wypowiedź głosiła że "skoro nie wprowadza niepokoju (...) pomaga" to jest to ok. A czego trzeba - konkretów mówiących czy tak jest czy wręcz przeciwnie. Oczywiście mogę sobie sięgnąć po dzieła Ojca, z tym że nie mam na to czasu. Wolałbym przeczytać rzetelny artykuł (a taki powie o plusach i minusach i odwoła się do źródeł) lub mieć możliwość takowej dyskusji pogłębiającej mój stan wiedzy. Ja się nie boję takich rozmów, a moja wiara jak dotąd wzmacniała się dzięki... wątpliwościom które analizowałem :). To co jest potrzebne to krytyczne, rzetelne myślenie
MW
malgorzata wisniewska
24 października 2016, 20:50
A z Panskiej opinii na temat jezuitów,  bo napisał Pan o jakimś zakorzenionym grzechu, że podobno są tacy i owacy, dla kogo pisali ten tekst nie wiem, może do młodych,  może do wszystkich. A ta oblężona twierdza to mi się tak kojarzy jak czytam komentarze na różne tematy. Co do tych młodych ludzi  , to tylko za nich możemy czuć się jeszcze odpowiedzialni, za "dużych" wybrali no i już. Natomiast młodzi , hm, kiedyś odchodzili i wracali, czy dzisiaj wrócą,  nie wiem, nie wiem. Jakoś wie Pan nie chcę oceniać postaw ludzi w dorosłym,  średnim wieku z ukształtowanymi poglądami,  jezeli nie robią rzeczy złych innym ludziom, nie mnie kogokolwiek oceniać. Jesteśmy dorośli,  czy będziemy  kogoś czynić odpowiedzialnym za naszą wiarę? Czy jest na tyle słaba,  że wiedza na temat świata,  wiedza o zen nam zaszkodzi? Nie, młodego nieuksztaltowanego czlowieka, który bedzie szukał,  jeden znajdzie, innemu może zaszkodzić , jeżeli nie bedzie przygotowany. Przypomnienie Ojców z Hiroszimy przeczytałam z ciekawością i przyjemnością,  nie wiedziałam o zen, o kościele,  który przetrwał czytałam wczesniej.
MW
malgorzata wisniewska
24 października 2016, 21:14
Jasne, wie Pan to krótki artykuł podejmujący temat, ale go nie wyczerpujący,  można pewnie poszperać i coś znaleźć,  ja nie pomogę bo jest  to dla mnie mniej interesujące,  a zresztą nie wszystkie artykuły komentuje. Może potraktujmy ten artykuł na zasadzie, kogo zainteresuje kupi książki Ojca poczyta, zyska na erudycji i miło spedzi czas, a dla pozostałych,  informacja, że Ojciec mógł praktykować nawet zen i pozostać uczniem Chrystusa, w buddyzmie nie ma stworcy i nie ma stworzenia, zen dla mnie to bardziej jednak filozofia z technikami medytacji i tyle. Jednak artykuł dla mnie jest o tym , że zen nie zaszkodził Ojcu, jeżeli potraktujemy zen nie w kategoriach wiary, prawdy objawionej. Z tym, że jezeli coś nie wzbudza niepokoju też może szkodzić,  tak, lepiej używać w tym kontekście słów pomaga lub szkodzi, tutaj przyznaję Panu rację.  Natomiast nie uważam,  żeby pisząc krótką notkę na portal autor był odpowiedzialny za całościowe wyczerpanie tematu, chyba jednak dla chętnych lepsze jest przeczytanie książki, ja jej nie przeczytam, wstyd się przyznać leży jeszcze kilkanaście do przeczytania i jak tak dalej pójdzie to ta kolejka będzie rosnąć,  no ale może na emeryturze. Pozdrawiam.
Z
Zbyszek
24 października 2016, 21:24
To poczekajmy na kogoś takiego :) I zgadzam się - artykuł jest właśnie o tym że zen nie zaszkodził. I także od tego mam myślenie krytyczne - jeśli ktoś mi tak podaje informacje - moje wątpliwości się mnożą :)
MW
malgorzata wisniewska
24 października 2016, 21:38
OK, ale jak Pan chce krytycznie ocenić wątpliwości,  że temu konkretnemu Ojcu nie zaszkodził,  do konca był wierny nauce Chrystusa, naprawdę chcemy ocenić tego Ojca albo ferowac wyroki, czy jest w niebie , czy nie, mam nadzieje , ze jest i chciałabym mieć nadzieję dla siebie, no przecież nie ja powiedziałam , że z miłości nas rozlicza. Ale pełna zgoda co do wątpliwości samych w sobie też uważam,  że rozwijają,  ciągle się szuka i to jest naprawdę fajne, przynajmniej dla mnie. Czekajmy może ktoś czytał i nam napisze, racja.
MW
malgorzata wisniewska
24 października 2016, 21:38
OK, ale jak Pan chce krytycznie ocenić wątpliwości,  że temu konkretnemu Ojcu nie zaszkodził,  do konca był wierny nauce Chrystusa, naprawdę chcemy ocenić tego Ojca albo ferowac wyroki, czy jest w niebie , czy nie, mam nadzieje , ze jest i chciałabym mieć nadzieję dla siebie, no przecież nie ja powiedziałam , że z miłości nas rozlicza. Ale pełna zgoda co do wątpliwości samych w sobie też uważam,  że rozwijają,  ciągle się szuka i to jest naprawdę fajne, przynajmniej dla mnie. Czekajmy może ktoś czytał i nam napisze, racja.
Z
Zbyszek
24 października 2016, 23:46
Właśnie - z tym problem: jedyna droga to samemu szukać odpowiedzi. Jednak brakuje czasu by wszystko analizować. Po to są takie portale jak ten. Jaki jest sens dziennikarstwa? Dochodzenie prawdy czy klikalność? Jeżeli dochodzenie prawdy to trzeba rzetelnie podawać argumenty a nie wybierać wygodne. "Tak tak, nie nie a RESZTA OD ZŁEGO POCHODZI"...