Między wdzięcznością a pychą
"Na tym właśnie polega diabelski upadek" - o źródłach pychy, szczególnie w kontekście internetowych dyskusji, oraz o skutecznym środku przeciwdziałania, pisze ks. Przemysław Szewczyk.
Jan Kasjan w jednej ze swoich "Rozmów z Ojcami" poświęconej wadom głównym zauważa, że najgorsze z wad i stanowiące największe niebezpieczeństwo dla człowieka - próżność i pycha - pojawiają się w momencie, gdy z życia ludzkiego wykorzenione zostały wady mniejsze.
"Nie powstają one z powodu tamtych, wręcz przeciwnie, gdy niższe skłonności zostały wykorzenione, wówczas dopiero te wybujają gwałtowniej, ze śmiercią poprzednich one zaczynają kiełkować żywiej i rosnąć" (Jan Kasjan, Rozmowa V, 10).
Na pychę rzadko kiedy chorują ludzie grzeszni, ulegający niskim wadom jak obżarstwo, chciwość, pożądliwość. Chyba tylko wtedy, gdy całkowicie głusi są na głos swojego sumienia i oczywiste zło nazywają dobrem. Jak długo trwają w prawdzie o sobie, mniejsze grzechy powstrzymują ich przed największym, diabelskim grzechem pychy.
Najbardziej diabelska z wad pojawia się natomiast często i łatwo u ludzi naprawdę dobrych, którzy zdołali opanować skłonności swojej natury ku złemu. Nie są jak inni ludzie: nie kradną, szanują rodziców, nie zdradzają żon ani mężów, nie zabijają w imię Boga.
Są bardzo dobrymi ludźmi, nawet więcej: są lepsi niż inni ludzie, naprawdę. Tacy rozpoczynają prawdziwą, ostateczną walkę z największym złem - z pychą. Niestety często przegrywają i pycha niszczy całą ich dobroć.
Na tym właśnie polega diabelski upadek: najlepsze ze stworzeń przez pychę stało się absolutnym złem, przeciwieństwem i wrogiem dobrego Boga. W podobny sposób sromotną klęskę ponosi wielu chrześcijan: wykorzenili wady, stali się dobrzy, ale pycha uczyniła z nich przyjaciół diabła.
Widziałem takich ludzi także niestety wśród chrześcijan. Czytałem, co piszą i jak piszą w Internecie. Słyszałem, co mówią i jak mówią podczas różnych spotkań i dyskusji. Postępują poprawnie, myśli w głowie mają prawdziwe, ale na swoją zgubę.
Dobroć i prawda czynią ich szorstkimi. Łatwo potępiają. Nie rozumieją już grzeszników i ludzi będących w błędzie. Grzmią na nich, jakby nie należeli do ich rodu. Dziwią się, jak można tak myśleć i działać, jakby sami byli z innej gliny ulepieni. Patrzysz na nich, słuchasz, jak mówią, czytasz, co piszą, i odnosisz wrażenie, że nie z człowiekiem masz do czynienia, lecz z bogiem. Przeklęta pycha, która najlepsze ze stworzeń obraca w demona.
Są jednak dobrzy ludzie - oby każdy chrześcijanin tak stawał się dobry! - którzy nie przegrywają tej najważniejszej walki. Intuicyjnie czy bardziej świadomie wiedzą, że dobroć nie jest ich własnością, prawda nie jest ich zdobyczą. Czujesz w ich łagodności, że traktują te skarby jak niezasłużony dar.
Są lepsi od innych, ale nie czują się takimi. Wiedzą więcej, ale nie dziwią się niewiedzy. Nie popełniają wielkich błędów, ale są towarzyszami błądzących. Nie ma w nich pychy, ale jest wdzięczność, taka czysta, nieudawana, prawdziwa.
Może nawet o tym nie mówią, ale patrzysz na nich i widzisz, że wiedzą to, co tak trudno jest człowiekowi odkryć i szczerze przyjąć: "Nikt nie jest dobry, tylko Bóg" (Mk 10,18).
Te słowa Pana nie są jakąś figurą retoryczną, ale prawdą, która z trudem przebija się do naszej świadomości. Jesteśmy tylko obrazem, odbiciem, odblaskiem: nie słońcem, ale księżycem. Jezus o tym doskonale wiedział. Nie było lepszego od Niego i nie było pokorniejszego człowieka niż On. Stać się Jego uczniem oznacza zdobyć dobroć, nie tracąc pokory.
ks. Przemysław Szewczyk - prezbiter Kościoła rzymskokatolickiego Archidiecezji Łódzkiej. Patrolog, tłumacz. Prezes Stowarzyszenia Dom Wschodni - Domus Orientalis. Założyciel portalu patres.pl.
Skomentuj artykuł