Ludzka podejrzliwość
Człowiek utracił kiedyś raj poprzez swoją podejrzliwość i teraz nie potrafi już nikomu zaufać. Każda pomocna dłoń, każda ręka wyciągnięta na zgodę może być dzisiaj podejrzana.
W trzecim rozdziale Księgi Rodzaju człowiek przyjmuje ofertę szatana i sprzeciwia się Bogu, który zakazał spożywania owocu z drzewa poznania. Traci życie wieczne i w mozole będzie musiał uprawiać ziemię, która nie będzie już mu posłuszna. Będzie rodziła ciernie i przysparzała bólu.
Aby lepiej zrozumieć, co miał na myśli natchniony redaktor tej opowieści, sięgnijmy do sumeryjskiego mitu sprzed 5 tysięcy lat. Historia o utracie życia wiecznego i wypędzeniu człowieka z raju opowiedziana jest tu nieco inaczej. Człowiek nie złamał żadnego zakazu. Po prostu nie przyjął oferty Boga proponującego mu pełnię życia. Uległ podszeptom innego boga, nazwijmy go bogiem-oszustem, który wprowadził człowieka w błąd. Sumerowie opowiadali, że u bram nieba Bóg zaproponował człowiekowi chleb i wodę, by mógł ugasić pragnienie, nasycić się i żyć pełnią życia.
Człowiek jednak nie przyjął darów chleba i wody ofiarowanych mu przez prawdomównego Boga, gdyż bóg-oszust przestrzegł go, by nie jadł tego chleba i nie pił tej wody, bo umrze. Przekonywał go, że Bóg jest podstępny i że nie zależy Mu na człowieku. W rezultacie człowiek uwierzył oszustowi i stał się wobec Boga podejrzliwy. Chleb i woda zaproponowana przez Boga człowiekowi nie była zatruta jak wmawiał mu bóg-oszust, lecz była jedyną ofertą pełni życia. Człowiek jej nie przyjął. Tracąc raz na zawsze okazję na wieczne życie, został zesłany na ziemię, by nadal podlegać śmierci i cierpieniu. Zgubiła go jego własna podejrzliwość.
W opisanym w Księdze Rodzaju dialogu między wężem, a kobietą, słyszymy bardzo podobną prawdę o zgubnych konsekwencjach podejrzliwości. Biblijny wąż już w pierwszych słowach wzbudza w Ewie podejrzliwość co do dobrych intencji Boga: "Czy rzeczywiście Bóg…?" Może to, co dla ciebie robi, nie wypływa z jego bezinteresownej miłości, a to co powiedział, nie jest wyrazem troski. Bóg ma swoje interesy - podszeptuje wąż - nie pragnie twojego dobra, myśli tylko o sobie. Ta sama logika jest również dzisiaj prostą drogą do piekła, które sami sobie organizujemy na ziemi.
Każdy chce nas oszukać
Gdy jesteśmy wobec kogoś podejrzliwi, przestajemy mu ufać, zaczynamy każde jego słowo i działanie tłumaczyć nie jako wyraz troski, lecz jako próbę zmanipulowania nas, jako zagrożenie dla naszej wolności. Najpierw mamy wątpliwości co jego dobrych intencji (czy aby na pewno?), a potem węszymy zdradę, by wreszcie wiedzieć na pewno, że ktoś taki nie może być dobry.
Podejrzliwość jest przyczyną naszych haniebnych czynów i wrogości wobec drugiego człowieka. Nieufnie patrzymy wobec tych, którzy czegoś od nas chcą, albo coś nam oferują. Jesteśmy podejrzliwi przede wszystkim względem obcych i sprzedawców, głodnych i bezdomnych. Za każdym razem, gdy ich spotykamy, przypominają nam się sytuacje, w których zostaliśmy oszukani, naciągnięci, wystrychnięci na Dutka.
W wigilijne południe wyszedłem do furtki naszej jezuickiej posiadłości, by zobaczyć, kto wydzwania. Przed furtką stało dwóch mężczyzn nie budzących swoim wyglądem zaufania. Moja pierworodna podejrzliwość była przy furtce zanim do niej doszedłem. Nie otwierając zapytałem, czego sobie życzą. Chcieli opłatka wigilijnego. Jeden z nich włożył dłoń między metalowe pręty furtki pokazując, że ma tylko kilkadziesiąt groszy.
- Chcemy podzielić się opłatkiem z przyjaciółmi, ale mamy tylko tyle - przysunął dłoń z grosikami jeszcze bliżej mnie. Czuć było alkohol. Nie otworzyłem furtki.
- Proszę chwilę poczekać - rzuciłem i pobiegłem po pakiecik opłatków. Gdy wróciłem, dalej stali przy furtce, a jeden z nich wciąż trzymał otwartą dłoń z grosikami między prętami. Podałem opłatki, rzuciłem "wesołych Świąt" i odwróciwszy się na pięcie ruszyłem w kierunku domu.
- Ej, poczekaj pan, czy ksiądz! Niech przybije piątkę!
Zawróciłem i przybiłem piątkę. Jednemu i drugiemu. Podejrzliwość jaką odczuwałem przy tym spotkaniu można by nazwać uzasadnioną ostrożnością, ograniczonym zaufaniem. Skąd jednak wiem, że wobec Boga zachowałbym się inaczej? A może przy bramce stał Chrystus? Zakamuflowany, trochę sfatygowany przez życie, a ja patrzyłem na to, co zewnętrzne, lękając się o siebie. Jedynie o siebie.
Dystans do ludzi
Warto zwrócić uwagę, że słowo "podejrzliwość" ma coś wspólnego z podglądaniem, czy oglądaniem. Jest doświadczeniem, w którym oglądamy tylko powierzchownie, z dystansu (poprzez dziurkę od klucza) i na tej podstawie formułujemy nasze opinie, podczas gdy rzeczywistość niekoniecznie jest taka jak zewnętrznie wygląda.
Po kilku minutach od spotkania przy furtce zacząłem się zastanawiać, czy dwaj mężczyźni poradzili sobie ze zdjęciem folii z zapakowanych fabrycznie opłatków. Było zimno. Mieli zgrabiałe dłonie. Nie mieli nożyczek. Zacząłem się o nich martwić i robić sobie rachunek sumienia z podejrzliwości.
Podejrzliwość była przyczyną grzechu pierwszych rodziców i do dziś towarzyszy człowiekowi w jego codziennych relacjach. Czy można się jakoś od niej uwolnić i czuć się bezpiecznym? Czy jest sposób na poradzenie sobie z podejrzliwym spojrzeniem? Jak patrzeć na drugiego człowieka oczyma Boga, bez lęku i niepokoju, z miłością?
Nie jesteśmy wolni od podejrzliwości nawet wówczas, gdy ktoś daje pieniądze organizacji charytatywnej (może chce sobie odliczyć od podatku?), lub zaoferuje nam coś gratis (musi być w tym jakieś drugie dno). Źle patrzymy także na tych, którzy pomagają innym, a nie nam.
Złe oko i utopia zaufania
"Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?" - pyta gospodarz winnicy w przypowieści opowiedzianej przez Jezusa (Mt 20,15). W języku biblijnym "patrzenie złym okiem" jest obrazowym określeniem zazdrości i dopatrywania się złych intencji. "Pamiętaj, że nieszczęściem jest złe oko. Cóż między rzeczami stworzonymi gorszego nad takie oko" - czytamy w Mądrości Syracha (Syr 31,13). Oko, które widzi zło i skupia się jedynie na sobie jest zawsze smutne, przerażone, nienasycone, nie widzi, jest chore. Bóg obdarzył człowieka oczyma, by podziwiał, zachwycał się, a nie wypatrywał zła w każdej napotkanej osobie.
Doświadczenie zachwytu nad człowiekiem nie jest obce samemu Bogu, który szóstego dnia stworzenia podziwiał go, kontemplując i delektując się jego pięknem. Dlaczego tak trudno nam Go naśladować, gdy u drzwi naszego domu staje obca nam zupełnie osoba? Rzadko potrafimy spojrzeć na nią oczyma zatroskanego ojca.
Jesteśmy podejrzliwi również wobec najbliższych i pewnie każdy mógłby podzielić się żywym przykładem takiej nieufności z własnego życia. Podejrzliwość to pierwszy stopień do piekła. Ale nadmierna ufność także nie popłaca - powie niejeden. Odpowiedź znającego Ewangelię wydaje się oczywista: w Jezusie Chrystusie nie ma wyrachowania i lęku o siebie. We wspólnocie wiernych nie kalkuluje się opłacalności, króluje w niej miłość, która wszystkiemu wierzy i we wszystkim pokłada nadzieję. Ale czy Ewangelia nie jest utopią?
Popatrzmy na życie społeczne i polityczne w naszym kraju. Jakże niedaleko piekła jesteśmy. Tworzymy je sobie nawzajem zupełnie bezinteresownie. Każda ręka wyciągnięta na zgodę staje się podejrzana. Każdej pomocnej dłoni i każdej dłoni wyciągniętej z prośbą o wsparcie - podejrzliwie się przyglądamy.
Wojciech Żmudziński SJ - dyrektor Centrum Kształcenia Liderów i Wychowawców im. Pedro Arrupe, redaktor naczelny kwartalnika o wychowaniu i przywództwie "Być dla innych"
Skomentuj artykuł