Przekraczanie granic kobiet nie jest dobrym żartem

(fot. depositphotos.com)

Nie doszliśmy jeszcze jako społeczeństwo do tego, aby naruszanie granic było postrzegane jako coś jednoznacznie negatywnego. Molestowanie (w różnych formach) jest u nas często obśmiewane, lekceważone, a nierzadko odbierane jako "naturalna" reakcja mężczyzny.

Poznałam kiedyś kobietę, która kilkanaście lat temu w okresie wakacyjnym pracowała w pubie jako kelnerka. Kiedy goście sobie popili - co miało miejsce głównie w weekendy - często uruchamiał im się tryb "samca alfa", co skutkowało słownymi zaczepkami skierowanymi do rzeczonej dziewczyny.

Kiedy jeden z biesiadników klepnął ją w pośladki, postanowiła zgłosić sprawę menadżerowi. Ten, jak przystało na prawdziwego mężczyznę i rekina biznesu, roześmiał się i powiedział jej, że nic dziwnego, że się panom podoba, więc nie ma sensu robić afery i tracić gości. Młoda dziewczyna (dziś już dojrzała osoba) poczuła się upokorzona i wykorzystana, co sprawiło, że później przez jakiś czas obawiała się zostawać sam na sam z mężczyznami.

To właśnie o niej pomyślałam w pierwszej chwili, gdy dowiedziałam się, że znana lekarka zamieściła na swoim instagramie relację, podczas której jej syn klepie po pośladkach obcą kobietę. Niestety, ku uciesze swojej mamy.

"Ma to po tacie!"

O tym kontrowersyjnym nagraniu dowiedziałam się stąd, skąd ludzie czerpią dziś w znacznej mierze wiedzę o świecie - z instagrama. Lekarka, o której piszę, padła wczoraj ofiarą ataku ze strony hejterów - usunęli oni profil fundacji, którą założyła obrotna influencerka. Pomyślałam wtedy, że jest to oburzające i prymitywne - w ramach "solidarności" postanowiłam więc nie tylko przelać środki na działalność fundacji, ale też tak po prostu obejrzeć parę relacji dodanych przez tę panią. Kiedy moim oczom ukazała się relacja, na której kilkuletni syn influencerki klepie po pośladkach panią w sklepie, a jego mama śmieje się z tego zdarzenia i dodaje napis sugerujący, że jej syn ma "to" po tacie (i kilka emotikonów oznaczających rozbawienie), zamarłam. Serio. Nie przyszłoby mi do głowy, że takie zachowanie u syna może aprobować osoba, która od lat pracuje z kobietami. I która jest autorytetem dla tysięcy kobiet w Polsce.

Wychowanie to nie tylko nauka zasad higieny

Oczywiście, nie należy tutaj atakować dziecka. Chłopiec ma dopiero kilka lat, a zatem - jak każdy niedorosły - ma prawo nie rozumieć konsekwencji swoich czynów. Jednak, w przeciwieństwie do niego, powinna znać je jego matka oraz inne osoby, które biorą udział w jego wychowaniu. W następnym snapie kobieta tłumaczyła, że powiedziała synowi, że tak nie należy robić, ale też ze śmiechem wyznała, że się tym nie przejął. Lekarka pokusiła się także o stwierdzenie, że sytuacją "nie przejęła się" też chyba pani, której dotknął jej syn.

I tutaj chciałabym poruszyć kilka ważnych kwestii. Po pierwsze, kiedy zachowanie dziecka przyjmujemy ze śmiechem, to nawet późniejsza reprymenda (być może w tym wypadku również udzielona w formie śmieszkowania), nie będzie przez nie potraktowana poważnie. Dzieci doskonale wyczuwają nasze reakcje emocjonalne i wiedzą, co naprawdę nam w ich zachowaniu przeszkadza, a co bawi. Jasne, latorośle czasami miewają pomysły, które sprawiają, że dorośli stają jak wryci - to nic niezwykłego. Ale po otrząśnięciu się z szoku, należy dziecku zwrócić uwagę i wytłumaczyć, dlaczego to, co robi, jest niewłaściwe. Nasza mimika i ton powinny być spójne ze słowami - w przeciwnym razie dziecko może taką "połajankę" odebrać jako pozytywne wzmocnienie.

Dla mnie osobiście również fakt, że dziecko ma "to po ojcu", nie byłby również powodem do chwalenia się tym w internecie, a do rozmowy z ojcem tegoż dziecka - bo jeśli ojciec przekracza granice innych kobiet, to dziecko może zwyczajnie nie wiedzieć, że jest to karygodne.

Druga rzecz: takie nagranie nie powinno się znaleźć w internecie. Oczywiście, w pierwszej kolejności z uwagi na dobro dziewczyny, którą zaczepił jej syn i którą ludzie mogą rozpoznać na nagraniu, ale także dlatego, że wraz z wielkimi zasięgami przychodzi wielka odpowiedzialność. Nie należy takiego wydarzenia pokazywać jako czegoś zabawnego, fajnego, gdy jest się inspiracją dla tylu internautów.

Gdyby ktoś wstawił do sieci nagranie, na którym jego dziecko np. dręczy psa, to byłoby to skandalem - nawet gdyby rodzic później stwierdził, że przecież zwrócił mu uwagę. Tak samo nie można bagatelizować przekraczania granic kobiet. Po trzecie natomiast radziłabym influencerce wstrzymać się z komentarzami, że kobieta dotknięta przez jej syna się nie przejęła. Być może jednak ją to obeszło, ale czuje się bezradna jako pracownica sklepu i nie wie, jak to zgłosić, albo wie, że nie dostałaby pomocy? A może samo klepnięcie jej przez dziecko nie sprawiło jej dużego dyskomfortu, ale już śmiech jego matki - tak? Wychowanie dziecka to nie tylko uczenie go zasad higieny (o czym rzeczona instalekarka mówiła całkiem sporo). Wychowując, musimy uczyć dzieci, że dotykać, obejmować i poklepywać można tylko te osoby, które wyrażają na to świadoma zgodę. A jeśli ktoś postępuje przeciwnie, to po prostu czyni zło, na które nie wolno być obojętnym.

Nie hejtujmy, zwracajmy uwagę

Sytuacja, w której to wykształcona i rozpoznawana osoba bagatelizuje tego typu zachowanie, jest według mnie swoistym "markerem" społecznym. Jak widać, nie doszliśmy jeszcze jako społeczeństwo do tego, aby naruszanie granic było postrzegane jako coś jednoznacznie negatywnego. Molestowanie (w różnych formach) jest u nas często obśmiewane, lekceważone, a nierzadko odbierane jako "naturalna" reakcja mężczyzny. Lekarka z insta nie jest zatem odosobnionym przypadkiem śmieszkowania z poważnego problemu.

Zresztą, naprawdę nie chciałabym, aby moja wypowiedź została odebrana jako hejt wobec tej influencerki. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak dużo dobra wydarzyło się za jej udziałem (zebrane środki na WOŚP, edukacja kobiet na tematy, o których czasami nie mają z kim porozmawiać). Fundacji, którą ta pani założyła, życzę jak najlepiej - nie tylko jako psycholożka spotykająca w swojej pracy kobiety po stracie ciąży, ale również jako osoba, której ciąża nie przebiegała bezproblemowo i która sama potrzebowała wsparcia. Nie zmienia to faktu, że na tego rodzaju rzeczy trzeba zwracać uwagę - nieważne, czy granice przekracza nasz kumpel po piwie, ksiądz po kolędzie czy dziecko osoby znanej i lubianej. Naruszanie nietykalności kobiet (mężczyzn zresztą też!) to nie powód do śmiechu, ale do interwencji.

Pamiętajmy, że mężczyźni, którzy wulgarnie zaczepiają kobiety na ulicy oraz lubieżni wujkowie obłapiający panie na weselach byli kiedyś chłopcami, którym nikt w zdecydowany sposób nie powiedział "tak nie wolno!".

Bądźmy więc tymi, którzy jednak te słowa wypowiadają.

Angelika Szelągowska-Mironiuk - psycholog i copywriter. Wierząca i praktykująca. Prowadzi bloga katolwica.blog.deon.pl

Psycholog i copywriter. Wierząca i praktykująca. Prowadzi bloga katolwica.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przekraczanie granic kobiet nie jest dobrym żartem
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.