Kościół nie podważa świeckości państwa

(fot. Lauren Manning / flickr.com / CC BY 2.0)

I znowu, tym razem za sprawą rządu Słowacji, zawrzało w mediach: przyjmą uchodźców, ale nie muzułmanów. Posypały się gromy oskarżeń o rasizm, islamofobię, karygodną segregację ze względu na religię.

Panika niektórych polityków i komentatorów życia publicznego sprawia wrażenie, że swoją decyzją rząd Słowacji godzi w fundamenty ich świata. Czemu oni tak to przeżywają?

DEON.PL POLECA

Wydaje mi się, że ludzie, którzy tak ostro krytykują decyzję rządu Słowacji, popełniają uparcie błąd, któremu ulegli jakiś czas temu. Trwają w nim już tak długo, iż słusznie można zacząć uważać ich za konserwatystów, mimo że cały czas występują pod sztandarem postępu i nowoczesności.

Jak dawniej komuniści myśleli, że pokój nastanie, gdy usunie się rodzącą konflikty własność prywatną, tak myśl nowoczesna jakiś już czas temu zachwyciła się pomysłem usunięcia religii (przynajmniej do strefy intymnej prywatności) w celu zaprowadzenia ładu w społeczeństwach.

Rzeczywiście - doświadczenie uczy, że religia bywa źródłem konfliktu. Pomysł, by pozbawić ją wpływu na społeczeństwo miał prawo okazać się kuszący, bo w dużej mierze jest po prostu prawdziwy. Jednak idee humanistyczne rzadko bywają aż tak przenikliwe i genialne, jak na pierwszy rzut oka się wydaje. Również idee sekularyzmu wymagają weryfikacji, pogłębienia i dopowiedzenia.

Eksperyment z usunięciem religii ze strefy publicznej przeprowadzono w Europie: oddzielono od państwa religię chrześcijańską. Problem jednak w tym, że chrześcijaństwo jako takie w sumie nie ma nic przeciwko temu rozdzieleniu, bo w ścisły sojusz ołtarza i tronu weszło nie ze swej natury, ale na skutek takich, a nie innych okoliczności historycznych.

Co więcej, łatwo można wskazać momenty w historii i aktualnej sytuacji, gdy Kościół sam się domagał, żeby to nie religia decydowała o kształcie państwa, ale uzgodnione wspólnie przez mieszkańców przy pomocy rozumu prawa. W pewnym sensie więc samo chrześcijaństwo jest religią oddzielającą się od państwa.

Głosiciele sekularyzacji na początku tego nie dostrzegali, bo rzeczywiście ze strony Kościoła, który znali, napotykali silny opór wobec swoich działań. Często jednak do dziś im się wydaje, że chrześcijaństwo jest wrogiem ich działań i to wrogiem najważniejszym.

W chwili obecnej trudno taką postawę intelektualną wyjaśnić inaczej niż przez zwykły konserwatyzm: raz przyjęte założenie trudno zmienić, a poglądy uznane raz za słuszne, mają takimi pozostać na zawsze. Mają dać konserwatystom poczucie, że wiedzą, że znają kierunek, w którym należy podążać. A przecież piewcy sekularyzacji mogą poczytać dokumenty II Soboru Watykańskiego i usłyszeć wezwania do tworzenia świeckich państw na Bliskim Wschodzie. Do dziś są one cały czas podnoszone przez tamtejszych biskupów.

Mimo to jakoś się uparli, że największym wrogiem oddzielenia religii od państwa jest Kościół. Upór ten bywa tak ślepy, że są nawet skłonni dążyć do ograniczenia roli chrześcijaństwa wspierając inne religie, nawet islam!

Nie miałem okazji tego sprawdzić, ale podejrzewam, że spora część lewicowych i liberalnych publicystów krytykujących finansowanie z budżetu państwa budowy Świątyni Bożej Opatrzności w Warszawie broniła prawa do finansowanej przez saudyjskich wahabitów budowy warszawskiego meczetu.

Zwolennikom świeckości państwa radziłbym zatem zweryfikować swoje spojrzenie na religie: naprawdę ma znaczenie od której religii wymagacie wycofania się z przestrzeni państwowej. Chrześcijaństwo nie tylko bez problemu ustąpi, ale wcale się tam nie pcha jako religia narzucająca prawa na zasadzie: "bo Bóg tak powiedział".

Chrześcijanie chcą państwa, które szuka sprawiedliwości i ustala prawa na bazie prawdy odkrywanej przez ludzki rozum, a nie narzucanej przez religię. Wiem, że zabrzmi to dziwnie, ale wierzcie mi, lewicowcy i prawicowcy, liberałowie i socjaliści, komuniści i kapitaliści: nasi biskupi i ludzie Kościoła będą się z wami spierać o kształt prawa w Polsce, ale nigdy nie o świecką naturę naszego państwa.

Podejrzewam, że w decyzji rządu Słowacji wcale nie chodzi o kwestię religijną: niby chrześcijański rząd podejmuje antymuzułmańskie działania za namową biskupów, którzy sterują ministrami z tylnego rzędu. Potrafię sobie wyobrazić, że jest to w tym przypadku zwykła chłodna kalkulacja polityczna: chcemy mieć państwo świeckie, nie możemy mieć za dużo arabskiego islamu.

Zalecam więc spokój tym, którzy przestraszyli się, że dostrzeganie przez instytucje państwowe różnicy między islamem a chrześcijaństwem jest końcem świeckiego państwa.

Byłoby tak, gdyby państwo zaczęło nierówno traktować swoich obywateli ze względu na ich religię. Nie to jednak miało miejsce na Słowacji. Myślę nawet, że dostrzeganie przez instytucje państwowe różnic między religiami jest warunkiem dalszego trwania świeckich państw w Europie.

Historyk Kościoła, patrolog, tłumacz dzieł Ojców Kościoła, współzałożyciel Stowarzyszenia „Dom Wschodni – Domus Orientalis”, twórca portalu patres.pl poświęconego Ojcom Kościoła.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kościół nie podważa świeckości państwa
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.