Małżeństwo - kiepska droga do świętości

(fot. shutterstock.com)

Jak być świętymi, kiedy rano nie zrywamy się, by wyrecytować jutrznię, ale po to, by w locie dać sobie buziaka, a wieczorem zamiast adoracji Najświętszego Sakramentu adorować zegar i z tęsknotą wypatrywać, kiedy wybije 20:00 zwiastująca błogą ciszę i możliwość pobycia wreszcie razem, w cztery oczy?

Jakiś czas temu, wciągu 24 godzin dowiedziałam się o nagłej śmierci dwóch znajomych. Przybita mówię do męża:
- Wiesz, najbardziej w życiu boję się dnia, w którym umrzesz - w odpowiedzi usłyszałam:

DEON.PL POLECA

- Najbardziej bój się o swoje zbawienie.

Bum. Chlast po twarzy. Obuchem w głowę. No tak! Jasne. That's the point!

Dam sobie rękę uciąć, że pytając niedzielnego katolika o to, co jest nadrzędnym celem sakramentalnego małżeństwa, usłyszę: zbawienie. Strzał w dziesiątkę. Oczywista sprawa.

Ale gdyby tak podrążyć w sercu głębiej, to myślę, że w sporym procencie wiernych jest przekonanie, utrwalone fiksatorem XX-wiecznej tradycji Kościoła, że jeśli już wygrawerować komuś "św." przed imieniem i nazwiskiem, to tylko za jego własne zasługi, np. św. Jan Kowalski, męczennik, mąż Marii Kowalskiej, albo św. Genowefa Struna, mistyczka, żona Brunona Struny. Bo "świętość" jako wspólnie zdobyte, małżeńskie, duchowe Mount Everest przez wieki nie było promowane i doceniane w Kościele.

Pierwsze małżeństwo, którego drogą do świętości była obopólna miłość, zostało wyniesione na ołtarze dopiero w 2001 roku! Szok? A jakże!

Z jednej strony na świętych kartach Pisma, czarno na białym, napisane jest, że to Bóg zapragnął, by kobieta i mężczyzna byli jednym ciałem, by ich związek był nierozerwalny, że to właśnie w tej małżeńskiej, miłosnej relacji Chrystus działa swoją łaską, uświęcając słabość człowieka i jego wielkie pragnienia, że to miłość męża i żony jest jak miłość Chrystusa i Kościoła.

A z drugiej strony w praktyce małżeństwo jawi się jako kiepska droga do świętości. Ksiądz, zakonnica - jakoś tak naturalnie kojarzą się z potencjalnymi świętymi, ale że my, świeccy małżonkowie?

Bo jak być świętymi, kiedy rano nie zrywamy się, by z podziałem na chóry wyrecytować jutrznię, ale po to, by w locie dać sobie buziaka, wrzucić coś na ząb, ubrać dzieci i nie zwariować przy tym, potem spędzić urocze kilka godzin w korpo, a wieczorem zamiast adoracji Najświętszego Sakramentu adorować zegar i z tęsknotą wypatrywać, kiedy wybije 20:00 zwiastująca błogą ciszę i możliwość pobycia wreszcie razem, w cztery oczy?

Wszystkie te nasze codzienne problemy, pobożne osiągnięcia, bo udało się wspólnie odmówić Koronkę, bo pamiętaliśmy, żeby pobłogosławić całą ferajnę przed wyjściem z domu - wydają się tak małe i błahe, takie nieświęte, minimum z minimum.

Może dlatego tak wielu małżonków próbuje doszyć życie klasztorne do swojego małżeńskiego poletka. A potem słyszymy na kazaniach anegdotki z życia wzięte o pani Ani, która dwa razy dziennie przystępowała do Komunii, prężnie działała w każdej przyparafialnej wspólnocie, modląc się za swojego chłopa drania, który narzekał, że w domu ma zakonną dewotkę, a nie żonę. Może dlatego, bo ta małżeńska proza wydaje się gruntem wyjałowionym, na którym nie wyrośnie nic świętego.

Tymczasem Bóg zbawi nas w tym miejscu, w którym nas postawił, w tej roli, którą podjęliśmy się realizować. W przypadku małżeństw jest to domowy Kościół.

Będziemy sądzeni z miłości. W małżeństwie mamy przed sobą bardzo konkretne wyzwanie: kochać się wzajemnie. I to w konkrecie: w tym staniu przy garach, w czułych SMS-ach, które mówią "kocham Cię", w chorobie, we wspólnej modlitwie, w nocnym czuwaniu przy łóżeczku dziecka, w nadgodzinach, żeby spłacić długi, w oddanym seksie, w 15-minutowej rozmowie o rzeczach dla nas istotnych, we wspólnych marzeniach i celach. Czyli w tym wszystkim, co jest składową naszej małżeńskiej jedności.

Bóg zbawi nas pod naszym wspólnym dachem. Obyśmy chcieli, najbardziej na świecie, wejść do nieba, trzymając się za ręce. Razem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Małżeństwo - kiepska droga do świętości
Komentarze (17)
AA
Anonim Anonimowy
2 lutego 2016, 12:59
Dla szukajacych poradnika jak byc swietym w zyciu swieckim, rodzinnym , polecam ksiązke "Filotea" - dzielo Franciszka Salezego. Tam sa praktyczne rady jak uswiecac sie w codziennosci, jako zona, matka. Dla mezczyzn podobno lepsze jest "o nasladowaniu Chrystusa" Tomasz a Kempis.
RW
Radosław Walczuk
28 stycznia 2016, 23:52
"Bez poszanowanie małżeństwa nie może także istnieć dziewictwo konsekrowane; jeżeli płciowość ludzka nie jest traktowana jako wielka wartość dana przez Stwórcę, traci sens wyrzeczenie się jej dla Królestwa Niebieskiego" JPII FC16
28 stycznia 2016, 22:09
"Będziemy sądzeni z miłości." - Bóg dał nam wolną wolę, z której będziemy sądzeni? Tak można zinterpretować zacytowane słowa. Straszenie, że po śmierci będzie sąd, to nic innego, jak ograniczanie wolności. Wolności, którą dał nam Bóg, który jest Miłością samą w sobie i nie każe nikogo i nie osądza, bo jaki miałoby to sens? Bóg jedynie chce, byśmy doświadczali. A co następuje po śmierci, to na pewno nie żaden sąd. Sami odpowiadamy za swoje życie, które przepełnione miłością i wolnością pozwala odkryć Prawdę, która jest w nas samych.
AA
a a
2 lutego 2017, 11:18
obyś się nie zdziwiła... polecam np: Hbr 9,27 Mt 25, 31-45
PG
Pawel G
28 stycznia 2016, 21:55
> ... mówię do męża: - Wiesz, najbardziej w życiu boję się dnia, w którym umrzesz - w odpowiedzi usłyszałam: - Najbardziej bój się o swoje zbawienie. Ten mąż to jakiś naprawdę rozsądny człowiek. Cała opowiastka przypomina mi świetną bajkę "Starzy ludzie i śmierć", o tym jak to śmierć właziła do chałupy. Bardzo życiowe i mądre, mimo że proste, a może i dzięki temu. No i znacznie lepsze od odmóżdżających kolorowych pisemek, które jak wiadomo mają w podtekście pewien przekaz ideologiczny.
27 stycznia 2016, 20:26
Temat moim zdanie sztuczny. Święci kapłani to min.efekt świętych rodzin,katolickiego wychowania, to wyniesiona od dziecka nauka jak nieść krzyż. Czy więc ci święci kapłani to jednocześnie nie święte rodziny? Dziś kiedy dominują głownie świeckie wartości a kapłani wydają się bardziej pracownikami organizacji humanitarnej niż głosicielami Krzyża w którym zbawienie katolewica promuje tzw święte rodziny. W jakim kontekście? Ano w takim aby przeciwstawić je duchownym jakoby bezpodstawnie jak dotychczas wywyższnym. Święte rodziny? Niech więc klękają przed Najświętszym Sakramentem w kościele czy na ulicy a kapłana (alter Christus) całują w ręce. Czy są jeszcze takie?  Święte rodziny to elementarz pokory         
Krzysztof Łoskot
28 stycznia 2016, 14:52
Zauważ że tu nie ma mowy o św. rodzinach tylko o św. małżeństwie. Tak się złożyło że to małżeństwo jest sakramentem a nie rodzina. Owszem, na dobrym małżeństwie rośnie dobra rodzina, tak jak na dobrym pniu rosną dobre gałęzie, ale to nie to samo. Głosicielami Krzyża mają być wszyscy wierzący, nie tylko kapłani, jak napisałeś wyżej.
AT
Alina Talewska
27 stycznia 2016, 18:06
Ja wierzę Pan Bóg ma dla każdego z nas plan na naszą świętość i to bez względu na wybraną drogę życia. Małżeństwo w żadnym wypadku nie może być przeszkodą do osiągnięcia świętości. Przecież człowiek został stworzony jako mężczyzna i kobieta i otrzymał rozkaz rozmnażania się. To raczej do życia w celibacie powoływani są wybrani. A tak naprawdę to będziemy sądzeni z miłości. W małżeństwie miłość powinna być prostsza, ale wcale niekoniecznie. Często współmałżonek trudny jest do kochania, gdy po wielu latach wartości się zmieniły, poglądy się różnią, a różnice pozornie wydają się nie do pokonania; gdy propozycja wspólnej modlitwy odrzucana jest przez jedną stronę; gdy zaangażowanie w życie blisko Boga jest krytykowane i ośmieszane. Jednak wierzę, że Pan Bóg jest ponad tymi problemami i jest w stanie poukładać wspólne życie na nowo. Ufam, modlę się i czekam cierpliwie. Chcę być święta.
Krzysztof Łoskot
28 stycznia 2016, 14:57
Jeśli Twoje zaangażowanie religijne jest odrzucane, także propozycje wspólnej modlitwy, to może świadczyć o marności Twoich propozycji. Jezus głosił tym, którzy chcieli słuchać - za miastem, w synagodze - nie narzucał się, mówił: jeśli chcesz. Czy okazujesz mężowi miłość bezinteresownie???
Andrzej Ak
27 stycznia 2016, 14:35
W małżeństwie wszystko będzie na swoim miejscu, gdy na pierwszym miejscu dla obojga małżonków będzie Bóg. Jednak życie to nie zbiór teorii, bo jest to swoista układanka gier, czasami bardzo trudnych. Każdej z nich trzeba w porę się nauczyć, by móc dalej podążać w tym życiu.  Wiele z tych gier to zabawki upadłych. Wciągają w nie ludzi, by obniżyć ich rating u Boga. Tak na przestrzeni lat ludzie się odchylają od przyjętych norm moralnych, by po latach okazać się "zwierzakami". Problem dostrzega się dopiero wówczas, kiedy trzeba przygotować się do przyjęcia Eucharystii na ślubie własnego dziecka. Dopiero wówczas niektórzy ludzie zaczynają się orientować, że coś jest nie tak, że miejsce Boga w naszym życiu zastąpił ktoś zupełnie obcy. Wiele razy już to pisałem, ale powtórzę. Klejem scalającym związki nie jest ta nasza niedoskonała miłość pomieszana z cielesnymi żądzami, lecz wzajemna PRZYJAŹŃ i bliski kontakt z Bogiem. To Bóg ma moc naprawiać ludzi i pilnować ich, gdy błądzą w swoim życiu. Wspaniale tą płaszczyznę obrazuje i wyjaśnia film Fireproof z 2008 roku. A co do świętości, to wystarczy bardziej zbliżyć się do Boga, a On sam pokieruje człowieka na właściwe drogi. Trzeba tylko Mu zaufać i wytrwać w tym zaufaniu, niezależnie od przeszkód życiowych na naszej drodze.
JK
Jacek K
27 stycznia 2016, 20:58
Andrzej, ty jesteś małżonkiem, czy teoretyzujesz?
Andrzej Ak
28 stycznia 2016, 15:17
Doskonale wiem, że uzyskanie takiej harmonii współżycia pomiędzy małżonkami bywa czasem niesamowicie trudne w naszym życiu. Ja też kiedyś w taki stan porozumienia nie wierzyłem, bo mężczyźni zawsze będą z Marsa, a kobiety z Venus.  Jednak z czasem zaobserwowałem takie rzadkie przypadki związków, a dopiero potem zrozumiałem, iż są one dziełem współpracy człowieka z Bogiem i vice versa. Ten stan można zazwyczaj wypracować dopiero na dalszych etapach życia związku, bo te pierwsze etapy zwykle są przepełnione nadwyżką emocji i nie ma w nich jakby miejsca na rozsądek, bynajmniej zwykle go jest niewiele w porównaniu do dalszych etapów małżeństwa. Człowiek bez współpracy z Bogiem jest jedynie marionetką wciąż miotającą się pomiędzy dobrem, a złem tego świata. Jednak nawet przy odrobinie dobrej woli i jakiegoś uporu do współpracy z Bogiem, nasze życie naprawdę może się zmienić w niewyobrażalny sposób. Posiadać małżonkę lub małżonka za przyjaciela w potrzebie, to naprawdę ogromny skarb życia, a zarazem Dar od Boga.
27 stycznia 2016, 12:48
Mam podobne odczucia. I wszystko we mnie kipi, kiedy czytam po raz X, że jakaś święta, która żyła w białym małżeństwie, a potem wstąpiła do zakonu, to dowód, że NAWET w nałżeństwie można zachować czystość (autentyczny komentaż z "Od Słowa do Życia"). Ładnie by świat wyszedł na takiej świętej czystości małżonków... 
Krzysztof Łoskot
28 stycznia 2016, 15:00
Nie czytaj głupot. Kościół nie jest od nich wolny.
AB
Aleksander Borowski
30 stycznia 2016, 21:12
Nie  wiem czy pojęcie czystość zostało dobrze zrozumiane w cytowanym tekście. Bo mi się wydaje ,ze czystość to podmiotowe traktowanie drugiego człowieka w dziedzinie seksualności.A zatem współżycie w małżeństwie nie musi być czymś nieczystym, jeżeli jest związane z miłością współmałżonka.Ale może niech wypowie się na forum jakiś teolog specjalista.
MP
Marek Pawłowski
27 stycznia 2016, 12:07
Niestety ma Pani przedpotopowe inforamcje, by nie powiedzieć stereotypowe. Wczoraj byłem u jezuitów w Warszawie na Mszy o dobrą żonę/męża i ksiądz mówił zupełnie cos innego. Nie mówił, że małzeństwo to coś gorszego. Zatem zamiast walczyć z głupimi stereotypami, polecam wyrwać się na parę godzin z "korpo" i zrobić pożądny research. A tak to artykuł godny GieWu ;-)
27 stycznia 2016, 11:27
Dal mnie najpiękniejszym widokiem jest mocno zaawansowana wiekiem para idąca ulicą/parkiem i trzymająca się za ręce. To jest świadectwo, że wytrwali, że nie dzieli ich odległość przysłowiowego wałka do ciasta.