Joker w każdym z nas

(fot. Materiały promocyjne dystrybutora / www.wbep.pl)

Jest chwiejny, brutalny i smutny. Pełen bólu i cierpienia – tego, który sam zadaje, i tego, którego doznaje od innych. Jego postać wybucha w chaotycznym śmiechu, by zaraz pogrążyć się w katatonii. To nie tylko Joker, lecz przede wszystkim świat, który Jokera stworzył.

Niedawno słuchałem podcastu z premiery jednego z poprzednich numerów „Pisma”. Dyskusja dotyczyła rozwoju internetu, a raczej tego, jak zmiany, które w nim zachodzą, przekładają się na ludzi. W jaki sposób internet kształtuje nasze człowieczeństwo – czy czyni bardziej otwartymi, czy też radykalizuje? Hipoteza prowadzącej była jasna: coś się popsuło i jest tylko gorzej. Prezentowane treści zwiększają niepokój czy nawet nienawiść użytkowników, a przekłada się to na ich stosunek do innych ludzi. Dystans rozpięty przez cyfrową sieć tylko się zwiększa, czym ułatwia werbalną agresję, która z kolei popycha desperatów również do gestów pozajęzykowych. Ostatnie lata obfitowały w liczne tragedie, wśród których szczególne miejsce zajmują krwawe zamachy przeprowadzone przez białych, młodych i wściekłych mężczyzn. Masakra dokonana przez Andersa Breivika w Oslo zdaje się należeć do odległej przeszłości, ale od tego czasu liczba zamachów tylko wzrasta. Jeszcze niedawno w Polsce powtarzano islamofobiczne bzdury utożsamiające muzułmanów z terrorystami, ale w przykładowych Stanach Zjednoczonych, gdzie od 2012 roku co roku rośnie liczba ofiar zamachów, za zdecydowaną większość śmierci odpowiadają biali Amerykanie. Tacy ludzie jak Elliot Rodger z Isla Vista czy Alek Minassian z Toronto, którymi kierowała frustracja seksualna, albo jak Christopher Harper-Mercer pragnący zemścić się za odrzucenie ze strony kolegów. To też skrajni prawicowcy i rasiści jak zamachowcy z El Paso, Charleston czy Christchurch w Nowej Zelandii. Wszystkich tych ekstremistów łączyło dalece rozwinięte funkcjonowanie w przestrzeni wirtualnej, z której czerpali bodźcujące treści, gdzie wrzucali swoje manifesty czy dzielili się pogróżkami. Internet działał na nich jak wabik, paliwo dla nienawiści.

W dyskusji „Pisma” brał udział między innymi Richard Allan, jeden z najważniejszych managerów Facebooka, zajmujący się polityką serwisu w Europie, Afryce i na Bliskim Wschodzie. Zapytany o to, czy jego zdaniem coś się zmieniło i jak to wygląda z perspektywy serwisu, w którym pracuje, Allan znalazł się w niezręcznej sytuacji, bo przecież nie będzie krytykował publicznie swojej roboty i produktu, który dostarcza. Pewnie dlatego wziął głęboki oddech i odpowiedział: „Ludzie to ludzie. Nie stali się lepsi dzięki internetowi. Jest wielu takich, którzy są mili i pomogą każdemu (…), ale jest też odsetek osób, które tak nie mają i są gotowe popełnić każdy rodzaj zbrodni. Tak jest w każdej społeczności”. Richard Allan zaprezentował pewną wizję antropologiczno-etyczną – ludzie tacy się rodzą, że dzielą się albo na miłych i uczynnych, albo paskudnych i złych. Ludzie to ludzie, a internet nie wpływa na ich wybory moralne. Naprawdę? Ja mam poczucie nabijania w butelkę.

Zróbcie sobie eksperyment: na tydzień wyłączcie fejsa, a najlepiej przestańcie też regularnie śledzić wiadomości. Jak się poczujecie bez tych wszystkich jałowych wymian zdań, które nie prowadzą do żadnych wniosków? Bez prezentowania własnej opinii, bo przecież dyskusją tego nazwać nie można? Gwarantuję obniżenie ciśnienia, wyciszenie i zwiększenie poczucia komfortu. Odkąd przestałem uczestniczyć w prowadzących donikąd dyskusjach, które służą nie temu, by poznać czyjś punkt widzenia, ale by komuś przywalić, jestem szczęśliwszym człowiekiem. Media społecznościowe działają dzięki przykrajaniu oferty pod użytkownika, czemu sprzyja nastawienie na cele czysto marketingowe. Zawężają perspektywę i utwierdzają nas w światopoglądzie, jaki znamy, prezentując takie treści, które sami klikamy. Im częściej czytasz o rowerach, tym więcej takich reklam zobaczysz. Im bardziej angażujesz się w dyskusje na tematy światopoglądowe, a przy tym reprezentujesz jakąś określoną wizję świata, tym bardziej będziesz się w niej utwierdzał. Im bardziej nie lubisz jakiejś grupy społecznej – czarnych czy białych, muzułmanów czy katolików, ekologów, gejów czy mięsożerców – tym bardziej będziesz do niej negatywnie nastawiony. Nikt już nie wierzy w mit przepastnego oceanu internetu, bo ten zawęził kursy żeglujących użytkowników do malutkich torów, które wyznaczają ich własne uprzedzenia. W tym wszystkim gubi się fundamentalna sprawa, że przecież nikt nie rodzi się uprzedzony. Człowiek uprzedzonym się staje dzięki wszystkim tym bzdurnym stereotypom, jakie wbije mu w głowę świat – rodzice, koledzy i ideolodzy, lubujący posługiwać się wygodnym sloganem najczęściej po to, by na nim zarobić: albo w walucie, albo we władzy. Nietrudno wtedy nienawidzić innych niż my, a samych siebie uważać za lepszych. Internet tylko to ułatwia.

DEON.PL POLECA

Ta dyskusja może wydawać się odległa od filmu Todda Philipsa, bo przecież świat przedstawiony w „Jokerze” dotyczy fikcyjnego miasta Gotham osadzonego w realiach podobnych do Nowego Jorku początku lat siedemdziesiątych, ale głowić się dużo nie trzeba, bo Gotham z Jokerem jest bliższe niż się wydaje. Jeśli mierzyć ludzką ciekawość tematami, które przebijają się na nagłówki, większość widzów i czytelników żyje przemocą, skandalami i nieskomplikowaną rozrywką. To na nich osadzona jest mistrzowsko wykreowana przez Joaquina Phoenixa postać, to jego Joker jest ich owocem. To nie groteskowy i śmiertelnie niebezpieczny gangster, jakim był Joker Nicholsona znany z Burtonowskiego „Batmana”. Nie jest też ideologiem-anarchistą w wersji Ledgera z filmu Nolana. Phoenix stworzył postać rozedrganego emocjonalnie, ubogiego ekonomicznie i zniszczonego zdrowotnie faceta. To człowiek wykluczony. Wypluł go świat, więc żyje w rodzących się w głowie fikcjach. Joker w filmie Philipsa jest daleki od bycia gwiazdą, jaką znamy, bliżej mu do twojego sąsiada, którego mijasz na klatce schodowej, a on nie odpowie na „dzień dobry”. Albo do tych wszystkich zrozpaczonych samotników, których świat wyznaczają granice monitora. Marzy o sławie, a jeśli złączyć to ze skłonnością do ułudy, to stanowi idealnego kandydata na ekstremistę. Przecież każdy radykał myśli tylko o tym, by siebie postawić w centrum uwagi.

Wielu widzów wychodzi z kinowych sal z poczuciem dojmującego smutku, bo przecież film Philipsa ma na celu unurzać widza w tej beznadziei, ale też aktualności zobaczonego obrazu. Joker tak bardzo przypomina tych nieszczęsnych biedaków, których życie toczyło się na forach internetowych i którzy zdecydowali się, by mordować niewinnych ludzi. Mordercy z Christchurch, El Paso czy Toronto nie urodzili się zamachowcami, ale to, co przeczytali i usłyszeli, stało się istotnym czynnikiem, czyniącym z nich zbrodniarzy. Ich mózgi wyprało to, czym się karmili, a co zburzyło kryteria jakiejkolwiek krytycznej oceny świata. Joker też nie urodził się zły. Wyprodukował go bezwzględny świat – począwszy od niezrównoważonej matki, przez frustrującą pracę, po najzwyklejszych przechodniów. Joker wziął się z biedy i odrzucenia, które znajdując pożywkę w niestabilności psychicznej, zaowocowały człowiekiem-zapalonym dynamitem. Tym łatwiej byłoby go piętnować jako „wariata” i dla niektórych właśnie zaburzenie będzie użytecznym wyjaśnieniem jego stanu, lecz obłęd – i ten dosłowny, polegający na rzeczywistej chorobie, i ten przenośny, będący chaosem podpalonego przez niego świata – nie jest przyczyną. To są efekty odrzucenia.

Z Jokerem – i z bohaterem, i z samym filmem – nie da się sympatyzować, a sam reżyser nie ułatwia sprawy. Film jest prowokacyjny na wiele możliwych, często celowo tanich czy wulgarnych sposobów. Weźmy kilka rzeczy z brzegu, jak choćby użycie w soundtracku utworu faceta, który jest znany z tego, że odsiaduje któryś już wyrok za molestowanie dzieci. „Przekręcenie” Jokera w stylistykę, za pomocą której kiedyś przedstawiano postaci homoseksualne, tworząc z nich komiczne karykatury, i urazi homoseksualistów, i da pożywkę dla homofobów. Jedyny żart zawarty w całym filmie o było nie było komiku jest tak prymitywny, że aż żal przytaczać, bo operuje na niepełnosprawności jednego z bohaterów. No, to nie są szczególnie wyrafinowane chwyty, ale właśnie takie mają być. Todd Philips chce nam ten świat i jego bohaterów obrzydzić, żebyśmy patrzyli na nich z niesmakiem, być może w ten sposób uzasadniając radykalizację granego przez Phoenixa bohatera. A przecież Joker w tej brzydocie i odrażającej przemocy niebezpiecznie przyciąga. W końcu staje na wymarzonej scenie spektaklu złożonego z nieokiełznanego gniewu i zwierzęcej przemocy.

Jeśli nie można go lubić, to czy jest z Jokera jakikolwiek pożytek? Łatwo powiedzieć, że ekstremiści to nie ludzie, że to bestie, które nie zasługują na człowieczeństwo. Trudniej zrozumieć, jak doszło do tego, że ze zwykłych ludzi stali się kimś niebezpiecznym dla innych. Łatwo powiedzieć, że zło jest jakoś zewnętrzne, a przez to obce albo że to cecha wrodzona niektórych ludzi nie będących nami samymi. Trudniej zobaczyć, że zło może pochłonąć każdego, kto dokonuje określonych wyborów – nie raz, nie dwa kryjących się pod obliczem rzekomego dobra. Trudno dostrzec jak na ich gniew czy agresję wpłynął świat, którym się otoczyli. Wacław Oszajca SJ pytany o drążący Kościół kryzys zaufania związany z grzechem pedofilii niektórych duchownych odpowiada, że lekcją z rozumienia fundamentów chrześcijaństwa jest między innymi sposób, w jaki potraktujemy nie tylko ofiary – bo to oczywiste, że powinny mieć wsparcie i otrzymać zadośćuczynienie – ale także sprawców tego grzechu. „Nie wystarczy uznać, że wyrzucimy z naszych szeregów wszystkich pedofilów i uznamy, że to rozwiązało wszelkie problemy. Na barkach Kościoła spoczywa na przykład odpowiedzialność za tych, którzy kończą odbywanie kary” – mówi jezuita. Nie wystarczy, że wyplujemy Jokera, choć przecież można, a Philips nawet do tego skłania. My też mamy swoją winę stawiając ekstremistów poza nawias. Chodzi o to, żeby zobaczyć w Jokerze jednego z nas.

Redaktor i publicysta DEON.pl, pracuje nad doktoratem z metafizyki na UJ, współpracuje z Magazynem Kontakt, pisze również w "Tygodniku Powszechnym"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Joker w każdym z nas
Komentarze (3)
MN
~Motylia Nowak
11 lutego 2020, 15:13
Nie rozumiem zachwytów nad tym filmem, jest okropny, mroczny, niesamowicie negatywny, wywołuje same złe uczucia i nie rozumiem jaki ma sens robienie takich filmów.. chyba nigdy nie czułam się tak źle wręcz fizycznie po żadnym filmie
JL
Jerzy Liwski
8 listopada 2019, 11:53
"Ostatnie lata obfitowały w liczne tragedie, wśród których szczególne miejsce zajmują krwawe zamachy przeprowadzone przez białych, młodych i wściekłych mężczyzn" 2015: 17 ataków o podłożu religijnym/dżihadystycznym 150 ofiar śmiertelnych 2016: 13 ataków r/d 135 ofiar śmiertelnych 2017: 33 ataki r/d, 62 ofiary śmiertelne 2018: 24 ataki r/d, 13 ofiar śmiertelnych. Dane dotyczą tylko UE i pochodzą ze strony internetowej parlamentu europejskiego.
KJ
~Konrad Jaworecki
8 listopada 2019, 11:43
Trochę się nie zgadzam. A nawet bardzo. Jokera nie ma w każdym z nas, bo Bóg stworzył nas dobrymi. DOBRYMI. Zło jest zewnętrzne. Owszem poddajemy się jego wpływowi. Idąc tropem tej recenzji usprawiedliwiamy siebie samych. Jestem zły, popełniam zło, bo ono po prostu jest we mną. Nieprawda. Jest to błędne myślenie.