Ostrzeżenie od chrześcijan z Syrii

(fot. facebook.com/latinparish.aleppo)

Mija szósty rok, od kiedy trwa konflikt w Syrii. W kraju wielokulturowym, pełnym wyznawców różnych religii. W wyniku wojny odsetek chrześcijan spadł jednak do kilku procent. Czy to samo grozi wyznawcom Chrystusa w Europie?

Pierwsze, co czuje się po wyjściu z samochodu w Aleppo, mieście zmiecionym niemal z powierzchni ziemi, jest przejmujące zimno. Mocny, bardzo chłodny wiatr przenika wszystkie zakamarki nieosłoniętego ciała, wywołując automatyczny wręcz dreszcz.

Podobnie jest z widokiem, który wita każdego przybysza. Obrazy zrujnowanych domów, sterczących kabli, spalonych drzew i wszechobecnej biedy stają się nieproszonymi gośćmi nawet w nocy, nie dając spokoju w czasie snu. Zimno opanowuje moje myśli i ciało nawet teraz, gdy siedzę trzy tysiące kilometrów dalej, w swoim ciepłym i bezpiecznym mieszkaniu.

Prześladowanie chrześcijan w Syrii?

Bardzo często pytałem swoich rozmówców o kwestię prześladowania chrześcijan. Sporo organizacji o tym mówi, wskazując na akty bestialskiej przemocy ze strony terrorystów z tzw. Państwa Islamskiego czy innych dżihadystycznych bojówek. Prezydent Putin od września 2015 roku - kiedy Rosja z powodzeniem wsparła działania reżimu al-Asada - przyjął tytuł obrońcy chrześcijan, a żołnierze rosyjscy obecni na każdym rogu syryjskich miast określają siebie jako "krzyżowców".

Nie ma wątpliwości, że chrześcijanie żyjący na terenach poza kontrolą sił al-Asada lub wybranych oddziałów Wolnej Armii Syrii skazani są na wygnanie. Zmuszani do konwersji, płacenia niemożliwie wysokich podatków, surowo karani za najmniejsze przewinienie - wyznawcy Chrystusa uciekają na tereny rządowe, gdzie bardzo często żyją ich krewni. Szacuje się, że jedynie w rejonie Idlib zostało kilkaset osób, które nie zdecydowały się uciec. Pozostały tam jednak bez żadnej opieki duszpasterskiej. Są też pozbawione możliwości publicznego wyznawania wiary.

Główna ulica we wschodnim Aleppo:

Jednak nawet na terenach opanowanych przez rząd chrześcijanie nie czują się już zbyt dobrze. Jeszcze przed wojną zepchnięci na margines, nie mogąc tworzyć własnej partii politycznej czy obejmować wyższych funkcji publicznych, marzyli o emigracji. Teraz, gdy konflikt zniszczył kraj, a oni sami czują się zagrożeni przez rosnące wpływy muzułmanów, uciekają bez większego zastanowienia. Często podaje się szacunkowe dane o tym, że w samym Aleppo od 2011 roku liczba chrześcijan zmniejszyła się pięciokrotnie.

To tylko wymówka

Mimo to bardzo często odpowiedzią na moje pytanie o prześladowania chrześcijan w Syrii były słowa: "Nie, chrześcijanie nie są prześladowani". Być może mają mniejsze prawa niż wyznawcy islamu, ale większość rozmówców wskazuje, że w kraju zawsze istniała pełna wolność religijna, możliwość głoszenia czy publicznego wyznawania wiary.

"Były konflikty, ale nie można nazwać tego prześladowaniem - mówiła mi siostra Brygida Maniurka, od lat mieszkająca w Syrii. - Zarówno przed wojną, jak i teraz, żyjemy w przyjaźni z muzułmanami". Ojciec Sami Hallak, ostatni jezuita, który pozostał ze swoją "owczarnią" w Aleppo, stwierdza wprost: "Ta wojna jest dla mniejszości religijnych tylko potwierdzeniem, że wyjazd jest właściwą decyzją. Czasami szukają dla emigracji odpowiedniego powodu, wymówki. I mówienie o prześladowaniach czy zabójstwach chrześcijan jest taką wymówką".

Dobrze, a co z ISIS? Do Polski dochodzą przecież przerażające wieści. Będąc na miejscu, można zauważyć, że większość ofiar tzw. Państwa Islamskiego czy innych ugrupowań dżihadystycznych to... muzułmanie. Nie trzeba nawet jechać do Damaszku, Homs czy Aleppo, by wyczytać z mapy, że chrześcijanie i inne mniejszości religijne zamieszkiwały głównie południe i zachód Syrii, natomiast terroryści zajęli przede wszystkim obszary pustynne i zamieszkane w 99 procentach przez sunnickich muzułmanów.

Łatwo zauważyć obecność Rosjan w Syrii:

"Gdy bomba spadła w Aleppo na kościół, mówili: «Widzicie? Bombardują nasz kościół!». Ale dziesiątki takich bomb spadły też na meczety - tłumaczy ojciec Sami. - Tak samo mówią w przypadku porwań: «Widzicie? Porywają chrześcijan!». Ale przecież porywa się też dziesiątki tysięcy muzułmanów. Nie sądzę więc, byśmy mieli tu do czynienia z jakimś celowym prześladowaniem chrześcijan".

Więc chrześcijanie nie potrzebują pomocy?

Czy jest więc sens im pomagać? Wysyłać setki tysięcy złotych na "pomoc chrześcijanom na Bliskim Wschodzie"? Oczywiście, tak. Przede wszystkim należy wskazać, że przykład Syrii jest zupełnie inny niż np. Palestyna czy Irak, gdzie w okolicach Mosulu ofiarami dżihadystów byli przede wszystkim przedstawiciele mniejszości religijnych (chrześcijanie i jazydzi). Po drugie, brak prześladowań ze względu na wyznanie nie oznacza, że chrześcijanie mają jakoś lepiej wśród mieszkańców Syrii. Wszyscy cierpią tak samo, wszyscy stracili kogoś bliskiego, wszyscy są tak samo zagrożeni.

Jak nasz Kościół może im pomóc? Czy da się coś zrobić poza pomocą materialną? Ojciec Hallak twierdzi, że jest już za późno. "Kościół w Aleppo żył na wyspie: mieliśmy swoje wspólnoty, swoje stowarzyszenia, swoje grupy skautów, swoje akcje charytatywne. I nie mieliśmy żadnego kontaktu ze wspólnotami muzułmanów, stowarzyszeniami miejskimi, innymi skautami czy niekościelnymi akcjami charytatywnymi - twierdzi jezuita. - Żyliśmy jak w twierdzy, nie kontaktując się w ogóle z muzułmanami. Ta sytuacja doprowadziła nas do poczucia zagrożenia. Myślenia o innych jako o zagrożeniu dla naszej tożsamości".

W nieustannym poczuciu zagrożenia, zamknięciu się na niechrześcijan nie ma miejsca na powiew ciepła, powiew Ducha Świętego. Nie ma miejsca na wypełnianie zadanej przez Chrystusa misji. Dlatego tak wielu syryjskich chrześcijan, szczególnie młodych, nie ma też poczucia, że jest sens tkwić w tym, a nie innym - być może bezpieczniejszym - miejscu. Dlatego w Aleppo tak bardzo czuć chłód i nieustanny lęk.

Pytanie, które warto sobie zadać brzmi: czy lęk (przed wojną, islamem, terroryzmem, ubogimi, obcymi, uchodźcami...) nie staje się fundamentalnym składnikiem wiary katolików w Polsce?

Karol Wilczyński - redaktor DEON.pl. Miłośnik kultury bliskowschodniej. Pisze doktorat z filozofii arabskiej. Wraz z żoną prowadzi bloga islamistablog.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ostrzeżenie od chrześcijan z Syrii
Komentarze (6)
MR
Maciej Roszkowski
19 marca 2017, 18:21
Są różne lęki. Lęk przed taką liczbą migrantów których państwo i społeczność nie jest w stanie przyjąć bez poważnych problemów ekonomicznych, deomograficznych, społecznych. Czy jest on nieuzasadniony? Spójrzmy na ghetta wokół wielkich miast francuskich. Lęk przed powstaniem tak wielkiej liczby migrantów, że choć w ogromnej większości nie są groźni, to znajdą wśród nich schronienie terroryści - Belgia, Francja, Niemcy./ Czy nic nam to nie mówi? Lęk przed narzucaniem poprawnych politycznie polityków "neutralności światopoglądowej", "tolerancji", "otwartośćo" etc. W Kokkedal w Danii radni gminy nie zgodzli się na sfinansowanie świątecznej choinki, za to dofinansowano miejscowy meczet. Czy brak mi miłośći bliźniego gdy na to się nie godzę? I lęki nieuzasadnione. Lęk przed wojną. Nie jest ona niemożliwa na naszym terenie, ale prawie nieprawdopodobna. Lęk przed powinnością podzielenia się z "obcymi" tu, czy w Syrii lub gdziekolwiek. Pamietajmy o pomocy jaka dostawaliśmy w latach 80-tych i potem, jak umorzono nam wielkie długi. Lęk przed "innymi" - bo inaczej pachną bo "roznoszą choroby i pasożyty". Proszę powąchać przeciętnego polskiego menela i pijaka wylegującego się na ławce. Jakieś różnice? Z moich kontaktów z "obcymi wynika, że nie są brudniejsi, czy bardziej chorzy. No tak! Oni są nasi, a tamci są obcy!  
18 marca 2017, 16:07
Cała ta ochrzczona proemigracyjna hucpa nie ma bynajmniej na celu pomoc pokrzywdzonym. Celem jest natomiast zmaina świadomości wiernych katolików prowadząca w kierunku stworzenia nowego modelu religijności. Model ten zakłada usunięcie podziału ne religię prawdziwą i fałszywe i budowanie nowego Kościoła do którego należeć będą wszyscy. W Kościele tym wszyscy będą mieli zagwarantowane zbawienie,karmić zaś będą się ideologią praw człowieka, wzajemną tolerancją i świadczyć wobec siebie miłosierdzie. Przybierająca na sile rewolucja modernistyczna w Kościele przygotowuje katolików na tę zmianę,przyjmowanie zaś obcych kulturowo i religijnie przybyszów zmianę tę będzie utwierdzać. Mając na uwadze powyższe, jedyną właściwą postawą jaką dziś powinni przyjąć katolicy jest bezkompromisowa obrona katolickiej wiary. Katolicyzm to dziś wyzwanie      
KJ
k jar
18 marca 2017, 12:47
Prezentowany w artykule krzyż z kościoła w Aleppo przypomina mi dokładnie taki sam w kościele ewangelickim na Mazurach w Sorkwitach. Ten w Syrii może zniszczyło Daesh, Chrystusowi w Polsce obcięła ręce Armia Czerwona. Świątynia wciąż działa, choć ewangelików na Mazurach jak na lekarstwo. Migracje z ziem zachodnich w ostatnich miesiacach wojny i po wojnie objęły blisko 7 mln ludzi. Do wielkości populacji z 1939 roku doszliśmy na tych terenach dopiero w 1972 roku. Materialną tkankę tych ziem udało się odtworzyć jedynie w 30%.  Zagospodarowanie ziem zachodnich jest wciąż procesem niedokończonym mimo ogromnych inwestycji zwłaszcza w ostatnich 25 latach. Jak będzie w Syrii? Ile czasu pochłonie odtwarzanie populacji i materialnego dorobku tych ziem, kiedy nastawimy się na przyjmowanie migrantów w Europie. Oczywiście Bliski Wschód to tygiel kultur, religii. Nie prowadzi się tutaj jednolitej polityki nardowościowej - w końcu rząd w Damaszku nie prosił europejskich przywódców o pomoc w zakresie przyjmowania własnych obywateli czy pomocy dla odbudowy Syrii. Al-Assadowi jest zupełnie obojetne co stanie się z jego ludźmi. Tu nie obowiązują europejskie standardy praw człowieka. Tu liczy się tylko siła. Bashar al-Assad będzie nawet wdzięczny Europie, że pozbawi go kłopotu. A Europa jakie oprócz pieniędzy ma żródła nacisku na rząd w Damaszku, aby zajął się swoimi obywatelami, zapewnił im godne życie, przedstawił plany przyszłościowe? Ludzie uciekają z Syrii do Europy z pewnością w nadziei na przyszłość, ale co my możemy im zaoferować nie mając nic oprócz pusto brzmiących praw człowieka. Tu i tak są marginalizowani, spychani do obozów jako balast. Kosztują podatników europejskich dużo i będą coraz więcej, bo trzeba przecież uchodźców utrzymać, dać i pracę, edukację, mieszkanie, itp. W Europie czeka nas wojna o przyszłość, o to kto ją będzie dyktował - nowi przybysze czy stare, zmurszałe elity. Na razie elity w poczuciu wyższości płacą, ale jutro?
KJ
k jar
18 marca 2017, 12:24
Z jednym się zgodzę: może czeka nas Polaków kulturowe i religijne odosobnienie w Europie, kiedy w innych europejskich krajach zatriumfuje islam.Demografia jest nieubłagana. Proaborcyjna Europa wybrała model populacyjny oparty na przyjmowaniu migrantów, nie na reprodukcji. Skoro zaś ci migranci sa muzułmanami to trudno,aby przyjmowali laicki model życia.Będą oczywiście się liberalizować, również pod wpływem małżeństw z odchodzącymi od wiary chrześcijankami - już dziś w Danii czy północnych Niemczech większość małżeństw to małżeństwa muzułmańskie (ewangelicy i katolicy wybierają wolne związki i swobodę seksualną) z dość wysoką pozycją kobiet (to przyciąga cześć Europejek, które nie mogą liczyć w tradycyjnych związkach na podwójne pieniądze: z własnej pracy i od męża, w islamie pienądze kobiety nie wchodzą do masy majątkowej rodziny, gdyż to mąż musi zapewnić utrzymanie żonie, zaś żona jak chce moze pracować i mieć dodatkowe pieniądze tylko dla siebie). Dopóki w Europie nie zatriumfuje ograniczające prawa kobiet prawo szariatu to islam będzie atrakcyjnym dla wielu całkowicie zlaicyzowanych Europejczyków modelem kultury. I będziemy się przyglądać miękkiej inwazji islamu, i oczywiście część elit przyklaśnie ochoczo tej zmianie z opresyjnego katolicyzmu na egzotyczny, urzekający islam. I w tym aspecie Karolu masz rację: ci fundamentalistyczni Polacy będą czuć się jak w rezerwacie Indianie, będą antropologiczną ciekawostką.
18 marca 2017, 10:14
"Pytanie, które warto sobie zadać brzmi: czy lęk (przed wojną, islamem, terroryzmem, ubogimi, obcymi, uchodźcami...) nie staje się fundamentalnym składnikiem wiary katolików w Polsce?" ​Sądząc po także tym portalu raczej nalezałoby by zadać pytanie, czy lęk przed światem i antykatolikami nie staje się fundamentem wiary katolików w Europie w tym i w Polsce. ​Jak to jest, iż tak wiele pisze się o zabijanych w Syrii, a tych mordowanych w Polsce w świetla polskiego prawa nie pisze sie tutaj ani słowa? ​Jak to jest, iż w Krakowie pod jakimś bzdurnym pozorem odwołuje sie zaplanowane katolickie spotkanie, a portal katolicki nie napisze o tym ani słowa? Czyżby lęk przed lewackim światem, a może tylko polityczna poprawność?
Andrzej Ak
18 marca 2017, 09:31
Panie Karolu, to nie lęk przed obcymi jest zagrożeniem, ale fanatyzm religijny akceptujący wszelkie formy aktów przemocy. W mięście w którym mieszkam po ulicach swobodnie chodzą muzułmanie z Turcji, Egiptu, SaudArabii, Żydów jest zdecydowanie mniej za to Azjatów i Pawosławnych jest wielu. Nikt tutaj im nie uprzykrza życia, może poza jakimiś jednostkami. Żyję w Polsce i tak samo jest w wielu innych polskich miastach. Nie wiem skąd Pan pisze ale Polska zawsze była i jest wielokulturowa oraz tolerancyjna. Przez Polskę przejeżdża wielu emigrantów, wielu też tutaj pozostaje na jakiś czas. Zupełnie innym tematem jest otwarcie granic na uchodźców ekonomicznych i żołnierzy ISIS oraz wielu samozwańczych przywódców tzw. wojującego islamu. Dla takich ludzi Polska powinna być zamknięta i bardzo dobrze że obecnie rządzi tutaj PIS, który zablokował szaleństwo pani Merkel oraz Tuska. Bardzo proszę w Imieniu Boga i Jego Miłosierdzia nie promować szaleństwa w postaci rozlewu po europie wojującego fanatyzmu. Do Polski i tak będą wciąż napływać uchodźcy z Azji oraz Ukrainy przez następne lata i nic tego nie zmieni. Słuchy też chodzą, że w kolejce stoją już Białorusini.