Język ma znaczenie

(fot. PAP/Marcin Obara / michal jablonski/flickr.com)

To jest naprawdę bardzo ważny temat. Zapewne niejednemu wydaje się, że kolejna okazja, aby wydobyć go na z kuluarów na szersze forum, właśnie została zaprzepaszczona. Jednak od tego tematu nie da się uciec.

Jest on na różne sposoby obecny w toczącej się debacie społecznej i kościelnej. To problem języka, jakim się posługujemy, gdy mówimy o sprawach wiary i religii. Temat ogromny i wielowymiarowy.

We wtorek Trybunał Konstytucyjny wydał ważne orzeczenie w tej dziedzinie. Sprawa ma już sześcioletnią historię i zapewne nadal będzie się toczyć, ale już nie w Polsce, lecz w Strasburgu. Sześć lat temu pewna piosenkarka, udzielając wywiadu serwisowi internetowemu, wypowiedziała się w kwestiach swojej wiary. Zrobiła to w taki sposób, że do prokuratury trafiły zawiadomienia o naruszeniu przez nią artykułu 196 kodeksu karnego. Tego, który stwierdza: "Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2". Trzy lata temu wokalistka została prawomocnie skazana przez warszawski sąd na 5 tys. zł grzywny za obrazę uczuć religijnych. Oddała więc sprawę do Trybunału Konstytucyjnego. Jej pełnomocnik wyjaśniał, że "Istotne jest to, czy kwestia obrazy uczuć religijnych winna w ogóle być penalizowana w państwie, które z założenia powinno być państwem bezstronnym w kwestiach wolności religii i sumienia". Wskazywał, że mową nienawiści zajmuje się inny artykuł kodeksu karnego.

Trybunał Konstytucyjny uznał, że wspomniany wyżej przepis, chroniący uczucia religijne poszczególnych ludzi, jest zgodny z ustawą zasadniczą, najwyższym aktem prawnym Rzeczypospolitej Polskiej. Zasugerował co prawda, że kara więzienia w tej materii jest zbyt restrykcyjna, ale co do samego karania za znieważanie na tle religijnym nie miał wątpliwości. "Uczucia religijne podlegają szczególnej ochronie ze względu na ich związek z wolnością i dlatego, że ludzkie emocje powiązane są z godnością człowieka" - wyjaśniał sędzia sprawozdawca. "W państwie demokratycznym debata publiczna powinna być prowadzona w sposób cywilizowany i kulturalny, a prawo powinno zapobiegać wypowiedziom obraźliwym i zniewagom" - dodał, jednoznacznie wkraczając w sferę języka społecznego dyskursu. Ważne jest nie tylko to, co się mówi, ale również, w jaki sposób się to robi.

W tym samym czasie, gdy Trybunał Konstytucyjny formułował swoje stanowisko w kwestii ochrony uczuć religijnych, w Watykanie uczestnicy Synodu Biskupów rozmawiali o języku. Mówili o potrzebie zmiany języka, jakim Kościół naucza. Wymieniali słowa i terminy, które okazują się dla wielu wiernych niezrozumiałe. "Konieczna jest więc praca nad językiem, będąca w istocie inkulturacją wiary. Synod Biskupów jednak sam nie rozwiąże tego problemu, a jedynie "wskaże drogę"..." - czytamy w informacji KAI.

To problem, który trzeba rozwiązywać na poziomie lokalnym, w poszczególnych krajach i diecezjach.

W Kościele w Polsce istnieje świadomość znaczenia języka, jakim się w nauczaniu posługuje. Nie tylko dzięki publicznie wyrażanym ocenom ze strony znanych językoznawców czy listowi wysłanemu do przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski przez filozofa, skarżącego się na poniżający innych język stosowany przez niektórych księży. Także dzięki uważnemu przyglądaniu się papieżowi Franciszkowi. Niespełna miesiąc temu metropolita lubelski abp Stanisław Budzik pytany, co zrobić, by Kościół znalazł właściwą argumentację i trafił z nią do ludzi, odrzekł: "Ważny jest język, jakim się posługujemy". Wyjaśnił, że trzeba trafiać do ludzkiego serca, przekonać człowieka cierpliwą argumentacją, wskazać dobro, jakie zdobędzie lub ocali, jeżeli pójdzie za głosem Kościoła. "Warto uważnie przyjrzeć się językowi i argumentacji, jakimi posługuje się papież Franciszek. Okazuje się, że trafia on do milionów ludzi" - podpowiadał, wskazując, że papież znalazł nowy język komunikacji. Język bezpośredni, prosty, przemawiający do konkretnego człowieka, poparty świadectwem życia. "Możemy się od niego wiele nauczyć" - stwierdził.

Język jest nie tylko narzędziem dawania świadectwa. Jest jego częścią. Dlatego to, jakim językiem mówi się o sprawach wiary i religii, ma bardzo duże znaczenie. Czasami właśnie język okazuje się najistotniejszy. Może otwierać lub zamykać drugiego człowieka.

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Język ma znaczenie
Komentarze (31)
9 października 2015, 20:15
Bardzo cenne i celne uwagi Często język decyduje czy mamy szansę do kogoś dotrzeć czy też na starcie tracimy wszelkie możliwości wzajemnego szacunku i możliwości  wysluchania swoich racji.
KP
Karolina Podolska
7 października 2015, 20:27
Śmieszno czy straszno? Jedno i drugie? Przedstawiciele LGBTQ Schonborn i Burke podzielili się rolami i toczą udawany spór. Kabaret to czy tragedia? Przekonamy się niebawem.
7 października 2015, 21:37
Skąd pani to wie?
jazmig jazmig
7 października 2015, 19:00
Niech słowa twoje są tak tak, nie nie. Co inne jest, od złego pochodzi.
7 października 2015, 19:05
Jazmig, bardzo proszę wytłumacz jak rozumiesz owo tak tak, nie nie, w życiu codziennym.
jazmig jazmig
8 października 2015, 16:41
Tak jak Jezus: mówienie otwartym tekstem prawdy, a nie owijanie jej w bawełnę. Tego brakuje we współczesnym Kościele. Poczytaj wypowiedzi deonowych jezuitów, jakie zgorszenie wywołuje w nich, gdy ktoś powie prawdę otwarcie, bez przepraszania za prawdę. Ich zdaniem prawda rani grzeszników. Swoje postępowanie miłosierdziem. Tymczasem Jezus nie wahał się nazywać faryzeuszy pobielanymi grobami i w inny sposób okazywać im swoją dezaprobatę. Jeden z nich powiedział Mu - ty nas obrażasz.
8 października 2015, 18:58
Dla ciebie mówienie prawdy oznacza zawsze dezaprobatę, czy są jakieś wyjątki?:)
9 października 2015, 11:57
Jazmig czy przestałeś już bić żonę? Wybierz odpowiedź: TAK, TAK lub NIE, NIE.
9 października 2015, 12:21
Pomijam już sam fakt wyrywania jednego zdania z Ewangelii i budowania na tym swoich filozofii. Wypadałoby jednak przynajmniej to jedno wyrwane zdanie przytoczyć tak, jak jest napisane w PŚ. Tak się właśnie tworzą wypaczenia Słowa Bożego. Ale jazmig nie omieszka tego wytknąć każdemu na około, byleby nie sobie.
LS
le sz
9 października 2015, 16:38
jazmig, jak zwykle wyrywasz zdanie z kontekstu i w dodatku nadajesz mu sens wg własnego widzi-mi-się. Apeluję do Ciebie abyś przeczytał nie tylko to jedno zdanie (Mt 5,37) wyrwane z jego kontekstu, a przekonasz się że nie chodzi tu bynajmniej o mówienie otwartym tekstem prawdy ale o nie przysięganie lekkomyślne! Aby nie przysięgać powołując się na przeróżne świętości, a po prostu mówić tak lub nie. I mam nadzieję że nie poczułeś się obrażony z tego powodu że zgodnie z Twoimi życzeniami napisałem Ci prawdę otwartym tekstem.
7 października 2015, 13:55
Im bardziej stosuje się jezyk uczuc, tym mniej ludzi chodzi do kościołów. Czyli celem "nowego jezyka" jest jedynie wypłoszenie wiernych z kosciołów.
Rafał Dąbrowa
7 października 2015, 14:10
Nie pomyślałeś nigdy że to to tylko przypadkowa korelacja? Tak jak te: http://www.tylervigen.com/spurious-correlations
7 października 2015, 14:39
Dokładnie tak jest rafi. Zaskakują mnie również powstające tutaj twory zestawieniowo-wynikowe nie mające nic wspólnego z badaniami lub podstawą statystyki. Ps. Dobre jest "Japanese passenger cars sold in the US" zestawione z "Suicides by crashing of motor vehicle". Nie jeden by wyciągnął jakieś nowatorskie wnioski na tej bazie:)
LS
le sz
7 października 2015, 16:06
To wyłącznie Twoje tendencyjne konfabulacje
9 października 2015, 12:35
Przypadkowa korelacja? Nie, to jest trend, który widac dokładnie.
LS
le sz
9 października 2015, 20:06
Dokładnie widać to jest trend który Ty prezentujesz
A
ames
7 października 2015, 11:18
W mojej skromnej ocenie głównym problemem języka dzisiaj w Kościele jest budowanie wrażenia, że się coś mądrze gada i zagłębia w temat wtedy, gdy się wygrywa w konkursie stosowania trudnych i nadmuchanych słówek. Potem ludzie wychodzą z tego Kościoła i mówią „Mmmm ależ to było piękne, ale mądrze to powiedział”. Jak się nie raz jednak autora przyciśnie do ściany, to się okazuje, że sam nie wie jaki był sens jego wypowiedzi. Jeśli głoszenie Słowa nie powoduje w nas zmiany myślenia (nawrócenie), to jest ono mało warte chociażby było nie wiem jakimi słówkami opisane. Tymczasem wierni masowo opuszczają Kościoły, a my to zwalamy na wszystko inne, tylko nie na to co mówią faktycznie głoszący Słowo Boże. Rozważania na temat mowy nienawiści albo cukrowej wersji „miłości” są dalej rozmowami nad formą, nie nad treścią. Zdajmy sobie w końcu sprawę, że tylko głupiec robi w kółko to samo i oczekuje, że dostanie inny efekt.
7 października 2015, 13:35
Mam bardzo podobne wrażenia odnośnie bardzo modnego ostatnio manifestowania egzaltacji - przy przyciśnięciu do ściany okazuje się, że to właście egzaltacja dla samej egzaltacji.
9 października 2015, 11:42
Mam nadzieję Piotrze, że nie próbujesz nam tu pocisnąć tak banalnego uproszczenia, że Kościelne moralizatorstwo dla samego moralizatorstwa jest w czymkolwiek lepsze od "egzaltacji dla samej egzaltacji"?
Rafał Dąbrowa
7 października 2015, 11:15
Przykład tej piosenkarki pokazuje, że przepis o obrazie uczuć religijnych powinien być w ogóle w Polsce zniesiony, i że przede wszystkim Kościół powinien o to zabiegać, po stosowanie tego przepisu torpeduje najważniejszą misję Kościoła. Ludzie niewierzący tacy właśnie są, bo nie wierzą, i myślą rożne dziwne rzeczy na temat chrześcijaństwa, które dla nas nieraz brzmią przykro. Ale z pewnością nie jest to bez powodu. Ludzie doświadczają nieraz cierpkich rzeczy od katolików, czują się przez nich poniewierani, przez to gorzknieją, i stąd takie, a nie inne słowa. I kto teraz pójdzie do niej z Ewangelią, mówić jej o miłości Jezusa? Dla niej (i dla wielu innych, którzy obserwują ten ciągnący się proces) katolicy jawią się jako ludzie drażliwi, od których najlepiej trzymać się na kilometr z daleka. Czy o to nam wszystkim chodzi?
7 października 2015, 11:35
Czy zagląda pan na strony poświęcone muzyce, której pan nie słucha lub zagląda w inne miejsca ktore pana nie interesują po to tylko, żeby poniżyć piszących tam ludzi zainteresowanych danym tematem? Jeżeli nie słucham muzyki disco-polo to nie zaglądam na strony poświecone muzyce disco-polo, która tak na marginesie ma nie małą rzeszę słuchaczy. Nie przychodzi mi do głowy systematycznie  pisać tam  obelgi, drwić ze słuchaczy, poniżać, popisywać się swoim wysublimowanym smakiem nastawionym na bardziej wyrafinowane doznania. Jezeli ktoś jest osobą niewierzącą dlaczego atakuje i poniża, a kiedy napotyka opór jest to dla niego argument potwierdzajacy jego wcześniejszy atak. Ja nie wchodzę na strony gdzie piszą ateiści żeby się z nich ponaśmiewać, wyzywać ich niewiarę w Boga, poniżać, łajać, pouczać, siłą nawracać.
7 października 2015, 11:53
Bardzo dobrze napisane.
Rafał Dąbrowa
7 października 2015, 13:21
Pan to porównuje z postawą katolików, którzy, nawet jeśli tego jawnie nie mówią, to jednak w różnych dyskusjach nie daje się ukryć ich myślenie, że uważają siebie za moralnie lepszych od innych?
7 października 2015, 13:39
Powtarza Pan fałsz: przekonanie o opowiadaniu się po właściwej stronie to nie jest to samo, co osobiste poczucie "moralnej lepszości".
Rafał Dąbrowa
7 października 2015, 14:04
Dlaczego pan uważa że ta strona jest właściwa?
9 października 2015, 12:00
Od stosowania oklepanego zwrotu "obrazy uczuć religijnych" warto by było przejść do elementarnego poszanowania godności i szacunku dla drugiego człowieka. Zadziwiające są dla mnie argumenty ateistów, że skoro oni traktują Pismo Święte jako jedną z nic nie wartych książek, które można potargać publicznie albo spalić, to znaczy że nie obrażają nikogo. Jakbym poszedł na cmentarz i za przeproszeniem nasikał na grób matki Nergala, to jakoś nikt by nie miał wątpliwości, że obraziłem jego uczucia. Pozostając w tej logice trzeba by się zaraz zbuntować i lecieć do sądu, bo przecież dla mnie jest to kawałek zwykłego kamienia, a mi się akurat chciało. A co do tego, kto teraz pójdzie do Dody z Ewangelią, to chyba jest oczywiste, że Bóg będzie próbował nieustannie tylko sobie wiadomymi ścieżkami. Do niej należy jednak decyzja.
B
Bazyli
9 października 2015, 22:40
A gdy ktoś podrze publicznie mity greckie także powinien zostać ukarany? Przecież ludzie wierzą w mity.
10 października 2015, 12:46
W jaki sposób się drze mity greckie? Jak jesteśmy w temacie języka i słów, to używaj ich łaskawie ze zrozumieniem żeby można było rozmawiać.
7 października 2015, 10:27
Tyle zniewag, słów obelżywych, poniżających poid adresem religii i jej wyznawców ile można znaleźć na tym portalu nie ma chyba nigdzie indziej. Te wpisy istneiją nadal , ich autorzy również, miejmy nadzieję że będzie to dla nich moment zastanowienia się nad tym w jaki sposob komunikują się ze światem, którego być może nie rozumieją ale nie jest to powodem do braku szacunku. Podobnie ma się rzecz z komentatorami, którzy pod pozorem obrony wartości ewangelicznych posługuję się podobnym językiem poniżającym drugiegio człowieka.
7 października 2015, 13:36
Szeroko rozpowszechnionym obecnie kłamstwem jest określanie krytyki postępowania osoby lub stanowiska osoby 'językiem poniżającym drugiego człowieka'.
7 października 2015, 15:01
Krytykę mozna wyrazić w sposób kulturalny, krytykować nie znaczy być chamskim.