Księżowskie gadanie, czyli co z tym kazaniem?

(fot. Patrycja Malinowska)

Kazania mogłyby być narzędziem katechizacji. Ale nierzadko podpadają pod to, co potocznie określa się mianem "księżowskiego gadania". Dlaczego?

"Księżowskie gadanie" to określenie oznaczające górnolotną gadaninę czy też "klepanie wzniosłych banałów". Nie zawsze traktuje o kazaniach, ale pewnie także one przyczyniły się do jego powstania. Oburzające? Niekoniecznie, skoro często to właśnie katolicy (i to ci, którzy regularnie chodzą do kościoła) dobrze je znają i używają.

Letnie miesiące to czas urlopów, podróży, wędrówek, pielgrzymek. I niedzielnych Mszy Świętych w okolicach innych niż własna. Ponadto w czasach tzw. churchingu,   bardziej powszechnego w dużych miastach, łatwiej sprawdzić kto i gdzie oraz jak mówi kazania. Dodajmy do tego, że wielu z nas częściej niż kiedyś podróżuje w sprawach zawodowych. I dzięki temu lepiej poznajmy nie tylko specyfikę liturgii w innych parafiach, często w odległych miejscach, ale też zapoznajemy się z "twórczością własną" księży choćby podczas niedzielnych kazań.

Także mam swoje doświadczenia, bardzo różne. Zdaję sobie sprawę, że temat jest delikatny, bo (jak każdy) słyszałem kazania świetne i marne. I nie uważam ponadto, że zdolność lub nieumiejętność głoszenia kazań decyduje ostatecznie o postawie i osobistej świętości kapłana. Ale tutaj chciałbym zwrócić uwagę właśnie na ten "przeciętny typ" kazania, który w jakiś sposób wiąże się właśnie z "księżowskim gadaniem". Pamiętam także o tym, że wielu księży jest po prostu przepracowanych, co niczego nie ułatwia także w tej dziedzinie.

O jakim rodzaju kazania mowa powyżej? Ogólnikowym, zwykle z jakąś anegdotką: czy to zaczerpniętą z tzw. opowieści ludowych, czy to "a la de Mello", czy próbą opowiedzenia czegoś z "życia zwykłych ludzi". Takie kazania nie zawsze są patetyczne, ale zwykle nic albo nie wiele (poza bardzo ogólnymi stwierdzeniami) nie mówią nam o tym, co przed chwilą usłyszeliśmy. Takie anegdotki mają być chyba haczykiem, na które łowi się opadające sennie głowy wiernych ale problem w tym że po iluś usłyszanych kazaniach można odnieść wrażenie, że stanowią one część Tradycji Kościoła i to niebagatelną (sarkazm).

I tu zaczyna się najważniejszy problem. Z pozoru: ewangeliczny przekaz jest bardzo prosty i przecież "wszyscy wiemy", co znaczą ewangeliczne i biblijne przypowieści. Wszyscy też, którzy jesteśmy w kościele na niedzielnej Mszy wierzymy: "...w ciał zmartwychwstanie, żywot wieczny. Amen". Ale czy na pewno? Kilka lat temu opublikowanego badania pokazywały, że znaczna część osób deklarujących się jako wierząca nie wierzy w Zmartwychwstanie. Czyli, można przypuszczać, że kazania "o niczym" kierowane są także do tych, którzy wyznają religię "chrześcijańskopodobną".

Druga sprawa: nawet jeśli przypowieści o siewcy, synu marnotrawnym, zagubionej drachmie, talentach, itd. są wciąż czytelnymi kodami naszej kultury religijnej, to nie oszukujmy się: znaczna część czytań to także mocno teologiczne, naprawdę trudne teksty, wymagające znajomości kontekstu. Choćby listy świętego Pawła, Ewangelia według świętego Jana to naprawdę wyrafinowane i trudne fragmenty Pisma Świętego, w warstwie argumentacyjnej i polemicznej wprost związane z intelektualną i religijną tradycją swoich czasów. Wierni słyszą je w kościołach, ale czy wiedzą, co słyszą? Jak często kapłani tłumaczą, wyjaśniają, co usłyszeliśmy? Wiem, wiem, że "Bóg nas kocha i przebacza". Tu można powiedzieć: skoro tak, to po co Kościołowi cały kanon Starego i Nowego Testamentu, skoro jedno "księżowskie gadanie" w telegraficznym skrócie wszystko wyjaśnia? Albo udaje, że wyjaśnia.

Wiem, że to duże żądanie jak na krótki tekst publicystyczny, ale moim zdaniem kwestia "niedzielnych kazań" naprawdę domaga się szerszej refleksji i kroków naprawczych. Przecież kazania mogłyby służyć "ciągłej katechizacji", czyli nauczaniu tego, co faktycznie jest zawarte w czytaniach. Wiem, że to trudne, ale czy niemożliwe? Wymaga przede wszystkim konsekwencji i nieco dyscypliny. Ktoś powie: ale takie kazania nie będą życiowe! Cóż, obawiam się, że te dzisiejsze niby-życiowe kazania z półki "księżowskie gadanie" są właśnie kompletnie nieżyciowe, bo już zupełnie o niczym.

A przecież Kościół nie bez przyczyn dobiera odpowiednie fragmenty ze Starego i Nowego Testamentu w pewną całość, którą przekazuje wiernym w ciągu całego roku liturgicznego. Ale o tym dlaczego jest właśnie tak, a nie inaczej: często nie sposób się dowiedzieć z kazań. A przecież dla wielu jest to jedyne tak naprawdę źródło informacji o nauczaniu Kościoła. I nie kiwajmy tutaj z ubolewaniem głową nad bliźnimi, którzy "tak właśnie mają" i nie przechodzą od dzieciństwa przez kolejne wspólnoty przyparafialne, nie brali nigdy udziału w konkursach biblijnych, itd. Przyjmijmy, że im także należy wyjaśnienie, w co właściwie wierzą, skoro chodzą co niedzielę do kościoła i przynajmniej raz w roku się spowiadają.

Niestety, obecnie jest tak, że tzw. przeciętny katolik boi się rozmawiać o wierze z protestantem, a nawet na Świadków Jehowy łatwiej jest zareagować szyderstwem i histerią, niż rzeczową rozmową. Bo katolik "coś tam na Mszy usłyszał", "coś tam wie". No i jest "dobrym katolikiem". Albo często zostaje potakiwanie ("ekumeniczne" rzecz jasna) i formuła dobrze znana: "Kościół coś tam, ale wydaje mi się"... Czasem się obawiam, że w pewnym rodzaju katolicyzmu ta właśnie formułka uchodzi za główną prawdę wiary.

Jasne, nie wszyscy musimy być teologiami, ale warto zwrócić uwagę, że u źródeł każdej wielkiej reformy Kościoła w poprzednich wiekach, u źródeł każdej wielkiej instytucji Kościoła: franciszkanie, dominikanie, jezuici, było także nauczanie ortodoksyjnie katolickiej doktryny. Bo inaczej, bardzo przepraszam, dostajemy mydło i powidło, ze szczyptą de Mello (albo genderu), górnolotności i "księżowskiego gadania".

PS Przy okazji mam pytanie do Czytelników: czy się mylę, czy także Państwa zdaniem kazania stają się coraz krótsze, za to coraz dłuższe są ogłoszenia parafialne? Znak czasów?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Księżowskie gadanie, czyli co z tym kazaniem?
Komentarze (38)
A
Agata
9 lipca 2014, 09:16
PS Przy okazji mam pytanie do Czytelników: czy się mylę, czy także Państwa zdaniem kazania stają się coraz krótsze, za to coraz dłuższe są ogłoszenia parafialne? Znak czasów? oo tak ...
P
parafianka
8 lipca 2014, 19:48
z jednej strony nie wszyscy księża otrzymują dobrą formację, nie wszyscy też mają relację z Bogiem, która pozwoliłaby im żyć Słowem Bożym i zawsze usłyszeć to, co Bóg chce powiedzieć (do niego) i przekazać to innym z drugiej strony każdy, jeśli ma prawdziwe pytanie, usłyszy odpowiedź i Bóg do tego może się posłużyć nawet osłem, tylko trzeba słuchać, a nie wychodzić z założenia, że: to kazanie nie jest dla mnie, tylko dla tych starszych pań
WA
wyjście awaryjne
8 lipca 2014, 17:35
kazania są coraz krótsze i to jest dobre. Ogłoszenia są coraz dłuższe i dominują te o różnorodnych zbiórkach pieniędzy!!!! Ale zawsze można wyjść wcześniej z kościoła przed ogłoszeniami.
X
xp
8 lipca 2014, 17:59
Nie bardzo mozna wyjsc, bo msza sw. konczy sie blogoslawienstwem.
8 lipca 2014, 18:02
Zawsze można wyjść ze Mszy św. Także podczas kazania. 
P
parafianka
8 lipca 2014, 19:50
topo co w ogóle przychodzić?
8 lipca 2014, 22:16
Aby wysłuchać kazania? Później moża juz wyjśc, zresztą jak kazanie nudne, to szkoda drogocennego czasu na siedzenie i dłubanie w nosie.
W
wertyk
8 lipca 2014, 16:29
Podam przykład z wlasnego podworka. Rozmawialem z osoba poszukujaca, znajaca doskonale Pismo Świete. Zaprosilem ją do koscioła w ktorym msze święta miał sprawowac biskup, liczac ze czytania mszalne beda w sposob wyjatkowy wytlumaczone. Niestety zawiodlem sie, co najgorsze osoba poszukujaca zrazila sie oswiadczajac ze w naszym kosciele nie znajdzie Boga. Kazanie biskupa bylo takie, ze 3 pierwsze zdania o Ewangelii i ostatnie zdanie. Calosc kazania okolo 20 minut. A tak mowienie o wszystkim i o niczym. Zrozumnie kaplani wiernych, ze po calym tygodniu na niedzielnej mszy sw. chcemy uslyszec cos o Bogu, a nie robcie nam z ambony telewizji.
8 lipca 2014, 18:04
Skoro ktoś opiera wiare na słowiach ksiedza, czy biskupa, to faktycznie żal. Tyle, że w takim wypadku jest to tylko klerykalna wiara w ksiedza.
H
hot
8 lipca 2014, 19:54
Dobre kazanie pomaga wzrastać w wierze. Może być dla kogoś tak samo ważne, jak modlitwa, czytanie literatury katolickiej, uczestniczenie we wspólnotach, czy rekolekcjach.
8 lipca 2014, 22:18
Zauważ dla jednego kazanie będzie ciekawe, dla innego to samo kazanie będzie tragicznie nudne.
R
RenataM
8 lipca 2014, 16:21
MAM WIELKĄ PROŚBĘ, poszukuję kogoś, kto prenumeruje Bibliotekę Kaznodziejską. Potrzebuję czterech kazań. Wcześniej można było je czytać na stronie internetowej, a teraz już jest tylko dla prenumeratorów. Jeśli ktoś mógłby mi pomóc, będę bardzo wdzięczna.
A
Anka
8 lipca 2014, 11:28
Ja też zauważyłam, że kazania stają się krótsze, a ogłoszenia - dłuższe; o ile to pierwsze tak mi nie przeszkadza (jeśli kazenie jest i tak o niczym to niech choć będzie krótkie...), o tyle długaśnie ogłoszenia (też o niczym) mocno mnie wkurzają...
B
brat
8 lipca 2014, 08:48
Jeśli po 6 latach studiów opartych głównie na nauce i modlitwie, kapłan nie potrafi powiedzieć do przeczytanego fragmentu Ewangelii (nie mówiąc już o czytaniach ze Starego Testamentu;) kilku zdań od siebie, jakiegoś głębszego rozważania tego Słowa,  to powinien po odprawieniu mszy iść na kolejne 7 h pracować jak każdy inny człowiek. Nie wiem, na budowę, do fabryki...Na pewno nie do szkoły na katechezę :)
8 lipca 2014, 07:59
XXI wiek, czas powszechnego, praktycznie nieograniczonego dostępu do wiedzy, w tym wiedzy teologicznej. Masa homilii, masa artykułów z zakresu szeroko rozumianej religii katolickiej, wyjaśnień do codziennych (a nie tylko niedzielnych) czytań. Wszystko dostępne na wyciagnięcie ręki, bez ruszania się z domu. W dobie translatorów językowych nawet niewymagana jest biegła znajomość jeżyków obcych, aby mieć dostęp do nieograniczonych światowych zasobów. A jednocześnie pragnienie, aby ksiądz w 5 minutach niedzielnej homilii jednocześnie wyjaśnił niedzielne czytania, porwał „tłumy”, zewangelizował i…. I ta całkowicie niezrozumiała ocena Mszy św. przez pryzmat homilii, i ten trend do poszukiwania super kaznodziei. Mi się widzi, iż do głosu powoli dochodzi typowe lenistwo intelektualne wielu katolików.
A
Agata
9 lipca 2014, 09:21
a w związku z tym? Tomaszu nie jesteśmy zwolnieni z poszukiwac, ale księża też nie są zwolnieni z pracy nad sobą i nad tym co mówią. Na niedzielnych kazaniach w szczególności. Bo w takim razie po co kazanie w ogóle? może zrezygnujmy z niego na rzecz rozmyślania w ciszy, adoracji itp albo 20 minut poszikwania dobrego tekstu na tablecie
8 lipca 2014, 00:12
Całkiem nieprzypadkowo, w Evnagelii Gaudium, Franciszek poświęcił sporą część dokumentu problemowi głoszenia homilii / kazań. Na wstępie jednak oświadczył, że czuje się trochę skrępowany tym, że będzie poruszał sprawy, które powinny być oczywiste dla każdego kaznodziei. Jak pokazuje życie - nie są, i jak przewidział Papież - trzeba o nich częsciej przypominać.
J
Jaga
7 lipca 2014, 21:51
Mnie rażą w kazaniach błędy językowe. Zaniedbania w zakresie edukacji polonistycznej dominują u młodszych księży.  To są chyba  zaległości szkolne. Czy w seminariach tego się nie koryguje, czy robi się to nieskutecznie?
M
mądrala
7 lipca 2014, 22:21
Nie da się tego zrobić w seminariach. To już zbyt późno. Trzeba modlić się dla siebie o łaskę uczenia się z każdego kazania - oto jedyne wyjście z tej trudnej sytuacji.
G
grzesiek
8 lipca 2014, 00:37
Ojtam ojtam - to plaga dzisiejszych czasów, dotykająca nie tylko księży, a może nawet dotykająca księży stosunkowo najmniej. Zaległości szkolne? Nie wiem, w końcu nadal uczą w szkołach mówić, czytać i pisać po polsku. Myślę, że to taka choroba cywilizacyjna, wynikająca z powszechności super-szybkiej, skrótowej komunikacji. Przestajemy praktykować w języku pisanym precyzyjne wypowiedzi pełnym zdaniem, bo nie piszemy już listów. Za to czytamy fora i wypowiadamy się na czatach, gdzie królują równoważniki zdaniowe oraz zaczerpnięte z angielszczyzny skróty i skrótowce. W dodatku, w Internecie często ludzie od razu przechodzą na "ty", co skutkuje ciut zwiększonym spoufaleniem i przejściem na bardziej swobodny język konwersjacji. A potem to wszystko przenoszone jest do "reala" - pojawia się większy luz językowy, kłopoty z konstruowaniem zdań itd. To tylko moja teoria, ale zauważyłem, że już nawet dziennikarze mają czasem kłopoty z budowaniem pełnych, poprawnych zdań. Tak jakby się przyjęło, że dziś już nie jest to konieczne, kiedy mówi się przed kamerami do milionów widzów. A księża? No cóż, po prostu mogą podlegać temu samemu procesowi, co reszta społeczeństwa.
B
Betelgeza
8 lipca 2014, 17:26
No i ten "real" potem słyszymy w niedzielę. Zastanawia mnie jedno, czy nasi księża nie widzą tego co się wokół nich dzieje? Prosty przykład - tak wiele par żyje na tzw. "kocią łapę" mają dzieci, zmieniają tzw. "partnerów", w niedzielę chodzą do koscioła. Co stoi na przeszkodzie, żeby ten temat poruszyć podczas homilii? Katolickim rodzicom nie przeszkadza, że ich dorosłe dzieci żyją bez ślubu, bardzo często razem z nimi pod jednym dachem, jakoś o tym się nie mówi. Byłam niedawno na pogrzebie, kazanie głosił "utytułowany naukowo" ks biskup, zaczęło się od powitania całej rodziny (wymieniał wszystkich po kolei, a było ich sporo, pół wsi), potem był dłuuuuugachny życiorys śp. Zmarłej. Kogo to obchodzi? Bardzo często na pogrzeb przychodzą ludzie, którzy albo wcale nie chodzą do kościoła, albo są do niego krytycznie nastawieni, takie "pogrzebowe" kazanie powinno być dla nich bodźcem do zastanowienia się nad życiem, a nie wysłuchiwanie jakie to ciężkie życie na ziemi miał/miała zmarła osoba, albo ile ma zasług, itp itd. Kiedyś ktoś powiedział, "jak żyją, takie mówią kazania".
8 lipca 2014, 18:07
Msza św. pogrzebowa jest zamknięciem ziemskiego życia, a nie miejscem pouczania mijajacych sie z Kościołem o VI przykazaniu. 
A
AP
7 lipca 2014, 19:47
Nie lubię kazań mówionych przez osobę, która odwala na ambonie pańszczyznę, bo akurat na niego wypadło w grafiku. Wtedy swoje cierpienie związane niejako z koniecznością jego słuchania ofiaruję w jakiejś intencji. Natomiast, i jeśli to ma na myśli poniżej o.Kramer to się z nim zgodzę, nie każde kazanie musi być przeznaczone dla mnie. Mi, np. jako mężczyznie, trudno słucha się niektórych kazań, ale jestem sobie w stanie wyobrazić, że są w kościele tacy, którzy akurat tych słów potrzebują.
T
tomi
7 lipca 2014, 19:19
Odniosl bym sie do tego tak. Biskupi, wystarczy posluchac chociazby homilie z ingresow, podziekowania itp. tragedia. Mowia aby mowic, nic sensownego, zabicie czasu. Jest jeden biskup ktory powiedzial ostatnio na ingresie kazanie w deche, na koniec metropolita mu wypomnial ze przyklad  zycia powinien isc w parze za tym co glosi i naucza, a to jest tez prawda. Ale przynajmniej skorzystali z tego ci co sluchali i ogladali. A ksieza to roznie, dobre, bardzo dobre, rewelacyjne, przygotowane, nieprzygotowane, ale tez marne, glupie, beznadziejne, o niczym, nie na temat. Glupia cecha w kosciele jest to ze nikt delikwentowi nie zwroci uwagi ze to jest nie do przyjecia. Nie ma innego sposobu niz powiedzeniu gosciowi prosto z mostu. A czasem sluchajac pewnego znanego ksiedza, ktory mowi do swoich no w wiekszosci skupionych seniorek, to sie zastanawiam, czy ci ludzie tego nie widza, bo mnie by to obrazalo moja inteligencje.
D
DG
7 lipca 2014, 19:11
O Janie Vianney'u słyszałem, że był tak kiepskim kaznodzieją, że nigdy nie odważył się wygłosić własnego kazania, zawsze wygłaszał je ze zbioru gotowych kazań (łatwo się domyślić, że bardzo umiarkowanej jakości). Rzecz w tym jak je wygłaszał. Lud czuł, że stoi za tym wiara. Brak wiary jest nadal głównym problemem Kościoła, na jego czele stoją ludzie, którzy jakąś tam wiarę jeszcze mają, ale walka o władzę i pieniądze dawno już jest ważniejsza. Bergoglio temu nie zaradzi, załatwią go metodą ugłaskiwania  
P
pariafia
7 lipca 2014, 18:22
Lepsze kazania głoszą młodsi księża niż starsi.
Grzegorz Kramer SJ
7 lipca 2014, 18:24
Kolejne, nic nie wnoszące uogólnienie. 
A
Anka
8 lipca 2014, 11:32
Znam starszych głoszących świetne kazania i młodszych - kiepskie. To chyba bardziej zależy od tego, co w głowie, niż od wieku...
X
xymen
7 lipca 2014, 17:50
Przy okazji mam pytanie do Czytelników: czy się mylę, czy także Państwa zdaniem kazania stają się coraz krótsze, za to coraz dłuższe są ogłoszenia parafialne? Znak czasów? Myli się Pan. Wszystko zależy od konkretnej parafii i konkretnego księdza.
Z
zenon
7 lipca 2014, 17:39
Dlatego w kosciele CORAZ LUZNIEJ ;)
J
jagielonka
7 lipca 2014, 18:02
No niestety, luzniej i luzniej, zwlaszcza w ostatnich latach. Ale trzeba sie modlic. Moze sie odwroci.
MR
Maciej Roszkowski
7 lipca 2014, 21:13
Top zależy w którym. W moim nie
Grzegorz Kramer SJ
7 lipca 2014, 17:31
Krzysztofie, po raz kolejny czytam o tym, że są kiepskie kazania.  Dobrze wiemy, że są miejsca, gdzie są kiepskie kazania, i dobrze wiemy, że do końca świata będą takie meijsca, gdzie będą kiepskie kazania. Warto napisać, gdzie można wysłuchać dobrych homilii.  BTW, okazuje się, że to co często ktoś określa kiepskiej homilii jest początkiem nawrócenia konkretnej osoby, a świetne kazania nie zmieniają nikogo, dają często słuchaczą poczucie 'fajności'.  ;-)
G
glonojad
7 lipca 2014, 19:44
czasami kiepskie kazanie nawrocilo albo uderzylo kogos. A czasami super dobre zachwycilo i na tym sie skonczylo. I na odwrot oczywiscie. bez liczenia czego i ile. Nie jest rzecz o kiepskich czy nie kazaniach ale o frazesach i sloganach, o jezyku takim koscielnym jak, kiedys sie mowilo o komunistycznych przedmowach, troche jest ten jezyk kazan taki.
Katarzyna Rybarczyk
8 lipca 2014, 00:08
To nie chodzi o to, ze są kiepskie kazania, ale że jest moda na odbieganie w kazaniach od Biblii. Chciałabym częściej usłyszeć wyjaśnienie i osadzenie w życiu czytań mszalnych, niż historyjki "z życia wziętej". Niedawno, gdy w kościele była czytana Ewangelia o uczniach idących do Emaus, byłam świadkiem, kiedy ksiądz wygłosił kazanie na mszy z udziałem dzieci, w którym objaśnił Ewangelię i dzieciom, i dorosłym w taki sposób, że dzieci zrozumiały, a i dorośli coś z niej wynieśli. Do dziś jestem pod wrażeniem, bo do dzieci mówić trudno, a jeszcze jednocześnie do rodziców... To było mistrzostwo, a jak tak się zastanowić, to nic nadzwyczajnego w tym kazaniu nie było. Żadnych fajerwerków. Tylko proste objasnienie przeczytanego wcześniej fragmentu. I obyło się bez scenek, rekwizytów i historyjek ala de Mello.
Grzegorz Kramer SJ
8 lipca 2014, 07:05
Właśnie teraz jest coraz więcej kazań opartych na tekstach PŚ. Naprawdę jeszcze kilkanaście lat temu niezastapione były podręczniki kaznodziejskie, gdzie roiło się od przykładów zaczynających się od słów: "kiedy szedłem do chorego z Panem Jezusem...".
K
KL
7 lipca 2014, 16:00
Biskupi i księżą są nieprzygotowani do głoszenia kazań !!! To żenada słuchać ich !!! Chcemy słuchać SŁOWA BOŻEGO -  bez kazań i homilii !!!! Sami potrafimy zrozumieć Słowop Boże !!!!
B
brat
7 lipca 2014, 18:20
jest różnica czasami spora, chociażby patrząc na głoszenie o.Pelanowskiego a bp.Zawitkowskiego :)