Patrioteizm, czyli praktyczna herezja

(fot. shutterstock.com)

Zarówno Ewangelia jak i Katechizm przestrzegają, że patriotyzm i władza może się w zły sposób sprzymierzyć z Kościołem. I na odwrót, Kościół może pokładać swoje nadzieje w przywilejach ofiarowanych przez władzę państwową.

Dokument Konferencji Episkopatu o chrześcijańskim kształcie patriotyzmu to ważny głos w obecnej sytuacji polityczno-religijnej w Polsce. W tekście istotne wydaje mi się przede wszystkim podkreślenie, że zdrowy patriotyzm jest formą miłości, która kosztuje i nie może sprowadzać się do wydawania okrzyków jak na rykowisku czy do obnoszenia się z narodowymi hasłami i symbolami jak paw w Łazienkach Królewskich. W czasie pokoju patriotyzm wyraża się głównie w codziennej pracy i służbie, a wychowanie patriotyczne, podobnie jak inne jego formy, wymaga współpracy wielu osób i instytucji, cierpliwości i otwarcia się na innych.

Słusznie też napiętnowano obojętność wobec ojczyzny, która jest wykwitem postępującej prywatyzacji życia. Polega ona na korzystaniu z dobrodziejstw przynależności do narodu przy równoczesnym minimalnym wkładzie w jego rozwój. Jakkolwiek trzeba dodać, że to wycofanie się ze sfery publicznej po części wypływa z pewnego rodzaju niechęci wielu ludzi do polityki z powodu jej niskich standardów, toczonej nadto skandalami, podziałami i wzajemnym przekrzykiwaniem się.

Biskupi uważają również nacjonalizm za niezgodny z Ewangelią i przeciwny miłości bliźniego. Krytykują "nadużywanie i instrumentalizowanie pamięci historycznej w bieżącej konkurencji i rywalizacji politycznej". Ale czy to jedyny obszar nadużyć odnośnie patriotyzmu? Moim zdaniem, w całym tekście brakuje szerszego spojrzenia najpierw na dobroczynny związek patriotyzmu z religią, w węższym zakresie z chrześcijaństwem i Kościołem. Niewiele znajdziemy też na temat nacjonalizmu karmiącego się i wspieranego religią. Wprawdzie pojawia się krótka wzmianka na temat fundamentalizmu, który opiera się na opacznym rozumieniu religii, ale taka postawa w naszym kontekście kulturowym jest raczej czymś pobocznym.

Wspomniany brak jest o tyle dziwny, że niedawno świętowaliśmy Jubileusz 1050 - lecia chrztu Polski, a nie tylko Kościoła w Polsce. Tym samym przyznaliśmy, że tożsamość religijna i tożsamość narodowa ściśle splatają się u nas ze sobą i często nie da się ich rozdzielić, chyba że za cenę ogromnych szkód duchowych, a czasem i materialnych. Być może to zlanie się Kościoła z narodem powoduje, że trudno spojrzeć na tę sprawę z dystansu. W historii wielu państw relacja między Kościołem a narodem (względnie władzą świecką) bywała napięta, czasem wroga, innym razem aż nazbyt poprawna i służalcza. Dzieje się tak, ponieważ zdrowa tożsamość narodowa jak i ideologiczny nacjonalizm w jakiś tajemniczy sposób czerpią ze źródeł religii. Nawet wtedy, gdy się ją odrzuca. Ale i sama religia (Kościół) może być wzbogacona w pewnych dziedzinach przez naród.

Biskupi wyczuwają, że tu i ówdzie dochodzi u nas od lat do pewnych wynaturzeń. Kwitują to ważnym, aczkolwiek nierozwijanym dalej stwierdzeniem, że w świetle Ewangelii miłość ojczyzny to "wielka miłość", ale nie "wartość absolutna".  

Gdy zajrzymy do Ewangelii według św. Jana dowiemy się, że Jezus zginął na krzyżu na skutek religijno-politycznej manipulacji jako uzurpator władzy. Aż dziw bierze, że tak słabo się nad tym zastanawiamy, gdyż to niebezpieczeństwo dotyczy także chrześcijan, zwłaszcza od momentu, gdy chrześcijaństwo pokryło się niemalże ze światem. Chrystus, uznany przez arcykapłanów za bluźniercę i wywrotowca, ustami Kajfasza został "poświęcony", by nie dopuścić do zaostrzenia i tak już trudnej sytuacji w Palestynie. Arcykapłani obawiali się, że Jezus może pociągnąć za sobą tłumy i wzbudzić niepokój Rzymian. Stąd werdykt Kajfasza: "Lepiej jest dla was, aby jeden człowiek umarł za lud, niżby miał zginąć cały naród" (J 11, 50).  

Oczywiście, wszyscy działali w dobrej wierze. Cel był szczytny, a Jezus okazał się środkiem do jego osiągnięcia. Nie sądzili też, że krzyżują samego Boga, który, jak na ironię, w ogóle nie miał zamiaru obalać reżimów i zmieniać sceny politycznej w Izraelu. Z tego powodu zakazywał uczniom i niektórym uzdrowionym, aby nie mówili innym o Jego prawdziwej tożsamości. Ale wyszło jak wyszło.

Co więc zrobili arcykapłani? Jako przywódcy religijni wykorzystali władzę polityczną do swoich celów, zarówno religijnych jak i narodowych. Nie wahali się przyznać przed Piłatem, że ich jedynym królem jest Cezar, choć w duszy myśleli co innego. Dobro narodu okazało się ważniejsze niż dobro "jednego człowieka", którego św. Piotr nazwał po Zesłaniu Ducha Świętego "Dawcą Życia". To przykład, w jaki sposób władza religijna może w destrukcyjny sposób wpłynąć na władzę polityczną. Zabicie kozła ofiarnego przyniosło krótkotrwałe korzyści. Za kilkadziesiąt lat Jerozolima i świątynia legły w gruzach, bo mesjanizm polityczny w głowach Izraelitów wyparł mesjanizm religijny.

Zawsze można twierdzić, że cała ta sprawa dotyczy tylko Izraela. Wtedy jednak nie mielibyśmy do czynienia zr Słowem Bożym, lecz ze zwykłą relacją historyczną. Słowo Boże objawia jednak wewnętrzne pogmatwanie każdego serca ludzkiego.  

Katechizm Kościoła Katolickiego zaznacza, że przeciwieństwem wiary nie jest najpierw ateizm, lecz najpierw zabobon, potem bałwochwalstwo, wróżbiarstwo i magia oraz bezbożność. Ateizm i agnostycyzm pojawiają się na końcu tej listy (Por. KKK, 2110-2128). Łatwo zlokalizować główne zagrożenie dla religii w ateizmie, trudniej przyznać się do ukrytych form niewiary, która zwykle ubiera się w pobożne szaty, a jest także idolatrią. Bałwochwalstwo, jak kontynuuje Katechizm, "nie odnosi się tylko do fałszywych kultów pogańskich. Pozostaje stałą pokusą wiary. Polega na ubóstwianiu tego, co nie jest Bogiem. Ma ono miejsce zawsze wtedy, gdy człowiek czci i wielbi stworzenie zamiast Boga, bez względu na to, czy chodzi o innych bogów czy o demony ( na przykład satanizm), o władzę, przyjemność, rasę, przodków, państwo, pieniądze itd." (KKK, 2113).

Zarówno Ewangelia jak i Katechizm przestrzegają, że patriotyzm i słuszna troska o naród może się w zły sposób sprzymierzyć z religią czy Kościołem. I na odwrót, Kościół może, jak przestrzega Sobór Watykański II, pokładać swoje nadzieje "w przywilejach ofiarowanych przez władzę państwową" (GS, 76), często za cenę osłabienia jego właściwej misji, która "nie należy do porządku politycznego, gospodarczego czy też społecznego" (GS, 42). To modelowa pokusa, którą diabeł zwodził Jezusa na pustyni. Czar wpływu na masy przez władzę.

Uwielbienie narodu lub państwa może przybierać różne skrajne i pośrednie formy. Pierwsza skrajność polega na kulcie narodu, który zastępuje religię i ją zwalcza, czego przykład mieliśmy w ideologii nazistowskiej, w marksizmie czy świeckim laicyzmie. Wtedy państwo lub naród rości sobie prawo do bycia świeckim mesjaszem (z wykluczeniem Boga). Drugą skrajnością jest jej przeciwieństwo, czyli taki mariaż narodu i państwa z religią (Kościołem), w którym pogwałcone zostają granice autonomii i wzajemna symbioza idzie za daleko. Gdy państwo nie walczy z religią równie niebezpieczną pokusą, bo zawoalowaną, jest oddawanie czci narodowi pod przykrywką fasadowej religijności. I nie zawsze jest to umyślne działanie. W tym właśnie tkwi problem. Te różne formy wypaczeń w relacji między ojczyzną (narodem) a religią ocierają się o herezję, którą nazywam patrioteizmem lub nacjoteizmem. Ojczyźnie przyznaje się wówczas de facto pierwszorzędne miejsce, podczas gdy religia wykorzystywana jest do partykularnych celów patriotycznych. Ale także religia może mieć ciągotki do zbyt daleko idącego ingerowania w losy narodu.

Patrioteizm jest trudny do wykrycia i uznania, ponieważ chętnie i obficie szafuje pobożnymi hasłami. Człowiek ogarnięty tą herezją świadomie twierdzi, że stawia Boga na pierwszym miejscu. Deklaruje przywiązanie do wiary i tradycji. Ale podświadomie naczelne miejsce przydziela ojczyźnie. Świadczą o tym jego czyny, nie deklaracje. Przecież skrajne ruchy i środowiska nacjonalistyczne w naszym kraju powołują się na Boga, Ewangelię i krzyż. Często bywa to jedynie przykrywka dla wrogości i skrywanej nienawiści do nie-Polaków lub nie-katolików. Nieraz, niestety, takie tendencje są wspierane przez duchownych w publicznych nabożeństwach i wystąpieniach. Co więcej, po upadku komunizmu różne partie polityczne co rusz puszczają oczko w kierunku biskupów i wiernych, publicznie manifestując swoje przywiązanie do katolicyzmu i wykorzystują je jako kartę przetargową - "dobry polityk, bo katolik".

Sobór Watykański II przypomina o "zdrowej współpracy" między wspólnotą polityczną a Kościołem. Wiadomo, że często stąpamy tutaj po kruchym lodzie. Kościół nie może wycofać się ze świata i odciąć od współpracy z władzą, skupiając się jedynie na królestwie niebieskim. Ale też nie powinien tak się z nią bratać i gloryfikować narodu, że relacja między nimi wygląda jak małżeństwo z rozsądku. Sobór wyznacza ciekawe kryterium właściwej współpracy:

"Gdy apostołowie i ich następcy oraz ich pomocnicy otrzymują posłannictwo, aby głosić ludziom Chrystusa, Zbawiciela świata, wspierają się w swym apostolacie na potędze Boga, który często w słabości świadków ukazuje moc Ewangelii. Ci bowiem, którzy poświęcają się posłudze słowa Bożego, powinni korzystać z dróg i pomocy właściwych Ewangelii, które pod wieloma względami różnią się od środków stosowanych przez państwo ziemskie" (GS, 72).

Konstytucja pastoralna zarysowuje paradoks potęgi Boga, która objawia się w słabości, w ubogich środkach, a czasem nawet w porażce. Tymczasem władza ziemska z zasady nie jest słabością. Oznacza wpływ i możliwości. Marzenie o wielkim narodzie zwykle idzie w parze z wyobrażeniem wielkiego i potężnego Boga, ale według ludzkiej miary. Pułapką nacjonalizmu jest próba zdobycia takiej pozycji, władzy i znaczenie w świecie, by mieć przemożny wpływ na innych. Władza podnieca. Paradoksalnie nadzieję pokłada się wtedy nie w Bogu, lecz w sile armii. Z tym sprzężony jest mesjanizm polityczny, bycie "wybranym" i lepszym,  rzekomo usankcjonowany boskim mandatem, a na pewno starotestamentalną koncepcją narodu. Nie widzi się wtedy własnych wad i słabości. Brakuje realizmu i pokory.

Kościół może ulec atrakcyjnej ponęcie wsparcia ze strony panującej władzy. Jeśli za bardzo oczekuje, że dzięki niej i odpowiedniemu prawu (a nie na mocy Boga działającego w ukryciu i powoli) uda się szybciej zaprowadzić królestwo Boże, rozmija się ze swoim powołaniem.

Z kolei partia odwołująca się do korzeni chrześcijaństwa i narodu, może dla zdobycia elektoratu i przeprowadzenia pewnych reform przypochlebiać się Kościołowi, co często dzieje się dzisiaj na naszych oczach. Następuje tutaj jednak pewien rozziew. Celem partii nie jest bowiem zbawienie człowieka, lecz rozwój doczesnego porządku i usprawnienie życia na ziemi, a w skrajnym przypadku jedynie wygranie kolejnych wyborów. Kościół oprócz wspierania rozwoju tego świata (choć nie za wszelką cenę) dba nade wszystko o powołanie wiernych do wieczności. Ma cel uniwersalny, ogarniający całą rzeczywistość, nie tylko tę widzialną.

We wzajemnej relacji narodu (państwa) do Kościoła obowiązuje nas dążenie do wolności wewnętrznej. Myślę, że zadanie Kościoła w Polsce polega dzisiaj na tym, by stopniowo oczyszczać głębokie uczucia do narodu ewangeliczną miłością. Ale też Kościół potrzebuje ciągłego samooczyszczenia, by nie ulegać powabom władzy, gwarantującej skuteczność i wpływy. Mam nadzieję, że ten dokument to pierwszy ważny krok w tym kierunku. Oby nie ostatni.

Dariusz Piórkowski SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Patrioteizm, czyli praktyczna herezja
Komentarze (42)
13 maja 2017, 21:59
Ksiądz Dariusz mądrzejszy od całego episkopatu... non comment.
Dariusz Piórkowski SJ
14 maja 2017, 09:06
Ksiądz Dariusz nie jest mądrzejszy od całego episkopatu, tylko czyta uważnie to, co episkopat pisze, próbuje nad tym się zastanowić i odpowiada. Analizuje się teksty, a nie episkopat. 
MP
Mariusz Paliwoda
12 maja 2017, 10:00
Jezus "kozłem ofiarnym"? Jezus był zwany "Królem żydowskim" bo zachwiał władzą nie państwową a duchowną nad Izraelem. Jeśli by zagrażał władzy państwowej, władzy Rzymu, to nie było by Kościoła bo Jezus byłby bardzo szybko zabity. Argumenty przeciw patriotyzmowi pochodzą z katechizmu, czyli mam rozumieć, że Kościół instytucjonalny sam stworzył argument na własna potrzebę a teraz się nim posiłkuje? Każdy chrześcijanin ma zwracać się do Pisma Świętego bo to jest Księga Świętą gdzie jest mnóstwo odwołań do roli państwa i patriotyzmu jak i nacjonalizmu chodź by samo powstanie Izraela, któremu to sam Bóg dopomógł. I to o czym autor zapomniał to dewiza polskiego patriotyzmu: Bóg, honor, ojczyzna, która w sposób nadrzędny stawia Boga nad narodem. Zarzucanie patriotom herezji jest kłamstwem i manipulacja zresztą jak cały ten artykuł, zlepkiem niczym Strażnica świadków Jehowy.
ZZ
z z
9 maja 2017, 23:10
Wracamy do XIX wieku. Wtedy Kościół ustami swych papieży i biskupów potępiał niesfornych Polaków, którzy buntują się przeciw władzy swego prawowitego króla - Cara Wszechrusi. Dziś Kościół ustami swojego papieża, biskupów i jezuicko-dominikańskich cyngli zaczyna potępiać niesfornych Polaków, którzy jakoś nie chcą poddać się lewackiemu multikulti.
10 maja 2017, 10:23
Może brutalna, ale jednak trudna do zaprzeczenia prawda jest taka, że w ostatecznym rozrachunku obaj papieże mieli rację - oba powstania przyniosły znacznie więcej szkody niż pożytku. Katolicyzm to posłuszeństwo, a posłuszeństwo dotyczy zwłaszcza tego, co nam się nie podoba. 
10 maja 2017, 13:03
Papież był inicjatorem Konfederacji Targowickiej. Myślisz, że to było dobre dla Polski? 
10 maja 2017, 14:47
Nie wiem. Wiem tylko, że katolicy są zobowiązani do posłuszeństwa papieżowi. 
Zbigniew Ściubak
10 maja 2017, 20:45
"Katolicyzm to posłuszeństwo, a posłuszeństwo dotyczy zwłaszcza tego, co nam się nie podoba." Dokładnie! I tu dochodzimy do pytania, czy ten (lub ci) komu mamy być posłuszni, mogą czy nie mogą popełnić błędy w rozumieniu religii i w formułowaniu zaleceń dla posłusznych. Przypomnijmy. Na placu przed pretorium Poncjusza Piłata zgromadzeni byli wierni ówczesnego Kościoła Bożego, których także (i może to stamdąd się bierze) szczytnym obowiązkiem było posłuszeństwo naukom Pasterzy kościoła. Paterze udzieli nauk tłumowi i ten posłusznie zawołał: Ukrzyżuj Go! - bo obdarzał zaufaniem prowadzących, bo myślał, że nie mogą się mylić.
ZZ
z z
11 maja 2017, 19:44
Wolę więc być wolnym Polakiem niż katolikiem-niewolnikiem
Zbigniew Ściubak
9 maja 2017, 22:16
Czuję pewien niedosyt. Zdecydowanie za mało jest listów pasterskich. Te  niezbędne i fundamentalne dzisiaj treści, niosą niezbędne dla każdego człowieka przesłanie. Przynoszą odpowiedzi na nurtujące człowieka trudne pytania. Przepięknym językiem, zacytujmy "w słabości świadków ukazuje moc Ewangelii" Kościół uczy wiernych ważnych prawd niezmiennej nauki. Ten przekaz trzeba przekazywać dalej. Karmić się nim co dnia,
abraham akeda
9 maja 2017, 17:26
Powodem zabicia Jezusa była osobista niechęć do Niego Sanhedrynu i troska o zachowanie status quo kasty kapłańskiej zagarniającej ogromne profity na kulcie świątynnym. Jezus nawet postawił ich niżej celników i prostytutek jako zdrajców narodu. Kapłani żydowscy wybrali imperialnego cesarza i profity uśmiercając swojego króla, politycznego mesjasza narodowego za jakiego mieli Jezusa. Byli w istocie zaprzańcami dla których nacjonalizm sprowadzał się do własnej li tylko wyjątkowości wśród "ludu". Żydzi są narodem skrajnie szowinistycznym, traktują inne narody instrumentalnie. Bliźnim dla Żyda nie jest inny człowiek tylko obrzezany ziomek, reszta ludzi to zwierzęta, bydło trakowane przedmiotowo. Święty Paweł usłyszał od nich zarzut iż działa przeciwko narodowi bo podważa swoją nauką żydowskie roszczenia do wyjątkowości we wszechświecie i nadrzędej roli względem bydła. Takie zachowanie na tle sytuacji zarysowanej w artykule powinno zostać z całą mocą napiętnowane daleko wcześniej przed wytykaniem rzekomego nacjonalizmu Polakom.
10 maja 2017, 10:25
Nie rozumiem, sugerujesz, że polski episkopat powinien zareagować na zachowanie Żydów sprzed 2000 lat, a nie na to, co się dzieje w tej chwili? 
10 maja 2017, 13:07
Poplątanie z pomieszaniem i kompletne niezrozumienie zdarzeń i historycznych uwarunkowań życia ludzi, życia spolecznego w tamtym czasie i na tamtym terenie. 
abraham akeda
10 maja 2017, 13:35
Przecież żadnego Jezusa nie było więc co możesz wiedzieć o tamtych zdarzeniach? Nic.
abraham akeda
10 maja 2017, 13:37
Oczywiście że tak, polski episkopat powinien najpierw uderzyć się w pierś i wycofać dzień Judaizmu jak i całe nieporozumienie z judeochrześcijaństwem bo nie ma czegoś takiego, następnie postawić cały naród żydowski jako wzór tego jak nie należy postepować z innymi narodami. Ale to episkopat ma surowo zakazane przez starszych i mądrzejszych.
10 maja 2017, 14:03
Bardzo duzo wiadomo jak wyglądało życie ludzi w tamtym czasie i w tamtym okresie na tamtych ziemiach. Można to po prostu wiedzieć.  I stąd wiadomo np. że cały opis przebiegu sądu nad Jezusem nie ma sensu.  Ja mówię, że nia ma historycznych przekazów potwierdzających istnienie Jezusa a to nie to samo co "Przecież żadnego Jezusa nie było".
abraham akeda
10 maja 2017, 14:19
Wszystko jest bez sensu a masło nie jest maślane.
10 maja 2017, 14:27
No właśnie, gdy ma się wiadomości o zyciu w judei na początku I w. n.e. to jasne staje się, że opisy Ewangelii są w wielu miejscach zmyślone i to dość nieudolnie. Zreszta Jezus nigdy nie chciał założyć nowej religii.,
10 maja 2017, 14:53
To polski episkopat i zajmuje się sprawami polskimi. W Piśmie Świętym (zapewne nie wiesz, to takie książki, które chrześcijanie uważają za natchnione przez Boga) jest takie zdanie: Jak możesz mówić swemu bratu: Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku, gdy sam belki w swoim oku nie widzisz? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka swego brata.  Dlatego też Kościół zajmuje się swoimi grzechami, a nie grzechami innych. 
abraham akeda
10 maja 2017, 15:44
Zadziwiająca niekonsekwencja żeby nie powiedzieć jawna sprzeczność manifestująca się w gładkim przejściu od twierdzenia iż Jezus to postać zmyślona do przenikania myśli tej postaci oraz intencji działania każe mi wątpić w rzetenlność tej twojej "wiedzy".
abraham akeda
10 maja 2017, 15:46
Polski episkopat, zajmuje się sprawami polskimi żeby nie były za bardzo polskie. Bardzo pięknie.
11 maja 2017, 08:43
No to spróbuj sie zastanowić. Jezus istniał, czy nie ... tego nie wiadomo. A jednak pomimo tego na początku I w. n.e. isniała Judea. I wiemy co i jak tam się działo, woiemy o żyjących tam ludziach, o życiu społecznym itd. Rozumiesz różnicę? Czy Jezus był, czy nie nie ma znaczenia bo Judea istniała rzezczywiście i realnie.  I skoro wiemy jak wygladły stosunki między Rzymem a Sanhedrynem to możemy ocenieć opisy dzieła propagandowego którą jest Ewangelia. A jak ocenimy to wiemy, że cały przebieg sądu został zmyślony.  Ciekawe czy zrozumiałeś (ja osobiści wątpię).
abraham akeda
11 maja 2017, 09:21
To czy przebieg procesu został zmyślony czy nie to nieistotne ponieważ Ewangelie nie są kronikami opisującymi fakty historyczne tylko świadectwem wiary pierwszych wspólnot chrześcijańskich które funkcjonowały wtedy w ramach Judaizmu(Starego Zakonu, nie mylić ze współczesnym Judaizmem, który powstał w pierwszych wiekach po Chrystusie jako twarda opozycja do chrześcijaństwa) jako jedno z jego stronnictw religijnych. I tak Ewangelia Mateusza była napisana do Żydów, Jezus występuje tam w roli nowego Mojżesza a całość ma budowę pięcioksięgu. Łukasz pisał do Greków, więc Maryja jako bogini ma tam swoje 5 minut. Ewangelia Jana jest typowym dla tamtego okresu traktatem teologicznym w najmniejszym stopniu opisuje fakty, opowiedziane historie należy rozumieć alegorycznie. Najbliża relacji historycznej jest Ewangelia Marka napisana ze wspomnień Piotra, która kończy się tak że kobiety zobaczyły pusty grób i przestraszone uciekły nikomu nic nie mówiąc. Nie wiem jednak jak to się ma do krytyki mojego pierwszego komentarza? Co takiego sie nie zgadza. Wypadałoby to napisać jeśli już chcesz polemizować a nie używać protekcjonalnych zwrotów, że wiemy to, wiemy tamto o Judei, ale co wiemy, bo może wszedłeś w posiadanie jakichś rewelacyjnych informacji na miarę Nag Hammadi, oświecaj nieoświeconych.
11 maja 2017, 13:12
"Ewangelie nie są kronikami opisującymi fakty historyczne" w pełni się zgadzam. Nie opisują faktycznych zdarzeń, cieszę się, że to zrozumiałe. "czy przebieg procesu został zmyślony czy nie to nieistotne"  .... skoro został zmyślony to może wcale go nie było .... możliwe prawda? Gdyby był to prawdopodobnie ktoś chciałby go opisać tak jak to miało w rzeczywistści. A jeśłi był i opisywał go w sposób nieprawdziwy to dlaczego to robił? A skoro opisywał w tym miejscu nieprawdę, to dlaczego w innych miejscach miałby pisać prawdę. Więc co jest zmyślona a co nie takim nie jest?  Moze nie było ukrzyzowania skoro sąd jest zmyślony. 
11 maja 2017, 13:13
Całe więc chrześcijaństwo ma sens czy też nie? Skoro ktoś w Ewangeliach kłamał.
abraham akeda
11 maja 2017, 17:32
Czy ma sens czy nie niech każdy sam rosądzi. Dla mnie ma głęboki sens. Co do Ewangelii, jest to pewien gatunek literacki a nie zapiski zdarzeń które miały miejsce. Z uwagi na ubogie słownictwo starożytności przekazanie pewnych głębokich prawd, świadectw wiary wymagało opowiadania historii, jak przypowieści Jezusa. To tak jakby na temat bajki Krasickiego "Przyjaciele" zapytać, ile było tych psów, a jakiej rasy a gdzie to wszystko miało miejsce? To nieistotne, Krasicki za pomocą bajki opowiedział los naszej biednej nieszczęśliwej ojczyzny który jak bumerang powraca do nas kiedy historia zatacza koło - wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły. I wcale nie chodzi o wyżły, teriery czy szpice, sens jest o wiele, wiele głębszy.
12 maja 2017, 11:46
"jest to pewien gatunek literacki a nie zapiski zdarzeń które miały miejsce." i znowu się z Panem zgadzam. Skoro takie zdarzenia mogły nie mieć miejsca to na czym opiera Pan swoją wiarę? Np. Jezus nigdy nie powiedział "Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą". (mogło to też zosstać zmyślone) to dlaczego Kościół uzurpuje sobie prawo zawłaszczania Jezusa. Mógł także wielu zdań w ogóle nie wypowiedzieć albo te zdania miały zupełnie inny sens niż te, które Pan zna. (o niektórych wiadomo że tak było, bo zostały dodane przez innych autorów).  Więc wszystko co Pan wyczytuje w Ewangeliach może być wymysłem i oszustwem skoro: "jest to pewien gatunek literacki a nie zapiski zdarzeń które miały miejsce".
abraham akeda
12 maja 2017, 14:14
Ewangelie zasadniczo są dziełem Kościoła który wybrał 4 i uznał za natchnione a reszte wyrzucił do kosza jako te które nie oddają sensu chrześcijaństwa. Co do ostatniego zdania posłużę się porównaniem z ostatniego komentarza, no to tak - Rzeczpospolita tak naprawdę nie została zdradzona przez sojuszników i wystawiona na łaskę i niełaskę zaborców aż w końcu przestała istnieć jako państwo bo ta bajka z zającem i psami jest zmyślona, nie było psów ani zająca albo były wilki i jagnię a nie psy i zając. Tylko że Krasicki napisał bajkę po wydarzeniach jakie miały miejsce by je lepiej zobrazować, w bardziej przystępny sposób, oddać sens tego co zaszło i taką samą rolę mają Ewangelie. Przypomina pan świadków jehowy, rozumieją pismo literalnie, jak to abraham z wielbłądami wędrował albo noe zwoływał wszystkie zwierzęta, kłócą się że był pal a nie krzyż a odrzucają alegoryczną interpretację pisma bo to już przekracza granice ich umysłu.  Proponuję interpretację na głębszym poziomie a nie fikołki na lodowcu. Ale by pogłębiać rozumienie pisma niezbędna jest wiara, bez niej pozostaje ślizganie się po powierzchni która jawi się jako nie mająca sensu.
14 maja 2017, 11:45
"Ewangelie nie są kronikami opisującymi fakty historyczne .... "  "czy przebieg procesu został zmyślony czy nie to nieistotne .... " "Ewangelie zasadniczo są dziełem Kościoła który wybrał 4 i uznał za natchnione ..."  czyli chrześcijaństwo to ściema. Też jestem tego zdania.
KJ
k jar
9 maja 2017, 13:45
Cenny w tekście aspekt dostrzeżenia,że od ponad 1050 lat losy Kościoła i narodu są integralne związane i próba rozmycia tej symbiozy dla państwa, Kościoła i narodu musi się skończyć tragicznie.Nie tędy droga. Ważny też jest ten ustęp tekstu,który wskazuje na niedostateczne rozpoznanie przez Episkopat rzeczywistych potrzeb społecznych w aspekcie relacji Kościół - naród. Społeczeństwo polskie przez nauczanie kardynałow Wyszyńskiego i Glempa przyzwyczajone jest do jasnego przekazu polityki Kościoła w odniesieniu do kwestii społecznych, a my przez 25 lat po komuniźmie nie doczekaliśmy się żadnego dokumentu Kościoła w tej sprawie: zastąpiono to nauczaniem Jana Pawła II, a papież nie żyje od 11 lat! Uznano,że mamy wolne państwo, więc Kościół nie ma się wypowiadać w sprawach społecznych,ewentualnie tak, aby nikogo nie urazić. Wygląda na to,że Kosciół nie ma własnego projektu rozwiązania kwestii społecznych i usuwa się z debaty o problemach narodu. Uważam to za duży błąd: naród uczekuje dokumentów odnośnie katolickiej wykładni (bo takie dawniej były!) np. problemów pracy (był dawniej projekt płacy rodzinnej,a dziś co proponuje Kościół?), polityki populacyjnej (gdzie projekty konkretnych działań w zakresie zwalczania aborcji i seksualizacji życia rodzinnego?), edukacyjnej (jak ma wygladać szkoła i katechizacja?), polityki społecznej (jaki Kościół ma program walki z bezdomnością, wykluczeniem starców, chorych, niepełnosprawnych?). Ustala się coś doraźnie, np. bo problem się pojawia, a programu długofalowego brak. Co robią Komisje w Episkopacie, co robią komisje społeczne w kuriach,jaka jest rola katolickich uczelni w Polsce, ze brak debaty na ten temat? Zamiast rzetelnego programu dla narodu mamy dokument o nacjonaliźmie.Rozkładam ręce
9 maja 2017, 15:06
"Cenny w tekście aspekt dostrzeżenia,że od ponad 1050 lat losy Kościoła i narodu są integralne związane i próba rozmycia tej symbiozy dla państwa, Kościoła i narodu musi się skończyć tragicznie." Wniosek nieoczywisty i naciągany do wyznawanego przez piszącego światopoglądu. Nie wiem czy Pan już to zauważył (myślę, że rzeczywiście trudno to dostrzec), ale Polska jest Państwem laickim, a nie wyznaniowym. Obecnie połączenie („losy Kościoła i narodu”) więc odbywa się na poziome osobistym pojedynczego z mieszkańców a nie na poziomie Państwowym (przynajmniej tak być powinno ... i z pewnością w przyszłości będzie). Więc „rozmycie tej symbiozy” już zostało wykonane i nie skończyło się w jakikolwiek sposób tragicznie, bo Polska rozwijała się najszybciej od dawien dawna.  Kraje w których znaczenie Kościoła jest małe rozwijają się najlepiej.
KJ
k jar
9 maja 2017, 15:17
Teza zupełnie ahistoryczna i nieprawdziwa.Symbioza nie rozbija autonomii podmiotów państwa i Kościoła, wręcz w Polsce jest konieczna,bo Polska ma taką strukturę mentalną i taką geopolityczną pozycję,że nie może sobie pozwolić na laickość. Wiąże się to bowiem albo popadnięciem w zależność od Rosji albo obecnie nadmierną integrację kulturową z UE. Rozwój danego kraju musi byc silnie zintegrowany z jego duchowym potencjałem, a nie tylko prawidłami ekonomii, które obecnie tak szybko się zmieniają, że sami ekonomiści się gubią co jest a co nie jest prorozwojowe. Pan patrzy krótkowzrocznie, a patrzeć trzeba, czy Polska jako kraj przetrwa, co nie jest powiedziane.Mamy tego w historii liczne dowody. Podtrzymuję swoje stanowisko:jakiekolwiek rozmydlanie symbiozy państwa, narodu i Kościoła w imię poprawności politycznej, "nadganiania zachodu", nowoczesności, itp. prowadzi do tragedii. Nie wolno tego robić w żadnym wypadku!
Dariusz Piórkowski SJ
10 maja 2017, 08:35
Ostry rozdział Kościoła od państwa, albo wzajemne zwalczanie się jest na dłuższą metę szkodliwe. Pomiędzy tożsamością narodową a religią są pewne podobieństwa, ale i różnice. Zarówno naród jak i religia dają człowiekowi poczucie zadomowienia, bezpieczeństwa. Oczywiście, nie jest łatwo znaleźć równowagę i zdrową współpracę. NIe chodzi więc o tworzenia państwa wyznaniowego.
10 maja 2017, 10:58
"Polska ma taką strukturę mentalną i taką geopolityczną pozycję,że nie może sobie pozwolić na laickość" Ładnie brzmi "struktura mentalna Polski" ale co właściewie oznacza to stwierdzenie? Moje skojarzenie to ciemnogród religijny. Kolejny kwiatuszek to "goepolityczna pozycja", która nie "pozwala na laickość". Sam pan to wymyślił? Położenie między protestanckimi Niemcami i Prawosławna Rosją zmusza nas do katolicyzmu? Oczywiście ma Pan jakieś uzasadnienie tych słów? Wspomnę, że Czechy są państwem laickim i świetnie sobie radzą i w tym otoczeniu. A może wykaże Pan "tragiczność" życia w Czechach?  Wspomnę jeszcze, że Kościół już kilka razy wyjątkowo mocno "zasłużył się" Polsce i rzeczywiście "Mamy tego w historii liczne dowody" ... weźmy np. coś o czy prawica lubi wspominać jako o najwiekszej zdradzie Polski czyli Targowicy. Pod aktem konfederacji sporo biskupich podpisów .. prawda? O takich dowodach Pan pewnie nie pomyślał, a szkoda. Były już bardzo katolickie kraje w których nie wyobrażano sobie zmarginalizowania Kościoła. A stoło się bardzo szybko inaczej. Wystarzczyło, że ludzie w Hiszpanii (rola Kościoła podczas wojny domowej) albo w Irlandii (pedofilia w Kościele rzymskokatolickim i przestępstwa liczone w tysiącach) dostrzegli prawdziwe oblicze tej instytucji.  Nie o poprawność polityczną tu idzie o o higienę umysłu, zaprzestania zawierzania zabiobonom i rozwój umysłu, nauki. Kościół zawsze ciągnął do ciemnogrodu, zaścianka,  ciemnoty i biedy ludzi.
10 maja 2017, 11:17
"Ostry rozdział Kościoła od państwa, albo wzajemne zwalczanie się jest na dłuższą metę szkodliwe". Zwlaczanie jest zawsze szkodliwe. Natomiast rozdział jak najbradziej pozytywny. W Polsce Kosciół ma ogromną władzę polityczną i zdecydowanie jest to niekorzystne dla społeczeństwa, rozwoju, a także dla gospodarki. Pewnie zapyta się Pan w jaki sposób KRK ma tą władzę, węc odpowiem za wczasu, KRK ma silne przełożenie na poddanych mu polityków. W zamian za wskazywane parafianom (człowiek ciemny, niewykształcony) ko mają popierać podczas wyboru, otrzymują szereg przywilejów, dopłat, dofinansowań (z których się KRK nie rozlicza). Jednym słowem korupcja miedzy władzą a kościołem kwitnie. 
KJ
k jar
10 maja 2017, 13:03
Co do Targowicy: proszę przeczytać Richarda Butterwicka "Polska rewolucja a Kościół katolicki 1788-1792" (angielski uczony,więc nie stronniczy) i Martyny Deszczyńskiej "Polskie kontroświecenie" Co do Kościoła w Polsce: Paweł VI powiedział na wiosnę 1978 roku do kard. Wojtyły: "Polacy, wy daleko zajedziecie, bo nie suniecie głównym nurtem". Spór,jak prowadzić działalność duszpasterską w danym kraju po Soborze trwał między Polską a Episkopatami Europy od słynnego wystąpienia kard. Wyszynskiego na synodzie biskupów w Rzymie w 1971: Episkopaty Hiszpanii,Belgii, Irlandii czy Niemiec integrowały się bardzo z polityka społeczną swych krajów, pod ich wpływem liberalizowały swoją doktrynę, np. w kwestii aborcji i trudno,aby nie doszło tam do kryzysu. My mieliśmy zabory, okupację i komunizm,dlatego władza była zawsze na dystans traktowana przez Kościół (politycy się zmieniają, Kościół trwa). Traktowanie polskiego Kościoła tak jak Kościoła w Hiszpanii (silny związek z władzą, np. frankiści) czy Irlandii (silny związek z narodem jako narodowy Kościół katolicki) jest nieporozumieniem. A wspominanie o Czechach, którego Kościół de facto nigdy nie był samodzielny, zwykle silnie zależny od Niemiec to wogóle nie stanowi porównania.
10 maja 2017, 13:20
Ależ porównanie z Hiszpanią i Irlandią ma sens. Związki Państwa z Kościołem i społeczeństwa z Kościołem były w tamtch przypadkach silniejsze i miały ważniejsze powody niż w Polsce .... a jednak się rozleciały, gdy społeczeństwo zaczęło samodzielnie myśleć (dostrzegać programowe zakłamanie Kościoła). A odniesienie do Czech był przykładem kraju położonego geopolitycznie tak samo a jednocześnie laickiego. Czechy radzą sobie świetnie bez Kościoła a to było do wykazania (co wskazywało miałkość Pańskiego wywodu). Co do konfederacji Targowickiej to czy uważa Pan ją ją za pozytywna?  I czy wie Pan ilu biskupów ja podpisało? 
9 maja 2017, 12:53
W ślad za Gomezem d'Avilla moglibyśmy powiedzieć:Naszą Ojczyzną jest katolicyzm.Wiedząc jednak,iż Christianitas to szczytne wspomnienie odwołujemy się do miłosci naszej ziemskiej Ojczyzny, zwąc ją Matką. Tak jak Święta Matka Kościół tak i ziemska karmicielka towarzyszy nam od zarania naszej państwowości. Jako naród jesteśmy wspólnotą:genetyczną,krwi i duchową. Duchowość ma zaś w przypadku narodu Polskiego nierozerwalny związek z katolicyzmem. Trudno oddzielić bycie Polakiem od bycia katolikiem. Kościół w swej mądrości na tej naturalnej spoiwie buduje duchowość chrześcjańską i dba aby wierni postępowali w cnocie także jako naród. W tym kontekście rozdział Kościoła od państwa jawi się jak sztuczny i raczej jako efekt ideologicznego mącicielstwa. Niestety wszyscy jesteśmy jednak ofiarami soborowego obłędnego przewrotu, w efekcie którego państwo oddzielono od Kościoła czyniąc z niego twór religijnie obojętny. Dziś rozmaici macherzy , w rodzaju o.Piórkowskiego próbują spoiwo narodu i wiary zastąpić demoliberalnym kotłem idei. 
10 maja 2017, 11:51
"Trudno oddzielić bycie Polakiem od bycia katolikiem." Jake durne stwierdzenie. Zreszta cała wypowiedź jest mało mąrda czyli mądra inaczej. 
9 maja 2017, 11:53
Herezją to jest większość treści zamieszczanych na łamach tego lewackiego portalu, który mieni się niby ,,chrześcijańskim'' ( o katolicyzmie w przypadku deonu to w ogóle nie da się mówić).  Natomiast tekst imć dobrodzieja Piórkowskiego to przykład nie tylko manipulacji, ale również apostazji narodowej (,,...stopniowo oczyszczać głębokie uczucia do narodu ewangeliczną miłością'').  Generalnie możecie sobie podać z Szechterem ręce. 
S
Szymon
9 maja 2017, 12:52
W "oczyszczaniu uczucia do narodu przez Ewangelię" raczej nie chodzi o zlikwidowanie tego uczucia, tylko o oczyszczenie. Wtedy jest to jak najbardziej w porządku.
Krzysztof Łoskot
9 maja 2017, 21:23
W szkole uczono mnie że masochizm to....... Czemu ciągle czytacie te teksty które budzą w Was tyle bólu? Uwielbiacie ten "lewacki" portal? A może wprawia Was w ekstazę poczucie własnej mądrości wobec takich tekstów jak o. Piórkowskiego? Nie zauważyliście że ten tekst to głównie zbiór cytatów z Pisma Św, katechizmu i listu biskupów?