Państwo-Kościół. Historia szorstkiej przyjaźni

Ks. Artur Stopka

Sezon ogórkowy. Wakacje. Śpiew ptaków za oknem wczesnym rankiem. Niebo czyste i rozjaśnione słonecznym blaskiem. Zero problemów. Dystans. Spokój. Cisza. Tymczasem, śledząc media, można odnieść wrażenie, że zamiast takiej urlopowej sielanki mamy raczej pasmo gwałtownych burz, huraganowe ataki, poczucie zagrożenia, nasilający się konflikt, zwieranie szeregów. Gdzie? Mówiąc w pewnym uproszczeniu - w relacjach państwo-Kościół i odwrotnie.

"Toczy się kampania przeciwko zasadom państwa świeckiego. Ofiarami tej krucjaty są teraz kobiety, ale niedługo będą wszyscy, którzy nie zechcą podporządkować swojego postępowania religijnym doktrynom wyznawanym przez wysokich urzędników" - alarmuje znany publicysta. Inny zastanawia się z głęboką troską, "Dlaczego oddajemy państwo radykalnym katolikom?" i informuje, że pole starcia się rozszerza, budząc rozczarowanie nałogowych optymistów, liczących na odbudowanie w Polsce dialogu pomiędzy Kościołem a "świeckim państwem i społeczeństwem"..

Mniej więcej w tym samym czasie jeden z arcybiskupów przestrzega: "Nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach Europy, wraca nowa fala bardzo agresywnego ateizmu. Tym bardziej nie wolno nam zapomnieć o niebezpieczeństwach, które czyhają na nas pod płaszczykiem wolności i tolerancji". A Rada Społeczna ustanowiona przy innym arcypasterzu wydaje specjalne oświadczenie "na temat krytyki Kościoła katolickiego w Polsce". Stwierdza w nim m. in., że "chęć eliminowania poglądów kojarzonych z religią jest silniejsza od potrzeby merytorycznej dyskusji i konstytucyjnie gwarantowanej swobody publicznego wyrażania swoich przekonań religijnych".

Kto poświęci trochę czasu na prace porównujące wypowiedzi obydwu stron, stwierdzi, że uzasadniają one swoje zaniepokojenia powołując się na te same przykłady. A to wiceministra, który nie kryje swojej wiary, a to lekarzy, którzy odwołują się do klauzuli sumienia, a to do pewnego spektaklu argentyńskiego dramatopisarza.

Burzowych nastrojów nie zdołał rozładować nowy sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski, który w swym pierwszym wywiadzie pytany o ocenę aktualnych relacji na linii państwo-Kościół, stwierdził, że są one poprawne. Przy okazji dodał: "Czasami jednak niepokoją prywatne opinie niektórych przedstawicieli świata polityki, którzy wydają się zapominać, że relacje te są już określone w Konkordacie. Oczywiście dokument ten nie wyklucza dialogu i ewentualnych doprecyzowań, gdy pojawi się taka konieczność".

Nie tak dawno, na okoliczność kanonizacji Jana Pawła II, głos na temat relacji państwo-Kościół w Polsce zabrał prezydent RP. Oświadczył, że powinny one być oparte na zasadzie przyjaznego rozdziału i wzajemnego poszanowania autonomii. "Niezależność Kościoła od państwa i niezależność państwa od Kościoła jest fundamentem systemu demokratycznego i fundamentem dobrego funkcjonowania Kościoła w państwie demokratycznym. Komunizm był wrogiem Kościoła. To był czas wrogiego, a nie przyjaznego rozdziału. Dzisiaj wolność wyznania i sumienia jest jednym z fundamentalnych praw człowieka w demokracji" - wyłuszczała kilka miesięcy temu głowa państwa.

Śledząc pojawiające się w ostatnim czasie wypowiedzi, dotyczące relacji państwo-Kościół w Polsce, można nabrać przekonania, że jeśli istotnie obecne jest w tej sferze jakieś odniesienie do przyjaźni, to jest to - znana szczególnie wśród polityków - "szorstka przyjaźń". W atmosferze takiej "przyjaźni" rodzą się w niektórych głowach przedziwne pomysły i idee. Ostatnio kolejny ze znanych publicystów, często zajmujący się w swoich wystąpieniach Kościołem, z całą stanowczością dowodził w telewizji, że zakres tego, co należy uznawać za święte, powinno wyznaczać państwo, a nie Kościół.

Historia Kościoła pokazuje, że władców chętnych do decydowania o sprawach religijnych nigdy nie brakowało, a niektórzy tak się zapalili do tematu, że zabierali się za dogmaty albo ustalali liczbę świec, które mają płonąć przy ołtarzu. Zapewne niejeden z nich był przekonany, że czyni to w sposób absolutnie przyjazny dla Kościoła...

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Państwo-Kościół. Historia szorstkiej przyjaźni
Komentarze (11)
S
sd
10 lipca 2014, 01:53
Idea przyjazni miedzy Kosciolem a panstwem jest fikcja. Albo panstwo bedzie mialo wplyw na religie (PRL) albo, Kosciol bedzie uzurpowal sobie nadzwyczajne przywileje (III RP, np. religia w szkole oplacana przez wszystkich podatnikow). Najlepiej postawic wielki mur miedzy panstwem i Kosciolem i bedzie w koncu spokoj.
O
ola
10 lipca 2014, 11:06
Czyli co w państwie w  którym co najmniej połowa to katolicy mają oni żyć w swoistej schizofrenii. Co innego w kościele a co innego na codzień. Tak się nie da. Tu musi być wzajemne dalekoidące poszanowanie.
S
sd
10 lipca 2014, 16:41
Olu - podejrzewam, ze jesli w Polsce wiekszosc beda stanowic muzulmanie, to pierwsza bedziesz glosic, ze panstwo ma byc calkowicie neutralne swiatopogladowo. Chodzi o to, by wyprzedzic nieco bieg historii i nie wyjsc na pajaca.
R
Rigel
12 lipca 2014, 00:57
Dlaczego w schizofrenii? Jak ktoś wierzy w jakiegoś boga, to może sobie w niego wierzyć wszędzie gdzie chce: w domu, w kościele, w pracy, na ulicy, w sklepie i na plaży itd. I żyć wg nauk moralnych KK. Nic nikomu do tego w świeckim Państwie. Jak ateiście jest mi obojętne w co będziesz wierzyć i jak będziesz w związku z tym żyć. W świeckim państwie ludzie mają prawo zakładać sobie kościoły i się modlić w nich czy inaczej praktykować religijnie. Ponieważ jednak świeckie państwo to rzecz wspólna, więc nie można go przerabiać na modłę religijną czyli wprowadzać do niego krzyży, religii itp. i tworzyć powszechnie obowiązującego prawa na podstawie prawa religijnego. Prawo świeckie to minimum które trzeba spełniać. Ale Ty jako chrześcijanka możesz sobie do tego prawa świeckiego dołożyć dodatkowe - kościelno-religijne regulacje i ich przestrzegać, czyli żyć zgodnie z katechizmem Twojego kościoła. Ale ja już tego nie muszę. Dam przykład: w świeckim państwie mozna dokonywać aborcji, ale NIE TRZEBA - państwo nikogo nie zmusza do aborcji, antykoncepcji, czy in vitro tylko mówi - ludzie sami sobie decydujcie - każda kobieta decyduje sama. Te co są ateistakami mogą ciążę usunąć; katoliczki natomiast stosują się dodatkowo do katechizmu KK i nie usuwają.
MR
Maciej Roszkowski
12 lipca 2014, 13:46
Są pewne podstawowe prawa niezbędne dla funkcjonowania społeczności. Więc nie spierajmy się w tym momencie , czy Dekalogo dał Jahwe Mojrzeszowi, czy też jest to synteza doświadczeń setek pokoleń.  Dla jednostek bywaja ograniczające, traktowane jako opresja, gwałt na świętej wolności.  Dla społeczności są niezbędne. Konsumpcyjny styl zycia powoduje przesuwanie granic. I wierzący i ateiści są tu nie bez winy. "Mniej kradnij"- sounds good? "Nie zabijaj" No chyba, że nienarodzonego, lub starego: z litości, dla jego dobra etc. Łatwo uruchiomić kulę śniegową i kto ją zatrzyma, gdy coraz częściej słyszymy - " Mam prawo" - dlaczego? Bo chcę!, bo w Europie, bo, postęp etc. Czy jest po stronie osób niewierzących jakieś minimum moralne coś na kształt ateistycznego Dekalogu? i jaka jest jego aksjologia, z czego jest wywiedzione.
MR
Maciej Roszkowski
12 lipca 2014, 13:47
Mury, mury!!!
W
Wojciech
9 lipca 2014, 12:04
Tyle tylko że ta gwarantowana i przypomniana przez glowę państwa (ech) wolnosć sumienia i wyznania  - traktuje się w sposób nie dogmatyczny tylko pastoralny. Pozwala to interpretować bluźnierstwo jako twórczą ekspresję, a łamanie sumień jako  koniecznosć ochrony prawa (etyk z KUL-u),  i jak widzę - niektórym księżom pozwala tę wojnę duchową w której nie bierze sie jeńców nazwać "szorstką przyjaźnią". Gratuluję optymizmu  po prostu "sezon ogórkowy", choć w morzu krwi. 
D
DG
9 lipca 2014, 16:20
Prawdy wiary chrześcijaństwa sa bluźnierstwem w judaizmie, prawdy wiary judaizmu są bluźnierstwem w chrześcijańswie, prawdy obu wyznań są bluźnierswem w islamie etc. Kościół katolicki jakiś czas temu wyrzekł się dążenia do monopolu i zadeklarował poparcie dla wolności religijnej. Była to rozsądna decyzja. Osoby popierające walkę z bluźnierstwem dzielą się na tych którzy nie wiedzą co czynią, ci sa jedynie niemądrzy, oraz na tych którzy wiedzą co czynią, ci są cynikami i burzycielami pokoju.
D
DG
9 lipca 2014, 11:57
Najlepszym sposobem ustanowienia autonomii Kościoła wobec państwa byłaby rezygnacja z brania pieniędzy od tegoż państwa. Kościół powinien być finansowany przez własnych wiernych i nikogo więcej. Każda krytyka państwa od którego bierze się pieniądze jest obłudna. Przeciwnicy i krytycy zawsze się znajdą, lepiej jednak nie dawać im argumentów do ręki.
T
tak
12 lipca 2014, 16:56
chyba Pan nie zauważył, że my katolicy płacimy podatki. Jeżeli tak Pan proponuje rozumieć rozdział państwa i KK to wobec tego my katolicy będziemy płacić  swoje podatki KK, który uruchomi katolickie szkoły , szpitale, tv, policje i całą infrastrukturę tylko dla katolików. A Wy, którym KK nie pasuje płaćcie na swoje wydatki. Prawda, że to głupie?
D
DG
13 lipca 2014, 00:15
Podatki płacą także ateiści, ludzie obojętni religijnie i ci którzy w niedzielę kucają pod kościołami. Secesja katolików z państwa jest niemożliwa. Utworzenie osobnych katolickich instytucji to myślenie życzeniowe. Na razie mamy Radio Maryja i TVTrwam. Jest to sukces na miarę występu Brazylii ma mistrzostwach piłkarskich. Nie ma w Polsce cieszącej się szacunkiem uczelni katolickiej, KUL i UKSW walczą o przetrwanie i mogą tą walkę przegrać. Prestiżowy Uniwersytet Katolicki ma nawet Ukraina, Polska nie ma. Boleję nad upadkiem Kościoła Katolickiego w Polsce. Nie wiem czy się podniesie. mam nadzieję, że początkiem odrodzenia może być uświadomienie sobie rzeczywistej sytuacji.