M.A.S.H. na peryferiach
Zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że najnowszy wywiad papieża Franciszka pod wieloma względami idzie dalej niż wywiady udzielone przez jego poprzedników. Jestem jednak przekonany, że nie byłby on możliwy, gdyby nie ich wypowiedzi. To kontynuacja i rozwinięcie.
Należę do grona ludzi zafascynowanych postacią obecnego biskupa Rzymu. Do tych, którzy ze szczególną uwagą obserwują jego działania. Do tych, którzy wiążą z nim (jak z każdym z jego poprzedników na Stolicy Piotrowej) ogromne nadzieje. Na co? Przede wszystkim na to, że nie pozwoli, by Kościół (a w nim ja), utknął w drodze i zaczął się wygodnie urządzać na poboczu. Bo pokusa jest ogromna. I stała.
Jako ksiądz, a równocześnie publicysta, zderzam się z problemami Kościoła często. Widzę je. Czasami opisuję. Usiłuję wskazywać tym, którzy dostali od Boga zadanie podejmowania decyzji we wspólnocie i brania na siebie szczególnej odpowiedzialności.
Jaki Kościół widzę i opisuję? Bardzo często jest to Kościół po ciężkim starciu ze współczesnym światem. Kościół poobijany i poraniony. Słabnący, a czasami po prostu słaby. Opadający z sił, a nade wszystko pozbawiony entuzjazmu, skupiony na szukaniu winnych niepowodzeń (i to raczej na zewnątrz, niż we własnym gronie) zamiast na wypracowywaniu dróg wyjścia z kryzysowej sytuacji, w jakiej się znalazł. Kościół, który coraz częściej sprawia wrażenie wspólnoty i instytucji pozbawionej nadziei. Nastawionej na trwanie, jak długo się da w coraz mniej licznych warowniach, a nie na ekspansję i sprawianie, aby radośnie i dobrowolnie przyłączały się do niego tysiące i miliony nowych ludzi, spragnionych tego, co Kościół ma najcenniejszego - Jezusa Chrystusa i Dobrej Nowiny o zbawieniu.
Spieram się z różnymi ludźmi nie tyle o wizję Kościoła (na takie dysputy, przynajmniej tak wynika z mojego doświadczenia, mało kto ma ochotę i wewnętrzną gotowość), ile o sposób jego postrzegania, o jego obraz. Słyszałem różne porównania i sam po rozmaite sięgałem. Nigdy jednak ani ja, ani moi rozmówcy, nie zdobyli się na porównanie tak ostre, jak to uczynił w opublikowanym właśnie wywiadzie Franciszek. Wstrząsnęła mną celność nie tylko obrazu, ale też zawartej w nim diagnozy oraz wskazanej terapii na dziś: "Wyobrażam sobie Kościół jako szpital polowy po bitwie. Nie ma sensu pytać ciężko rannego, czy ma wysoki poziom cukru i cholesterolu! Trzeba leczyć jego rany. Potem możemy mówić o całej reszcie. Leczyć rany, leczyć rany… i trzeba to rozpocząć od podstaw".
Właśnie ta część wywiadu z Franciszkiem, zatytułowana "Kościół - szpital polowy" - szczególnie przykuła moją uwagę, choć cały czytałem (kilkakrotnie) z wypiekami i gorącymi z wrażenia uszami. Być może dlatego, że na co dzień mierzę się właśnie z tym pytaniem: "Czego Kościół najbardziej potrzebuje na obecnym etapie historii?". Mierzę się z nim, jako ksiądz i jako publicysta o Kościele piszący i mówiący. Towarzyszy mi pytanie: Czego Kościół najbardziej potrzebuje na obecnym etapie historii ode mnie? Czego potrzebuje od innych? Pytam: co trzeba robić na już, które sprawy trzeba podjąć i naprawiać na już, a które mogą poczekać?
W wywiadzie z Franciszkiem odnalazłem podobny sposób patrzenia i myślenia, więc zapewne nic dziwnego, że odbieram go tak bardzo osobiście i emocjonalnie. Ktoś powie, że patrzenie na Kościół, jak na połączenie "M.A.S.H.-a" i "Szpitala na peryferiach" to zbytnie uproszczenie. Do mnie jednak przemawia. Bo gdy widzę cieknącą z rany krew, szukam sposobu, aby ją zatamować. A poranionych spotykam każdego dnia. Bardzo poranionych. Choć czasami nie zdają sobie ze swych ran sprawy.
Ale to nie wszystko. Znalazłem też wskazówki, co i jak (to u Franciszka niezwykle istotna sprawa - jak?) mam robić każdego dnia. Jak spowiadać. Jak traktować ludzi, których spotykam, a którzy mają coraz częściej tak pokomplikowane życie, iż po ludzku trudno znaleźć jakikolwiek sposób rozwiązania ich problemów. Jak głosić homilie i kazania. A z racji tego, że posługuję się również mediami, w jaki sposób w nich rozkładać akcenty, o czym mówić dużo, a o czym mniej, o czym z większym naciskiem, może nawet krzykiem, a o czym spokojnym głosem i bardzo wyważonymi sformułowania.
Jeśli ktoś, śledząc od połowy marca br., wypowiedzi i działania Franciszka, nie zdołał odkryć, jaki jest jego program, w jaki sposób zamierza prowadzić kościelną łódź po czasami bardzo groźnych i niebezpiecznych falach współczesności, to w wywiadzie dla "La Civiltà Cattolica" ma rzecz wyłożoną jasno i bez uciekania w zabawy słowne.
Skomentuj artykuł