Niewykorzystane szanse Kościoła

(fot. Francesco Corbisiero)

Dzisiaj tej odwagi zdaje się nie mieć już nawet niemało ludzi Kościoła, którzy także przy trumnie mówią często tylko o miłości, radości, ciągłości.

W dzisiejszych czasach w zlaicyzowanych częściach świata, w krajach takich jak Włochy, gdzie liczba ślubów kościelnych ciągle spada, podobnie jak i chrztów, jedyną okolicznością, w której osoby niewierzące bądź obojętne uczestniczą w ceremonii religijnej, jest pogrzeb. Również osobom, które już od dziesiątków lat przestały chodzić do kościoła, trudno jest zrezygnować z chrześcijańskiego pogrzebu, biorąc pod uwagę fakt, że nie ma żadnej innej, alternatywnej formy kultu. Zmierzenie się ze śmiercią dla nikogo nie jest łatwe, i wszyscy potrzebują jakiegoś rytuału.

I tak zdarza się coraz częściej uczestniczyć w ceremoniach kościelnych, gdzie celebrujący kapłan nie zna zmarłego ani jego rodziny, a uczestniczący są niemal w całości niewierzący lub przynajmniej niepraktykujący. Oczywiście kapłanowi trudno jest w takich przypadkach wygłosić odpowiednią homilię, znaleźć słowa pocieszenia, a zarazem głębokiej refleksji, jak tego wymaga okoliczność. Poza tym zwyczaj, jaki się rozpowszechnił, mówienia o zmarłym poufale, używając jego imienia, jak gdyby wcześniej miało się z nim zażyłe i przyjacielskie relacje, również wtedy, kiedy wiadomo jest, że nie istniała żadna więź, sprawia, że wszelka mowa jest niezbyt szczera w oczach obecnych.

Jest to niełatwa sytuacja, powiedzmy to raz jeszcze, jednak mogłaby być nawet wyjątkowo sprzyjającą okazją do tego, aby zapoznać ze słowami Jezusa, aby wskazać na Jego sposób podejścia do śmierci i jej pokonania. Aby jednak to uczynić, trzeba mieć odwagę wypowiedzieć słowo "śmierć", powiedzieć prawdę o sensie lęku i przerażenia, jakie ogarniają wszystkich w obliczu trumny, która nie tylko symbolizuje kres więzi ludzkiej, może nawet głębokiej i żywej, ale także zmusza nas do skonfrontowania się także z naszą śmiercią.

A dzisiaj tej odwagi zdaje się nie mieć już nawet niemało ludzi Kościoła, którzy także przy trumnie mówią często tylko o miłości, radości, ciągłości. A o śmierci, o opuszczeniu, o samotności - nigdy. A zatem nie poruszają serca obecnych, którzy w ten sposób czują się utwierdzeni w swoim wyborze trzymania się z dala od sfery religijnej i którzy w związku z tym starają się jedynie uciec możliwie jak najszybciej, aby zapomnieć o tym, że oni również muszą umrzeć.

Trzeba zrozumieć rzeczywistość, w jakiej żyjemy, i uznać, że miejscami nowej ewangelizacji współcześnie są często właśnie pogrzeby. A zatem należy przygotowywać kapłanów, a obecnie również świeckich, jak to dzieje się już w niektórych regionach Europy, do tego, by je uznali i podchodzili do nich z odpowiednimi narzędziami duchowymi i duszpasterskimi.         

Lucetta Scaraffia - włoska publicystka, dziennikarka i teolożka. Publikuje na łamach Avvenire, Il Foglio, Corriere della Sera i L'Osservatore Romano

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Niewykorzystane szanse Kościoła
Komentarze (4)
DN
Danuta Nowak
8 lutego 2018, 09:32
Ale pogrzeb chrześcijanina, to radosna uroczystość, bo śmierci nie ma, została pokonana Chrystus Zmartwychwstał! Pogrzeb ma być radosny, przepojony Nadzieją, bo zmarły idzie do Pana. Żałoba i smutek jest oczywista dla rodziny, ale wspólnota cieszy się i raduje, bo zmarły jest w Niebie!
7 lutego 2018, 19:46
To jest straszne co ta pani wypisuje w tym artykule. Zastanawiać może jaki jest jego cel. Po raz kolejny wmówienie ludziom jak bardzo ważne dla ich zbawienia są rytuały /"wszyscy potrzebują jakiegoś rytuału"/, ceremonie, obecność kapłana czy też kulty. Szczególnie to ostatnie wybrzmiewa w tym artykule poważnie i groźnie /"nie ma zadnej innej, alternatywnej formy kultu"/. Oczywiście, że jest inna i to lepsza droga. Całkowite zawierzenie Bogu i pójście drogą Chrystusa. Bez rytuałów, ceremonii, kapłanów i kultów. Religie, w tym rzymskokatolicka, prowadzą tylko do ciemności i zniewolenia. Straszenie śmiercią to jedna z najpopularniejszych form ziewolenia.
7 lutego 2018, 11:30
Ja zaś proponowałbym zacząć od przywrócenia koloru czarnego w liturgii za zmarłych.Ten kolor oznacza bowiem śmierć,żałobę,pokutę. W sposób wymowny może on edukować zebranych,iż chodzi tu głównie o dobro zmarłego nie zaś o pocieszenie czy nawet ewngelizację uczestników liturgii. Zbawienie duszy zmarłego powinno być głównym celem zebranych. Stosowanie innych kolorów, w tym jak w USA białego(!) stanowi oczywiste niezrozumienie liturgii pogrzebowej, ześrodkowanej na żyjących zamiast na zmarłym.  
7 lutego 2018, 19:55
Ja zaś proponowałbym zacząć od wnikliwej lektury Pisma Świętego. Czy na biało, czy na czarno, czy na zielono ubrani nic już nie pomożemy zmrałemu. Z prostej przyczyny - jego czas wyborów i decyzji minął. Jeżeli się nawrócił i przyjął Chrystusa to będzie zbawiony, jeśli nie to już jest potępiony /Marek 16,16/. To tak na początek w uproszczeniu oczywiście.