Kibic, czyli wyznawca

(fot. PAP/Grzegorz Momot)

"Czuję się jak zatwardziały ateista wśród gorliwych czcicieli jakichś bożków" - pożalił się znajomy, który ma bardzo zdystansowane podejście do sportu.

Opowiedział, że o mało nie doszło u niego w pracy do rękoczynów, gdy kolegom i koleżankom zwrócił uwagę, iż ogłaszanie niemal żałoby narodowej albo sytuowanie w kategoriach prześladowań i dziejowej niesprawiedliwości walkowera przyznanego zgodnie z przepisami za błąd jakiejś drużyny, to duża przesada. "To, że nie rozumiesz ducha sportowej rywalizacji nie uprawnia cię do kpin z naturalnych uczuć innych ludzi" - pouczyła go z całą powagą współpracowniczka zza biurka vis-à-vis. "To zabrzmiało jak oskarżenie o naruszenie uczuć religijnych" - relacjonował z obawą w oczach.

DEON.PL POLECA

"Wiara naszych ojców" (dokładnie: "Faith of Our Fathers: Football as a Religion"). Tak swoją książkę o piłce nożnej zatytułował Alan Edge, znany jako "zapalony kibic Liverpoolu". W swoim dziele, pełnym odniesień do religii (nawet w tytułach rozdziałów), stwierdził m. in. "Piłkarze to dla kibiców bogowie, stadiony są jak kościoły, a każdy mecz - jak futbolowa msza".

Uznawany za jednego z najciekawszych żyjących intelektualistów niemiecki filozof Peter Sloterdijk w opublikowanej niedawno w Polsce książce "Musisz życie swe odmienić. O antropotechnice" snuje bardzo interesujące refleksje dotyczące "religijnego" wymiaru współczesnego sportu. "To, co Pierre de Coubertin rozumiał pod nazwą olimpizmu, oznaczało w istocie nową, pełnoprawną religię. Za takim pojmowaniem ruchu olimpijskiego przemawiało jego zdaniem to, że igrzyska w czasach antycznych miały także swój aspekt religijny, na co się powoływał" - przekonuje Sloterdijk i dodaje: "Nowo tworzona "religia atletów" de Coubertina nie nawiązywała jednak bezpośrednio do mitologii greckiej - założyciel olimpizmu był zbyt światły, żeby nie wiedzieć, że helleńscy bogowie są martwi. Jej punktem wyjścia była nowoczesna religia sztuki typu wagnerowskiego, zaprojektowana jako świętowanie pojednania w rozdartym "społeczeństwie" nowoczesnym". Niemiecki filozof sportowców porównuje do bogów i kapłanów. "Oni byli tymi, którzy z oddali ofiarowywać mieli masie sakramenty muskularności. Oto ciało moje, moja walka, moje zwycięstwo. Tak oto w marzeniu olimpijskim de Coubertina spotkały się romantyczna grekofilia i pedagogiczny patos XIX stulecia z estetycznym pogaństwem kultu ciała, żeby utworzyć amalgamat czyniący zadość nowoczesnym wymaganiom" - wnioskuje.

Zdaniem Sloterdijka odnowiciel olimpizmu jako założyciel religii poniósł jednak klęskę, a udało mu się powołać do życia jedynie system ćwiczeń i dyscyplin. Zapewne wiele w tej konkluzji racji. Niejeden sportowiec najprawdopodobniej myśli podobnie, jak kolarz Sylwester Szmyd, który w wywiadzie dla jednej z gazet uznał trening raczej za formę ascezy niż "samobójstwo rozłożone na raty". "Myślę, że kolarstwo jest dobrym powodem do rozwijania życia duchowego, bo tu ciągle jest ciężko. A przecież jak w życiu jest ciężko, to jest nam bliżej do Boga" - wyjaśnił sportowiec dziennikarzowi.

Myślę, że o ile w odniesieniu do sportowców ocena niemieckiego filozofa jest trafna, o tyle wobec kibiców sprawa nie jest już tak oczywista. Przekonuję się o tym raz po raz, obserwując parareligijne zachowania tłumów po sukcesach bliskich im zawodników. Czymś oczywistym w naszych czasach stało się kierowane wobec nich masowe (podsycane absolutnie interesownie przez media) uwielbienie i kult.

W ostatnich dniach z pewnym zażenowaniem i niepokojem o samego zainteresowanego przyglądałem się temu, co się działo wokół naszego młodego kolarza, który w krótkim czasie odniósł kilka liczących się zwycięstw. Szczególnie wstrząsnęło mną to, co zrobili mieszkańcy jego rodzinnej miejscowości. Oni go... koronowali. Nawet w kategoriach żartu rzecz wydawała mi się mocno wątpliwa. "Ciesz się, że go nie kanonizowali" - ostudził moje zbulwersowanie zaprzyjaźniony kibic. Nie powiem, żeby mnie uspokoił w ten sposób.

Św. Jan Paweł II stwierdził, że Kościół uważa aktywność sportową, uprawianą przy pełnym poszanowaniu obowiązujących zasad, za ważny instrument wychowawczy, zwłaszcza dla młodych pokoleń i za pole do nowej ewangelizacji. Natomiast biskup Rzymu Franciszek mówił do przedstawicieli Europejskiego Komitetu Olimpijskiego: "Sport stymuluje zdolność do wzniesienia się ponad siebie i przezwyciężania egoizmu, promuje zdolność do poświęceń, uczciwość, przyjaźni i szacunek dla zasad". Nie wątpię, że sport jest zjawiskiem pozytywnym. Jednak jak każdą dobrą rzecz można go wypaczyć i źle wykorzystać. Nawet jako kult zastępczy w miejsce prawdziwej wiary i religii. A kibiców przerobić na fanatycznych wyznawców sztucznie wykreowanych bogów.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kibic, czyli wyznawca
Komentarze (10)
W
WDR
14 sierpnia 2014, 02:43
W Polsce, łaska kibiców na pstrym koniu jeździ. Nie wiem czy politycy i księża nie mają nawet łatwiej niż przygrywający sportowcy, którzy spadają z samego szczytu. Polacy łakną sukcesów, bo PRL wykształcił w nas niskie poczucie wartości. Do tego wielu twardzieli zginęło przez niemieckie i sowieckie ideologię skierowaną na zagłądę naszego narodu i stworzenie nowego człowieka. Zwycięstwa sportowca traktujemy jak nasze własne więc kiedy przegrywa też traktujemy to osobiście. Czujemy, że nas zdradził.
M
MaGietek
14 sierpnia 2014, 01:20
Całkiem naturalna potrzeba "rytuałów" o której mówił swego czasu (całkiem uważam słusznym spostrzeżeniem) odeszły z kałaństwa o.Jacek K. z Gdańska... Bardziej smutnym jest dla mnie widok znajomego księdza- organizatora, który przejawia silną potrzebę "dostrzeżenia", co ewidentnie budzi mój niepokój. Ale ja go z tym zostawiam i po prostu nie wielbię... A poza tym tłum jest zmienny... 
RP
Radosław Pasich
13 sierpnia 2014, 21:29
ks. Arturze przegiołeś, może miałbyś jeszcze powód do jakiegoś niepokoju gdyby Rafał w swoich wypowiedziach wpadł w jakąś pychę, ale było wprost przeciwnie, szokowała mnie (i myślę nie tylko mnie) jego skromność i naturalność wobec całego zainteresowania mediów i ludzi. Zapamiętałem jego słowa, że mówił, że nic się nie zmieniło, pozostanie takich samym Rafałem jak był. Więc skąd Twoja dziwna troska bracie Arturze?nie rozumiem. czy to nie jest tak,że już jak tylko jest jakiś sukces, to uwaga,żeby się nie cieszyć za bardzo, nie wariować. taka chora polska mentalność,zamist się wspólnie cieszyć, nie lepiej uważać. i do tego jeszcze wmieszałeś papieża Franciszka, św. Jana Pawła II i samego Pana Boga. Pomyśl Artur proszę- czy Pan Jezus za to co się stało obraził się na Rafała? że mu koronę na głowę włożyli? no i co z tego, że ludzie wśród tylu życiowych problemów choć przez chwilę mogli się pocieszyć cudzym szczęściem i świętować. przegiołeś Artur, a najbardziej mnie wkurzyło , że jeszcze się załaniałeś w swojej teorii dwoma wielkimi Papieżami. i ostatnie słowo- jestem katolikiem, Ty masz święcenia prezbiteratu, ja uczestnicze jak wiesz w kapłaństwie powszechnym również, więc też jestem kapłanem, to tak na wypadek, że mówie Ci na Ty. jesteś moim bratem, napisałeś to otwarcie, więc otwarcie Cię upominam. nie szukaj więcej dziury w całym ok?
A
Ali
13 sierpnia 2014, 16:55
Strassznie ciezko sie czyta tak zbity tekst,moglibyscie nad tym popracowac?
K
Koleżanka
13 sierpnia 2014, 16:25
W ubiegłą niedzielę brałam udział w podziękowaniu, które zorganizowali mieszkańcy Zegartowic Rafałowi :) Proszę być spokojnym o duszę Rafała, gdyż jest to pracowity, pokorny i skromny człowiek. A Rodzina darzy się wzajemnie ogromną miłością...Pan Bóg wie co robi jeśli zawierza mu się swoje życie, ciało, umysł i serce....
MR
Maciej Roszkowski
13 sierpnia 2014, 14:58
Jakie społeczności i jakie czasy takie wyznania.
P
Przemysław
13 sierpnia 2014, 14:33
No bez przesady. Księże Arturze Stopko, naprawdę nie ma ważniejszych spraw do poruszenia w felietonie? Jak Ksiądz myśli - Pan Bóg też jest taki drobiazgowy? Czasem mam wrażenie, że niektórzy duchowni są jak faryzeusze... A katolicy postrzegani tak a nie inaczej. Nikt przy zdrowych zmysłach ani nie uznaje nikogo za króla ani tym bardziej za boga, ale jak to mówią punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
A
aik
14 sierpnia 2014, 08:21
Felieton (fr. feuilleton – zeszycik, odcinek powieści) – specyficzny rodzaj publicystyki, krótki utwór dziennikarski (prasowy, radiowy, telewizyjny) utrzymany w osobistym tonie, lekki w formie, wyrażający osobisty punkt widzenia autora.
P
Przemysław
14 sierpnia 2014, 13:24
No i...? Ta błyskotliwa definicja bezmyślnie wklejona ma mnie o czymś pouczyć?
13 sierpnia 2014, 13:15
Na wszelki wypadek - tytuł "Króla gór" to często nagorda pocieszenia :-)