Księża na Księżyc

Zbigniew Kruszewski

Dlaczego niedzielne kazanie zapominamy jeszcze przed komunią, a z księdzem rozmawiamy tylko o sprawach z Księżyca? Nauczyciel i ojciec kapłana zadaje pytanie o jakość przygotowania księży do rozmowy z drugim człowiekiem.

Nie, nie podpisuję się pod tym hasłem, przeczytanym na jakiejś ścianie w Trójmieście. Jednak kiedy młodzi ludzie opowiadają mi o swoich kontaktach z niektórymi kapłanami i katechetami - w szkole, kościele, podczas kolędy - kiedy słucham i obserwuję tychże podczas mszy "młodzieżowej", wtedy często parafrazuję sobie to hasło. Zamiast "Księża na Księżyc" - "Księża z Księżyca". Z Księżyca albo z Marsa, a może (bogata polska frazeologia!) "urwali się z choinki".

Wiele już napisano o niemocy komunikacyjnej, która nie pozwala księżom nawiązać szczerego kontaktu ze światem młodych ludzi, którzy zdają się wołać do swoich kapłanów: Halo, tu Ziemia! Zejdźcie do nich na Ziemię, drodzy księża! Do Ziemian, szczególnie tych młodych, trudno dotrzeć połajankami, przykładami, jeżeli nie z Księżyca, to ze średniowiecza lub Planety Teologii, wykładami z cyklu: "Zobaczcie, jaki jestem mądry" (zamiast: "Zobaczcie, jakie to proste/piękne/dobre") i taką wizją naszej planety, która w świadomości młodych Ziemian dawno nie istnieje.

Że tak jest pisano wielokrotnie, że trzeba mówić językiem planety, na którą przybyliśmy, a przynajmniej rozumieć, że taki (poza naszym) też istnieje - pisaliśmy w naszym kwartalniku równie często. Może warto więc teraz zastanowić się, dlaczego tak się dzieje? Dlaczego niedzielne kazanie zapominamy jeszcze przed "Barankiem Bożym" (chyba że mama będzie odpytywać - wtedy trzeba jakoś zapamiętać to czy owo), a myśląc o nadchodzącym spotkaniu kolędowym, wydajemy z siebie żałosne westchnienie? Dlaczego księża co niedziela mówią do ludzi, a nie potrafią na co dzień rozmawiać z człowiekiem?

DEON.PL POLECA

Przyczyna pierwsza - zaburzenia komunikacyjne: "Ziemia, nie słyszymy was!" Często bywa tak: chłopak dorasta w małej miejscowości. Jest wrażliwy, dobry, introwertyczny, refleksyjny, pobożny. Nie gra w piłkę, nie lubi pomagać tacie w pracach domowych. Lubi czytać. Ma więc niewielu kolegów. Ale chętnie chodzi do kościoła, służy do mszy. Kim będzie? Księdzem, decyduje rodzina; spełnią się marzenia, jeśli nie rodziców, to dziadków. Po maturze chłopak idzie do seminarium duchownego. Tam, sześć lat zamknięty w pokoju z trzema takimi jak on, nie musi już kontaktować się z planetą Ziemią, której za dobrze nie zna. Jeżeli ma szczęście, nauczy się tam, jak głosić kazania. Głosić kazania, niekoniecznie porozumiewać się z ludźmi, rozmawiać z nimi. Zostaje księdzem, a tu niespodzianka - będzie uczył w szkole! Będzie uczył takim samych młodych ludzi jak jego koledzy sprzed lat!

Przyczyna druga - brak powołania... do pracy w szkole. Przecież wielu duchownych - myślicieli, mistyków, filozofów - może spełniać się w zaciszu scriptorium. Ale nie mają wyboru - muszą katechizować w pobliskim gimnazjum. Bo bycie księdzem oznacza też pracę w szkole, a tym samym - kontakt z uczniem, jego niewyparzonym językiem, ale i problemami, rozterkami, piekłem dojrzewania. Nie będzie łatwo.

Przyczyna trzecia - niewłaściwy kierunek lotu. Często, wyobrażając siebie w roli przyszłego księdza czy nauczyciela, umiejscawia się naprzeciw wypełnionego ludźmi kościoła lub uczniami sali lekcyjnej. Że będzie księdzem dla wszystkich, a swe słowa będzie kierować do wszystkich. Może jednak lepiej wyobrazić sobie nie ludzi, a osoby - te wątpiące, będące w innej sytuacji niż "wszyscy", ucznia niesfornego, ucznia, który nie rozumie, choć "wszyscy" zrozumieli.

Można by te przyczyny usunąć, gdyby nie przyczyna nadrzędna - brak odpowiedniego przygotowania

Oczywiście, księża i katecheci jako ludzie wykształceni szybko orientują się, że nawet po studiach trzeba wiele się uczyć, aby podołać powołaniu, nawet mimo niekorzystnych uwarunkowań osobistych, więc w pewnym sensie trzeba "zaprzeć się samego siebie". Osobie świeckiej jest łatwiej - jeżeli przeceniła swoje możliwości lub czego innego spodziewała się po rzeczywistości, jaką zastała w wymarzonej branży - może zmienić zawód. Ksiądz nie może.

Znam wielu duchownych, którzy kończą kursy, czytają, szukają pomocy, bo rozumieją, że sam zapał nie wystarczy - potrzebna jest jeszcze konkretna wiedza, umiejętności. Mam jednak również inne doświadczenia - wielu uważa, że samo bycie księdzem daje im życiową i zawodową mądrość, jakiej nie mają osoby świeckie, a zwrócenie się z prośbą o pomoc, choćby radę, graniczy wręcz z upokorzeniem. I zamykają się w kościele i na plebanii niczym w twierdzy, czekając tam na wiernych, których można prowadzić, powtarzając z ambony niczym mantrę zdanie, że "nie ma wierzących niepraktykujących", więc w zasadzie poza tymi, którzy przyszli do świątyni, nie ma z kim gadać. A przecież są ci wątpiący, poszukujący, wrodzy, zdezorientowani, potrzebujący rozmowy, porady, słowa i Słowa…

Z pewnością księża mają w sobie tyle ducha, żeby włączyć się w normalne życie, ale nie mają przygotowania, również psychologicznego, doświadczenia, otwartości. "Zawodówki dla księży" - tak seminaria duchowe określił jeden z zakonników (zakończył swoją edukację w wieku, w którym jego rówieśnicy "diecezjalni" obejmowali swe pierwsze probostwa).

Mocno powiedziane, może jednak jest w tym trochę racji - może zamiast przygotowywania do "zawodu" i umacniania w przekonaniu, że resztę "załatwi" samo bycie księdzem, lepiej jest przygotowywać przyszłego kapłana do bycia z człowiekiem - pojedynczym, każdym (nawet takim palikotowatym), wszędzie i w każdej sytuacji?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Księża na Księżyc
Komentarze (21)
D
DNA
12 stycznia 2013, 13:36
Przepraszam bardzo, ale czy autor tego artykułu przeprowadział badania. Jeśli tak to proszę je przedstawić, a nie episać o swoich widzimisię. Coraz więcej mamy osób, którzy się na wszystkim znają. A tak na prawdę są dyletantami.
A
Albercik
12 stycznia 2013, 12:16
"Księża na Księżyc" hasło propagowane w PRLu przez Owsiaka
BT
było tak
9 marca 2012, 12:10
- Kto ty jesteś? - Polak mały. - Jaki znak twój? - Orzeł biały. - Gdzie ty mieszkasz? - Między swemi. - W jakim kraju? - W polskiej ziemi. - Czem ta ziemia? - Mą Ojczyzną. - Czem zdobyta? - Krwią i blizną. - Czy ją kochasz? - Kocham szczerze. - A w co wierzysz? - W Polskę wierzę. - Coś ty dla niej? - Wdzięczne dziecię. - Coś jej winien? - Oddać życie. - Kto ty jesteś? - Polka mała. - Jaki znak twój? - Lilja biała. Władysław Bełza  
OI
ojców i dziadów pamięć?
9 marca 2012, 12:04
W hołdzie Władysławowi Bełzie Kim Ty jesteś? Jam Polakiem! Plemię to nie byle jakie . Dzielne, bitne pośród wrogów. Pracowite, wierne Bogu. Jaki znak mój ? Orzeł przecie! Piękny symbol sami wiecie! Ptak królewski więc w koronie! Dumny lotnik w nieboskłonie. Moje miejsce ? W polskim kraju ! Dzisiaj Polak na rozstaju. Polak dzisiaj w obcej ziemi. Lub bieduje między swemi. Czy dziś Polska to Ojczyzna? Zaprzedane; krew i blizna. Zapomniana mądrość dziadów. Nie zostało w głowach śladu. Więc mam Polsce służyć szczerze? Czy łgać tylko na papierze? Że mi o nią zawsze chodzi? Że jej imię usta słodzi ?. Że za serce jeszcze chwyta, gdy się o Nią ktoś zapyta? Bo sprzedana jest z kretesem! Przehandlował diabeł z biesem!
WO
wiara ojców i dziadów
9 marca 2012, 12:01
O celu Polaka Polaka celem: Skrucha przed Bogiem, Mir z przyjacielem, A walka z wrogiem. Cześć dla siwizny, Czyste sumienie, Miłość Ojczyzny I poświęcenie. Chętnie krew własną, Dać w dobrej sprawie, Zacnie i jasno, Dążyć ku sławie. Umieć na progu Złożyć urazy, Mieć ufność w Bogu I żyć bez skazy. Trudy i znoje, Znosić z weselem, To, dzieci moje, Polaka celem. - Władysław Bełza
9 marca 2012, 09:17
@gos.c Niekoniecznie z małych wiosek - to nieprawdziwy stereotyp (obecnie większość seminarzystów jest z dużych miast). Z ciekawosci zerknelam na neoprezbiterow 2011 z mojej diecezji: 25% z duzych miast, 20% z miasteczek, 55% ze wsi. Nie mam dostępu do statystyk. Swoje stwierdzenia oparłam na słyszanych przeze mnie wypowiedziach księży w tym Rektora Seminarium Archidiecezji Warszawskiej, którzy twierdzili, że obecnie do seminariów trafia więcej mężczyzn już po studiach, bądź w trakcie rozpoczętych studiów (a wiec nie chłopcy bezpośrednio po maturze) i że odwrócił się trend, że większość seminarzystów pochodzi ze wsi. W/g tych księży,  których slyszałam obecnie większość kandydatów do kapłaństwa rekrutuje się z miast, bo w miastach jest bogatsze duszpasterstwo młodych. Może jest tak, że te tendencje są zróżnicowane w zależności od diecezji.
S
Słaba
9 marca 2012, 01:08
Chyba znam trzech księży (dwóch diecezjalnych), z którymi mogę porozmawiać zwyczajnym językiem o sprawach wiary, ale i o innych sprawach - tak po prostu. Spośród moich znajomych świeckich mogę w ten sposób porozmawiać z jednym mężczyzną. Mówię o możliwości rozmowy, nie o podzielaniu wszystkich poglądów. Taki los kobiety?...
T
Tomek
8 marca 2012, 21:12
 Zaledwie w niewielkim stopniu się zgadzam z autorem artykułu. Każdy ksiadz, jak każdy człowiek jest inny. To czy będzie umiał nawiązać kontakt z innymi ludźmi zalezy od jego predyspozycji osobistych, cech charakteru, chęci, zaangażowania, potrzeb emocjonalnych, osobistej więzi z Panem Bogiem, a na samym koncu od przygotowania formalnego. Z ludźmi albo się chce i umie gadać, albo nie. Nie ma znaczenia, czy się jest lekarzem, nauczycielem, kwiaciarką czy księdzem. Co do seminarium, tam też się toczy życie jak wszędzie indziej. To nie jest jakaś inna planeta, fakt że czyta się brewiarz i uczestniczy codziennie w Eucharystii, fakt że życie się toczy się według określonego porządku, ale jest czas na zwykłe codzienne rzeczy, książke, prace, rekreacje, są praktyki najróżniejsze, wycieczki. Nie wiem też dlaczego chłopak, który sie urodził na wsi czy małym miasteczku ma nawiązywać gorszy kontakt z ludźmi niż jego rówieśnik z dużego miasta.... Co do nawiązywania kontaktu i prowadzenia dialogu z ludźmi wrogo nastawionymi do kościoła, albo głoszącymi dziwaczne poglady, to nie  jest tak prosto i nie ma co wymagać, żeby każdy ksiądz miał do tego talent, doświadzenie i predyspozycje. Czy każdy ksiądz powinien uczyć w szkole? Nie każdy. Jednak życie jest życiem i nie ma co bezowocnie polemizować. 
K
ksiądz
8 marca 2012, 20:30
Dziękuję za wiele intuicji z artykułu, choć nie wydaje mi się, by przedstawione sprawy dało się tak łatwo zaklasyfikować. Na pewno warto zwrócić uwagę na formację ludzką kandydatów, tym bardziej, że badania pokazują, że większość z nich to introwertycy. Klucza do dobrego duszpasterstwa trzeba poszukać jeszcze głębiej, bo BXVI stwierdza, że wszelkie kłopoty współczesnego Kościoła biorą się z braku wiary. I nią trzeba rozpalić u szafarzy i u wiernych świeckich. Gdy ksiądz płonie żywą wiarą i miłością do Boga i człowieka to pociąga, skłania do zastanowienia. Ucieszyć się kapłaństwem i zadumać się nad kapłaństwem - to zadanie dla wszystkich wiernych. To coś znacznie więcej, niż przebadać kapłana pod kątem spełniania potrzeb socjo-psychicznych. Skoro kapłaństwo to sakrament czynu Chrystusa, to w kapłanie ten Chrystus musi być dotykalny i widzialny. Rodzi się więc wezwanie do świadectwa miłości pasterskiej. Nie ograniczałbym tego tylko do sprawnej komunikacji, wyrażania uczuć czy umiejętności retorycznych; to za mało. Techniki zawodzą. Przecież każdy z nas ma jakieś ograniczenia, których nie przeskoczy, jakiś swój rys osobowościowy, który jednym pasuje, a drugim nie. Warto jednak rozwijać wzajemną troskę, duchowość komunii. Myślę, że kluczowe będzie przekroczenie anonimowości, niedotykalności, obojętności, by dać się poznać, czy używając języka św. Pawła "przygarnąć się wzajemnie". Personalizm po prostu. W dobie zaszczucia księży, po których, zdaniem wielu mediów, można spodziewać się tylko tego, co najgorsze, warto abyście moi bracia i moje siostry moblizowali nas, zachęcali, korygowali, ale też tak po prostu zauważali, pomagając się otwierać, a nie wyłącznie korzystać z usług duchowych. Przez wzajemną odpowiedzialność za siebie tworzyć będziemy piękny Kościół.
G
gość
8 marca 2012, 19:31
Jest coś w tym tekście. Z obserwacji zachowania różnych kapłanów w pokoju nauczycielskim wiem, jak trudno jest niektórym z nich nawiązać relacje i zachować godność związaną z ich powołaniem i pozycją, jaką ono teoretycznie daje.
&
<jerzy>
8 marca 2012, 16:57
Rozumiem że Autor przedstawia to z czym boryka się także jego syn (ksiądz) i na tej "podstawie" rysuje problem. Pytanie - czy ten ksiądz (syn) wychowywał się w jakiejś metropolii?  Czy radzi sobie lepiej niż ci z małych miejscowości?. Bo np: św. Piotr był rybakiem. Św. Jan Vianey (Francuz) miał problem z łaciną, cóż, uczył się czytać ("dzięki rewolucji") dopiero w wieku 17 lat, a "mądrości" były pisane po łacinie, nie wspominając o formularzu Mszy Św. także w tym języku, "owoce" tejże "rewolucji" bardzo "ułatwiały" mu pracę - OWOCE JEGO PRACY mówią same za siebie. Podstawy wynosi się z domu rodzinnego, np: jak dziecko  widzi że ojcu - chociaż nie modli się, żyje jakby Boga nie było, (w dodatku mówi że księży najlepiej posłać na Księżyc) - wąsy i tak urosły, to jemu też żadne kościelne praktyki nie są konieczne. Współpraca z Łaską Bożą dotyczy każdego, każdy rodzic kiedy przynosi dziecko do Chrztu zobowiązuje się do wychowywania dziecka w tej wierze. Wiara rodzi się ze słuchania, kiedy mówimy dziecku o Bogu z szacunkiem, póżniej jako nastolatek/dorosły z uwagą będzie słuchał tego co będzie się tyczyło spraw związanych z Bogiem, a nie myślał w tym czasie o "niebieskich migdałach"  
8 marca 2012, 14:25
księdza czy nauczyciela, umiejscawia się naprzeciw wypełnionego ludźmi kościoła lub uczniami sali lekcyjnejPrzyczyna trzecia bis Już sama nowa forma Mszy Św. stawia księdza w opozycji do ludu (że o zorientowaniu do Boga nie wspomnę). Już nie jest człowiekiem z ludu, członkiem społeczności, pierwszym inter pares. Już nie jest przywódcą wiodącym owieczki do owczarni tylko tym, który swoją osobą raczej utrudnia pojmowanie spraw "nie z tego świata", bo blokuje to co spływa z góry. Może to niezgodne z zamysłem twórców NOM, ale podświadomie ksiądz w kościele stoi "na drodze do Boga". Przekaz niewerbalny jednoznaczyn: "ponoć to miala być droga jednokierunkowa, to czemu ten zawraca?" Albo: "Taki słaby i niepewny, że musi się oglądać na innych?" Tyle jeśli chodzi o wymiar duchowy. Jeśli chodzi zaś o fizyczne środki przekazu, to i słownictwo, i konstrukcje językowe, i pseudouduchowiona mowa, i przesadnie miękki, efemeryczny tembr głosu powodują, że ludzie słyszą a nie słuchają. Mało konkretów, dużo ogólników i "poezji" typu. "niech twoja modlitwa będzie jak pocałunki dla Boga" powodują - przynajmniej u facetów - przejście w tryb standby. - O czym było kazanie? - pyta matka. I co taki gimnazjalista ma matce w domu powiedzieć? - Eee... noo.. o modlitwie... i... o... Bogu! - Jak większość kazań! Ja pytam o czym było konkretnie! - Konkretnie to... nie wiem... Jakaś rada? Krócej, konkretniej, dosadniej. Małymi, konkretnymi kroczkami ale sumiennie - przynajmniej gdzieś pójdziemy. Bo tak to stoimy w miejscu (właściwie większość leży). Jak nie ma pomysłu to może przynajmniej wytłumaczyć o co chodzi w czytaniu, Ewangelii. Może jakąś paralelą do teraźniejszości?
M
mn
8 marca 2012, 12:12
 Księża na księżyc - to wymyślili chyba młodzi warszawscy Żydzi o poglądach komunistycznych - nawiązując do hasła Żydzi na Madagaskar.
8 marca 2012, 12:04
Ja myślę, że jest trochę inaczej niż sugeruje autor artykułu. Do semiariów trafiają mężczyźni z normalnych środwisk, rodzin. Niekoniecznie z małych wiosek - to nieprawdziwy stereotyp (obecnie większość seminarzystów jest z dużych miast). I dopiero trafiając w środowisko kościelne, może nawet jeszcze nie w seminarium, ale później - na parafii, czy w kurii, nabierają "nowomowy" kościelnej. Dopiero życie jako ksiądz oddala od "czucia" z ludem. Na szczęście nie zawsze. A czemu zapominamy kazania? Bywają nudne. Ale też tak naprawdę, to oduczyliśmy się słuchać.
M
Magda
8 marca 2012, 11:56
Dobry, mądry tekst. O tyle bardziej autentyczny, że autor jest ojcem kapłana...
A
Alfista
8 marca 2012, 11:18
Gdzieś na YT widziałem filmik z księdzem jeżdżącym na deskorolce do tego w sutannie i znamienny był jeden z komentarzy w którym młody jak mniemam człowiek napisał, że kiedy chce ogladać klauna to idzie do cyrku. A słowo to tylko gadka.
S
sony
8 marca 2012, 10:23
Aby to zmienić ,nie potrzeba kursów psychologii .Wystarczy Wiara , i poczucie odpowiedzialności kapłana za powierzonych mu ludzi, przed Stwórcą.Jechali dobrowolnie kapłani,z wywożonymi na okrutne zsyłki parafianami i razem z nimi cierpieli.... Łaska jaką dał Bóg przez dzisiejszy postęp psychologii jest bardzo ciężka do przecenienia, i mamy też Kościoły z adoracjami, mnóstwo ruchów odnowy Kościoła , duszpasterstw itd.I raczej nie spotyka się tam dzikich tłumów. Mądrość i Wiara to dwa skrzydła na których się wzlatuje do nieba. Już w Teologii średniowiecznej to było dość znane, więc nie warto się uwsteczniać. Coraz więcej w seminariach itp, jest np. rzeczy na bazie dzikiego serca i tym podobnych i uważam że to jest droga w dobrą stronę.
PD
przesłania do kapłanów
8 marca 2012, 08:21
Czy uważacie, że diabeł i jego współpracownicy nie znają Moich niezmiennych słów? – “Będę z wami aż do skończenia czasów a bramy piekielne nie przemogą go" (kościoła).Kościół zostanie oczyszczony i uwolniony od zła. Wymaga tego Moja miłość ku niemu. Moja sprawiedliwość i miłosierdzie. Nie rozumie się tych spraw w sposób właściwy."  - mówił Pan Jezus do Don Ottavio Micheliniego – kapłana, którego Boże Miłosierdzie wybrało na posła, by w przeddzień wielkiego i strasznego wstrząsu obudził Kościół z letargu...  a do ks.Gobbiego też mówił o kapłanach...
I
innym ode mnie
8 marca 2012, 08:17
Księża na księżyc... i... co dalej ? Czyż ksiądz nie powinien być... Człowiekiem, który bił się z Bogiem, Źródłem uświęcenia, Grzesznikiem, któremu Bóg przebaczył, Panem swoich pragnień, Sługą nieśmiałych i prawych, Nie uniżonym wobec możnych Lecz pochylającym się nad biednymi, Uczniem swojego Pana, Przewodnikiem swej owczarni, Żebrakiem o hojnych rękach, Nosicielem niezliczonych darów, Matką niosącą pociechę chorym, Z mądrością wieku i ufnością dziecka dążącym wzwyż, Lecz mocno stojącym na ziemi, Stworzonym do radości, znającym cierpienie, Dalekim od wszelkiej zazdrości, jasnowidzącym, Szczerym w swej mowie, Przyjacielem pokoju, Wrogiem bezwładu, sędzią sumień, Na zawsze wiernym... tak innym ode mnie !
MP
modlitwa, przykład, czyn
8 marca 2012, 08:10
do 18 roku życia kształtują, rodzice, dziadkowie, katecheta, nauczyciele, szkoła, środowisko...przede wszystkim modlitwa rodziców, dziadków... potem rodzice towarzyszą w modlitwie, której dużo potrzeba kapłanom, którzy muszą "bić się ze światem" aby żyć zgodnie z Ewangelią, podstawy zawsze daje dom rodzinny  
W
wanda
8 marca 2012, 06:18
Dzisiejsza Ewangelia ostrzega rodziców pragnących aby ich syn został kapłanem.Wyjaśnia im ,że kapłana czeka droga  Chrystusa- ciągłe stykanie  się z odrzuceniem i dla najgorliwszych- męczeńska śmierć.Na nic kursy i kursy kursów ...... Papież postawił za wzór męczeńskie życie   Proboszcza z  prowincji we Francji......A tu mamy kancelarie parafialne otwarte od-do.... i spowiedzi od-do......Kościoły zamknięte-bo złodzieje....Mozliwość Adoracji Najświętszego Sakramentu dawkowana...Aby to zmienić ,nie potrzeba kursów psychologii .Wystarczy Wiara , i poczucie odpowiedzialności kapłana za powierzonych mu ludzi, przed Stwórcą.Jechali dobrowolnie kapłani,z wywożonymi na  okrutne zsyłki parafianami i razem z nimi cierpieli....