Obietnice władzy
Kiedyś, w czasach tak odległych, że trudno nam je oceniać, sięgano po władzę, by nikomu i niczemu nie podlegać. To kacykowie stanowili prawo, nie po to, by prawo ich zobowiązywało, lecz by to oni zobowiązywali prawem.
Potem, gdy kodeksy zaczęto zapisywać na kamiennych płytach, miał one obowiązywać wszystkich i nawet wielcy władcy byli wzywani do przestrzegania tradycji.
Obecnie od rządzących wymaga się więcej niż od zwykłych obywateli. Oczywiście spotykamy jeszcze „podrygi” różnych reżimów autorytarnych, gdzie „dobrem ludu” tłumaczy się niszczenie prawa przez „władzę ludową”, ale generalnie doszliśmy do przekonania, że władza powinna być tak kontrolowana, by działała w ramach prawa. To ją szczególnie trzeba rozliczać.
Choć zabrzmi to trochę „obrazoburczo”, można powiedzieć, że przeszliśmy od jednej nierówności wobec prawa do innej zupełnie przeciwnej. Przedtem władca stał ponad prawem, teraz wymaga się od niego więcej niż od „poddanych”. Może stracić swoją pozycję nie dlatego, że złamał prawo, ale „tylko” dlatego, że nie dotrzymał zobowiązań i nie spełnił obietnic. Mamy do czynienia z czymś, co nazywamy odpowiedzialnością polityczną. Nie chodzi tylko o zachowywanie standardów pracy lub ewentualne nadużywanie władzy dla prywatnych interesów. (Ustąpić powinien ktoś, kto znalazłby się w sytuacji konfliktu interesów: publicznego i rodzinnego). Chodzi też o odpowiedzialność za niedotrzymanie obietnic.
Jeśli ktoś podczas kampanii obiecał, że coś załatwi, a nie zrobił tego, to ponosi odpowiedzialność na dwa sposoby. Pierwszy to taki zwykły (dla każdego): oszukał, więc jest traktowany jak oszust. Drugi jest polityczny (dla rządzących): starał się, ale mu nie wyszło, nie dał rady (inni okazali się silniejsi). Jednak wtedy też odpowiada. Okazał się nieskuteczny. Stąd ktoś inny powinien go zastąpić.
Od polityka wymaga się więcej. Bo umówił się z wyborcami na coś konkretnego i nie zrealizował tego. A po to mu powierzono władzę.
I to jest słowo kluczowe: „powierzyć”. Jeżeli coś powierzono, to można to i odebrać. Albo lepiej: skoro ktoś przyjął to, co mu powierzono, to powinien to oddać, gdy nie udało mu się tego odpowiednio wykorzystać, zgodnie z tym, co ustalono przy powierzaniu.
Dlatego tak ważna jest pamięć o przysięgach i o obietnicach. Komuś powierzamy władzę, bo się zobowiązał do czegoś więcej niż wymaga się od zwykłych obywateli. Obejmujący jakieś stanowisko (nie tylko państwowe, też samorządowe, kościelne, zawodowe) często składa przysięgę. I dlatego musi być poddawany weryfikacji, choćby przez uczciwą debatę.
Inaczej jego przysięga jest warta tyle co slogan wyborczy.
Skomentuj artykuł