Polacy zabijają (przesłanie) Franciszka

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

Wcześniej mówiło się o "kremówkowaniu" Jana Pawła II. Dziś również zabijamy przesłanie papieża. Mamy na to, jako Polacy, kilka świetnych sposobów. A on naprawdę chce nam powiedzieć więcej niż tylko o rozwiązaniach ws. uchodźców czy komunii dla rozwodników.

Bardzo łatwo przychodzi nam dotykanie powierzchownej warstwy naszej religii. Z doświadczenia wiem, że wymyśliliśmy sporo sposobów na to, jak "zabić", tj. złagodzić i odrzucić to, co papież i ogólnie Kościół próbują nam przekazać.

Przykładem mogą być spotkania rodzinne podczas rozmaitych chrześcijańskich świąt. Wydaje się, że mamy coraz więcej problemów z autentycznym ich przeżywaniem. Po "zaliczonym" kościele siadamy wprawdzie razem do obiadu, ale ograniczamy życzenia i rytuały do minimum. Podejrzewam, że wielu czytelników doświadczyło tego, że spotkania z rodziną czy przyjaciółmi były zdominowane przez dyskusje światopoglądowe czy polityczne.

DEON.PL POLECA

Nie mówię, że nie trzeba dyskutować. Ale nie pozwólmy, by te polemiki stały się sednem i jedynym autentycznie przeżytym elementem rozmaitych spotkań. Bo bardzo często polityka jest jedynie ucieczką, udaną próbą zabicia tematów o wiele bliższych naszym codziennym doświadczeniom.

Tego typu dyskusje siłą rzeczy redukują też przekaz Kościoła i papieża do kwestii światopoglądowych. Tym samym "za dużo" mówiący i piszący papież Franciszek spotyka się z ostrą krytyką ze strony wielu wiernych - świeckich i duchownych. Światopoglądowe i polityczne spory zabiły naszą wrażliwość i chęć dokonania pogłębionej refleksji. Choć początkowo stają się tematem zastępczym, po jakimś czasie zaczynają stanowić sens naszych działań.

Widać to na przykładzie potraktowania adhortacji Amoris Laetitia. Z jednej strony pojawiły się entuzjastyczne głosy, że "o tu, tu właśnie w punkcie 351. papież zmienił nauczanie Kościoła". Że "zezwolił rozwodnikom przystępować do komunii". Że rewolucja doktrynalna…

Z drugiej strony pojawiły się entuzjastyczne głosy, że "nie! Franciszek nie mówi tylko o miłości do innych. Że "w punkcie 343. papież wreszcie potępił związki gejowskie". I że "to wreszcie jasna deklaracja, która daje możliwość ogłoszenia moralnego zwycięstwa chrześcijańskiej cywilizacji". "Rzym wraca do korzeni!"

To nie wszystko. W oparciu o interpretacje polityczno-światopoglądowe pojawiły się również głosy krytyczne: z jednej strony, że papież nie wyraził się wystarczająco jasno, że uciekł od problemu. A z drugiej - że Franciszek znów pokazał swoją lewicową stronę.

Mam silne przekonanie, że te głosy niewiele się od siebie różnią, gubiąc zasadniczą treść papieskiego przesłania. Dlaczego tak łatwo przychodzi nam redukowanie przekazu papieża do kwestii światopoglądowych czy prawnych? Nie o to przecież chodzi - ani w adhortacji, ani w całej "rewolucji czułości", którą Franciszek podbija cały świat.

Jak słusznie zauważyli komentatorzy, kwestie światopoglądowe zostały w ostatnim dokumencie odsunięte na bok - adhortacja ma zdecydowanie duszpasterski charakter. Pytania o to, czy geje mogą zawierać związki małżeńskie, a rozwodnicy przystępować do komunii świętej, są tak naprawdę problemem pobocznym. Wynika to z podstawowego elementu Franciszkowej rewolucji czułości - próby pokazania, jak ważne jest skupienie na konkretnych osobach, nie ideach czy normach moralnych. Że prawo i doktrynę odkryjemy wtedy, gdy zaczniemy nią żyć (np. poprzez praktykę miłosierdzia).

Trzeba powiedzieć jasno, że Franciszek jest w tym bardzo katolicki. Jednym z podstawowych elementów sposobu myślenia i działania dla katolików jest spoglądanie na konkretną sytuację, konkretną osobę bez podejmowania ogólnych ocen.

W tym duchu rozumiem też licznie powtarzające się słowa papieża z adhortacji:

- "[…] duszpasterz nie może czuć się zadowolony, stosując jedynie prawa moralne wobec osób żyjących w sytuacjach «nieregularnych», jakby były kamieniami, które rzuca się w życie osób" (p. 305);

- "[…] w Kościele konieczna jest jedność doktryny i działania, ale to nie przeszkadza, by istniały różne sposoby interpretowania pewnych aspektów nauczania lub niektórych wynikających z niego konsekwencji. Będzie się tak działo, aż Duch nie doprowadzi nas do całej prawdy (por. J 16,13), to znaczy kiedy wprowadzi nas w pełni w tajemnicę Chrystusa i będziemy mogli widzieć wszystko Jego spojrzeniem. Poza tym, w każdym kraju lub regionie można szukać rozwiązań bardziej związanych z inkulturacją, wrażliwych na tradycje i na wyzwania lokalne" (p. 3);

- "Nikt nie może być potępiony na zawsze, bo to nie jest logika Ewangelii! Nie mam na myśli tylko rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach, ale wszystkich niezależnie od sytuacji, w jakiej się znajdują. Oczywiście, jeśli ktoś afiszuje się z obiektywnym grzechem tak, jakby był częścią ideału chrześcijańskiego, czy chciałby narzucić coś innego od tego, czego naucza Kościół, to nie może domagać się, by uczyć katechizmu czy przepowiadać, i w tym sensie istnieje coś, co go oddziela od wspólnoty (por. Mt 18,17). Musi na nowo usłyszeć Ewangelię i wezwanie do nawrócenia. Nawet jednak dla takiej osoby może istnieć jakiś sposób uczestniczenia w życiu wspólnoty: w pracy socjalnej, w spotkaniach modlitewnych lub w tym, co może sugerować jego osobista inicjatywa wraz z rozeznaniem duszpasterza" (p. 295).

Podobnych punktów można byłoby znaleźć o wiele więcej. Papieżowi nie chodzi o prawo czy dogmaty. Chodzi o to, by traktować każdego spotkanego człowieka z należytą mu godnością. Traktować go jak dziecko tego samego Boga, które nasz Ojciec powołał do istnienia. Ojciec, który je kocha i chce, by ona lub on żył. Niezależnie, czy jest uchodźcą, migrantką, przestępcą, więźniem, muzułmanką, lewakiem, faszystą itd.

Ani Bóg, ani najprawdopodobniej żaden człowiek nie chce grzechu. Nie chce błędu. I ani grzech, ani błąd nie jest człowiekiem. Dlatego trzeba pamiętać, że, walcząc z błędem czy grzechem, nie możemy wpadać w pokusę, by uderzać w człowieka.

Zresztą, podkreślanie grzechu przez papieża związane jest z jego wizją miłosierdzia. Miłosierdzie nie jest przecież przykryciem grzechu, ale dowodem, że on istnieje - każdy grzeszy, każdy potrzebuje miłosierdzia. Tę prostą prawdę można wręcz uznać za motto obecnego pontyfikatu.

Na czym dla mnie polega to miłosierdzie? Na pewno nie na tym, że podchodzę do grzesznika (lewaka, faszysty, muzułmanki, uchodźczyni - wpisz, co chcesz, z kim się najbardziej nie zgadzasz) i wyjaśniam mu, na czym polega jego grzech i błąd. To wcale nie doprowadzi do tego, by dana osoba swój błąd naprawiła, "nawróciła się".

Być może jesteśmy sceptyczni wobec rozwiązań papieża, obawiamy się jego gestów i apeli. Bardzo łatwo byłoby nam przyjąć, że ocena i słowne wytłumaczenie błędu doprowadzą do nawrócenia grzesznika. Ale to nigdy nie wystarczy. Podczas spotkania z argentyńskim Caritasem w 2009 roku kard. Bergoglio stwierdził, że, pracując z ubogimi, przyjmując ich punkt widzenia, "zmienia się też twój styl życia. Nie stać cię już na luksusy, do których się przyzwyczaiłeś…". Aby wyrwać ubogiego z biedy lub grzesznika z błędu, trzeba się pobrudzić.

Papież spogląda na człowieka bardziej całościowo. Wykracza poza partykularne interesy czy obyczaje chrześcijan żyjących w Polsce czy Europie. Widzi, że gdy jedna z naszych sióstr lub jeden z naszych braci cierpi, to dotyka nas to wszystkich. I dlatego nie można ignorować cierpienia innych.

Sądzę, że Franciszek chce, by to cierpienie - migrantów, więźniów, rozwiedzionych i żyjących w ponownych związkach, muzułmanów, dzieci z rozbitych rodzin, nieuczciwie opłacanych robotników, prześladowanych chrześcijan - rozgrzało nasze serca na nowo. Poruszyło nasze "zabójcze" często schematy. Nie pozwoliło nam redukować sytuacji osób z krwi i kości do sporów ideologicznych czy światopoglądowych.

Czy mu się to uda?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Polacy zabijają (przesłanie) Franciszka
Komentarze (13)
Maciej Śliwowski
26 kwietnia 2016, 12:05
To, że "rozwodnicy nie mogą przystępować do komunii" jest jedynie ignoranckim uproszczeniem. Nie mogą jeśli weszli w ponowny związek z innym partnerem. Jeśli po rozwodzie pozostają  wierni swoim ślubom małżeńskim mogą przystępować do komunii. Sam fakt rozwodu nie jest grzechem śmiertelnym. Są przypadki kiedy jedna strona uzna, że ma powołanie do życia konsekrowanego i wtedy za zgodą partnera może dojść do "rozwodu". Partnerzy pozostają sobie i swym ślubom wierni nie łamiący przykazania małżeńskiej wierności.
PM
Pola Magierska
24 kwietnia 2016, 09:26
A to jest film o powiązaniach jezuitów z wolnomularstwem: https://www.youtube.com/watch?v=E6ZzIbJftNY
24 kwietnia 2016, 00:56
Tu nie chodzi o schematy, chodzi o to aby "miłować całym sercem swoim Boga, a potem siebie i bliźniego" - to z tego rodzi się współczucie, cierpliwość, łagodnośc, pomoc, braterstwo. Jakoś mało w deonie jest o naszej relacji do Boga, z której wynika cała reszta. Jaki ma sens przyjmowanie komunii, jeżeli nie wynika ono z pokornego uniżenia, z poczucia ogromnego daru i łaski. Jaki sens ma zawieranie malżeństw kościelnych, jezeli nie wynika to z pragnienia zaproszenia Boga do swojego domu, do swojej miłosci, świadomości, ze bez Niego naszemu życiu grozi niepowodzenie. Jaki sens mają nowe prawa, możliwości, nowe spojrzenia bez głębokiej tęsknoty za Bogiem, bez której wszystkie gesty wobec drugiego człowieka będą mniej lub bardziej wyuczone, wymuszone, konieczne ....
R
Robin
23 kwietnia 2016, 12:13
Mam wrażenie, że sytuacja z 1410 r powtarza się. Oto mamy dwóch papieży, z których jeden prowadzi cały kwiat  rycerstwa oświeconej Europy na wojnę przeciwko Republice Dwojga Narodów, słowem Polsce. W tle mamy tą samą dzicz islamską. Czy schizma się powtórzy? Stawiam na to, że TAK. Grunwald też. https://pl.wikipedia.org/wiki/Wielka_schizma_zachodnia  
PM
Pola Magierska
23 kwietnia 2016, 08:12
MASON
WDR .
23 kwietnia 2016, 02:37
Kolejny już raz to powtarzam: sami Państwo na deonie wybieracie/podkreślacie/promujecie z wypowiedzi Franciszka to co Wam pasuje.
S
stos
22 kwietnia 2016, 19:45
Katolewica w osobie red.Wilczyńskiego szerzy przekonanie,iż obecny papież jest geniuszem.Dotychczas nikt bowiem nie usiłował przeprowadzić w Kościele podobnej rewolucji polegającej na zapomnieniu o doktrynie na rzecz wszechogarniającego miłosierdzia. Cóż jest więc w tej doktrynie takiego czego dzisiejszy człowiek nie chce słuchać. Rzecz jedna i podstawowa - PRAWDA O JEGO KONDYCJI. Grzech jest rzeczywistością, z którą człowiek współczesny nie chce mieć nic wspólnego, mało tego czynie z tej rzeczywistości normę. Żałośnie brzmią w tym kontekście bajdurzenia redaktora Wilczyńskiego jakoby to człowiek współczesny nie chciał grzechu. To nie grzechu on nie chce , lecz przypominania mu owego grzechu ohydy. Niestety tą drogą kroczy Franciszkowa rewolucja w Kościele. "Uciemiężony" doktrynalnym pancerzem człowiek z natury dobry, woła o miłosierdzie. I to miłosierdzie otrzymuje. Otrzymuje WOLNOŚĆ OD PRAWDY. Typowa lewacka ideologia dobrego dzikusa znieprawionego przez okoliczności. Kłamie w żywe oczy redaktor Wilczyński,ipisząc ,iż uświadomienie człowiekowi jego grzeszności jest błędną drogą. Jest dokładnie przeciwnie - to początek właściwej drogi ku zbawieniu. Człowiek jest bowiem istotą rozumną , nie zaś jak chce red.Wilczyński bydlątkiem karmionym czułością. Franciszek nie jest żadnym geniuszem.To dobry człowiek ale wyraźnie brak mu rozumienia roli papieża w Kościele.    
QQ
q q
22 kwietnia 2016, 14:11
Na razie to Bergoglio zabija - logikę i przyzwoitość. Swoją zresztą drogą, gdyby nie zamienił języka Kościoła w pijarowy bełkot to może byłoby mniej problemów z interpretacją jego nauczania?
M*
Menio *
22 kwietnia 2016, 13:08
Nic podobnego, nic nie zabijają Polacy, ani nie wojują. Teraz właśnie doświadczamy pięknego wymiaru wary w naszym narodzie i uwielbienia dla przywództwa Ojca Świętego Franciszka w Kościele. I wcale nie potrzeba kremówek. Z tego artykułu wynika, że Episkopat i Biskupi przespali bardzo długi czas. Młodzi chętni do Kościoła, a wg stanowiska Episkopatu zupełnie bez poprawności katolickiej. Nigdy za późno miłować i nauczać jak mówił Jezus. Zatem bez wątpliwości włączmy ks. Międlara i Narodowców i zaprośmy w Duchu Miłosierdzia na ŚDM u Papieża. Kardynał Dziwisz włączy młodych rodaków w dzieło Miłosierdzia, aby nie izolować, sami przecież przychodzą do Kościoła, i nie tworzyć dyskryminacji chrześcijan pośród chrześcijan w centrum Europy, TV Trwam pokazywała przez lata ich przywiązanie do tradycji i wiary katolickiej. Od każdego katolika oczekuje się dzieła miłosierdzia. Zacznijmy po katolicku zatem łączyć a nie dzielić. Już czas!
M*
Menio *
22 kwietnia 2016, 13:28
Oczekuję, by osoby oddające głos na forum w opozycji umiały wyrazić swoje stanowisko. Czas dorosnąć. I dawać swiadectwo na swoim przykładzie z podpisaniem się prawdziwym z imienia i nazwiska. Szczęść Boże.
TK
Teresa Kmiecik
22 kwietnia 2016, 17:36
Zabawne, Menio - i imienia i nazwiska Menio - nawołuje interlokutorów do wypowiedzi podpisanych prawdziwym imieniem i nazwiskiem.  Przychodzenie do kościoła nie jest jednoiznaczne z byciem katolikiem.  Chrześcijanin (katolik w szczególności) wsłuchuje się w Nauczanie Jezusa spisane w Ewangelii, a tam nie ma nic o lewakach i innych "wrogach", z którymi narodowcy chcą walczyć - wykrzykiwane hasła na "imprezach kościelnych" można tu i ówdzie znaleźć. 
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
22 kwietnia 2016, 09:47
Nie pozwoliło nam redukować sytuacji osób z krwi i kości do sporów ideologicznych czy światopoglądowych. I w tym właśnie błąd! Gdy człowiek najpierw zatroszczy się o to, co najważniejsze - o zdrowie duszy, to problemy ciała (krwi i kości) przestaną mieć dominujące znaczenie i z czasem zostaną z pomocą łaski Bożej rozwiązane.
Krzysztof Łoskot
22 kwietnia 2016, 10:36
Człowiek troszczący się przede wszystkim o zdrowie swej duszy to cholerny egoista. Bóg każe troszczyć się (miłować!) o bliźniego i siebie samego (całego, z ciałem - bo taki jest człowiek!)