Kiedy prawo staje się Bogiem

Fot. Depositphotos

Jezus potępiał faryzeizm. Niestety wielu katolików wciąż wpada w jego zgubne sidła. Przy okazji kolejnego sporu o piątkowe dyspensy roztrząsaliśmy np. ile gramów mięsa zjedzonego w piątek, to jeszcze grzech lekki, a ile już ciężki… Tak jak Żydzi z czasów Jezusa „przecedzamy komara a połykamy wielbłąda”.

Jezus zaskakująco wiele uwagi poświęcał faryzeuszom. Nie szczędził im mocnych słów: obłudnicy, groby pobielane, ślepi przewodnicy ślepych. Chciał w ten sposób zwrócić uwagę swoich uczniów na tę jedną z najbardziej niebezpiecznych chorób duchowości. Faryzeizm to inaczej hipokryzja, duchowe rozdwojenie, dramatyczna niespójność pomiędzy głoszonymi poglądami, a prowadzonym życiem.

Jak zauważył św. Augustyn, faryzeizm bierze się z niewiary i jest jej praktycznym wyrazem. Czasem słyszymy z ambon, jak fatalnie jest być wierzącym, ale niepraktykującym. W przypadku faryzeizmu jest odwrotnie: mowa o niewierzących, ale praktykujących. Pomimo swojej niewiary są to osoby religijne, zaangażowane w kult, często utrzymujące się dzięki niemu. Boga zastępują sobie religijnym prawem, stopniowo podkręcanym i doprowadzonym do absurdu.

DEON.PL WSPIERA

Z faryzeizmem wiąże się także powolne przesiąkanie do duchowości pelagianizmu, a więc herezji, która według papieża Franciszka, jest wciąż jednym z największych zagrożeń dla Kościoła. Współczesny pelagianizm, podobnie jak faryzeizm, to praktyczna niewiara, przekonanie, że zbawienie jest dziełem moich wysiłków, a nie Bożym darem.

To błędne koło, z którego trudno się wyrwać, choć nie jest to niemożliwe. Kościół dysponuje licznymi narzędziami, które pomagają nam się uwolnić. Jednym z nich jest ignacjański rachunek sumienia. Jego pierwszy punkt, dziękczynienie, jest w tym procesie kluczowy. Dziękując codziennie za konkretne dary, uczymy się dostrzegać Bożą obecność w naszej codzienności. Ta wrażliwość buduje wiarę, która krok po kroku wytrąca nas z faryzeizmu i pelagianizmu.

Ignacjański „kwadrans uważności” to regeneracja naszego sumienia. Nie przynosi on zwykle szybkich rezultatów lecz wymaga długiej i systematycznej praktyki. Owoce są jednak spektakularne. Właściwie zregenerowane i ukształtowane sumienie zaczyna spełniać swoją funkcję i podpowiada nam, że wszystko jest darem Boga, niezasłużonym i otrzymanym z miłości. Po jakimś czasie zaczynamy skupiać się już nie na prawie, które samo w sobie zniewala, ale na Jezusie, który prowadzi do wolności. Obchodzi nas dobro jakie mamy do wykonania, a nie to, ile gramów mięsa zjedliśmy w piątek i kiedy przełknęliśmy ostatni kęs… Jak zauważył na portalu X ekonomista i publicysta Marcin Kędzierski, „Bóg to nie wielki kalkulator”, a my „będziemy sądzeni z prawa miłości”.

(ur. 1982) absolwent filologii polskiej i dziennikarstwa. Przez wiele lat pracował jako redaktor lokalnych mediów częstochowskich i Radia Jasna Góra. W 2015 r. wstąpił do Towarzystwa Jezusowego i już jako jezuita pracował w Radiu Watykańskim. Obecnie współautor Podcastu Jezuickiego. Jego pasją i najlepszym sposobem na relaks jest literatura.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Kiedy prawo staje się Bogiem
Komentarze (7)
ŁR
~Łukasz Ruda
22 sierpnia 2024, 16:21
Ten wywód chyba trochę kręci się w kółko i dochodzimy do momentu kiedy zabrania się zabraniać. A np. w Psalmach jest pięknie opisana tęsknota i szukanie Prawa Bożego.
AS
~Antoni Szwed
20 sierpnia 2024, 20:07
W doktrynie Kościoła katolickiego nie ma miejsca na pelagianizm (i nie wymyślił tego Franciszek, lecz nauka ta pochodzi od św. Augustyna), ale też nie ma miejsca na luteranizm, wedle którego tylko przez wiarę człowiek doznaje usprawiedliwienia, a uczynki są kompletnie nieważne. NIE. Uczynki są ważne, bo Bóg za nie wynagradza zwłaszcza w życiu przyszłym, choć same z siebie nie mają mocy zbawienia. Zbawia ŁASKA BOGA, ale nie można odrzucać dobrych uczynków. Katolik zachowujący "piątkową" wstrzemięźliwość nie jest ani faryzeuszem ani pelagianinem, czci Chrystusa. Jezuita Sośniak zupełnie nie ma racji.
NK
~Nie Katolik
21 sierpnia 2024, 12:54
Dobre uczynki mają znaczenie, ale chyba nie w takim sensie jak panu się wydaje. Jak powiedział Jezus "Dobry człowiek wyjmuje z dobrego skarbca to, co dobre. A zły człowiek wyjmuje ze złego skarbca to, co złe". Po prostu.
AS
~Antoni Szwed
21 sierpnia 2024, 16:12
Proszę sobie przeczytać i przemyśleć [Mt 20, 27-29]. Apostołowie dokonali dobrego wyboru (dobry czyn!): pozostawili ziemskie sprawy i poszli za Jezusem. Pan Jezus odpowiada na pytanie Piotra, który pyta, co oni otrzymają za to, że za Nim poszli, i mówi każdy "stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy". Pan Bóg za dobre czyny WYNAGRADZA!!
NK
~Nie Katolik
21 sierpnia 2024, 18:18
Domyślam się że chodzi o Mt 19... No tak, w podobnym duchu jest Mt 6,19-21, i też przypowieść o skarbie i perle. Jednakże, czy na pewno jest to w kategoriach nagrody, za zasługi? Czy raczej jest to obdarowaniem. Bóg każdego z nas pragnie obdarować, pomimo tego jacy jesteśmy. Ja nie czuję był załugiwał na cokolwiek. To nie my jesteśmy dobrzy, tylko Bóg. To jest też ciekawy fragment o tyle, że uczniowie mogli myśleć o zupełnie innych rzeczach jakie dostaną w zamian, niż mówił Jezus. W ciągu życia uczymy się doceniać to, co jest bezcenne.
AS
~Antoni Szwed
20 sierpnia 2024, 20:06
Kolejny tekst Sośniaka czyli pomylenie z poplątaniem. Katolik, który zachowuje wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych w piątki, pragnie oddać cześć Panu Jezusowi, który umarł w właśnie w piątek. To nie jest asceza dla samej ascezy czy tylko opanowanie własnego ciała. Odpowiednio religijnie ukształtowany wierny nie będzie liczył na to, że sam zasłuży na zbawienie, gdy będzie spełniał dobre uczynki (w tym: zachowywał "piątki").
NK
~Nie Katolik
20 sierpnia 2024, 17:51
Gdyby to było takie proste... Faryzeizm, jak i wszelkie inne negatywne cechy, łatwo się dostrzega w innych, trudno dostrzega się w sobie. Nie żebym tutaj coś pił do księdza. Po prostu, człowiek ma jakiś mechanizm oszukiwania się i wypierania że jest grzesznikiem. To jest niełatwa rzecz dostrzec że samemu nie jest się lepszym od innych. I że tak naprawdę, jeśli nie uwierzymy w Jezusa, to, jak Jezus zapowiedział - pomrzemy w tych swoich grzechach, w beznadziei. Tak na marginesie, św. Paweł też był faryzeuszem. Historia jego nawrócenia jest głęboka i pouczająca.