Masz prawo bać się koronawirusa. Ale pamiętaj o trzech rzeczach

(fot. PAP/EPA/STR)

Powtarzane w kółko „nie bój się” nie działa jak „anyżowe kropelki na lęki”, o których śpiewało Lao Che. Raczej jak płachta na byka. Ale co właściwie zrobić, kiedy przychodzi lęk?

Mam 27 lat. Niewiele widziałam. Jeszcze mniej przeżyłam. I bardzo mało wiem. Jednocześnie żyję na tyle długo i mieszkam w takiej części świata, żeby naprawdę przyzwyczaić się do spokoju. Zdaję sobie sprawę, że to niesamowicie uprzywilejowana pozycja, kompletnie niezasłużona. Pełne półki w sklepach. Konflikty zbrojne i terroryzm zawsze gdzieś daleko i tylko za pośrednictwem mediów. A dotychczasowe epidemie nawet jeśli przetaczały się przez świat, straszyły, ale jednak omijały.

Od kilku dni pierwszy raz widzę, jak ludzie stoją w kolejkach do aptek metr czy dwa od siebie, szkoły, knajpki i większość instytucji jest zamknięta, do sklepów wpuszczają po kilka osób, z uczestnictwa w niedzielnej mszy jest dyspensa, spotkania powyżej 50 osób są odwołane, a ja, zamiast codziennie rano wsiąść do zatłoczonego tramwaju i pojechać do pracy, siadam z komputerem przy biurku w pokoju. Na stronie Polskiej Agencji Prasowej wskakują depesze, jedna po drugiej - w Polsce kolejni zarażeni, liczba zmarłych we Włoszech i w Belgii, pierwsza ofiara w Rosji, ibuprofen szkodliwy na leczenie objawów koronawirusa, konferencja prasowa premiera… Zdjęcia trumien w kościele w Bergamo, puste ulice Warszawy, ludzie w kombinezonach i maseczkach, wymęczone pielęgniarki. I tak przez cały dzień. Temat jest tylko jeden.

DEON.PL POLECA

Myślę o ludziach, których bardziej to dotyka niż mnie. O zatrudnionych na śmieciówkach. O lekarzach, pielęgniarkach, ratownikach medycznych i salowych, którzy wrzucają piąty bieg. O kurierach, kasjerach i innych, którzy muszą pracować między ludźmi. O tych, którzy nie mają domu. Niezasłużone uprzywilejowanie - ja po prostu krążę między pokojem, kuchnią, balkonem i łazienką, często myję ręce w rytm piosenki Beaty Kozidrak, nadrabiam seriale i wdaję się w głupie dyskusje w Internecie, jakby miało to komuś w czymś pomóc.

Ale szczerze? Boję się.

Słucham wypowiedzi specjalistów z różnych dziedzin, ekonomii czy medycyny - tłumaczą, ale sami mówią, jak dużo jest niewiadomych. Jakie będą skutki dla gospodarki? Jak zareagują krajowe rynki? Ile firm upadnie? Jak długo to wszystko potrwa? Kiedy będzie szczepionka? Ile ofiar pochłonie pandemia? Czy będą wśród nich ludzie, których znam?

Mniej boję się o siebie - bo wszystko wskazuje na to, że przeszłabym chorobę bezobjawowo lub podobnie jak każdą inną infekcję, ale o rodzinę? O znajomych? O nieznajomych - których mogłabym zarazić?

Boję się i już.

Po pierwsze: obawy są zrozumiałe

Zabiorę głos w imieniu wszystkich wysoko wrażliwych i tych, którzy znają z autopsji życie z lękiem: powtarzane w kółko „nie bój się” nie działa jak „anyżowe kropelki na lęki”, o których śpiewało Lao Che. Raczej jak płachta na byka. Wpędza tylko w poczucie winy - bo najwyraźniej inni umieją to wyłączyć, a ze mną jest coś nie tak, skoro widzę news, jeden z wielu, i nagle się boję.

Ale właściwie… co w tym dziwnego? Obiektywnie - trwa przecież nowy i trudny czas. Dziwne byłoby nie bać się ani trochę i nie zastanawiać się, jak ta sytuacja się potoczy i co przyniesie. "Covid-19 wpłynie na przyszłość cywilizacji intensywniej, niż spodziewali się wszyscy poza epidemiologami. Nowy koronawirus zmieni prawie każdy aspekt naszego życia" - czytamy w tekście Karola Jałochowskiego w ostatniej "Polityce". Jak się nie bać tego, co będzie za miesiąc? Jaki news przeczytam jutro?

Przyjmuję siebie całą. Swoje trudne emocje też. Nieraz wskazywał na to choćby ks. Krzysztof Grzywocz. Pisał m. in.: „Lęk, agresja to dobre uczucia. Można je tylko źle przeżywać i niewłaściwie wykorzystać” („Przesłonięte światło. Depresja, a życie duchowe”). Z kolei Marcin Jakimowicz w swoim tekście „Lek na lęk” przypomniał o trapistach z Tibhirine: „Wśród beatyfikowanych trapistów z Tibhirine jest o. Christopher, który patrząc po ludzku… nie zdał pierwszego egzaminu. Nie przeszedł próby. Zwiał, gdy islamiści załomotali w bramy klasztoru. Mocno przeżył tę próbę. Był rozdarty. Nocą krzyczał w celi: „Uratuj mnie. Odpowiedz!”.” Zresztą sam Jezus w Ogrójcu „począł drżeć i odczuwać trwogę” (Mk 14, 33). Tym samym uświęcił w człowieczeństwie wszystko, każdą emocję - również lęk.

Nie ma złych uczuć. Lęk też nie jest zły i, chociaż nieprzyjemny, nie warto od niego natychmiast uciekać. Lepiej pozwolić mu przepłynąć, przyjrzeć się i spytać siebie: czego dokładnie się boję? I dlaczego? Co konkretnie za tym stoi?

Po drugie: nie warto ich karmić

To nie oznacza, że warto się wyłącznie wokół niego kręcić i specjalnie go dokarmiać. Wśród porad psychologów jak mantra wraca szczególnie jedna: nie odświeżaj informacji cały czas. Daj sobie jeden albo dwa momenty w ciągu dnia na sprawdzenie, co się dzieje. Tyle.

Niestety, „katolicka nauka internetowa” znacząco przyczynia się do dolewania oliwy do ognia. Mimo że od pewnego czasu biskupi wyraźnie o to apelują, w różnych grupach facebookowych wciąż pojawiają się pytania, czy aby na pewno Komunia przyjęta do ręki jest dopuszczalna i godna. A obok często krąży rysunek: kościół, kolejka do Komunii, ludzie przyjmują hostie do ręki, a obok na ziemi leży podeptany i zakrwawiony Jezus.

Tradycyjnie nie brakuje też rozważań, że pandemia koronawirusa to rodzaj kary Bożej, skutek grzechu. (Czy to, swoją drogą, przerabia się przy każdej sytuacji? Ostatnią karą Bożą i skutkiem grzechu były, zdaje się, pożary w Australii.) Do tego pojawiają się też samozwańczy prorocy, którzy na podstawie cytatów z Pisma Świętego i objawień, udowadniają, że oto Antychryst upomina się o świat i ogłaszają - znowu - czasy ostateczne.

„Bój się i nawróć się” - to podstawowe założenie takiego spojrzenia na relację z Bogiem. Skąd wziął się pomysł na ewangelizację jako grę na emocjach, pilnowanie i oskarżanie? Czy tak ma wyglądać opowieść o Tym, który „nie łamie trzciny nadłamanej i nie zagasi knotka o nikłym płomieniu” (Iz 42,3)? Czemu autorzy takich porad duchowych wykazują całkowity brak wrażliwości na ludzi, których wpędzają co najwyżej w chorobliwe zastanawianie się, na ile już obrazili Stwórcę? Najgorsze w tej narracji, w tym upartym przekazywaniu Boga-mściciela, surowego i nieustępliwego, jest to, że sieją wątpliwość. Można tysiąc razy modlić się lectio Divina, znać na pamięć księgę Ozeasza, formować się we wspólnocie - ale kiedy całkiem doczesne lęki przygniatają, pojawia się w końcu i ta myśl: a co, jeśli to oni mają rację?

Po trzecie: zbuduj swój falochron

Oczywiście nie chodzi o to, żeby trwać w lęku i nie szukać sposobów na uspokojenie. Co w takim razie, robić kiedy przychodzi fala i zgarnia w ten ocean, coraz dalej i głębiej?

„Módl się” - odpowie katolik. I słusznie. Byle nie traktować jej jako magicznego zaklęcia. Modlitwa zbliża do Źródła i wycisza. Patrz w Jego oczy - tak, dosłownie, sięgnij po obrazek. Albo wyobraź sobie, jeśli nie masz nic pod ręką. Medytuj przed ikoną. Oddychaj głęboko i spokojnie. Powtarzaj Jego imię albo inny akt strzelisty. Spróbuj skupić się na Nim - chociaż na początku to może być trudne, kiedy myśli pędzą, wyobraźnia szaleje, a serce wali. Odmawiaj różaniec albo litanię dominikańską.

Nie karm się słowem internetowych wizjonerów. Sięgnij po najsensowniejsze Słowo sauté. Ewangelia daje nam klucz, żeby zrozumieć Stary i Nowy Testament - więc czytaj Ewangelie. Zobacz, kiedy Jezus wołał o „grobach pobielanych”, a kiedy był dyskretny, wrażliwy i czuły. Albo psalmy; te, w których autor jest przerażony i zrozpaczony, i te uspokajające (zwłaszcza psalm 131).

Słuchaj tylko oficjalnych komunikatów, żadnych plotek i "prawdopodobnie". Stosuj się do zaleceń. Często myj ręce (i koniecznie przy tym śpiewaj).

Poza tym koniecznie znajdź zwyczajne, niekoniecznie nabożne sposoby na troskę o siebie. Bzdurki i drobiazgi mogą uratować, spuścić napięcie, dać luz i oddech. Dotleniaj się. Obejrzyj „Harry’ego Pottera” albo „Władcę Pierścieni” po raz tysięczny. Przeczytaj coś dobrego. Zadbaj o kontakt z przyjaciółmi - jeśli nie w realu, to online. I poproś o wsparcie, kiedy będzie ci potrzebne. Jeśli siedzisz w domu - mam nadzieję! - pamiętaj, żeby zadbać o ciało i o ruch, chociażby to miało być umycie łazienki albo energiczny spacer do osiedlowego śmietnika. Wiesz, że przyszła wiosna i mirabelki już kwitną? Jeśli napięcie jest za duże i chce ci się płakać - płacz. Bo czemu nie?

Bądź potrzebny, bądź dla kogoś. Zrób zakupy sąsiadce. Pomóż przelewem tym, którzy pomagają innym. Mali Bracia Ubogich, Zupa na Plantach i Polska Akcja Humanitarna na pewno ucieszą się z każdej wpłaty.

Zbuduj falochron. I, za wszelką cenę, nie daj sobie odebrać nadziei.

Redaktorka i dziennikarka DEON.pl, autorka książki "Pełnymi garściami". Prowadzi blog dane wrażliwe.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Masz prawo bać się koronawirusa. Ale pamiętaj o trzech rzeczach
Komentarze (2)
KS
Konrad Schneider
21 marca 2020, 06:56
Dziekuje za glebokie i dojrzale przemyslenia!
KS
Konrad Schneider
21 marca 2020, 06:56
Dziekuje za glebokie mysli!