Od czego powinniśmy zacząć

ks. Artur Stopka

Usłyszałem niedawno tonem kategorycznym wygłoszone zalecenie: "Wy tam, w Kościele, zanim zabierzecie się za porządkowanie po swojemu całego świata, zróbcie sobie najpierw porządek u siebie. Gdy u was będzie tak, jak głosicie i wszyscy będą w porządku, będziecie mieli moralne prawo ustawiać resztę ludzkości. Ale zanim tego nie osiągniecie, wara od tego, jak żyją inni".

Z przykrością muszę w tym miejscu odnotować, że całą tę tyradę usłyszałem od kogoś nie tylko ochrzczonego w Kościele katolickim, ale - jak przypadkowo wiem - nawet bierzmowanego i sakramentalnym węzłem małżeńskim połączonego. Ale nie o tym akurat dzisiaj chcę pisać. To temat na zupełnie inną publicystykę, choć też raczej do wewnątrz Kościoła adresowaną.

W zacytowanym na początku pouczeniu pobrzmiewają mi podejmowane tu i ówdzie medialne próby interpretowania działań, słów i w ogóle całej postawy prezentowanej już od pół roku przez biskupa Rzymu Franciszka. Że oto nareszcie mamy Następcę św. Piotra, który przestał naprawiać i reformować cały świat, a zaczął nawracać samych katolików.

No cóż, gdybyśmy rzeczywiście mieli poczekać z głoszeniem Ewangelii aż po krańce świata do momentu, w którym dokładnie każda i każdy z nas, katolików, będzie zasługiwał na natychmiastowe założenie aureolki (i to bez procesu kanonizacyjnego), to wszyscy, którzy nie znają Jezusa Chrystusa i Jego Dobrej Nowiny o zbawieniu, mogliby przez tysiąclecia "spać spokojnie". Żadne "nawracanie" i ewangelizowanie by im nie "groziło".

DEON.PL POLECA

Prawda jest taka, że to my, grzesznicy, zostaliśmy powołani do głoszenia wszelkiemu stworzeniu Chrystusowej Ewangelii. A sformułowanie "Święty Kościół grzesznych ludzi" nie jest zgrabnym bon motem ani pustym sloganem. Ale też to my decydujemy, jaki ów Kościół tu, na ziemi, jest. Ks. Jan Kracik w książce pod wyżej zacytowanym tytułem, napisał: "O wiele łatwiej podzielić eklezjalną rzeczywistość — historyczną czy teraźniejszą — na białą i czarną, słuszną do końca i taką bez cienia racji, świetlaną i nikczemną, niż uznać złożoność tego, co jest, i niejednoznaczność tego, co było. I żadne to rozmywanie konturów lub relatywizm, tylko zwyczajna uczciwość i realizm. Bo z tego, że prawda i błąd, dobro i zło są kategoriami całkowicie przeciwstawnymi, nie wynika, że występują one w ludziach nagminnie w pełnym natężeniu i bez przemieszania".

Nie przytaczam jednak tego cytatu w charakterze podpórki dla łatwego samorozgrzeszania się z widocznych prawdopodobnie nawet z przestrzeni kosmicznej, niczym mur chiński, niedoskonałości Kościoła jako wspólnoty ludzi wierzących i jako instytucji. Przywołuję go jako punkt wyjścia do innych przypomnień.

Po pierwsze, do przypomnienia, że Jezus polecił swoim uczniom bez jakiegokolwiek światło-cienia: "Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski". A św. Piotr w swoim pierwszym liście dawał adresatom jasne upomnienia dotyczące osobistej świętości: "Nie stosujcie się do waszych dawniejszych żądz, gdy byliście nieświadomi, ale w całym postępowaniu stańcie się wy również świętymi na wzór Świętego, który was powołał, gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty".

Po drugie, do przypomnienia, jaką metodą wyjątkowo skutecznie ewangelizowali na przykład chrześcijanie pierwszych wieków. Przypomniał o tym zresztą, mówiąc do młodych w Sydney w 2008 roku, Benedykt XVI: "Jan Paweł II napisał, że misja Kościoła, zanim jeszcze stanie się działaniem, jest świadectwem i promieniowaniem. Tak było na początku chrześcijaństwa, kiedy poganie, jak pisze Tertulian, nawracali się, widząc miłość, która królowała wśród chrześcijan: "Patrzcie - mówili - jak oni się miłują"...".

Fakty są takie, że ewangelizujemy świat, choć jesteśmy grzesznikami. Jednak dla efektów tej naszej działalności ma ogromne znaczenie, jacy jesteśmy, jaką tworzymy wspólnotę, jaka jest instytucja Kościoła, jak wypełniamy rozmaite funkcje i zadania, które zostały nam w Kościele powierzone. Dla efektów tej naszej aktywności potrzebna jest również stała rozmowa o nas, o Kościele, bez unikania głosów krytycznych i wskazywania błędów, niezależnie od tego, kto z nas je popełnia. Niezbędne jest nieustanne porządkowanie Kościoła (kto kiedykolwiek sprzątał wie, że nie da się tego zrobić raz na zawsze). Po to, abyśmy mogli realnie wnosić Boży porządek w dzieje świata.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Od czego powinniśmy zacząć
Komentarze (5)
C
chrześcijanin
1 października 2013, 23:56
odnosząc się do artykułu ks.Artura.zacytowana wypowiedź według mnie odnosiła się bardziej do nauk moralnych niż głoszenia ewangelii w sensie ewangelizacji. zatem delikwent miał jak najbardziej dobrą intuicję krytykując nie tyle misję koscioła co jego kondycję moralną(czytaj świadectwo wiary). także - drogi księże Arturze - uderzyc się w piersi swoje i kolegów po koloratce zamiast bawić się w wyważone komentarze.
P
Pollus
22 września 2013, 03:09
Czarne watykańskie ścierwa, jeszcze śmią pouczać innych!
M
Mariusz
19 września 2013, 10:55
Panie Dariuszu, -więzi rodzinne tez mogą wypaczać, -o jakiej zależności finansowej od biskupa Pan mówi. Znam kilku proboszczów, o kórych można wiele powiedzieć, ale nie to, że są zależni finansowo od biskupa. Mam wrażenie, ze jest wprost przeciwnie. -posłuszeństwo w Kościele ma charakter teologiczny, a nie organizacyjny. -Instancje odwławcze w Kościele istnieją, o czym wiemy ze sprawy ks. Lemańskiego, Mam wrażenie, żę Pana wizja Kościoła opiera się na Jego medialnym obrazie o wyraźnej tendencji antyklerykalnej. Pozdrawiam Widać dobrą wolę w tym tekście. Patrząc jednak na przyczyny kryzysu Kościoła na Zachodzie, uważam, że nie da się zreformować tak wielkiej instytucji bez krytyki strukturalnej. Struktury Kościoła zwyczajnie się zestarzały. Także etycznie. Gdy nie ma demokracji - szanse na uniknięcie wypaczeń są mniejsze. Gdy ksiądz jest finansowo całkowicie zalezny od biskupa, a z braku rodziny mocno powiązany emocjopnalnie z innymi duchownymi - szanse na uniknięcie wypaczeń są mniejsze. Gdy w sprawach spornych brak niezależnego pionu sądowego - szanse na uniknięcie wypaczeń są mniejsze. Gdy istnieje możliwość dania komuś zakazu wypowiedzi, nawet jak nie narusza dogmatów - szanse na uniknięcie wypaczeń są mniejsze. I temu podobne. Nie jestem jednak pewny, czy o takim "porządkowaniu" ksiądz pisze... ...
K
konwalia
18 września 2013, 19:37
Zgadzam się . Wystarczy tak życ aby inni mówili – patrzcie jak oni się miłują i wtedy  ludzie zaczną  lgnąć  do wspólnoty Pana Boga która będzie żywa. Na utrzymanie nie zabraknie , każdy będzie chciał łożyć ze swoich dóbr tak jak to było w pierwszych wiekach Kościoła . Pan Bóg miłującym się Braciom pozwala góry przenosić i tak pokieruje swoją łaską że będziemy obfitować we wszystko ponad nasze potrzeby i miary. Nawet gdy zboczymy z Drogi - bo szemranie na pewno wcześniej czy poźniej się zacznie z powodu naszej ułomności,w Kościele mamy do dyspozycji wszystko co jest potrzebne aby się nieustannie nawracać.
DK
Dariusz Kot
18 września 2013, 19:05
Widać dobrą wolę w tym tekście. Patrząc jednak na przyczyny kryzysu Kościoła na Zachodzie, uważam, że nie da się zreformować tak wielkiej instytucji bez krytyki strukturalnej. Struktury Kościoła zwyczajnie się zestarzały. Także etycznie. Gdy nie ma demokracji - szanse na uniknięcie wypaczeń są mniejsze. Gdy ksiądz jest finansowo całkowicie zalezny od biskupa, a z braku rodziny mocno powiązany emocjopnalnie z innymi duchownymi - szanse na uniknięcie wypaczeń są mniejsze. Gdy w sprawach spornych brak niezależnego pionu sądowego - szanse na uniknięcie wypaczeń są mniejsze. Gdy istnieje możliwość dania komuś zakazu wypowiedzi, nawet jak nie narusza dogmatów - szanse na uniknięcie wypaczeń są mniejsze. I temu podobne. Nie jestem jednak pewny, czy o takim "porządkowaniu" ksiądz pisze...