Otoczmy troską osoby homoseksualne

(fot. Guillaume Paumier / Foter / CC BY)

Coraz więcej osób homoseksualnych mówi o swoim doświadczeniu otwarcie, a my jako Wspólnota Kościoła nie możemy za każdym razem reagować językiem odrzucenia i skazywania ich na piekło.

W zeszłym tygodniu napisałem tekst opowiadający (bardzo skrótowo) historię Ani i Łukasza. Zależało mi na tym, żeby to był historia prawdziwa ponieważ główne przesłanie tego tekstu było takie: w dyskusji około synodalnej zauważajmy ludzi, każdego ze swoją osobistą historią (podejście duszpasterskie), a nie twórzmy kolejnych dokumentów, które będą mówiły o ogóle (podejście biurokratyczne).

DEON.PL POLECA

Dziś proponuję zastosowanie tego podejścia do innej grupy, do mężczyzn i kobiet orientacji homoseksualnej. W mediach często słyszymy o tych osobach w kontekście walki o ich prawa jako mniejszości seksualnej.

Część z nas czuje się oburzona, może nawet zszokowana, większość chce zachować bezpieczny dystans do tych spraw i ludzi. Wielu boi się ludzi homoseksualnych i na samą myśl, że "ktoś taki" może żyć w ich środowisku, czy rodzinie, czuje bezradność. Jeszcze inni reagują agresją (nierzadko ukrytą) lub obojętnością, udawaniem, że tych ludzi nie ma.

Jednak rzeczywistość pozamedialna jest całkowicie inna. Osoby homoseksualne to nie tylko krzykliwi ludzie walczący o legalizację związków jednopłciowych. Okazuje się, że wielu z nich, to ludzie którzy bardzo cierpią. Część z nich odkryła w sobie skłonności, które nie są źródłem szczęścia, są jak niechciany prezent. Przez to bywają ludźmi zamkniętymi, zalęknionymi i szukającymi kogoś, kto dałby oparcie, ciepło i zrozumienie.

Z jednej strony boją się relacji z innymi, z drugiej szukają - często podświadomie - takich relacji, które potwierdziłby ich homoseksualny sposób szukania miłości. Wiele z tych osób przeżywa wewnętrzny ból i lęk. Wielu z nich, wbrew krążącym powszechnie opiniom, to osoby, które nie zgadzają się na to, by żyć jako aktywni homoseksualiści i pragnie wewnętrznej zmiany swojego życia.

Jak w każdej dziedzinie życia nie możemy generalizować, jeśli chcemy o nich dyskutować, dawać "dobre rady". Jeśli rzeczywiście zależy nam na tych osobach, to musimy zauważyć konkretnego człowieka z jego historią.

Wiem, że znów mogą pojawić się zarzuty, jak przy okazji ostatniego tekstu, że występuję w roli rzecznika ludzi, którzy nie chcą się dostosować. Poruszam ten problem, by pokazać, że homoseksualizm może być wielkim (niezawinionym) cierpieniem człowieka.

Często myślimy o tych ludziach jak o kimś, kto urozmaica swoje życie seksualne, szuka przygód. Ich zachowania traktowane są jako patologia, a patrzenie na tych ludzi zawężone właśnie do pryzmatu seksualności. Świetnie to widać w konfesjonale, kiedy osoby ze skłonnościami się spowiadają i są już tak wyszkoleni przez różnych spowiedników, że informacja: "mam skłonności homoseksualne" staje się jedną z najważniejszych, choć spowiedź nie dotyczy tej sfery.

W większości przypadków tak nie jest, ponieważ osoby te tak naprawdę szukają tego, czego im kiedyś zabrakło. Nie znajdując pomocy, wpadają często w sidła świata aktywnych homoseksualistów, głośno wołających o swoje prawa.

Od wielu lat mam kontakt z osobami homoseksualnymi (w kierownictwie duchowym, spowiedzi, ale i przyjaźniach). Wśród nich są tacy, którzy próbują z tych skłonności wyjść. Ci, których spotykam deklarują się jako osoby wierzące, a ja nie mogę ich wiary zanegować tylko dlatego, że grzeszą.

Kościół w swoich dokumentach zwraca uwagę, by osoby o takich skłonnościach otoczyć troską. Co to znaczy? Znaczy to nic innego jak to, żeby nie czynić z nich gorszych ludzi, żeby ogarnąć ich normalną ludzka serdecznością. Jest to trudne ze względu na stereotypy, które są obecne w naszym życiu.

To, co Kościół zaleca wypływa z nauki Jezusa, który przyszedł do wszystkich. Naprawdę, podejście z wyrozumiałością do ludzi, którzy borykają się z homoseksualizmem nie równa się zgodzie na grzech i rozmywaniu chrześcijaństwa.

Faktem jest, że coraz więcej osób mówi o swoim doświadczeniu otwarcie, a my jako Wspólnota Kościoła nie możemy za każdym razem reagować językiem odrzucenia i skazywania ich na piekło. Ewangelia nie wymaga od nas takiego ich traktowania. Często pod płaszczykiem naszego radykalnego odrzucania tych ludzi i szybkiego redukowania ich do seksualności, kryje się nasz lęk.

Co robić? Może warto zwrócić uwagę na język, którym opisujemy osoby homoseksualne. Może warto (to przede wszystkim do spowiedników) nie redukować tych osób i ich grzechów tylko do sfery seksualnej i patrzeć na nie jedynie przez pryzmat tej sfery. Jeśli chcemy pozyskiwać ludzi dla Chrystusa, to musimy tych ludzi kochać, nie odrzucać. I to nie jest wyświechtany frazes.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Otoczmy troską osoby homoseksualne
Komentarze (5)
Jack French
9 września 2016, 23:24
Ehhh. Czy nadejdzie jakiś choćby jeden artykuł, który przejawiałby choćby w mniej niż 50% treści niezgodne z KK? Homoseksualizm jest grzechem i czynne bycie homo jest złe. Osoby, które z tym walczą i coś robią gdy mają ten problem nigdy nie zostały przez nikogo skazane na piekło itp etc.  Osoby, które głośno to krzyczą i są wszelakiej maści LGBT mają z naszej stron dostać jasny i klarowny znak, że to co robią jest złe. Nie one, jako osoby, tylko ich czyny są złe. Po prostu złe. Czyste zło. Ehhh.  Dlaczego ojciec to robi? Dlaczego.
D
Dorota
9 września 2016, 13:00
Ojcze Grzegorzu, ależ spokojnie może Ojciec zanegować ich wiarę, bo wiara nie jest tylko przyjściem do kościoła (budynku) lub kapłana i powiedzeniem - "ja wierzę w Boga, uznaję, że Bóg istnieje ale..., bo ja.." - Wiara, to przede wszystkim chęć podporządkowania życia Chrystusowi i poważnie podjęta decyzja o zerwaniu z grzechem w oparciu o Chrystusa. Jezus przyszedł do wszystkich, wielu za Nim chodziło ale Kościół swój  oparł na tych, którzy podjęli stanowcze postanowienie pójścia za Jego  nauką. Nad chorym można się pochylić ale to chory musi wyrazić chęć poddania się uzdrowicielskiej mocy Ewangelii. Jezus uzdrowił wielu ale wielu też nie uzdrowił i Ojciec dobrze wie z jakiego powodu. Tęczowy fan Jezusa musi stanąć w Prawdzie i do Życia iść drogą Prawdy, a Prawda (Dekalog) niestety jest twarda jak kamienne tablice i nie może ulegać rozmiękczeniu pod wpływem liberalnego świata. Kościół więc to ludzie, którzy idą za Prawdą i żyją według Prawdy, a reszta to tzw "wolni słuchacze" w Kościele. To nie Kościół ich wykluczył z powodu nietolerancji. To oni sami poprzez swój grzech i brak chęci poprawy wykluczyli się z Kościoła. Samo głaskanie ich po główce i tolerowanie ich obecności w kościelnej ławce to jeszcze nie Miłosierdzie i do zbawienia ich nie doprowadzi. Żeby te trupy wskrzesić to trzeba na nich huknąć, jak Jezus na kupców w świątyni, a jak ożyją to dopiero do Kościoła przyjąć.
.A
. Anakin
9 września 2016, 12:43
Otoczmy troską poligamistów Podajmy dłoń onaniście.
TT
tes tes
5 sierpnia 2016, 18:10
Piękny,mądry ,dobry,ewangeliczny komentarz!
5 sierpnia 2016, 10:21
O. Grzegorzu - nim cos napiszesz dalej, prosze odpowiedz na proste pytanie. Czy każde współżycie poza małzeństwem jest dla katolika złem? Czy popłeniane dobrowolnie ze świadomością tego zła, są grzcehm śmiertelnym odrzucajacym łącność z Bogiem, czyli kierując jak każdego grzesznika w stronę piekła? I to jest punkt wyjścia, bo warto sie zastanowić, czy chcemy, aby homoseksualiści spędzili wiecznośc w piekla.