Najlepszy sposób życia - czyli o wyzwaniach synodu

Papież Franciszek na modlitewnym czuwaniu przed synodem: "Musimy nastawić ucha na puls naszych czasów i poczuć «zapach» współczesnego człowieka" (fot. EPA/ALESSANDRO DI MEO)

Kluczowe wyzwania tegorocznego synodu na temat małżeństwa i rodziny będą, moim zdaniem, trojakiego rodzaju.

Po pierwsze, Kościół katolicki w dużo większym stopniu niż za czasów Soboru Watykańskiego II jest powszechny i uniwersalny. Działa na wszystkich kontynentach z ich odmienną kulturą, wrażliwością, sytuacją społeczno-religijną, co oczywiście rzutuje na sposób przeżywania małżeństwa w poszczególnych krajach. Ta różnorodność jest z jednej strony bogactwem, z drugiej stanie się zapewne powodem wielu zmartwień dla ojców synodalnych w tym roku i w przyszłym. Ponadto, ze statystyk i tzw. ankiety Franciszka wynika, że dzisiaj serce Kościoła katolickiego nie bije już w Europie ani w Stanach. Dlatego problemy katolików tzw. Zachodu niekoniecznie są problemami ogólnoświatowymi, choć mam wrażenie, że ciągle pokutuje odwrotne przeświadczenie.

Po drugie, oba synody, tegoroczny i przyszły, będą z gruntu pastoralne. Doktryna w kwestii małżeństwa i sakramentów jest w miarę jasna. Ale nauczanie Kościoła to jedna sprawa, a życie Ewangelią, czyli codzienna praktyka i słabość ludzka to druga sprawa. Najwięcej tarć między biskupami może pojawić się właśnie na tej linii. Będzie to głównie zmaganie, jak to już w historii Kościoła bywało, o zwycięstwo miłosierdzia nad prawem.

DEON.PL POLECA

Po trzecie, samo małżeństwo sakramentalne nie sprowadza się do procedur prawnych i przeszkód kanonicznych, jak uważają niektórzy w Kościele. Naiwnością byłoby sądzić, że wystarczy tylko przepracować pewne paragrafy w prawie kanonicznym, a wszystko pójdzie jak z płatka. Małżeństwo obejmuje bowiem całe życie: relacje, pracę, komunikację, wychowanie dzieci, choroby, wiarę itd. Wszystko to trzeba ukazać w perspektywie współdziałania człowieka z Bogiem w ciągłym stwarzaniu świata. Jeśli nie spojrzymy na małżeństwie w tej perspektywie, niewiele się zmieni.

Z powyższych powodów, sądzę, iż bardzo trudno będzie znaleźć jedno lekarstwo, które można by odgórnie zaaplikować w całym Kościele i wszystko będzie grało. Wydaje się, że te czasy mamy już za sobą. Być może owocem tego dwustopniowego synodu będzie przedstawienie ogólnego zarysu reform i pozostawienie szczegółowych rozwiązań lokalnym Kościołom. Ale zobaczymy, w którą stronę poprowadzi nas Duch Święty.

Wiele wskazuje na to, że przełożenie synodu o nowej ewangelizacji na praktykę utknęło w martwym punkcie, ponieważ oczekiwano uniwersalnego rozwiązania, którego w dzisiejszych warunkach nie sposób wypracować centralistycznie.

Uzdrawiać przyczyny, a nie tylko skutki

Nie jest jednak prawdą, jak donosi chociażby publicysta GW Tomasz Bielecki w sobotnim wydaniu, że najtrudniejszymi sprawami, którymi zajmie się synod o rodzinie będzie zakaz udzielania komunii rozwodnikom w ponownych związkach, zakaz antykoncepcji czy problem katechezy dla dzieci par homoseksualnych. Te problemy są ważne, ale mimo wszystko drugorzędne.

Większość komentatorów w mediach niekościelnych wydaje się nie rozumieć, o co chodzi Papieżowi. Franciszek chce promować i wzmocnić małżeństwo, tylko że nie jedynie przez gaszenie pożarów, lecz przez prewencję i pracę u podstaw. Niewątpliwie należy poważnie zastanowić się nad polepszeniem sytuacji osób rozwiedzionych w Kościele. Nikt tego nie kwestionuje. Musimy jednak najpierw ukazywać młodym małżeństwo jako dającą radość i spełnienie drogę chrześcijańskiego rozwoju i jednocześnie zrobić wszystko, by zmniejszyć liczbę rozwodów.

Oczywiście, część mediów wywiera inną presję, bo próbują stawiać sprawę na opak. Niektórzy chcieliby pozornego uzdrowienia małżeństwa przez przyklepanie tego, co szwankuje, bez wniknięcia w rzeczywiste przyczyny choroby. Nie pojawia się tutaj nawet myślenie w kategoriach przyczyn i skutków. To nie jest właściwa droga, bo na dłuższą metę, jeśli nie ustalimy dokładnie, co sprawia, że małżeństwa bywają nietrwałe lub nieszczęśliwe, połowiczne rozwiązania zaprowadzą nas donikąd.

Najpierw małżeństwo, potem reszta

Mam skromne doświadczenie w pracy duszpasterskiej z małżeństwami. Moim punktem odniesienia są rekolekcje dla narzeczonych i małżonków, w których od paru lat uczestniczę, prowadząc je wspólnie z małżeńskimi parami.

Nasza "przedsynodalna" obserwacja jest bardzo prosta i zasadnicza: Małżeństwo jest pierwsze, także w stosunku do rodziny. Z dobrze funkcjonującego małżeństwa wypływa dobro rodziny, czyli również dzieci. Najwięcej uwagi należy więc poświęcić samemu małżeństwu, a nie rozwodom.

Żeby było jasne: niełatwa nieraz sytuacja osób rozwiedzionych lub porzuconych przez współmałżonków również wymaga duszpasterskiego wysiłku, lecz proporcjonalnego do wagi sprawy. Trzeba pracować głównie nad przyczynami rozwodów, nie odwracając się równocześnie i nie patrząc z góry na tych, którym małżeństwo sakramentalne z różnych powodów nie wyszło, bo oni nadal są w tym samym Kościele. Jest tu jeszcze wiele do zrobienia.

Nam prowadzącym rekolekcje wydaje się, że w procesie uzdrawiania małżeństwa i jego promocji (nie boję się użyć tutaj tego słowa) najpierw trzeba uwzględnić szybkie zmiany, które zachodzą w świecie, chociaż jak pisałem wyżej, raczej niemożliwa będzie jakaś globalna ocena i znalezienie ogólnej recepty. Przytoczę parę przykładów tych zmian.

W społeczeństwach rozwijających się mamy do czynienia ze wzrostem samoświadomości kobiety i mężczyzny. Ustalone społecznie i kulturowo role matki lub ojca nie są już powszechnie obowiązywalne na zasadzie kopiowania wzorców, raczej są uzgadniane przez poszczególnych małżonków. Kiedyś więcej małżeństw było skojarzonych i rodzice nie zawsze pytali się o miłość, ważniejsze były inne cele, chociażby finansowe. To prawda, że i takie małżeństwa trwały i rozwijały się. Ale te czasy już nie powrócą. Dzisiaj młodzi pragną zaangażowania i miłości, co jest ogromnym plusem, jednak często sprowadzają ją do uczucia, co jest sporym problemem. Mieszkanie razem przed ślubem (jeszcze 30 lat temu należące do rzadkości), obecnie jest coraz bardziej akceptowane, także przez rodziców. Przesuwa się wiek zawierania małżeństw, bo dłużej przygotowujemy się do pełnienia ról w społeczeństwie, ale ze względu na rodzicielstwo pojawiają się tutaj kolejne znaki zapytania. Ze względu na rozwój systemów informacyjnych żyjemy w coraz bardziej pluralistycznym otoczeniu, często kwestionującym wartość małżeństwa i rodzicielstwa

Nie można przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego, jakby nic się nie wydarzyło.

Dwa skrzydła pomocy

Jesteśmy też przekonani, że pierwszą troską Kościoła powinno być wypracowanie lepszych metod przygotowania do małżeństwa i wspierania małżonków w ich sakramentalnej drodze. Mimo pojawiających się tu i ówdzie pierwiosnków i nowych form kursów, wciąż "nadawanie się" do małżeństwa uznaje się za cechę wyssaną z mlekiem matki. Na rekolekcjach przygotowujących do małżeństwa widzimy, że narzeczonym często brakuje zrozumienia, na czym polega i jak się przejawia w codziennym życiu działanie sakramentu małżeństwa. Mam jednak wrażenie, że skądinąd szacowna teologia małżeństwa nie za bardzo jest czytelna w tym względzie. Jako księża i katecheci sami nie potrafimy na to pytanie jasno odpowiedzieć.

Wsparcie duszpasterskie nie może się sprowadzać tylko do udzielania sakramentów i głoszenia Słowa. Dzisiaj to za mało. Podstawową trudnością pozostaje ludzki fundament, na którym dojrzewa małżeństwo, a więc uczenie się dialogu, rozmowy, wyrażania uczuć, rozwiązywania konfliktów, znoszenie wzajemnych słabości i ograniczeń, zdolność do kompromisu. Kością niezgody mogą okazać się różnice w charakterach i temperamentach, a także pojawiające się nieuchronnie kryzysy. O tę skałę, naszym zdaniem, rozbija się wiele małżeństw. Z jednej strony dlatego, że te umiejętności w Kościele i w społeczeństwie uznaje się trochę za dziedziczne, z drugiej, sami małżonkowie po prostu się ich nie uczą, bo nie wiedzą jak, a czasem nie chcą, gdyż nie mają właściwej motywacji. Sama psychologia, bez poznania planu Boga wobec małżeństwa też nie "załatwi" tej sprawy. Często jednak po prostu brakuje przewodników, nauczycieli, począwszy od rodziców, którzy przekazaliby, jak "robi się" małżeństwo.

Opieka duszpasterska powinno więc przebiegać dwutorowo: sakramentalnie i w formie pomocy psychologiczno- komunikacyjnej. To jest właśnie doskonały poligon do współpracy duchownych z doświadczonymi małżonkami, do tworzenia wspólnot i ruchów.

Mówiąc o wzniosłości sakramentu małżeństwa, nie możemy zapomnieć o ludzkim fundamencie relacji męża i żony. Zwłaszcza że dzisiaj wiemy znacznie więcej na temat ludzkiej psychiki, uczuć i komunikacji. Łaska Chrystusa - jak powiada teologia i tajemnica Wcielenia, buduje wszystko na tym, co stworzone, a przecież stworzenie też jest dziełem łaski. Nasze doświadczenie potwierdza, że takie działanie, które dowartościowuje ludzką stronę małżeństwa, rzeczywiście się sprawdza.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Najlepszy sposób życia - czyli o wyzwaniach synodu
Komentarze (53)
G
gnG
7 października 2014, 18:42
ames pyta gdzie widzę hołubienie idola małżeńskości... Najpierw napiszę o osobistym spotkaniu z osobą wyjątkowej świętości.Przyjaźniliśmy się krótko. B.(rocznik 1920)  odeszła rok po naszym spotkaniu. W młodości porzucił ją mąż. Została sama z trójką małych dzieci, pracowała na dwóch etatach, dzieci wychowała, wykształciła, wyszły na ludzi, że tylko podziwiać. Utracjusz, ciężko chory na raka, po 35 latach wdrapał się na 3 piętro i... zapukał do drzwi... Dzieci się sprzeciwiały, rodzina gniewała a on został przyjęty! Można? Teraz dopiero mogę dodać, że widzę różne rzeczy: -i szczerą gorliwość, ofiarne zatroskanie o własne zbawienie, -i rygoryzm fałszywy, podszyty histerycznym strachem przeciw rozwodnikom, żeby nie uznać ich za jednakowo uprawnionych do korzystania z Łaski. W takim rygoryźmie małżeńskość  jest przeciwstawiana Miłosierdziu. Utracjusze i wiarołomcy są skreślani, odrzucani i pozbawiani nadziei. (A razem z nimi - o zgrozo - mnóstwo porzuconych osób, które nie mają w sobie aż takiego heroizmu jak moja dawna znajoma.) Otóż dla mnie ważniejszy jest powrót do wiary a mniej ważny powrót do rodziny.
8 października 2014, 10:04
No i właśnie tu się z autorem zgadzam (a właściwie z Ojcem Świętym, który jest właściwym autorem). Wszyscy patrzymy na takie przypadki jak wymieniłeś z perspektywy, że było małżeństwo, nie wyszło im, rozpadło się, jest nowy partner i co tu zrobić teraz (podaję najczęstszy przykład, inny od twojego). Natomiast Ojciec Święty chce podkreślić jak ważne jest właściwe PRZYGOTOWANIE do małżeństwa. W moim najbliższym otoczeniu (przyjaciele, znajomi) jest dużo par świeżo po ślubie (rok, dwa, trzy). Większość wzięła ślub albo z powodu nacisku jednej ze stron albo z ogólnego podejścia "no przecież już jesteśmy tyle i tyle ze sobą, to czas zrobić następny krok". Nie myśli się o małżeństwie jak o DARZE od Boga, tylko jak o kolejnym stopniu jak w karierze zawodowej. Do kapłaństwa przygotowania są 6 lat, a do małżeństwa (nie jedna para ze stażem potwierdzi, że kapłaństwo to "pikuś") wystarczy internetowy kursik, kilka stówek na mszę, i tyle. Jeśli się ktoś na prawdę nie wysili i nie zrobi tej roboty sam (tzn. w parze narzeczeńskiej oczywiście z Bogiem), to nikt mu nie powie jak ma nawet się dowiedzieć, czy ma w ogóle podstawy myśleć, że z TĄ osobą może mu się udać w małżeństwie. Twój przykład (jak i tysiące innych) nie istniałby, gdyby może lepiej się przygotowali do małżeństwa, gdyby ktoś doświadczony ich poprowadził przez drogę narzeczeńską. Może od początku nie mieli nawet podstaw do bycia razem? Nie wiem, bo ich nie znam ale znam sporo ludzi ze swojego otoczenia i tak to właśnie wygląda. Trzeba się skupić na problemie PRZED małżeństwem, bo tragedie PO wynikają właśnie z tego.
WD
Wujek Dobra Rada
7 października 2014, 02:41
@ Autor Muszę księdzu przyznać, że przeczytałem ten artykuł z zainteresowaniem.
A
affe
7 października 2014, 15:53
Jaki deon taki komentarz. Czasem udaje sie kogoś zwieść, że się jest dobrym źródłem informacji?
G
gerard
7 października 2014, 16:04
Sympatyczko Radia Maryja - hejterstwo to jest grzech. Nie wiem, czy tam o tym mówią. Ale z tego trzeba sie spowiadać. Dodatkowo z tracenia cennego czasu - to jest zaniedbanie dobra. Zal ci, że komuś się tekst podoba? Nie patrz krzywym okiem na to, że ktoś sie cieszy. To twój problem
A
affe2
7 października 2014, 16:15
No popatrz gerard jak działa "szkoła" księdza Piórkowskiego - są uwagi do szefa deonu - no to na pewno słuchacz i sympatyk Radia Maryja. Znamy te artykuły na deonie w tym temacie ks. Piórkowskiego. Patrzę na portal Radia Maryja ? - a tam nic nie uświadczysz o deonie a tym bardziej o tym jezuicie. Nie wierzysz - sprawdź sam!
S
strada
7 października 2014, 22:15
Bredzisz.
E
ela
7 października 2014, 00:18
Nasze pokolenie jest brudne pornografią i zdradami małżeńskimi...ale w Bogu zawsze jest przebaczenie. Maria Magdalena uwierzyła i została oczyszczona...każdy może być czystego serca ...jeśli tylko pragnie... Kiedy rozpoczęłam naukę w liceum, byłam nieśmiałą, zakompleksioną osobą, która bała się krytyki innych jak ognia. Może właśnie dlatego zaprzyjaźniłam się z dziewczyną, która zawsze była pewna siebie, wygadana - po prostu dusza towarzystwa. Chciałam być taka jak ona, więc zaczęłam się do niej upodabniać. Używałam wulgarnego języka, paliłam papierosy i marihuanę. Brakowało mi tylko markowych ubrań, by szpanować przed innymi. Koleżanka wiedziała, jaka jest moja sytuacja; ona sama też nie była bogata, ale zawsze chodziła w markowych ciuchach i było ją stać na najdroższe perfumy. Pewnego dnia zdradziła mi swój sekret. Powiedziała: "To takie łatwe pieniądze, nic cię to nie będzie kosztowało"... Jak się jednak potem okazało - kosztowało, aż za wiele... Zaczęłam tak jak ona sprzedawać swoje ciało. Zostałam prostytutką... Wchodziłyśmy na każdej lekcji informatyki na czat. Tam aż się roiło od sponsorów... Próbowałam z tym skończyć, ale pokusa zdobycia szybkich pieniędzy była niestety silniejsza... Myślę, że stoczyłabym się na samo dno, gdyby nie jedno przełomowe wydarzenie w moim życiu - zaszłam w ciążę. Odrzuciłam myśl o aborcji, chociaż cała moja rodzina mnie do tego namawiała. Odrzuciłam ich "pomoc". Tylko moja mama mnie wspierała i robi to do dziś. Z całego serca dziękuję Bogu za to dziecko. Dzięki niemu zaczęło do mnie docierać, w jaki straszny sposób wcześniej żyłam. Gdyby nie Jezus, już dawno bym się zatraciła, ale z Nim - mogę wszystko. Panie Jezu, spraw, aby w każdej rodzinie w Polsce była czystość, aby żaden mąż już nie zdradzał żony i aby żadna żona już nie zdradzała swojego męża i proszę, aby pornografia i prostytucja znikła z życia publicznego. AMEN NIECH SIĘ STANIE CZYSTOŚĆ !!!
WD
Wujek Dobra Rada
7 października 2014, 02:39
Ta historia jest przykładem jak z ciemności można wyprowadzić samo dobro. Mam też takie przykłady w dalszym i bliższym otoczeniu. Pięknie. Serdecznie pozdrawiam.
K
KONDZIU
6 października 2014, 16:31
~eva 12:45:08 | 2014-10-05 A w dziedzinie zycia rodzinnego mamy najlepszego bo świętego nauczyciela - Jana Pawła II i jego książki jako jeszcze biskupa i kardynała na ten temat a także listy, adhortacje i encykliki. Trzeba tez koniecznie promować młodym współpracę na tym polu rodzinnym Świetego i np. Półtawskiej. To są prawdziwe autorytety w sprawach rodziny, miłości i małżeństwa. Sądy szefa deonu w tym tle bardzo bledną. A  ja dodam że kto chce naprawdę coś więcej wiedzieć na temat tego Synodu to może też sięgnąc do wypowiedzi osób które na tym Synodzie będą mieć ważne i odpowiedzialne zadanie - większość tygodnika NIEDZIELA zawiera takie wypowiedzi. TO PRAWDA
G
gnG
6 października 2014, 01:07
Z wytrwałością chcę powtarzać: kto się żeni nie grzeszy a lepiej będzie tym co pozostają bezżenni. Duszpasterska troska o rodziny? Bardzo proszę! Tylko bez hołubienia idola małżeńskości bo to żałosne. Zbawienie jest ważniejsze. Dla każdego.
6 października 2014, 11:53
A gdzie widzisz "hołubienie idola małżeńskości"? Jest synod na temat małżeństwa, są i artykuły, a nie "hołubienie". Tym bardziej, że jak sam zauważyłeś bezżennym jest "lepiej" (jak znam kilku/kilka to bym w to akurat wątpił, ale niech będzie). Po co innego miałby być synod, jeśli nie z powodu zbawienia?
F
franek
6 października 2014, 13:18
Chcesz się zbawić? Swoim staraniem? Czytałeś Nowy Testament?
5 października 2014, 22:46
> Będzie to głównie zmaganie, jak to już w historii Kościoła bywało, o zwycięstwo miłosierdzia nad prawem. To nieprawda. To zmaganie pewnego nurtu intepretacji czym jest Miłosierdzie, a nie Miłosierdzia. Nieuprawnione zawłaszczenie, tym bardziej, że pochodzące ze strony, która podważa pewniki i ustalone interpretacje. > Małżeństwo obejmuje bowiem całe życie: relacje, pracę, komunikację, wychowanie dzieci, choroby, wiarę itd. Wszystko to trzeba ukazać w perspektywie współdziałania człowieka z Bogiem w ciągłym stwarzaniu świata. Jeśli nie spojrzymy na małżeństwie w tej perspektywie, niewiele się zmieni. A co to konkretnie znaczy? I dlaczegoż to na pewno pożądane jest, żeby coś się zmieniło? > Ale zobaczymy, w którą stronę poprowadzi nas Duch Święty. Zatem Duch Święty zmienia swę zdanię jako Go ochota nadejdzie i jak Go okoliczności nacisną. Coś tam pobabulił 2k lat temu, ale teraz to już sam Duch Święty rozumie, że nie te czasy i trzeba się uelastycznić. > Wiele wskazuje na to, że przełożenie synodu o nowej ewangelizacji na praktykę utknęło w martwym punkcie, ponieważ oczekiwano uniwersalnego rozwiązania, którego w dzisiejszych warunkach nie sposób wypracować centralistycznie. Eeeeee - to Kościół coś wypracowuje, czy strzeże depozytu udzielonego Mu przez Centralistyczną Trójcę?
5 października 2014, 22:46
> Większość komentatorów w mediach niekościelnych wydaje się nie rozumieć, o co chodzi Papieżowi. Franciszek chce promować i wzmocnić małżeństwo, tylko że nie jedynie przez gaszenie pożarów, lecz przez prewencję i pracę u podstaw. Niewątpliwie należy poważnie zastanowić się nad polepszeniem sytuacji osób rozwiedzionych w Kościele. Zatem przeciwrozwodową prewencją ma być praca nad polepszeniem sytuacji osób rozwiedzionych w Kościele? Zatem prewencją antypijańską jest wynalezienie lekarstwa na kaca. > Niektórzy chcieliby pozornego uzdrowienia małżeństwa przez przyklepanie tego, co szwankuje, bez wniknięcia w rzeczywiste przyczyny choroby. Nie pojawia się tutaj nawet myślenie w kategoriach przyczyn i skutków. To nie jest właściwa droga, bo na dłuższą metę, jeśli nie ustalimy dokładnie, co sprawia, że małżeństwa bywają nietrwałe lub nieszczęśliwe, połowiczne rozwiązania zaprowadzą nas donikąd. A to przyzwolenie na sakramenty dla rozwodników nie jest 'przyklepaniem tego, co szwankuje', tylko 'wnikaniem w przyczyny nietrwałości małżeństw'?
J
Joanna
6 października 2014, 09:16
Ktoś ma tu ogrooomny problem z rozumieniem słowa pisanego. Pozdrawiam.
6 października 2014, 09:38
Ktoś tu nie łyka gładkich słówek rozdziawiając gębę wobec ich gładkości, tylko widzi, że gładkość maskuje ich wewnętrzną miałkość.
K
ka
6 października 2014, 09:59
To Ty masz problem. Piotr Słowiński trafnie wypunktował błędy artykułu.
F
franek
6 października 2014, 13:21
Niestety nie trafnie! Przecież nie chodzi o zmianę zasad ale o zmianę sposobu głoszenia. Do Żydów po żydowsku, do Rzymian po rzymsku a do Greków po grecku. Nie ma obowiązku głosić Ewangelii po aramejsku.
6 października 2014, 15:53
Uuuu - to rozgrzewająca umysły hipotetyczna możliwość dopuszczenia przez Synod rozwodników do przyjmowania sakramentów, o której Deon trąbi od paru dni, to tylko zmiana sposobu głoszenia, czy jednak zmiana zasad? O co chodzi po pokaże przebieg i owoce Synodu, a nie Pańskie, czy czyjekolwiek chciejstwo. Natomiast przebieg i owoce Synodu to osobna sprawa wobec artykułu dotyczącego Synodu i błędów najrozmaitszych rodzajów popełnionych przez o. Piórkowskiego w owym artykule. Błędy w artykule podejmującym temat Soboru to inna sprawa, niż hipotetyczne błędy samego Soboru, zatem argument z poprawności Soboru ma się nijak do uzasadnienia poprawności artykułu podejmującego temat Synodu.
G
gregor
7 października 2014, 15:16
Pan musi mieć naprawdę dużo wolnego czasu i to właśnie czyni Pana niewiarygodnym. Jest Pan niemal pod każdym wątkiem i w kółko wałkuje to samo. Nie czyta, tylko przypisuje ludziom to, czego nie napisali
5 października 2014, 22:11
Chyba nikt nie zaprzeczy, że czasy są inne, dziwne. Czy kiedykolwiek w przeszłości było tyle za rozwalaniem małżeństw? Wszystkie kultury i czasy pomagały tak, czy inaczej małżonkom, żeby wytrwali aż do śmierci, a niektórym nawet po (małżonek na wieczność). Katechizację w tej kwestii zderzyć z obecnym napalmem świata? Można i należy próbować, ale nie udawajmy, że to trochę nierówne szanse. Wspomóc, rozwijać duszpasterstwo rodzin całą mocą! Promować wierność małżeńską – z całych sił i świadectw takich ludzi! Ale też nie zarażać się syndromem psa ogrodnika – bo ja się „męczę”, to dlaczego innym ma być nieco łatwiej. Masz siły – wytrwaj w tym, ale nie rób tego dla samo-uświęcenia się, uczynienia samemu siebie męczennikiem wiary (wiary?). Cudzołóstwo = cudze łoże. Pewność zastosowania: jest ktoś w związku z jedną osobą i gdy ją w tym samym czasie zdradza z inną, cudzo-łoży. Gdy zamknie definitywnie tamten związek, to na pewno cudzołoży, gdy zdradza nowego partnera z innym w tym samym czasie. A jeśli podchodzić rygorystycznie do definicji cudzołożenia: czemu nikt z cytujących Pismo Św. nie przytoczył ani razu - ale ani razu - tego w tych dyskusjach: Mt 5, 27-29: „Słyszeliście, że powiedziano: 'Nie cudzołóż!' A ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła”. Wystarczy przyjrzeć się stojącym w kolejce do Komunii, zwłaszcza latem, gdy część niewiast ubiera się bardziej wyzywająco, nie zważywszy, że przyszły do kościoła. Stwierdzicie, że część panów chyba nie powinna przyjąć tej Komunii (świętokradczo), bo zcudzołożyli, gdyż ich wzrok "skanujący" ukradkiem takie panie, nie pozostawiał wątpliwości co do celu jego zapuszczenia... A też nie spotykam jednookich, z lewym okiem...
5 października 2014, 22:59
Zatem w przestrodze udzielanej przez narkomana 'nie zaczynajcie z narkotykami' nie widzi Pan nic więcej, niż syndrom psa ogrodnika. > ale nie rób tego dla samo-uświęcenia się, uczynienia samemu siebie męczennikiem wiary Akhem - a dlaczego nie i jeśli nie dlatego, to dlaczego? > "Słyszeliście, że powiedziano: 'Nie cudzołóż!' A ja wam powiadam: (...)" Również napisano 'jesli twoje oko jest ci powodem do grzechu to wyłup je, a jeśli twoja ręka jest co powodem do grzechu to odrąb ją'. Czy optuje Pan za zaprowadzeniem praktyk Skopców w KK?
5 października 2014, 23:17
Co do przykładu z narkotykami – bez związku. Mam alergię na świętoszków, co to wyssaliby z innych wszystkie soki, co najlepsze, paśli się duchowo całe życie, domagali się mimo to pomocy sobie, albo już na pewno stałego doceniania ich „poświęcania heroicznego na ołtarzu wiary”, a sami nie kiwnęli palcem, żeby pomóc innym nakarmić się duchowo. Pod pozorem czystości wiary narzucają innym ciężary, bo… To Pan reprezentuje grupę tzw. mowy tak-tak nie-nie. Apeluję tylko więc o konsekwencję. Z kolei jeśli o mnie chodzi to dopuszczam, żeby rozsądnie rozumieć jednak ducha czasu, a nie dyktować innym życie na podstawie suchej litery prawa, podpierając to zawsze starannie dobranymi, wygodnymi dla siebie cytatami z Pisma Św. Nie jest to tożsame z jakimś rozmywaniem podstawowych prawd wiary w Boga.
5 października 2014, 23:33
> dopuszczam, żeby rozsądnie rozumieć jednak ducha czasu Ja dopuszczam rozsądne picie alokholu i rozsądne objadanie się, czyli tak właściwie co to znaczy? To znaczy ja wiem, że to mowa życzeniowa, czyli zaprezentowanie postulatu w formie uzasadnienia, którego nie sposób podważyć. Krótko mówiąc 'argumentacja' dla głupców: kochanie kupmy rozsądny samochód, pojedźmy na rozsądne wakacje, kupmy rozsądny dom - to nie jest żadna argumentacja, tylko postawienie oponenta w pozycji 'nierozsądnej', no bo skoro ja mówię o 'rozsądku', a ty się nie zgadzasz, zatem sprzeciwiasz się rozsądkowi, więc oczywiście nie masz racji. Każdemu mikrocefalowi może się wydawać, że jeśli się odwoła do 'rozsądku', to automatycznie ma wygraną w kieszeni, bo przecież 'rozsądek' jest po jego stronie, skoro sobie go apriori przyznał. Ja Panu nie ufam na słowo, że Pan mówi o 'rozsądnych' granicach, dopóki mi Pan nie wytłumaczy gdzie te 'rozsądne' granice wedle Pana leżą.
5 października 2014, 23:48
Zrozumiałem tylko część Pana wypowiedzi. Duch czasu – np. jeśli św. Paweł nakazywał kobietom nie zakrywać głów, mężczyznom odwrotnie, gdy... a kobietom nie przemawiać, gdy... to nie znaczy, że tak ma być dzisiaj. Nieprawdaż? Nie chce mi się tego rozwijać, dobrze Pan wie, o co mi chodzi. Właśnie tego się obawiałem – Pan chce gotowej instrukcji postępowania... Tak jest najprościej, albo tylko tak się wydaje, a przynajmniej nie najprościej w Królestwie Bożym. Pan zacznie troszkę w końcu słuchać głosu swojego serca (chyba nie jest z kamienia, co?), a nie gardzić tymi - jak to Pan nazywa duszczyko'coś tam - podrygami emocjonalnymi serduszek, tuuuuulimy i inne obawy przed uruchomieniem w naszym człowieczeństwie czegokolwiek innego, poza naukowym rozumem...
6 października 2014, 00:34
Nie - nie wiem o co Panu chodzi, bo skąd miałbym wiedzieć? Pan ma jakieś wyobrażenia i o nie Panu chodzi. Te wyobrażenia, sądząc z tego co Pan pisze i do mnie i publicznie, są raczej bajkowe, utopijne i iluzoryczne, aniżeli stąpające twardo po ziemii, co zresztą Pan chyba uznaje w nich za cenność, a nie mankament. > Właśnie tego się obawiałem – Pan chce gotowej instrukcji postępowania... Już Panu się odechciało konkretów? Co to jest 'głos serca'? Zwolennikom eutanazji ten 'głos serca' podpowiada, że uśmiercając eutanowanego wyświadczają mu dobro. Jak mam odróżnić takie złudne 'głosy serca' głosów niezłudnych, czy też może wszystkie 'głosy serca' mam uznawać za apriorycznie poprawne? Jeśli tak, to jak to się ma do stwierdzenia, że nie to, co wchodzi do człowieka, a to co zeń wychodzi czyni go nieczystym, a za sprawą czego dzieją się te 'wewnętrzne' rzeczy, jak nie za sprawą 'głosu serca'? Jak się ów 'głos serca' ma do postulowanych wczesniej przez Pana 'rozsądnych granic'? Pan uważa, że to 'głos serca' daje wskazówki odnośnie tego gdzie to 'rozsądne granice' się znajdują, czy odwrotnie: 'rozsądne granice' trzymają w karbach 'głos serca'? Co zatem stawia Pan na pierwszym miejscu: 'głos serca', czy 'głos rozsądku'? A może jeszcze coś innego? Czego, wedle Pana, należy się słuchać w sytuacjach konfliktowych w których 'głos serca' mówi jedno, a 'głos rozsądku' drugie: 'głosu serca', czy 'głosu rozsądku'?
6 października 2014, 09:13
"Cudzołóstwo = cudze łoże. Pewność zastosowania: jest ktoś w związku z jedną osobą i gdy ją w tym samym czasie zdradza z inną, cudzo-łoży. Gdy zamknie definitywnie tamten związek, to na pewno cudzołoży, gdy zdradza nowego partnera z innym w tym samym czasie." Rafale - proste pytanie, czy małżeństwo jest nierozerwalne? Jeżeli Twoja odpowiedź brzmi "tak", to na jakiej podstawie uważasz, iz można zamknąć definitywnie poprzednie małżeństwo (związek to taka obrzydliwa nowomowa). Jeżeli Twoja odpowiedź brzmi "tak, ale" to warto jednak wrócić do podstaw nauczania Kościoła. Co do MT 5 27-29 - ważne jest przecież najpierw uznanie, iż cudzołoży sie "tylko" w swoim sercu, a nie przez sam stosunek, który jest juz jedynie konsekwencją cudzołóstwa. To juz samo w sobie jest szokująca zmianą perspektywy i prawa. No i konsekwencje tego cudzołożenia "tylko" w sercu - wprost piekło. A ile katolików dziś przekonuje, iż wieloletnie życie z inną osobą niż małżonek jest dobre i nie zagraża zbawieniu. I na koniec - co by dziś powiedzieli światli katolicy, gdyby jakiś ksiądz na kazaniu powiedział wprost - spojrzałeś z pożądliwością na kobietę, zgrzeszyłeś w sercu i trafisz do piekła. Ale kobieto, która poprzez swój ubiór wywołałaś zgorszenie, czyż nie lepiej jest Ci uwiązać kamień młyński u szyi. Takie nauczanie nie istnieje już dziś i stąd Kościół pozbywa sie wiernych.
T
tomtom
6 października 2014, 10:38
Wybaczy Pan że się wtrącę ale z doświadczenia wiem że z tym słuchaniem "głosu serca" to czasem różnie bywa... szczególnie gdy ten głos serca stoi w sprzeczności z głosem rozumu... Miejmy nadzieję że hierarchowie Synodu mają serca skierowane na prawdziwą Miłość, i wynikającą z niej troskę (realną troskę o dusze owieczek)... aby kierując się "głosem serca" nie poszli w stronę "wykoślawionego miłosierdzia" tylko w swoich rozważaniach korzystali z Darów Ducha Św... Gwoli przypomnienia: Dar mądrości Dar rozumu Dar rady Dar męstwa Dar wiedzy (umiejętności) Dar bojaźni Pańskiej Dar pobożności ... Uczynki miłosierdzia względem duszy / również gwoli przypomnienia: Grzeszących upominać. Nieumiejętnych pouczać. Wątpiącym dobrze radzić. Strapionych pocieszać. Krzywdy cierpliwie znosić. Urazy chętnie darować. Modlić się za żywych i umarłych.
W
wierny
5 października 2014, 17:38
Pytany o to, czy niektóre wskazania „Familiaris consortio”, dotyczące nauczania Kościoła na temat małżeństwa, nie powinny zostać zmienione, metropolita warszawski stwierdził: „W Kościele nie ma możliwości dopasowywania doktryny do życia, tylko podciągamy życie do tego, czego Chrystus naucza w Ewangelii i do tego, czego Kościół nauczał przez wieki”. TO FRAGMENT WYPOWIEDZI KS. KARD. NYCZA Zamiast czytać "sądy" ks. Piórkowskiego - lepiej przeczytać całość rozmowy ks. Kardynała. Np. ze strony Gościa Niedzielnego
S
strada
5 października 2014, 18:36
To po co czytaszo. Piórkowskiego. Czytaj Gościa Niedzielnego. Ps. W którym fragmencie o.Piórkowski mówi o zmianie doktryny??? I poczytaj, co to jest doktryna Kościoła, a co to jest dyscyplina kościelna. 
F
ferrata
5 października 2014, 18:44
Sami swoi dla samych swoich. Tak się lepiej prowadzi medialny pontyfikat? Ale te czasy minęły i każdy możne (raczej powinien) poszukiwać całej prawdy i nie ulegać manipulacjom. Wypowiedzi kard. Nycza nie zamieśćił deon a więc trzeba sięgać do innych źródeł np. Gościa Niedzielnego. Chyba nie ma zakazu - kto czyta Gościa nie może czytać deonu?
S
strada
5 października 2014, 18:46
Pomódl sie za synod... 
M
mam
5 października 2014, 17:14
~eva 12:45:08 | 2014-10-05 A w dziedzinie zycia rodzinnego mamy najlepszego bo świętego nauczyciela - Jana Pawła II i jego książki jako jeszcze biskupa i kardynała na ten temat a także listy, adhortacje i encykliki. Trzeba tez koniecznie promować młodym współpracę na tym polu rodzinnym Świetego i np. Półtawskiej. To są prawdziwe autorytety w sprawach rodziny, miłości i małżeństwa. Sądy szefa deonu w tym tle bardzo bledną. A  ja dodam że kto chce naprawdę coś więcej wiedzieć na temat tego Synodu to może też sięgnąc do wypowiedzi osób które na tym Synodzie będą mieć ważne i odpowiedzialne zadanie - większość tygodnika NIEDZIELA zawiera takie wypowiedzi.
M
Maria
5 października 2014, 13:23
To znaczy, że lokalne kościoły miałyby na przykład decydować, czy cudzołożni przystępują do komunii czy nie? Czyżby to był ten pomysł na ominięcie doktryny? Nie da się tego przeprowadzić globalnie, to zróbmy lokalnie. Z czasem wszędzie się przyjmie komunia dla cudzołożnych, bo ludzie są słabi i chętniej wybierają łatwiznę. Tak jak z postami (choć waga spraw nie jest ta sama). Lokalne kościoły mialy rozstrzygnąć. I rozstrzygnęły - postów praktycznie nie ma.
Dariusz Piórkowski SJ
5 października 2014, 13:29
A czy synod jest na temat komunii św. dla osób rozwiedzionych? Z tego co wiem, jest to synod o rodzinie i małżeństwie. A to coś więcej niż komunia i rozwody. Proszę więc nie upraszczać sprawy.
M
Maria
5 października 2014, 13:40
Synod jest o rodzinie. Ale to sam papież pamiętnym wywiadem w samolocie z Rio, powołaniem Kaspera na głównego referenta na konsystorzu, telefoniczną zgodą na komunię udzieloną kobiecie pozostającej w związku cywilnym (sam ks. Lombardi to potwierdził) ukierunkował ten synod. Czy zechciałby ksiądz ustosunkować się do mojego przypuszczenia: czy lokalne rozwiązania to sprytny sposób na ominięcie zakazu komunii dla cudzołożnych?
Dariusz Piórkowski SJ
5 października 2014, 16:54
Szanowna Pani, nie mogę się ustosunkować do tego, bo nie wiem, w którą stronę pójdzie synod. To tylko przypuszczenia. I wcale nie napisałem, że kwestię udzielania komunii św. dla osób rozwiedzionych pozostawi się lokalnym Kościołom. Tylko że niektóre rozwiązania dotyczące np. przygotowania do małżeństwa, duszpasterstwa rodzin itd, będą mogły być oddane w gestię konferencji episkopatów, bo z natury rzeczy lepiej wiedzą na miejscu, jaka jest sytuacja niż cały synod.
A
Amaranda
5 października 2014, 17:25
Dokłądnie Mario. To tak jak z Komunią na rękę. Najpierw udzielano jej tak nielegalnie w Kościołach lokalnych. Potem Watykan oficjalnie im na to pozwolił. Z czasem wciśnięto ją nawet tam gdzie nigdy jej nie było i gdzie nikt o nią nie zabiegał, np. do Polski.
M
Maria
5 października 2014, 13:05
Ni mam doświadczenia życia w małżeństwie, ale doświadczenie 65 lat życia wśród małżeństw. Poznałam wiele ich problemów i śmiem twierdzić, że najważniejsze jest to, co młody człowiek wyniesie z własnej rodziny. Mam wiele przykładów na to, że dzieci bezwiednie powielają zachowania swoich rodziców, mimo postanowień, że w ich rodzinie będzie inaczej. Ośmielę się także powiedzieć, że pogłębienie wiary jest tu najważniejsze. A - póki co - wszystkie rodziny otoczmy modlitwą. Maria
E
eva
5 października 2014, 12:45
A w dziedzinie zycia rodzinnego mamy najlepszego bo świętego nauczyciela - Jana Pawła II i jego książki jako jeszcze biskupa i kardynała na ten temat a także listy, adhortacje i encykliki. Trzeba tez koniecznie promować młodym współpracę na tym polu rodzinnym Świetego i np. Półtawskiej. To są prawdziwe autorytety w sprawach rodziny, miłości i małżeństwa. Sądy szefa deonu w tym tle bardzo bledną
F
franek
5 października 2014, 13:13
Przecież autor nie kwestionuje nauk JPII o małżeństwie. Stwierdza tylko że ma trudności w ich dogłębnym zrozumieniu i przekazaniu małżonkom w konkretnej sytuacji (myślę że np w konfesjonale).  Nie wystarczy powiedzieć penitentowi: módl się i ufaj. Warto pokazać całościową, piękną koncepcję katolickiego małżeństwa. Trzeba tylko ją jasno i krótko pokazać w konkretnym przypadku. Że to jest trudne dla wielu widać po kondycji instytucji małżeństwa w Europie.
K
kate
5 października 2014, 12:42
Co do głównych tez: 1) obawiam się, ze oczekiwania Kościoła (wiernych) są inne: nie chcemy hybrydowych rozwiązań, swoistego umywania rąk (niech lokalne Kościoły ustalą co jest dla nich dobre, a my to globalnie klepniemy), ale uniwersalnego modelu na miarę nowej epoki. 2) czy tego chcemy, czy nie, bo nas uwiera statystyka: Kościól w Europie zamiera, rozwija się w Azji i Afryce, to serce Kościoła katolickiego znajduje się w Rzymie. Konstrukt kulturowy chrześcijaństwa, jak i konstrukt kulturowy globalnego świata pochodzi z Europy i na barkach "białego człowieka" spoczywa odpowiedzialność za kierunek zmian. Może byśmy chcieli, żeby inni z naszych ramion ten ciężar wzięli, ale się nie da. 3) nie zgadzam się, że teologiczna konstrukcja sakramentu małżeństwa i rodziny jest w miarę jasna, a problemy to tylko kwestia niedoskonałego duszpasterstwa. Obawiam się, że trzeba będzie na rozsypać puzzle i na nowo je ułożyć, jak to miało miejsce w Kościele katolickim po reformacji. W chrześcijaństwie nie mamy jednej wykładni sakramentu małżeństwa (inaczej patrzą choćby na to prawosławni). Obawiam się, iz wobec przeobrazeń globalnej kultury chrześcijanie wszystkich obrządków muszą wystąpić jednym głosem, ujednolicić swoje stanowisko w zakresie sakramentu małżeństwa, inaczej nas czeka zanik tej instytucji społecznej, co jest już w wielu rejonach świata obserwowane.
Dariusz Piórkowski SJ
5 października 2014, 13:03
Cóż, mnie się wydaje, że na tym właśnie polega problem, iż coraz trudniej o uniwersalne rozwiązania. To byłoby wygodniejsze - ustalą gdzieś w centrali, a my tylko wdrażamy. Synod o nowej ewangelizacji właściwie pozostał bez kontynuacji i niewiele z niego wynikło, ponieważ inaczej się głosi Słowo w Azji, inna sytuacja jest w Europie, a inna w fawelach w Ameryce Płd. I nie będzie jednego modelu - właśnie z tych powodów.  Po drugie, pisząc o centrum, miałem na myśli nie tylko instytucję i Kurię Rzymską. Obecny Papież też sporo mówi o relacji między Kościołami lokalnymi a Rzymem. Przez wieki sądzono, że biskupi są jak poddani Papieża, którzy mają wykonywać instrukcje i przekazywać wszystko dalej. Teraz na horyzoncie pojawia się inne, jeszcze nie w pełni wypracowane, pojęcie komunii i jedności w Kościele. Mniej centralizacji, więcej odpowiedzialności w Kościołach lokalnych.
K
kate
5 października 2014, 13:40
Zgadzam się, że w dziedzinie duszpasterskiej model musi być pluralistyczny, bo to odpowiada bardziej obecnej kulturze i w tym zakresie rzeczywiście lepiej, aby wieloma sprawami zajmowały się lokalne Kościoły. Tak zresztą było wielokrotnie w Kościele, np. po II wojnie światowej w pierwszych latach prawie zupełnie zanikła działaność Roty Rzymskiej w sprawach o stwierdzenie nieważności małżeństwa, bo Rzym słusznie uznał, iż sytuacja małzeństw po wojnie w róznych krajach jest rózna i oddał te sprawy lokalnym sądom biskupim. Ale ja nie o tym mówię tylko o imponderabiliach wiary: już nie wystarcza, a nawet uważam jest szkodliwa, dyskusja, co polepszyć w dotkniętych kryzysem małżeństwach chrześcijańskich. Nam się chwieją fundamenty sakramentalności małżeństwa (po co małżenstwo wogóle) i od synodu oczekuję tego, że podejmie poważną refleksję nad tym zagadnieniem. Ksiądz słusznie zauważył, że doświadczenia synodu o nowej ewangelizacji mogą studzić nasze oczekiwania, gdyż stawiamy niejako papieża i biskupów w sytuacji proroków, którzy mają dać impuls do nowej jakości życia wogóle (budować nowy model świata), a sami są ludźmi swojej epoki: wątpiącymi, szukającymi, błądzącymi. Może więc zacząć od synodu na temat Kościoła wogóle: czy obecne struktury Kościoła nie powinny inaczej wyglądać, czy decyzje nie powinny też wychodzić od jakiegoś świeckiego gremium i kto wogóle powienien w nim zasiadać.
O
ona
5 października 2014, 15:20
"Centralą" jest Ewangelia i tam już wszystko zostało ustalone; pozostaje ją nauczać i  wdrażać w życie : "idźcie na cały świat i głoście Ewangelię". Jeśli  sprawy Komunii dla cudzołożników zostaną "przekazane" przez papieża na niższy szczebel, czyli w kompetencjie poszczególnych biskupów, to ten temat podzieli Kościół, (bo widać, że już jest podzielony) i jedność Kościoła Katolickiego zaniknie.
Dariusz Piórkowski SJ
5 października 2014, 16:56
W tym sęk, że nie wiadomo do końca, w którą stronę pójdzie synod. Może po 2 latach dyskusji okaże się, że trzeba zwołać sobór, by na nowo zastanowić się nad strukturą i władzą w Kościele. Całkiem prawdopodobne. Bo jeśli się tego nie rozstrzygnie, to wszelkie synody będą tylko szacownym zgromadzeniem, z którego pozostanie jedynie jakiś dokument włożony ad acta. Nie wiem, jak będzie. Zobaczymy.
N
non
5 października 2014, 17:15
Wiadomo po dysydenckim deonie co chciałby jego szef. Żałosne
E
eva
5 października 2014, 12:32
Odezwał sie człowy "znawca wszystkiego" - wie zawsze lepiej niż KEP i biskupi. Bo często deon i on sam na deonie bywa dysydentem. Lepiej wiedział od Benedykta XVI a za papieża Franciszka za pomocą deonu tworzy jego medialny pontyfikat a teraz deon też tworzy medialny Synod. Zawsze lepiej sięgać do źródeł, do słów samego papieża ale w całości bez manipulacji, do wypowiedzi kardynałów (np. na portalu Radia Watykańskiego po polsku) do duszpasterzy czyli biskupów i KEP. Albo w całości na żywo oglądać też transmisje w TV Trwam i Radio Maryja
M
marek
5 października 2014, 12:55
Jakiś psychiczny? Wszędzie pisze to samo jakby miał natręctwa w głowie.
M
maruś
5 października 2014, 12:58
mentalność Kalego się znowu odzywa bo chodzi o szefa deonu no i najlepiej zakochany albo psychiczny
S
strada
5 października 2014, 18:40
Ja już też mam go dość. Bredzi to pod różnymi nickami.
S
strada
5 października 2014, 12:08
Co do duszpasterstwa: takie np rekolekcje parafialne- to często 40-minutowe kazanie, mentorskie i oddalone od problemów życia, albo bujające w obłokach. Potem nauki dla kobiet i mężczyzn....takie o wszystkim i niczym, napompowane... Nie wszędzie oczywiście, ale przewaznie. Może właśnie tutaj wkorzystać to, że ludzie do kościoła przychodzą. I oprócz możliwości spowiedzi, duchowych wskazówek do nawrócenia i oddania życia Jezusowi, dać jakiegoś mądrego psychologa...jakaś konferencja, jakiś dyżur ksiądza, psychologa...gdyby jakieś małżeństwo w kryzysie chciało porozmawiać...