Kilku księży w namiocie

(fot. Orlok / shutterstock.com)

Czy kapłani powinni się takimi sprawami zajmować? Co ma wyniknąć z tego, że na kilka tygodni ich warunki bytowe, to "materac na ziemi, woda do picia, suchy prowiant i ubikacja chemiczna"? Nie mają ważniejszych spraw na głowie niż warunki, w jakich żyją imigranci?

Jako podało Radio Watykańskie, przed kościołem św. Zenona w Ambivere we Włoszech, w prowincji Bergamo, na czas Wielkiego Postu stanął namiot. Zamieszkali w nim trzej księża (według niektórych włoskich mediów, jest ich czterech), aby w ten sposób zaprotestować przeciwko ciężkim warunkom, w jakich muszą żyć przybywający do Italii uchodźcy.

Duchowni, którzy uczestniczą w proteście, postawili sobie dwa cele: chcą uwrażliwić lokalne władze na problemy, z którymi na co dzień borykają się uchodźcy, a równocześnie przypomnieć wiernym o potrzebie konkretnych gestów solidarności. "Parafianie generalnie popierają ten prowokacyjny gest, przypominają jednak, że to nie Kościół, a państwo powinno skutecznie stawić czoła problemom migrantów" - konkluduje watykańska radiostacja.

Prowokacja, happening, event. Jakkolwiek nazwiemy akcję trzech katolickich włoskich duchownych, fakt pozostaje faktem - zabrali oni publicznie głos w pewnej kwestii społecznej. Zrobili to nie w jakiejś wielomilionowej metropolii, lecz w liczącej niespełna 2,5 tysiąca małej miejscowości. Czy takie działanie w ogóle ma sens? Czy akurat kapłani powinni się takimi sprawami zajmować? Co ma wyniknąć z tego, że na kilka tygodni ich warunki bytowe, to "materac na ziemi, woda do picia, suchy prowiant i ubikacja chemiczna"? Nie mają ważniejszych spraw na głowie niż warunki, w jakich żyją imigranci?

DEON.PL POLECA

To nie są błahe pytania. Dotyczą z jednej strony kwestii wrażliwości duszpasterzy na kwestie społeczne, z drugiej dotykają sposobu wyrażania tej wrażliwości. Odnoszą się nie tylko do włoskich duchownych, ale do księży na całym świecie, również w Polsce.

Po zakończeniu tegorocznej kolędy pewien proboszcz opowiadał z przejęciem o tragicznych, urągających godności warunkach, w jakich żyje część jego parafian. Władze miejscowości od dawna kilka ulic traktują jak slumsy i zajmują się głównie pilnowaniem, aby zasiedlający sypiące się domy nie niepokoili mieszkańców innych dzielnic. "Najbardziej przeraża mnie to, że nie jestem w stanie pomóc tym ludziom" - wyznał proboszcz i opowiedział, że diecezjalna Caritas organizuje spore wsparcie dla jego podopiecznych, ale to wszystko za mało. "Co na to władze samorządowe? Może trzeba im zdecydowanie i stanowczo przypomnieć, że nie wolno ignorować żadnej grupy mieszkańców? To nie są prywatne budynki, prawda?" - zasugerowałem. Zafrasowany kapłan aż zadrżał, tak się przestraszył. "Broń Boże! Nigdy nie mieszałem się do lokalnej polityki i nie chcę tego zmieniać" - oświadczył tonem niemal oficjalnym, po czym szybko się pożegnał.

Czy upominanie się o elementarne sprawy ludzi, takie jak godne warunki mieszkaniowe, to już polityka, do której księża nie powinni się mieszać? Moim zdaniem, nie. To aktywność w sferze społecznej, do której Kościół (w tym także duchowni) ma pełne prawo. Którą powinien się zajmować. Nie bez powodu papież Franciszek rozpoczął swoje pielgrzymowanie od wizyty na wyspie Lampedusa. Nie bez powodu przywoływał pytania "Adamie, gdzie jesteś? Gdzie jest twój brat?" i przepraszał za obojętność. "Przyzwyczailiśmy się do cierpienia innych, nie dotyczy nas, nie interesuje, to nie nasza sprawa!" - mówił.

Nawet najlepiej zorganizowana działalność charytatywna nie zastąpi aktywności Kościoła w sferze społecznej. Oprócz pomagania trzeba również wpływać na rozwiązania systemowe. Trzeba to robić odważnie i rozważnie, nie przekraczając granicy politycznego zaangażowania, ale nie można z obawy przed upolitycznieniem na wszelki wypadek z góry się wycofywać.

Znam wielu wrażliwych społecznie księży. Nie zamykają oczu na ludzką krzywdę, na pozbawianie ludzi godności, widzą błędne, niesprawiedliwe rozwiązania wprowadzane na poziomie lokalnym. Starają się, w miarę możliwości, pomagać, ratować, wpierać potrzebujących, pokrzywdzonych, wykluczonych. Niektórzy próbują interweniować, podpowiadać lepsze rozwiązania, ale często spotykają się z niezrozumieniem i zdziwieniem. "To nie księdza sprawa, po co ksiądz się miesza" - słyszą od urzędników. Nieprawda. To jest sprawa księdza. Także księdza. Bo oprócz niego, to również sprawa parafian.

Franciszek na Lampedusie prosił "o łaskę płaczu nad naszą obojętnością, nad okrucieństwem, jakie jest w świecie, w nas, również w tych, którzy bezimiennie podejmują decyzje społeczno-gospodarcze, które otwierają drogę do podobnych dramatów". Ten płacz powinien mieć miejsce nie w kąciku jako wyraz bezradności. Te łzy powinny być jak najbardziej jawne, publiczne. Sprzeciw wobec społecznych rozwiązań opartych na obojętności musi być widoczny. W tej perspektywie zamieszkanie kilku włoskich księży w namiocie przed kościołem w Ambivere ma sens.

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kilku księży w namiocie
Komentarze (9)
Oriana Bianka
4 marca 2016, 11:47
Nie możemy się odwracać od nieszczęścia ludzi pozbawionych dachu nad głową, wygnańców wędrujących z tobołkami, rodzin z dziećmi  mieszkających w lichych namiotach lub kartonach, głodujących, przemarzniętych, dzieci pozbawionych edukacji. Nie możemy takich ludzi uważać za najeźdźców i wrogów. Problemem jest skala migracji - największa od czasów II Wojny Światowej, z którą Europa sobie nie radzi. Do przywódców UE należy szukanie rozwiązania tego problemu.  Inną grupą są imigranci ekonomiczni, którzy nie pochodzą z krajów objętych wojną, lecz szukają lepszego życia, co samo w sobie jest też zrozumiałe - Polacy również emigrują z powodów ekonomicznych. W tym przypadku nie można przyjmować wszystkich chętnych, ponieważ nie można zapewnić im pracy. Europa nie może przyjąć wszystkich imigrantów ekonomicznych. Należy również zwiększyć pomoc uchodźcom na miejscu. Zwyczajni ludzie często nie wiedzą, jak mogą pomóc. Ale to co może każdy zrobić tu i teraz, to z pewnością może powstrzymać się od szerzenia mowy nienawiści i kreowania nieuzasadnionych uprzedzeń do obcych. Na skutek takich działań i atmosfery wrogiej cudzoziemcom z krajów arabskich, doszło w polskich miastach do pobić ludzi wyglądających na Arabów, którzy nawet nie byli muzułmanami lub nie byli uchodźcami, albo w ogóle nie byli Arabami. Każdy, kto namawia do nienawiści, powinien czuć się za to odpowiedzialny.
Oriana Bianka
4 marca 2016, 14:55
To nie 12 osób dało 12 minusów - zrobiła to jedna osoba - stało się to przed chwilą na moich oczach. Ktoś po prostu lubi hejtować....
Andrzej Ak
4 marca 2016, 01:04
My rozmawiamy tutaj bardzo często o jakże ważnym miłosierdziu, tymczasem na innych portalach rozmawia się o faktach i niedalekiej możliwej przyszłości. Być może warto od czasu do czasu rozejrzeć się i zobaczyć co inni mówią o tematyce obecnej emigracji w Europie. To by nawet tłumaczyło ten złowrogi strach Polaków przed emigrantami w szczególności pochodzenia arabskiego, bo emigranci ze wschodu nie budzą już takich emocji. http://lotna.neon24.pl/post/130116,przygotowania-do-konfliktu-zbrojnego-w-europie http://lotna.neon24.pl/post/129644,polska-idzie-na-wojne
MR
Maciej Roszkowski
3 marca 2016, 21:56
Klikamy na minus w poczuciu bezradności. Mieszane umyślnie, lub bezmyślnie są dwa problemy. Ludzie którzy uciekając uratowali swoje życie i kilka tobołków, to jest to co im pozostało  z całego dotychczasowego życia i setki tysięcy silnych, przeważnie młodych ludzi którzy chcą korzystać z dobrobytu Zachodu, a ich migracja pogrąży do końca w chaosie i nędzy ich kraje.  Informacji  o ludzkiej nędzy, nieszczęściu i beznadziei nie chcemy słuchać, bo  przypominają o naszym względnym dobrobycie i bezpieczeństwie, a to budzi pytania co możemy w tej sprawie zrozbić, na ile pomóc. I łatwiej jest dać parę zł. na Caritas niz przyjąć do swojego otoczenia kilka rodzin prawdziwych uchodźców. Do tego dochodzi brak zaufania (uzasadniony) do administracji państwowych i europejskiej których głupota nieudolność i bezradność jest oczywista. Nie sądzę abyśmy mieli obowiążek moralny, czy jakikolwiek inny przyjąć ponad milion migrantów zarobkowych, ale czy to jest usprawiedliwienie dla odmowy pomocy uchodźcom.  Nie wiem co o tym mysleć i jak sobie z tym poradzić
Kamila
2 marca 2016, 14:12
Wstrętne jest to, jak niskie oceny ma każdy artykuł, który mówi o ludzkiej nędzy, o tych, którzy potrzebują naszej pomocy - zwłaszcza, jesli jest to w kontekcie uchodźców. Czy rzeczywiście większość czytelników Deonu ma takie poglądy? Czy są milczącą większością popierającą zło i odrzucanie Ewangelii? Czy nie chce im się kliknąć na "tak"?
C
C
2 marca 2016, 22:09
Czytanie o własnej obojętności nie należy do przyjemnych. Pojawiają się negatywne emocje, wyrzuty sumienia itp. Stąd biorą się niskie oceny. Bogu dzięki, że są ludzie, którzy mają odwagę pisać i mówić o sprawach trudnych pomimo wielu negatywnych ocen.
Lucjan Drobosz
2 marca 2016, 22:19
A spójrz moja droga z jakim zapałem klikają na "nie" pod Twoim wpisem! Ta semicka rodzina z Dzieckiem na osiołku nie miałaby u nas szans. Nawet przy powszechnej świadomości, że ktoś chce Dziecko zabić.
Andrzej Ak
2 marca 2016, 23:30
Niskie oceny jak sądzę są podyktowane sprzeciwem czytelników Deon-a wobec promowania szerokiego otwarcia granic Europy na jej islamizację. To, że za islamizacją stoją obrazy porywające wrażliwe serca wiernych nie oznacza, że wierni są ślepi i nie widzą przyszłych katastrofalnych jej skutków. To czego nie mogli zniszczyć zabrorcy, czego nie zniszczyła komuna, za 20 lat lub trochę więcej w Polsce może zniszczyć Islam.  Wystrczy spojrzeć na kraje zachodniej Europy, za kilka lat znikną tam obchody świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy. To już na naszych oczach staje się faktem. Dechrystianizacja w toku....
Rafał Dąbrowa
3 marca 2016, 08:02
Masz rację, w przyjmowaniu uchodźców nie ma żadnej logiki. Ale tym jest właśnie miłość - w miłości nie ma logiki, bo gdyby była, to nie byłaby to już miłość, tylko wyrachowanie. Okazując komuś miłość - samemu się traci. Ale siłą chrześcijaństwa jest właśnie miłość. Gdy się ją zaprzepaści, to będzie to coś znacznie gorszego niż zalew Europy przez muzułmanów.