Jezus zdeptany
Jezus przyszedł na świat wiedząc, że będziemy go deptać. Bóg nie odwraca się nawet od tego, kto Go zdradził.
W tym roku w Wielki Piątek parafialny krucyfiks nie będzie nam podsunięty do adoracji. Nie oddamy mu czci w zwyczajowym korowodzie wiernych. Będziemy w domach. Chcąc uruchomić wyobraźnię odwołamy się może do wizerunków ukrzyżowanego Jezusa umierającego za nas. W Krakowie mógłby to być czarny krucyfiks św. Królowej Jadwigi na Wawelu czy przypisywany Stwoszowi ten z kościoła mariackiego? A może krucyfiks mogilski albo Jezus Milatyński? A może franciszkański krzyż świętego Damiana albo jego prostsza wersja - krzyż wielbiony w Taizé?
Wszystkie są piękne, ale do mnie dziś przemawia wizerunek inny, egzotyczny, z Japonii. Fumi-e. Wydawałoby się, że to wybór absurdalny. Nie do końca i wytłumaczę. Przypomnijmy sobie film Martina Scorsese “Milczenie”, który kilka lat temu także w Polsce wywołał duże poruszenie. Sporo materiałów poświęcił mu DEON. Teraz misjonarz saletyn ks. Piotr Grudzień tworząc “subiektywną listę filmów na kwarantannę” w pełnych uznania słowach właśnie ten film stawia na pierwszym miejscu wśród wartościowych obrazów podejmujących refleksję na temat wiary.
Fumi-e to po japońsku “wizerunek do zdeptania”. Niewielki, wykonany w metalu i osadzony na drewnianej deseczce najczęściej przedstawiał Jezusa na krzyżu, czasem Maryję. Podejrzani o przyjęcie “obcej” religii mieli go sprofanować. Ci, którzy tego nie zrobili, płacili życiem pośród wymyślnych tortur. Przewrotny ten pomysł zrodził się w 1629 roku w Nagasaki na potrzeby drakońskiej polityki szogunów zaalarmowanych popularnością Zachodniej religii, bo szacuje się, że pierwsi misjonarze - ze świętym Franciszkiem Ksawerym na czele - w drugiej połowie XVI wieku pozyskali 300 tysięcy chrześcijan.
Prawnie usankcjonowany zakaz chrześcijaństwa wydany w kilkadziesiąt lat później trwał blisko 230 lat. Przez cały ten czas może nawet 200 tysięcy Japończykόw oddało życie za wiarę w Chrystusa. Po ustaniu prześladowań, w II połowie XIX wieku z podziemia wyszło kilkadziesiąt tysięcy “ukrytych chrześcijan”. Z wymierzonego w chrześcijan narzędzia tortury psychicznej fumi-e stało się eksponatem muzealnym.
Właśnie w muzeum w Nagasaki zobaczył je japoński pisarz-katolik Shusaku Endo. Fumi-e, święte wizerunki do zdeptania, zafascynowały go. W 1966 wydał powieść “Milczenie”, która najpierw w Japonii, a potem w świecie stała się fenomenem kulturowym i zdystansowała twórczość literacką większości noblistów, z japońskimi włącznie. Kiedy tylko ją przeczytał, słynny reżyser Martin Scorsese wiedział już, że w jej oparciu zrobi kiedyś film.
Oglądających fumi-e zadziwia fakt, że twardy metal w dużej mierze jest zatarty. Iluż ludzi musiało na nich stanąć. Władzom japońskim nie wystarczył jednorazowy akt indywidualnego zerwania z ”obcą religią”. W poczuciu zmagań z czymś potężnym do aktu tego zmuszano dorocznie! Fumi-e stawiało wobec wyboru życia albo męczeństwa. Nie było możliwości fizycznej ucieczki. Jedni pewnie wiarę porzucani, ale wielu Japończyków w duchu nie wyparło się wiary. Nie mając żadnej łączności z Kościołem, kultywowali ją, jak potrafili i przekazywali z pokolenia na pokolenie. Możemy się gorszyć, że na fumi-e stawali. Ale czy nie trąci to pychą i obłudą, bo nikt z nas przecież nie wie, jak zachowałby się w obliczu tortur. Może dzisiejsza sytuacja lęku przed epidemią uczy większej pokory.
Shusaku Endo w swojej powieści pokazuje bohaterstwo. Tym samym oddaje hołd prostym japońskim wieśniakom męczennikom. Fabuła “Milczenia” ogniskuje się jednak na dwu apostatach mających swoje pierwowzory w realnych postaciach. To ludzie, po których należałoby spodziewać się heroizmu. Pierwszym jest Ferreira, drugim Rodrigues. Ferreira nie wytrzymał tortur i sprzeniewierzył się idąc na współpracę z japońskimi władzami. Przypadek Rodriguesa nie jest tak jednoznaczny. On zmaga się z dylematem: mówią mu, że stanięciem na fumi-e może uratować okrutnie torturowanych japońskich chrześcijan, których jęki słyszy. Rodrigues depcze wizerunek Chrystusa, ale czy to oznacza, że traci wiarę? Czy stracił ją Piotr na dziedzińcu pałacu najwyższego kapłana? Mimo iż skazany na dożywotni “areszt domowy”, Rodrigues czuje się “ostatnim kapłanem w kraju”. Zmuszony do sprokurowania dokumentu przeciw wierze, ustawicznie go pisze, nigdy nie oddając skończonej wersji.
I nie chodzi o to, aby Rodriguesa usprawiedliwiać. Ale o to, żeby wyrok zostawić Bogu. “Milczenie” przypatruje się problemowi ludzkiej słabości w kontekście wiary. To jest istotą chrześcijaństwa – mówił nieodżałowany ksiądz Piotr Pawlukiewicz. Cała Biblia jest historią zdrad, począwszy od Adama i Ewy, kończąc na doświadczeniu Golgoty.
Właśnie ukazanie napięcia między ludzką słabością a łaską Bożą nie podobało się licznym odbiorcom “Milczenia”. I tą drogą poszła oburzona krytyka powieści i filmu. Że nie ma jednowymiarowego tryumfu niezachwianej wiary. Że Endo koncentruje się na porażce i wstydzie. Że nie potępia zwątpienia, nie daje twardego gruntu pewności. Nie pokrzepia. Powiedzielibyśmy, że odchodzi od “umacniającej” (czy na pewno, bo może właśnie jest odwrotnie) konwencji znanej chociażby z legendy o świętym Wawrzyńcu męczenniku (III wiek), który bestialsko przypiekany na ruszcie radośnie prosił oprawców, żeby go jeszcze obrócono na drugi bok.
Z krytyką spotkało się też odczytywane w powieści ”milczenie” Boga. Shusaku Endo prostował: “nie napisałem książki o milczeniu Boga. Napisałem o głosie Boga, który mówi poprzez cierpienie i ciszę”. Chciał dać powieści tytuł “Zapach światła słonecznego”, ale nie spodobało się to wydawcy i Endo się ugiął.
Nie wszyscy komentatorzy zauważyli, że zdający się być w tle fabuły, ale konsekwentnie od początku do końca, rybak Kichijiro jest postacią dla Endo może najważniejszą. Pijaczek, krętacz Kichijiro wielokrotnie wypiera się wiary. A jednak za każdym razem powraca i błaga Rodriguesa, by wysłuchał jego spowiedzi. Doskwiera mu grzeszna przeszłość, ale nie ma żadnych zadatków na bohatera, a straszne prześladowania, w których zginęła cała jego rodzina, potęgują strach i mobilizują instynkt samozachowawczy. Jego wiara grzęźnie w bagnie, ale nie tonie, raz po raz wyłania się na powierzchni. Kichijiro to słabeusz, codzienny tchórz. Ale nie traci wiary w Bożą łaskę i ciągle o nią prosi. Może to właśnie ktoś taki jak Kichijiro stał się ogniwem w przekazaniu wiary wśród japońskich “ukrytych chrześcijan”? Jest tu też odniesienie do nas. To, jak do tej postaci podchodzimy, mówi wiele o naszej wierze. Czy Kichijiro wzbudza w nas współczucie? Czy - przeciwnie – z wyższością nim gardzimy? Czy potrafilibyśmy przyznać, że bywamy do niego podobni? Słabi ludzie zależni od Bożego miłosierdzia.
Fumi-e, metafora naszych zdrad, ma rzadką moc ukazania piękna Jezusa. Przede wszystkim siłą wiary męczenników, którzy wizerunek uszanowali. Ale w Wielki Piątek jeszcze nie czas na tryumfalizm. Jezus przyszedł na świat wiedząc, że będziemy go deptać. Bóg nie odwraca się nawet od tego, kto Go zdradził. Nie faryzeusz, ale skruszony celnik i dobry łotr prosili o miłosierdzie i go dostąpili. I ta Dobra Nowina mogłaby być motywem naszej wielkopiątkowej adoracji.
Skomentuj artykuł